Strona główna
Internetowej
Gazety Katolików
Maria K. Kominek OPs
Dlaczego prof. Maria Braun - Gałkowska nie obejrzy "Pasji"?


Do naszej redakcji wpłynął list o następującej treści:

Szanowni Państwo !

W "Gościu Niedzielnym" nr 11/2004 z 12.03.2004 w dziale "Kultura" ukazał się tekst o filmie "Pasja" M. Gibsona autorstwa p. prof. dr hab. Marii Braun-Gałkowskiej z KUL. Proszę zwrócić uwagę, że nie jest to głos byle kogo, jakiegoś niedouczonego pseudokatolika, ale profesora doktora habilitowanego, kierownika Zakładu Psychologii Wychowawczej i Rodziny w Instytucie Psychologii na Wydziale Nauk Społecznych Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Myślę (to oczywiście MOJE PRYWATNE ZDANIE i nikomu go nie narzucam !!!), że tego głosu nie można tak po prostu zignorować. Pani profesor M. Braun-Gałkowska ma wieloletnie doświadczenie psychologiczne, specjalizuje się w badaniu wpływu programów telewizyjnych i gier komputerowych na psychikę młodzieży (co uprawnia Ją do stawiania zarzutów filmowi), jest autorką wielu prac naukowych i popularnonaukowych, a tytuł profesora doktora habilitowanego najbardziej renomowanej polskiej uczelni - po UKSW oczywiście - też daje do myślenia. Reasumując: Jej argumenty zasługują przynajmniej na to, żeby się z nimi zapoznać i wziąć poważnie pod uwagę, nawet, jeżeli się Państwo z nimi ostatecznie nie zgodzą; ale taką niezgodę trzeba bardzo dokładnie uzasadnić, może nie tyle ze względu na same argumenty, ile ze względu na osobę, która je wyartykułowała.

Zacznę od tego, że w pełni się zgadzam z naszym Czytelnikiem. Nie można pominąć głosu pani profesor M. Braun-Gałkowskiej.
Warto na początek zwrócić uwagę na datę wydrukowania tekstu - jest to 12.03.2004, czyli więcej niż dwa miesiące temu, ale już po polskiej premierze Pasji. Istnieje możliwość, że pani Profesor obejrzała w międzyczasie film i zmieniła zdanie. Jeśli tak - odpowiedni tekst powinien się ukazać również w "Gościu Niedzielnym". W archiwum internetowym tego pisma jest jednak tylko jeden artykuł pani Profesor - ten, o którym mowa w liście naszego Czytelnika.
Zdecydowałam są na szersze poszukiwania internetowe. Nie znalazłam żadnej innej wypowiedzi na temat "Pasji". Oczywiście nie musi to być jednoznaczne ze stwierdzeniem, że pani profesor nie wypowiedziała się po 12.03 2004, jeśli jednak tak - na pewno nie drukowano jej opinii w mniej lub bardziej poczytnych gazetach, które mają swoje archiwa w Internecie. Na tej podstawie wnioskuję, że pani profesor zdania nie zmieniła i podejmuję polemikę.
Przechodzę teraz do rzeczowej analizy całej wypowiedzi pani prof. M. Braun- Galkowskiej:

Dlaczego nie obejrzę?

Chrześcijanie często myślą o męce Pana Jezusa, a robią to na kolanach, podczas nabożeństwa Drogi Krzyżowej, albo słuchając Ewangelii w Wielki Piątek, stojąc na uginających się ze zmęczenia nogach.

Zgadzam się z Panią Profesor w tym, że chrześcijanie często myślą o Męce Pana Jezusa. I jestem przekonana, że nie tylko podczas Drogi Krzyżowej i liturgii Wielkopiątkowej, ale również i dużo, dużo częściej. I choć Pani Profesor nie wyraża się dokładnie jakich chrześcijan ma na myśli, odniesienie do nabożeństwa Drogi Krzyżowej może sugerować, że ma na myśli katolików. Choć rozważania Wielkopiątkowe wspólne są i dla chrześcijan odłączonych, zostańmy jednak tylko przy pobożności katolickiej, wszak Pani Profesor jest pracownikiem uczelni katolickiej.
Otóż katolik nieustannie rozważa Mękę Pańską (lub co najmniej powinien nieustannie rozważać). Uczestnictwo we Mszy św. niedzielnej (i każdej innej) jest wejściem w Zbawczą Mękę Chrystusa Pana, Msza św. bowiem jest uobecnieniem Ofiary Krzyżowej. To jest podstawowa sprawa - Chrystus codziennie przelewa swoją Krew na tysiącach ołtarzy świata. Aby zrozumieć głębiej Ofiarę Mszy św., należy często rozważać i kontemplować Mękę Pańską. Taka jest wielowiekowa tradycja i praktyka Kościoła i nic się nie zmieniło w tej materii.
Dla przykładu: bł. Fra Angelico wymalował cele braci w klasztorze San Marco scenami adoracji Ukrzyżowanego głównie po to, by im ułatwić kontemplację. Cała sztuka Średniowiecza obfituje w obrazy, ukazujące Mękę Chrystusa Pana i to bez żadnego lukrowania. Do dziś dnia odprawiane są misteria Męki Pańskiej, służy to przybliżeniu wiernym tych najważniejszych godzin z życia ziemskiego naszego Pana, nie po to, by zaspokoić ich ciekawość, ale po to, by poruszyć ich sumienia. Tak samo nasze polskie Gorzkie Żale czy mało już znane Godzinki o Męce Pańskiej.
Pani Profesor jest specjalistką od zagadnień działania słowem na wyobraźnię, myślę więc, że gdyby zechciała zbadać obrazy, które powstają w duszy wiernych w czasie śpiewu Gorzkich Żali, mogłaby się przekonać, że wyobraźnia często przewyższa tego, co Mel Gibson pokazał w swym filmie.

Dalej pisze pani Profesor:

Teraz kino dało nową możliwość: można, zaopatrzywszy się w torebkę irysków, usiąść wygodnie w fotelu i za 15 zł obejrzeć naturalistyczny i brutalny zapis egzekucji.
Można patrząc, zaspokoić potrzebę ekscytacji i zazwyczaj głęboko ukryte tendencje sadystyczne bez poczucia winy, bo w "pobożnym celu".

Pani profesor ma rację - teraz kino dało nowe możliwości. Nie wymienia jednak najważniejszych - ukazania za pośrednictwem tego specyficznego rodzaju sztuki rozmaitych treści i możliwości przekazu idei i myśli. W przypadku filmu "Pasja" mamy do czynienia z kilkoma przekazami - o miłości Chrystusa, o Jego Ofierze, o Jego przebaczeniu i co jest niemniej ważne - film jest bodźcem do wykonania rachunku sumienia. W tym przypadku na drugi plan odchodzi możliwość kupna torebki irysów lub kukurydzy i spokojne spożycie jej podczas filmu.
Skąd jednak Pani Profesor wie, że ludzie chcą zaspokoić potrzebę ekscytacji i zazwyczaj głęboko ukryte tendencje sadystyczne? Być może w swoich badaniach spotkała się z ludźmi chorymi psychicznie, jednak - choć nie jestem specjalistą - pragnę zapewnić Panią Profesor, że większość ludzi jest normalna i nie ma skłonności sadystycznych. Ani jawnych, ani ukrytych. Doszukiwania się u każdego ukrytych złych skłonności bardzo mi przypomina smutną doktrynę Lutra.

Po krótkim wprowadzeniu w temat, pani Profesor wymienia powody dla których nie obejrzy filmu:

Po pierwsze, większość osób, które pytałam o to czy pójdą na film Gibsona odpowiadało, że pójdą z ciekawości. Podobne pobudki kierowały zapewne tłumem biegającym na publiczne egzekucje, gdy były jeszcze dozwolone. Teraz są zabronione, gdyż uznane zostało powszechnie, że ekscytowanie się cudzym cierpieniem jest niegodne człowieka. Dlatego też krytykuje się ukazywanie okrucieństwa w filmach, nawet wtedy gdy producent twierdzi, że pokazuje jew dobrym celu, aby dowieść, jak okropne jest zło. Okrucieństwo budzi najgorsze instynkty, a nieraz chęć naśladowania, stępia wrażliwość i powoduje negatywne skojarzenia nie tylko z katem, ale także z ofiarą.
Zapominanie o tym w kontekście filmu rzekomo religijnego jest wyrazem podwójnej moralności.

Po pierwsze - co złego w tym, jeśli ktoś idzie obejrzeć film z ciekawości? Przy szumie medialnym, który zrobiono wokół filmu, nic dziwnego, że wiele ludzi poszło z ciekawości. Próbuję sobie wyobrazić co by powiedziała Pani Profesor kardynałowi della Rovere, późniejszemu papieżowi Juliuszowi II, gdy z ciekawości chodził oglądać freski Kaplicy Sykstyńskiej, w trakcie ich malowania przez Michała Anioła. Być może upomniała by go, jak nie ładnie jest zachwycać się ukazywaniem potępionych, ponieważ ujawniają się w tym skłonności sadystyczne.
Ale przejdźmy do publicznych egzekucji. Pisze pani Profesor: Podobne pobudki kierowały zapewne tłumem biegającym na publiczne egzekucje, gdy były jeszcze dozwolone. Teraz są zabronione, gdyż uznane zostało powszechnie, że ekscytowanie się cudzym cierpieniem jest niegodne człowieka. Z tego zdania można wywnioskować, że egzekucje publiczne miały na celu zaspokojenie niższych instynktów ludzi, że urządzano je publicznie po to, by dać rozrywkę gawiedzi. Otóż nie podejrzewam Panią Profesor o ignorancję, a tylko o złą wolę. Egzekucję publiczne urządzano i urządza się, by dać nauczkę, a nie rozrywkę, by pokazać człowiekowi jaka kara jest przewidziana za konkretne czyny i co jutro może i jego czekać, jeśli nie podporządkuje się wymaganiom. Jeśli przy tym nawet pojawiał się dla niektórych element rozrywki, to ubocznie, a nie jako podstawowy cel. Egzekucje publiczne urządza się i dziś - celem często jest pokaz siły - jak te, które pokazywane są w TV lub jak dawniej - są sygnałem dla ludności, pokazują co czeka niepokornych. Starczy przyjrzeć się temu, co robią "wyzwoliciele" Iraku lub Czeczenii albo dobrodzieje Palestyny. Albo przypomnieć sobie publicznie, na oczach całego świata, wykonaną egzekucję na władcach Rumunii - małżeństwie Czauczesku. Przyjrzyjmy się jednak dalej wypowiedzi: Okrucieństwo budzi najgorsze instynkty, a nieraz chęć naśladowania, stępia wrażliwość i powoduje negatywne skojarzenia nie tylko z katem, ale także z ofiarą. Zapominanie o tym w kontekście filmu rzekomo religijnego jest wyrazem podwójnej moralności.

Chciałabym zadać Pani Profesor dwa pytania: Pierwsze - jakie uczucia wzbudziło w niej okrucieństwo zabójstwa księdza Jerzego Popieluszki? Czy ma negatywne skojarzenia z ofiarą? Czy w obolałym i osieroconym po zabójstwie księdza Jerzego społeczeństwie ta okrutna jawna zbrodnia wzbudziła chęć naśladowania? Czy były jakiekolwiek zamieszki? Czy aby odpowiedzią na tę zbrodnię nie były modlitwy i przebaczenie, choć nikt o przebaczenie nie prosił?

I pytanie drugie - skąd Pani Profesor wie, że film jest "rzekomo religijny", skoro go nie widziała? Z prasy? Tylko że do 12 marca 2004 roku publikowano w prasie światowej już wiele opinii - tak negatywnych jak i pozytywnych. Czyżby Pani Profesor zapoznała się tylko z jednostronną krytyką?
Obawiam się, że moje pytania zostaną bez odpowiedzi.

Jaki jest drugi powód, podany przez panią Profesor:

Po drugie, czym innym jest modlitewne rozważanie męki Pana naszego, a czym innym przyglądanie się jej, co - według mnie - graniczy z bluźnierstwem, a może nawet te granice przekracza. Filmowi (na którym producent zarobi wiele pieniędzy, bo koszty już się zwróciły) towarzyszy normalna akcja promocyjna. Telewizja, wśród reklam kosmetyków i telefonów komórkowych, pokazuje okrutne fragmenty zabijania, na które natykają się również dzieci, dla których obraz Jezusa skojarzy się z przegraną i przerażeniem. W radiu niespodziewanie można usłyszeć fragment ścieżki dźwiękowej z biczowania, a w Stanach sprzedawane są już gadżety - gwoździe do krzyżowania, aż strach pomyśleć, jakie będą następne. Moje uczucia religijne są głęboko urażone. Krzyż wisi w naszym domu na najbardziej szanowanym miejscu i chcę, by tak pozostało.

Najpierw odpowiem na zarzut o bluźnierstwo, bo jest to bardzo mocny zarzut, choć niczym nie jest argumentowany. Bo i nie da się znaleźć argumentów. Cała mistyka katolicka przesiąknięta jest dosłownie przyglądaniem się Męce Pańskiej. Jeśli takie przyglądanie się - graniczy z bluźnierstwem, a może nawet te granice przekracza - to posądzamy o bluźnierstwo całą rzeszę mistyków i mistyczek poczynając od sł. B. Katarzyny Emmerich, św. Mechtyldy, św. Teresy z Avila, św. Katarzynę Sieneńską, św. Jana od Krzyża, św. Bernarda i wielu, wielu innych. Ciekawostką dla mnie jest, że Pani Profesor, znawca psychologii, nie zna podstawowej wskazówki dla dusz kontemplacyjnych : do ułatwienia kontemplacji w okresie początkowym należy skupić się na tym, co się kontempluje, a jeśli potrzeba wspomagać wyobraźnię, to należy starać się obejrzeć " w duszy" znane obrazy Mistrzów. Film Gibsona jest żywym obrazem, może być wielce pomocny w kontemplacyjnym rozważaniu Męki Pańskiej. Mało tego - sam film jest wyrazem głębokiej kontemplacji, którą Gibson przeżywa i przekazuje innym, tak jak Fra Angelico przekazuje swoją freskami i obrazami, a Katarzyna Emmerich - opisem słownym.
Nie wiem czy pani Profesor przeczytała opis wizji Katarzyny Emmerich, która inspirowała Gibsona do zrobienia filmu. Jeśli nie - to polecam - jest to dzieło typowe dla zdrowej mistyki katolickiej. Jednak by nie być gołosłowną i nie chcąc jednocześnie być posądzoną o jednostronne ukazanie problemu, nie zacytuję Katarzyny Emmerich lecz polską mistyczkę Wandę Malczewską. Ten, kto czytał wizję K. Emmerich przekona się, że obie wizje są bardzo podobne. Wybrałam urywki z opisu Biczowania:

Gdym Go ujrzała boleść nieopisana przeszyła mi serce... Pan Jezus okropnie wyglądał. Długie włosy na głowie i brodzie miał potargane, od bicia zapuchłe oblicze, oczy krwią zaszłe, podsiniałe, jakby czarną obwódką otoczone, ręce w tyle skrępowane tak mocno, że powrozy przecinały skórze do krwi...
Skoro Pana Jezusa przyprowadzili do kolumny, ręce w tyle związane rozwiązali, z sukni Go obnażyli, następnie ustawili Go przodem do kolumny, a plecami do publiki, ręce przywiązali do żelaznego kółka na kolumnie, przednią część ciała odsunięty, aby końce rózg i dyscyplin mogły dosięgnąć i tę część ciała podczas biczowania. ...
Naprzód wystąpili dwaj kaci z rózgami kolczastymi, bili z całej siły... Ciało Pana Jezusa od szyi aż do ostatniego palca nóg jak rola bronami zostało zorane. Po tych przystąpili inni i dalej bili Pana Jezusa batami skręconymi z powrozów, zakończonymi żelaznymi haczykami. Za każdym uderzeniem ciało Pana Jezusa pocięte rózgami haczykami kawałkami rozrywali i rozrzucali na wszystkie strony... Kiedy się ci oprawcy zmordowali, przystąpili inni z żelaznymi ostrymi łańcuszkami i jak nożami krajali Przenajświętsze Ciało Zbawiciela. Wreszcie przystąpili kaci z dyscyplinami rzemiennymi zakończonymi ołowianymi kulkami. Za każdym uderzeniem rany się powiększały, ciało coraz więcej odpadało. Wiele ran było wielkości sześciu cali głębokich do kości. Całe ciało Pana Jezusa, oprócz głowy, było okryte ranami i sińcami, bardziej podobny do jakiejś bezkształtnej masy aniżeli do człowieka.

Opis ten jest o wiele bardziej drastyczny niż sceny biczowania z filmu "Pasja".
Przytoczmy jeszcze jedne rozważania na temat biczowania Chrystusa Pana.

Pisze Ludwik z Granady:

Zbliżają się słudzy zła, a rozebrawszy Pana przywiązują Go mocno do słupa i zaczynają chłostać i rozdzierać to najczystsze Ciało, dodając razy do razów i rany do ran. Spływają strumienie krwi po najświętszych plecach, polewając ziemię i plamiąc ją wokół...
Człowieku zgubiony, będący przyczyną tych wszystkich ran, spójrz, ile masz pobudek do miłości, lęku, pokładania w Panu nadziei i współczucia Jemu...

Można znaleźć u każdego mistyka mniej lub bardziej drastyczne opisy Mąki Pańskiej. Nie chodzi jednak o drastyczność, chodzi właśnie o to, co mówi Ludwik z Granady: Człowieku zgubiony, będący przyczyną tych wszystkich ran... chodzi o refleksję, o rachunek sumienia, o miłość do Zbawcy, który tyle przecierpiał za nas.
Na tle tego, co zostało zacytowane widać, że film Gibsona wpisuje się w nurt mistyki Kościoła, jest opisem wizji mistycznej za pomocą środka filmowego. Nie jest to film, jak chce pani Profesor "rzekomo religijny" - wręcz przeciwnie - jest to filmy na wskroś religijny i to nie ogólnikowo "religijny", a w pełni katolicki.
Wreszcie - nie sposób nie przyznać racji pani Profesor, że akcja handlowa, która rozwinęła się wokół filmu jest niesmaczna. Ale zawsze tak jest i Kościół, mądra Matka nasza nigdy się tym nie zrażał. Zauważmy, że wokół każdego miejsca kultu powstaje jakiś handel, Kościół jednak stara się ograniczyć handlujących do przedmiotów, związanych z kultem i nie będących w jakiś sposób obraźliwymi lub niesmacznymi ( inna sprawa jakie są ich walory artystyczne). W konkretnym wypadku (reklamy filmu Gibsona) sprawa jest inna - reklamy w TV czy "gadżety" pojawiały się na obszarze, gdzie Kościół nie ma nic do powiedzenia, ale kto wie czy głos Pani Profesor nie byłby lepiej słyszalny, gdyby napiętnowała akcję reklamowa, a nie film?

I ostatni akapit wypowiedzi pani profesor:

Po trzecie, część widzów pójdzie zapewne na film, kierując się uczuciami religijnymi, ale trzeba pamiętać, że film jest sprzeczny z naszą religią. Dla chrześcijan Jezus nie jest tylko dobrym człowiekiem zabitym przez złych ludzi. Jezus jest Bogiem, który z miłości przyjął na siebie los człowieczy, został umęczony, a potem zmartwychwstał. Właśnie Zmartwychwstanie jest centrum naszej wiary i daje nadzieję. Podczas Wielkiego Tygodnia wspominając śmierć Jezusa, zarazem oczekujemy Zmartwychwstania, a podczas każdej Mszy świętej wyznajemy naszą wiarę: "Głosimy śmierć Twoją Panie Jezu, wyznajemy Twoje zmartwychwstanie i oczekujemy Twego przyjścia w chwale". Ukazywanie śmierci Jezusa bez przedstawienia jego nauki o miłości i przebaczeniu, z pominięciem zmartwychwstania i oczekiwania na powtórne Jego przyjście, jest zaprzeczeniem naszej wiary.

Szanowna Pani Profesor! Naprawdę warto było zapytać się kogoś, kto film obejrzał i dowiedzieć się co w tym filmie pokazano. Nie ma tam pominięcia Zmartwychwstania, zapowiedź zwycięstwa nad śmiercią pojawia się jeszcze w pierwszej scenie filmu, a ostatnia - to ukazanie faktu Zmartwychwstania. Skąd Pani wie, że nie ukazano nauki o miłości, jeśli cały czas ten wątek przewija się w filmie. Skąd Pani wie, że nie ma mowy o przebaczeniu, jeśli wielokrotnie reżyser wkłada w usta Chrystusa słowa: "Ojcze, przebacz im". Powtarzają się one jak motyw przewodni całego filmu.
Szkoda, wielka szkoda, że nie obejrzała Pani filmu. Ale nigdy nie jest za późno. Jeszcze ma Pani szanse zobaczyć piękną i głęboko katolicką interpretację postaci Matki Bożej, św. Weroniki, Cyrenejczyka. Jeszcze Pani może się przekonać, że film jest okazją do własnego rachunku sumienia.
Ale Pani nie chcę obejrzeć "Pasji", mówiąc, że w Pani domu krzyż wisi na najbardziej szanowanym miejscu i Pani chce, by tak pozostało.
Krzyż jednak, ten powieszony w domu czy w pracy jest tylko symbolem Męki Pana, prawdziwy Krzyż, ten z Golgoty jest nasiąknięty Krwią Zbawiciela. Tą samą Krwią, która spływa codziennie na wszystkich ołtarzach świata.

PS 1. W rozmowie Sebastiana Karczewskiego z ks. Waldemarem Chrostowskim (Wokół "Pasji" Mela Gibsona. Ile kosztuje nieprawda? Nasz Dziennik, 10.04.2004) można dowiedzieć się jaka jest opinia księdza Profesora na temat omawianej wypowiedzi p. M. Braun- Gałkowskiej.

PS 2. W trakcie poszukiwania różnych wypowiedzi pani prof. Marii Braun- Gałkowskiej trafiłam w Internecie na ciekawe informację odnośnie współpracy pani Profesor z Fundacją Batorego. Zainteresowanych zapraszam do artykułu: Pani profesor Maria Braun- Gałkowska i Fundacja Stefan Batory.


20 V 2004