Kłopoty z Trydentem
|
Ostatnio zrobiło się głośno o mszy św. w rycie nadzwyczajnym, zwanym potocznie „trydenckim”. W niektórych diecezjach ujawniły się pewne konflikty miedzy biskupami a wiernymi, pragnącymi uczestnictwa we mszy św. „trydenckiej”. O tym pisała prasa, wiele artykułów pojawiało się również w Internecie, nie będę więc zatrzymywać się na konkretnych problemach – zwrócę uwagę tylko na jedną sprawę, która wydaje mi się niezmiernie istotna. Rzecz dotyczy wspólnoty.
|
Na początek – tylko dla porządku – przypomnijmy, że Kościół w swej istocie i strukturze jest i pozostaje wspólnotą (pamiętajmy – wspólnotą hierarchiczną), a podstawową wspólnotą w kościele jest wspólnota parafialna. Teoretycznie, życie wierzącego powinno się odbywać w jego parafii, gdzie proboszcz ma zapewnić wszystko, co jest potrzebne do rozwoju duchowego. Odnosi się to w pierwszej kolejności do życia sakramentalnego. Zwróćmy na to szczególna uwagę – parafia, inaczej rzecz biorąc – proboszcz – jest zobowiązany do zapewnienia tzw. posługi sakramentalnej. Nic nie może w tej posłudze zbraknąć.
Oprócz tego parafia jest zobowiązana zapewnić choćby minimum możliwości rozwoju duchowego poza ściśle rozumiana liturgią – dotyczy to podstawowych nabożeństw jak procesję, różaniec, nabożeństwa majowe i czerwcowe, nowenny. Dochodzą jeszcze obowiązki pozaliturgiczne – takie jak dzieła Caritasu i inne, nie dotyczą one jednak bezpośrednio problemu, o którym chcemy mówić. Jak widać proboszcz zwykłej parafii ma wiele różnych obowiązków, z których jednak pierwszorzędne są te, dotyczące życia sakramentalnego.
Parafie wiadomo bywają różne – małe i wielkie, wiejskie i miejskie. Wiejskie są zupełnie w innej sytuacji, ponieważ – mówiąc nieelegancko – nie ma w pobliżu konkurencji. Miejskie, a szczególnie te w dużych miastach, maja inne warunki.
Zwróćmy teraz uwagę na stosunkowo nowe zjawisko. Spotykamy się z nim głownie w miastach. Chodzi o różne ruchy i wspólnoty, zwane oficjalnie: „nowe ruchy w Kościele”. Jest ich bardzo dużo, wiele jest powszechnie znana (np. Neokatechumenat, Odnowa w Duchu Świętym, Światło i Zycie, Rodzina Rodzin itd.) Rzeczą jasną jest, że nie jest możliwe, by przy każdej parafii powstała filia każdego ruchu. Aby parafia mogła zapewnić jakiemuś ruchowi miejsce do rozwoju potrzebne są nie tylko warunki materialne (salka, sprzęty), ale i również i duszpasterz, który ma czas i który pragnie rozwijania danej duchowości. Siłą rzeczy więc członkowie różnych ruchów gromadzą się poza swoimi parafiami, tworząc mniej lub bardziej formalne grupy. Często ich życie duchowe przebiega w całkowitym oddaleniu od macierzystej parafii. Gdy czasami dochodzi do tego, że proboszcz musi wystawić jakiś dokument (np. o zdolności bycia chrzestnym) pojawiają się kłopoty, okazuje się bowiem, że w parafii nic nie wiadomo o parafianinie. Oczywiście problemy rozstrzyga duszpasterz grupy, odpowiednio zaświadczając przed proboszczem o jego parafianinie. Mamy więc do czynienia z zjawiskiem bardzo powszechnym, całkowita posługa sakramentalna zostaje przejęta przez duszpasterstwo grupy (prawdopodobnie z wyjątkiem pogrzebu). Ostatecznie można stwierdzić, że całkiem pokaźna ilość wiernych żyje w
oderwaniu od własnej parafii.
Oderwanie się grup od parafii prowadzi do powstania pewnego ekskluzywizmu. Widać to najwyraźniej w grupach neokatechumenalnych, różniących się całkowicie inną liturgią i katechezą. Nie mniej jednak to poczucie inności, by nie powiedzieć lepszości, cechuje też inne grupy.
Podobnie wyglądała dotychczas sytuacja w tzw. „wspólnotach tradycjonalistycznych”. Powstałe około tzw. „indultów”, grupy te składają się przeważnie z ludzi w średnim wieku, którzy (z swego wieku) nie mogą pamiętać mszy trydenckiej z czasów swego dzieciństwa. Wielu z nich, to ludzie o wykształceniu humanistycznym, którzy poznali ryt trydencki raczej rozumowo i przywiązali się do niego. Obowiązująca poprzednio konieczność uzyskania zgody biskupa siłą rzeczy scaliła te grupy, a znikoma dostępność do rytu trydenckiego dla przeciętnego wiernego utrwaliła poczucie elitarności. W tym miejscu należy podkreślić, że tym grupom zawdzięczamy bardzo wiele, a przede wszystkim to, że dzięki ich oddaniu sprawie, msza trydencka była celebrowana w kilku miejscach w Polsce.
Obecnie okoliczności jednak się zmieniły, wydawałoby się, że nic nie stoi na przeszkodzie, by msza w rycie nadzwyczajnym była coraz łatwiej dostępna dla przeciętnego wiernego, a jednak…
Są pewne oznaki, że zamiast umożliwienia każdemu zapoznania się z rytem „trydenckim” i dania mu możliwości wyboru realizowania swego życia sakramentalnego przez uczestnictwo w jednym z obowiązujących rytów, dojdzie do utworzenia nowych elitarnych grup „tradycyjnych” i do „zamknięcia” mszy trydenckiej w swoistym getcie. Problemy, wysuwane przez niektórych hierarchów, a dotyczące tego, że na mszę przychodzą ludzie z różnych parafii, zostanie rozwiązany natychmiast, jak tylko odpowiednia grupa zostanie uznana jako wspólnota.
Nie jest to jednak dobre rozwiązanie. Jak wspomnieliśmy na początku, to parafia jest właśnie zobowiązana zapewnić odpowiednie możliwości dla rozwoju duchowego wiernych. Msza celebrowana według rytu nadzwyczajnego powinna być celebrowana w każdej parafii i mieć swoje naturalne miejsce w rozkładzie nabożeństw. Nie powinna o tym decydować ilość wiernych, uczestniczących w niej. Na co dzień w wielu parafiach mamy do czynienia z bardzo nikłą ilością osób uczestniczących w różnych mszach. Są takie parafię gdzie na poranną lub wieczorną mszę uczestniczy nieraz zaledwie 5 do 10 osób. Nikomu jednak (Bogu dzięki!) nie przychodzi do głowy zlikwidować celebrację mało uczęszczanych mszy.
Chodzi o zapewnienie wiernym takich warunków życia sakramentalnego, w których najlepiej mogą rozwijać swoją duchowość. Jeśli istnieją różne ryty w jednym Kościele katolickim, nie ma powodów by nie udostępnić ich wiernym. Niektórzy nigdy nie zrezygnują z uczestnictwa w rycie zwyczajnym, inni będą uczestniczyć w nadzwyczajnym, a życie parafii niczym nie będzie zakłócone. Tak jak nie ma żadnych zakłóceń z powodu tego, że niektórzy parafianie chodzą tylko na nabożeństwa majowe, inni – na różańcowe, a inni – nie chodzą na żadne.
Ostatnio wiele pisano o tym, że powrót do łaciny i odwrócenie kierunku celebracji to cofanie się (do niezrozumiałej łaciny, do starodawnej teologii, do czasów sprzed II wojny światowej – sic!). Polemika z takimi opiniami jest bezcelowa. Po prostu – należy podkreślić, ze ryt zwyczajny i ryt nadzwyczajny są odzwierciedleniem dwóch kierunków duchowości, które znajdują równoprawne miejsce w Kościele. I Święta Matka Kościół, dbając zawsze o swoje dzieci, hojnie udostępniała i udostępnia różne duchowości. Podobnie jak to jest z duchowością zakonną – jedni mogą odnaleźć się u dominikanów, drudzy – u franciszkanów, jeszcze inni – u jezuitów itd. A jeśli ktoś urodził się i wychował w parafii franciszkańskiej, nie ma obowiązku wstąpić do franciszkanów – może spokojnie pójść do każdego zgromadzenia czy zakonu. Nie wybierze jednak takiego zakonu, którego nie miał szansę poznać.
Podobnie jest i z rytem zwyczajnym i nadzwyczajnym. Nikt nie wybierze uczestnictwo we mszy św. trydenckiej, jeśli nie wie o co chodzi, jeśli swoje wiadomości ogranicza do przysłowiowych już „po łacinie i plecami do ludzi”. Dotyczy to w równej mierze i kapłanów, i wiernych świeckich.
Co więc można by zrobić? Na pewno można prosić tych, którzy nie tylko od lat należą do grup tradycjonalistycznych, ale mają również pewne wyrobione dobre imię, by nie zadawalali się „zamknięciem mszy” w kilku kolejnych nowych grupach. Ich pozycja społeczna nieraz może być przydatna do tego, by uzyskać łatwiejszy dostęp do parafii, do tego by zachęcać, pomóc kapłanom w zainteresowaniu wiernych, w wyjaśnieniu, w przygotowaniu parafian do uczestnictwa w choć kilku celebracji według rytu nadzwyczajnego. Na początek starczyło by spróbować choć by w jednym kościele na dwa dekanaty. Jest to zadanie na czas dłuższy, ale jest to jednocześnie zadanie, od którego nie wolno się uchylić. Kiedyś Chrystus Pan rozliczy nas na Sądzie. Zastanówmy się więc co odpowiemy, jeśli nas zapyta: Dlaczego nie pomogłeś ułatwić tylu ludziom rozwój w duchowości, którą pragnęliby, gdyby ją znali, ale nic o niej nie wiedzieli – z twojej winy!
Maria K. Kominek OPs
3.12.2007