Maria K. Kominek
Unia i co dalej
4. Zadanie na dziś
Bardzo często ludzie zadają mi pytanie: Co dalej, co konkretnie robić?
Rzeczywiście nasza sprawa wydaje się całkowicie przegrana. Wejście do Unii jest przesądzone, na co dzień widać jak realizacja wymogów Unii niszczy do reszty nasze zakłady, a ziemia znika w rękach cudzoziemców. Bezrobocie rośnie i nic nie zapowiada jego spadku. Wszystko drożeje i będzie drożało, powiększa się stagnacja. Ogólnie rzecz biorąc - jest źle i będzie gorzej. Czyli co? Całkowity pesymizm? W żadnym wypadku!
Polska już nieraz była zagrożona tak, że wydawało się, że wyjścia z ciężkiej sytuacji być nie może. A jednak - odradzała się i stawała się znowu wielką - siłą i duszą Narodu.
Nie wątpię więc, że jest szansa, jest nadzieja na odrodzenie. Nie mogę jednak nikogo pocieszać wizją szybkiego i bezpiecznego wyjścia z obecnej sytuacji.
Zobaczmy jak faktycznie wygląda stan Kraju. Państwo jest zasadniczo rozmontowane. Władza jako główne swoje zadanie widzi wysługiwanie się obcym siłom, więc nie można na nią liczyć. Mam na myśli nie tylko obecnie panująca ekipa. Wszystkie ekipy, które nam miłościwie panowały w ostatnich 13 latach idą tą samą drogą - wszystkie one dążyły do włączenia Polski w organizm Unii Europejskiej, wszystkie zajmowały się wyprzedażą majątku narodowego, wszystkie wprowadzały laicyzację, sekularyzację i jeśli nawet aktywnie nie demoralizowały kolejnych pokoleń, to co najmniej nic nie robiły, by postawić tamę demoralizacji. Jesteśmy w stanie kolejnego rozbioru Polski i musimy to sobie uświadomić.
Oczywiste jest, że należy odpowiedzieć na pytanie: co dalej robić? Otóż na to pytanie należy odpowiedzieć dwojako. Należy sprawę ująć ze strony wiary i ze strony działania, rozpatrzyć od strony Boskiej i od strony ludzkiej.
Chcę z całą stanowczością podkreślić, że nie da się oddzielić tych dwóch aspektów jednej i tej samej sprawy. Nie można liczyć tylko na ludzkie siły i na ludzkie działanie. Z drugiej strony - nie można siedzieć pokładając ręce i czekać tylko na cud. Trzeba jednak uświadomić sobie, że nic się nie da rozwiązać bez woli i pomocy Bożej.
W swoich artykułach kilkakrotnie staram się podkreślić, że odejście od Boga byłoby klęską dla Polski. Zwracam uwagę na to, że siły zła poprzysięgły się przeciwko Polsce i chcą doprowadzić do tego, by ludzie o Bogu zapomnieli lub nawet, jeśli pamiętają, by nie byli Mu wierni na co dzień.
Siły zła działają na dwóch frontach - chcą zniszczyć Boga w duszy i doprowadzić do zaniku patriotyzmu. Jeśli więc mamy działać - musimy działać też na dwóch frontach. Musimy dawać na każdym kroku świadectwo Chrystusowi i jednocześnie pracować dla odnowienia ducha patriotyzmu i utrwalenia polskości. Nie wyklucza to w żadnym wypadku uczciwej pracy na rzecz rozwoju Polski, jeśli tylko taka będzie możliwa.
Co więc mamy robić na co dzień? Odpowiadam - świadczyć o Chrystusie i wyrabiać w sobie ducha patriotyzmu, uczyć młodzież, nie ustawać w obronie polskości. Na każdym kroku.
Chcę dokładnie wyjaśnić co mam na myśli, gdy mówię o tym świadczeniu o Chrystusie. Nie mam na myśli w żadnym wypadku modnych obecnie świadectw, głoszonych na spotkaniach różnych wspólnot. Świadczyć o Chrystusie, to oznacza być Mu wiernym na co dzień. W małych rzeczach, bo kto nie będzie wierny w małych, nie zachowa wierności w dużych! Oznacza to powrót do życia chrześcijańskiego.
Podam konkretne przykłady: nie urządzamy żadnych spotkań towarzyskich w piątki, nie chodzimy do sklepów i supermarketów w niedziele, gdy przechodzimy obok kościoła albo kapliczki przydrożnej zdejmujemy nakrycie głowy (panowie) lub żegnamy się (panie). Do kościoła ubieramy się przyzwoicie i nie zakładamy dresów, koszul sportowych, spódniczek z rozporkami, bluzek na ramiączkach, komórki bezwzględnie wyłączamy, nie pozwalamy swoim pociechom biegać po kościele, nawet gdy ksiądz ich do tego biegania zaprasza. Nie pozwalamy dzieciom na uczestnictwo w imprezach typu zabawa w adwencie, w poście lub w piątki, wtedy gdy szkoła (lub parafia nawet!) je urządza. Przestajemy być tolerancyjny dla zła w imię własnego spokoju. Gdybyśmy tak zaczęli świadczyć o Chrystusie - na pewno wiele by się zmieniło w naszych duszach, a inni też widzieliby Go i kto wie - może by się zastanowili nad wieloma rzeczami.
Gdyby jednocześnie zacząć świadczyć o swej miłości do Polski - chociażby przez wywieszanie flagi narodowej w takie dni jak święta narodowe czy ważne rocznice (1 sierpnia, 15 sierpnia, 1 września), to po woli stawalibyśmy się świadkami Polski. Gdybyśmy uczyli młodzież szacunku dla Polski i przekazywali jej niezakłamaną historię - bylibyśmy dobrymi wychowawcami. Dlaczego tak mało jest młodzieży na spotkaniach patriotycznych? Dlaczego reprezentowane jest tam raczej starsze pokolenie? Może warto czasami kupić kilka kwiatków i wraz z synem lub córką pójść położyć bukiecik na miejsce martyrologii lub przy odpowiednim pomniku. Nie potrzeba czekać na święto, każdy dzień jest dobry, by uczyć historii i przekazywać ducha patriotyzmu.
Naszym zadaniem na obecną chwilę jest pracować dla Polski. Zacznijmy więc od drobiazgów. Wielkie rzeczy przyjdą same.