Strona główna
Internetowej
Gazety Katolików

Stanisław Krajski
Donos Arcybiskupa


1 maja 2003 r. ukazał się w "Gazecie Wyborczej" przeprowadzony przez Jarosława Kurskiego wywiad z abp. Józefem Życińskim pt. "Świętych dębów nam nie wytną". Oto niezwykle interesujący fragment tego wywiadu:
- Jeden z rysunków Jana Piotra Norblina przedstawia wieszanie zdrajców. Wśród powieszonych targowiczan byli i biskupi. Czy można uczynić analogię między tamtymi wydarzeniami a uporczywą, pełną nienawiści antyeuropejską kampanią Radia Maryja?
- Oskarżanie biskupów o zdradę nie jest wynalazkiem ostatnich lat. To pod adresem Prymasa Tysiąclecia po pamiętnym "Orędziu do biskupów niemieckich" kierowano hasło "Wyszyński zdrajca", "Biskupi nie politykować". Nie znalazło się zbyt wielu obrońców, którzy mieliby odwagę powiedzieć, że to właśnie dzięki "Orędziu..." uczyniono wielki krok w stronę budowy nowej jedności Europy i przełamywania antyniemieckich fobii.
Spadkobiercy specjalistów od straszenia "Prymasem zdrajcą" dziś z upodobaniem mówią o biskupach zdrajcach, których należałoby wieszać bez sądu. To w znajdującym się w internecie tekście autora wywiadu-rzeki z o. Rydzykiem [Stanisława Krajskiego - red.] obok informacji o tym, jak wieszano biskupa Kossakowskiego, a jak Massalskiego, znalazłem sentymentalną przyśpiewkę:
"My, Krakowiacy,
Nosim guz u pasa,
Powiesim sobie
Króla i Prymasa".
W chwilach wolnych od kolekcjonowania przyśpiewek autor tego tekstu pełni funkcję pracownika naukowego uczelni, w której obecny Prymas Polski jest wielkim kanclerzem.


Na początek dwie uwagi.
Pierwsza.
Coś się tu komuś pomyliło. Czyżby ignorancja historyczna mogłaby być tak wielka? A może mamy tu do czynienia z jakąś specyficzną, nową interpretacją polskiej historii, w której tych, których potomni uznawali za bohaterów narodowych uznaje się za oszołomów, a tych, których zawsze uznawano za zdrajców uznaje się za bohaterów narodowych? W tekście wyraźnie pojawia się sugestia Kurskiego, której nie przeczy Arcybiskup, że powieszenie targowiczan -zdrajców jakie miało miejsce w 1794 r. było tylko "aktem nienawiści".
Przy okazji jest tu też sugestia, że "nienawiść" jaką "reprezentuje" Radio Maryja może posunąć się aż do samosądu - pozbawienia kogoś życia.
Cały ten fragment tego wywiadu "pije" też do krótkiego tekściku mojego autorstwa pt. "Ku przestrodze", który pojawił się na naszej stronie i który ukazał się pod tym samym tytułem w mojej broszurze pt. "Czy mamy dziś do czynienia z rozbiorem Polski? Czy to jest zdrada narodowa?" Przytoczmy go w całości:
W maju 1794 r. insurekcja kościuszkowska wyzwoliła Warszawę. W nocy z 8 na 9 maja mieszkańcy Warszawy wznieśli na ulicach miasta szubienice z napisem "Dla zdrajców Ojczyzny". Rano przed gmachem, w którym obradowała Rada Zastępcza Tymczasowa zebrał się wzburzony tłum. Jego postawa zmusiła Radę do rozszerzenia uprawnień specjalnego sądu kryminalnego, który w ciągu 4 godzin przeprowadził śledztwo i wydał wyroki śmierci za zdradę Ojczyzny. Na ulicznej szubienicy, jeszcze tego samego dnia, zawisł, między innymi, biskup Józef Kossakowski. Wyroki te nie usatysfakcjonowały Warszawiaków. 28 czerwca tłum zaatakował więzienia, wywlókł z nich zdrajców i powiesił ich bez sądu na ulicznych szubienicach. Na szubienicy zawisł, między innymi, biskup Ignacy Józef Massalski.
Najbardziej popularną wtedy piosenką była śpiewana na ulicach i po gospodach pieśń, która zaczynała się od słów:
My, Krakowiacy,
Nosim guz u pasa,
Powiesim sobie,
Króla i Prymasa.

Któż to był bp Kossakowski? Jego nazwisko pojawia się np. w książce R. H. Lorda pt. "Drugi rozbiór Polski" (Warszawa 1973). Warto wspomnieć, że Lord to amerykański historyk początku XX w., który nie posiadał żadnych związków z Polską i można go oskarżać o kierowanie się jakąkolwiek nienawiścią do bpa Kossakowskiego
Lord pisze: "Większość posłów (chodzi o ostatni sejm I Rzeczypospolitej - dop. S. K.) została wybrana pod dyktando agentów rosyjskich i w warunkach niezmiernie utrudniających elekcje uczciwych przedstawicieli narodu. Austriacki charge d`affaires stwierdzał, że wielu z nich to ludzie pozbawieni majątku, wpływów i reputacji, po których można się spodziewać jedynie ślepego posłuszeństwa i dbałości tylko o własne interesy. Społeczeństwo od razu poczęło z nich szydzić, nazywając ich najemnymi sprzedawczykami. Przywódcy tego zgromadzenia: hetman Kossakowski, jego brat, biskup infancki; dwóch marszałków konfederacji targowickiej Pułaski i Zabiełlo, marszałek sejmu Bieliński, Ożarowski i pozostali - to ludzie którzy zajmowali się uprzednio reżyserią sejmików i którzy przez cały czas trwania obrad sejmowych brali ogromne sumy ze wspólnej wówczas rosyjsko-pruskiej kasy." (s. 340)
To bp Kossakowski namawiał posłów do podpisania traktatu rozbiorowego i zapewniał ich, że "wygłaszane przez nich patriotyczne deklaracje same w sobie wystarczą dla usprawiedliwienia ich w oczach Europy i potomności" (s. 346) To bp. Kossakowski obiecywał Buchholtzowi poparcie w sprawie podpisania przez Polaków haniebnego układu z Prusami. (s. 349) To on podsuwał zaborcom różne pomysły mające im ułatwić zniszczenie Polski (s. 442)
Do skazania na śmierć bpa Kossakowskiego doprowadził Jan Kiliński ujawniając dowody zdrady jakie odnalazł w archiwum Igelstroma, podburzając mieszkańców Warszawy i zmuszając Radę do poszerzenia uprawnień Sądu Kryminalnego. To on też, jako członek Deputacji Indagacyjnej wystąpił w roli oskarżyciela. Pisze o tym obszernie Dionizy Sidorski w swojej książce o Kilińskim pt. "Nie znam takiego monarchy" (Katowice 1982) Sidorski stwierdza, między innymi: "Dowody obciążające były ogromne. Zresztą sami oskarżeni (obok Kossakowskiego sądzono też Ożarowskiego, Ankwicza i Zabiełłę - dop. S. K.) przyznali się do zarzuconych im czynów zdrady". ( s. 117)
Tak opisuje ostatnie chwile biskupa-zdrajcy naoczny świadek Jan Sagatyński: "Biskupa prowadzono przez kościół bernardyński, stanąwszy na miejscu, myśląc się ratować wejściem do Kościoła, prosił lud, aby dla zdjęcia z niego sakry i oczyszczenia się z grzechów swoich przed Bogiem, pozwolono mu wejść do świątyni Pańskiej, lecz odgłos powstał: wszędzie jest Bóg przytomny, czyli na ulicy, czy w kościele. Przytomni Xięża Bernardyni również błagali lud za nim, lecz wszystko na próżno. Musieli więc przed sama szubienicą zdjąć z niego sakrę i odzież kapłańską, a tak obnażony zakończył byt swój haniebną śmiercią." (por. Sidorski, s. 118)
Tak przedstawia bpa Masalskiego, który wiernie służył Rosji przeciwko Polsce poezja konfederacji barskiej:
Zbywać Ducha Świętego na męki dla wiary
Odstąpiłeś Kościoła, owieczek i fary.
Bodajże biskup młody, co grać lubi w karty,
Nie Chrystusową trzodę, lecz pasł raczej czarty.
Prymas Michał Poniatowski, brat króla był nie lepszy od Kossakowskiego i Masalskiego. Oskarżano go o zdradę, działanie na rzecz Prus. Uniknął kary popełniając samobójstwo. O tych faktach można dowiedzieć się z każdej encyklopedii.
Druga uwaga. Zestawianie Prymasa Tysiąclecia z Kossakowskim, Masalskim i Poniatowskim to wielka obraza dla Prymasa Wyszyńskiego. Kto go oskarżał o zdradę? Zdrajcy Polski, ci którzy po 1989 r. powinni znaleźć się w więzieniach. Opisany przez abpa Życińskiego akt Prymasa Tysiącleciabył aktem sensu stricto chrześcijańskim, do którego Prymas miał prawo, który był jakims jego chrześcijańskim obowiązkiem. Nie można tego zestawiać z popieraniem dziś przez niektórych biskupów integracji Polski z UE, integracji tego typu, że ma to znamiona kolejnego rozbioru Polski.
Przechodzę do meritum.
Zacytujmy jeszcze raz kluczowa część donosu Arcybiskupa:
Spadkobiercy specjalistów od straszenia "Prymasem zdrajcą" dziś z upodobaniem mówią o biskupach zdrajcach, których należałoby wieszać bez sądu. To w znajdującym się w internecie tekście autora wywiadu-rzeki z o. Rydzykiem [Stanisława Krajskiego - red.] obok informacji o tym, jak wieszano biskupa Kossakowskiego, a jak Massalskiego, znalazłem sentymentalną przyśpiewkę...
Życiński w sposób bardzo wyraźny sugeruje, że twierdzę, że należy zdrajcę prymasa powiesić bez sądu.
W tej sugestii zawarte jest wyraźne nadużycie, można by nawet powiedzieć kłamstwo. Jedyne słowa jakie pochodzą ode mnie w tekście o biskupa zdrajcach to tytuł: "Ku przestrodze".
Ja tylko ostrzegam, że historia może się jakoś powtórzyć choć zapewne nie w tak drastyczny sposób. Ostrzegam przed społeczeństwem, reakcją tłumu, który odczuje boleśnie skutki "integracji" i poczuje się zdradzony. Moje stanowisko jest w sposób wyraźny określone w innym materiałach, przede wszystkim w materiale pt. "Czy w najbliższej przyszłości nastąpi atak na Kościół?" oraz materiale "Czy grozi nam nowy antyklerykalizm?"
W tym pierwszym piszę:
Cóż mamy zrobić my świeccy katolicy, którzy kochamy Kościół i bolejemy nad pojawiającymi się w jego łonie błędami? Nie dajmy się opanować goryczy i żalowi do Kościoła. Nie dajmy ponieść się emocjom. Gdy Kościół zostanie zaatakowany, gdy, niejako na własne życzenie będzie osłabiany, brońmy go, w tym również tych jego przedstawicieli, którzy zasłużyli sobie jakoś na karę. Pamiętajmy, że trzeba odróżnić człowieka i jego błędy oraz grzechy od faktu, że mamy do czynienia z kapłanem, kimś, o kim Bóg Ojciec mówi w "Dialogu" św. Katarzyny: "To moi Chrystusowie. Nie tykajcie ich. Ja sam ich surowo ukarzę". Pamiętajmy wtedy, że biskup jest biskupem niezależnie od tego ile zła narobił, że kapłan jest kapłanem niezależnie od tego, co uczynił. Nie pozwólmy na to, by "wylano dziecko z kąpielą".
W tym drugim można przeczytać:
Można powiedzieć, że już dziś rodzi się nowy typ antyklerykalizmu. Wielu polskich katolików czuje się zdradzonych przez Kościół, opuszczonych, zanegowanych. Ci bardziej refleksyjni wiążą swoje negatywne odniesienia z Prymasem i wybranymi biskupami i kapłanami. Jest jednak, co sam obserwuje, coraz więcej takich, którzy tracą zaufanie do całego Kościoła polskiego i oskarżają hierarchię o tchórzostwo, egoizm, jakąś zdradę.
To bardzo niepokojące zjawisko. Niepokój zwiększa się gdy uświadomimy sobie, że liczba takich osób, po integracji (jeżeli nastąpi) i pojawieniu się jej kolejnych negatywnych skutków dla całego społeczeństwa może gwałtownie wzrosnąć.
Nowy antyklerykalizm będący zjawiskiem bardzo na rękę wszelkim wrogom Kościoła może doprowadzić do przyspieszenia procesu dechrystianizacji polskiego społeczeństwa.
A przecież wystarczyłoby tak niewiele. Wystarczyłoby tylko pewne minimum. Wystarczyłoby gdyby Kościół w sposób jednoznaczny, zdecydowany i głośny zdystansował się od procesu integracji nie mówiąc ani "tak ani "nie" i podając ogólne zasady mające kształtować katolickie wybory w tej perspektywie. Taka postawa Kościoła musiałaby pociągać jednak za sobą dystansowanie się również od wszelkich prounijnych wystąpień niektórych biskupów gdyby one wbrew zaleceniom Episkopatu się pojawiły.
Wydaje się więc, że należy już dziś podjąć w Kościele takie działania duszpasterskie inicjowane tak przez duchownych jak i świeckich, które zmierzałyby do tego, aby:
- wśród katolików panowała świadomość, że to tylko niektórzy, konkretni biskupi i kapłani stali się "kapelanami Unii";
- katolicy polscy zdawali sobie do końca sprawę z tego, że takie, a nie inne zachowanie ich biskupa czy duszpasterza nie powinno mieć żadnego wpływu na funkcjonowanie Kościoła i zakres oraz stopień praktyk religijnych (niezależnie od wszystkiego powinienem wypełniać wszystkie swoje obowiązki katolickie);
- wszelkie wypowiedzi i działania wymierzone w biskupów i kapłanów będących "kapelanami Unii" nie siały zgorszenia w Kościele i nie powodowały innych negatywnych skutków w porządku wiary i moralności oraz dla samego Kościoła.
Podjęcie powyższych działań, któremu muszą towarzyszyć działania pogłębiające miłość do Chrystusa, wierność nauce Kościoła, miłość do Kościoła oraz działania składające się na nową ewangelizację oraz misje ad intra (nawracanie niechrześcijan w swoim środowisku) oraz misje ad extra (przede wszystkim na terenie UE) powinni doprowadzić do maksymalnego ograniczenia negatywnych skutków nowego antyklerykalizmu w Polsce.


Jaki jest cel donosu Arcybiskupa? Określony jest on w sposób wystarczająco wyraźny, jak się wydaje, w następującym zdaniu: W chwilach wolnych od kolekcjonowania przyśpiewek autor tego tekstu pełni funkcję pracownika naukowego uczelni, w której obecny Prymas Polski jest wielkim kanclerzem.
Niech Ksiądz Arcybiskup powie to wprost: "Trzeba Krajskiego wywalić z pracy". Czy nie o to chodzi?