Strona główna
Internetowej
Gazety Katolików

Maria Kominek
Synod Opolski - rewolucja, poligon czy droga ku protestantyzacji?


W ostatnich dniach mówi się dużo o rozpoczętym w 2002r. w Opolu Synodzie Diecezjalnym. Zakończenie Synodu przewidziane jest na Wielkanoc 2005 roku, więc zostało prawie jeszcze półtora roku, wiele jeszcze może się zmienić. Jeśli jednak nawet mała cząstka z zaproponowanych innowacji zostanie przez synod przyjęta, będzie to oznaczać tylko jedno, że w Kościele dzieje się bardzo źle!
Synody nie są nową rzeczą i w historii Kościoła mają swoje miejsce. Zawsze zwoływano je by coś ustalić, poprawić, ulepszyć. Obecny Synod jednak się zapowiada inaczej - celem nie jest coś poprawić, a zmienić.
Ktoś gotów jest od razu zarzucić mi, że Kościołowi też potrzebne są zmiany, bo czasy się zmieniają, a Kościół nie może stać w miejscu. Owszem - jakieś zmiany zawsze następują i muszą następować, ale wszystko zależy od tego jakie zmiany i do czego mają one doprowadzić. Jednak niech Pan Bóg nas broni od zmian rewolucyjnych. Nic gorszego nie może się zdarzyć niż rewolucja w Kościele.
Ostatnimi czasy ciągle muszę pisać na temat dlaczego rewolucja jest rzeczą złą! Ciągle muszę podkreślać, że zmiany to co innego niż rewolucja. Temat jest na tyle istotny, że ryzykując zanudzić tych, którzy już czytali inne moje rozważania na temat szkodliwości rewolucji, podejmę na nowo najistotniejsze kwestie zagadnienia:
Rewolucja, jak podaje słownik Wł. Kopalińskiego, to zasadniczy przewrót społeczny, polegający na obaleniu ustroju i ustaleniu nowego, gwałtowne przejście z jednego stanu w inny, z jednej jakości w inną.
Ponieważ Kościół jest społecznością, choć nie tylko zwykłą, ale bosko-ludzką, termin “rewolucja” ma w tym przypadku jak najbardziej zastosowanie. Podkreślam, że chodzi o społeczność bosko-ludzką nie w sensie zmieszania lub współistnienia, ale w sensie innym. Chodzi o to, że Głową Kościoła jest Chrystus, a Kościół jako taki, jest jego mistycznym Ciałem. Nie może być mowy więc o rewolucji, bo nie można dążyć do zmiany jednej wartości w inną. Wartość, która jest spoiwem Kościoła jest sam Bóg, a On jest niezmienny.
Oczywiście czynnik ludzki zawsze odgrywa rolę w życiu codziennym Kościoła i zawsze może się zdarzyć, że podejmie mniej lub bardziej niefortunne decyzje. Jeśli jednak stawia sobie jako cel przeprowadzenie rewolucyjnych zmian - niechybnie nie doprowadzi do niczego dobrego. Tam, gdzie wkracza rewolucja, znika Kościół. Znamy dobrze takie przykłady z historii Kościoła. Wspomnieć by tylko Lutra, jego rewolucja doprowadziła do zniszczenia Kościoła na terenie połowy Europy i powstania herezji, zwanej protestantyzmem. Obecnie jest to herezja o długiej historii, co zdaje się dla niektórych być powodem zapominać, że niezależnie od długości historii herezja zawsze pozostaje herezją. Tam, gdzie rozprzestrzenił się protestantyzm, tam nie ma już Kościoła. I szkoda tylko dusz, które cierpią przez to, że nie mogą poznać całej prawdy o Bogu.
Więc powtarzam jeszcze raz: Niech Bóg broni nas przed rewolucyjnymi zmianami w Kościele!
Być może niepokoję się za bardzo. Otóż w wywiadzie dla KAI (www.e.kai.pl -13.11.2003) sam sekretarz generalny Synodu ks. prof. Helmut Sobeczko zapewnia nas, że nie mamy powodów obawiać się rewolucji. “Synod diecezji opolskiej to nie rewolucja w Kościele”, mówi ks. profesor. I ubolewa nad tym, że prasa skupiła się tylko na kilku propozycjach, “które są tak naprawdę mało istotne”. Chodzi o następujące kwestie: “ograniczyć homilie do 10 minut, podawać Komunię św. na rękę, wprowadzić kadencyjność proboszczów i obniżyć wiek emerytalny kapłanów z 75 do 70 lat”.
Czy one są mało istotne? Ks. prof. Sobeczko podkreśla, że Synod zajął się innymi sprawami: rodziną, katechezą i dobrowolnym opodatkowaniem się na rzecz Kościoła.(por. też komentarz rozmowy z ks. prof. Sobeczką w Tygodniku Powszechnym
Które z tych spraw są istotniejsze i dlaczego obawiam się, że one mają charakter rewolucyjny, choć ks. profesor zapewnia, że nie. Spróbujmy przyjrzeć się propozycjom synodalnym:
Ograniczyć homilie do 10 min:
Powodem ograniczenia ma być fakt, że wierni się nudzą w czasie homilii. Potwierdził to pewien ksiądz pallotyn w wywiadzie dla TVN24, podkreślając jednocześnie, że pallotyni od dłuższego czasu mają jedną Mszę św. niedzielną bez homilii i ta jest najbardziej uczęszczana. Z całym szacunkiem do Zgromadzenia Księży pallotynów - nie jestem w stanie zrozumieć jak zgromadzenie misyjne może zrezygnować z głoszenia!
Czy tu nie ma mowy o rewolucji? Kościół nigdy nie rezygnował z głoszenia, ani nie uważał, że krótsze głoszenie będzie skuteczniejsze. Wręcz przeciwnie - zawsze nawoływał kaznodziejów do dobrych kazań i homilii. Zacytujmy dla porządku kilka zdań wspomnianego artykułu z Tygodnika Powszechnego:
Zresztą ciekawsza propozycja dotyczy zmiany stylu i doboru treści homilii - zauważa ks. Sobeczko. - Chodzi o unikanie sentymentalizmu i patosu, bo to nie przemawia do współczesnego człowieka.
Stąd propozycja “intelektualizacji” kazań - sięganie po zdobycze egzegezy, nauk szczegółowych. “Ukazanie powstawania i dziejów jakiegoś dogmatu może bardziej skłaniać do jego przyjęcia niż aprioryczne wezwanie do trwania przy nim” - czytamy w dokumencie o nauczaniu i wychowaniu chrześcijańskim.

Po przeczytaniu tego natychmiast przypomniałam sobie 36 dowodów na istnienie diabła Frossarda. Pozwolę sobie zacytować fragment z listu 11. Oto co pisze diabeł do Frossarda: Wasi duchowni, w trosce o to, aby wierni ich rozumieli, zrezygnowali z martwego języka: nastała chwila zbliżenia do ludu i przemawia się doń językiem zrozumiałym dla wszyskich. Zapewne dlatego wasi księża powzięli myśl, aby wykorzystywać język Greków, stąd mowa o “eschatologii”, “teofanii”, “kerygmie” i logiach. Szeroki ogół orientuje się w tym dużo lepiej. Zbyty z tropu przez łacińskie “memento”, odnajduje swoje potoczne słownictwo w anamnezie... Upodobanie, z jakim wasi teologowie traktują duchowość Wschodu, pozwala na wniosek, że w dążeniu do rozniecenia dialogu Kościół -klasa pracująca, rychło przejdziecie od greki do sanskrytu. Teraz już gratuluję waszym pasterzom.
Można przypuszczać, że diabeł, tak trafnie opisany przez Frossarda dodał by po przeczytaniu dokumentów opolskich gratulacje też i za wskazanie na nauki szczegółowe i rozwój dogmatów jako temat krótkich homilii.
Już sobie wyobrażam taką krótką homilię na przykład na Święto Niepokalanego Poczęcia (ostatnio zniesione z obowiązujących świąt Maryjnych). Najpierw kaznodzieja zapozna nas w skrócie ze sporami, które toczyli ze sobą dominikanie i franciszkanie w sprawie Niepokalanego Poczęcia. To będzie by pokazać historię dogmatu. Potem sięgnie po nauki szczegółowe i przypomni, że szanujący się intelektualiści uznają jako jedynie prawdziwą teorię ewolucji, z której nijak nie wynika stworzenie człowieka, a jeszcze trudniej jest wyprowadzić pojawienie się grzechu pierworodnego. Oczywiście ani słowem nie wspomni o objawieniach, bo wtedy było by to sięganie po sentymentalizm. Na koniec bez żadnego patosu powinien stwierdzić, że nauki szczegółowe jeszcze nie powiedziały ostatniego słowa i spokojnie możemy wierzyć w Niepokalane Poczęcie. Piękne - prawda!
Albo kazanie na Boże Narodzenie: kaznodzieja powinien wspomnieć o błędach w obliczaniu kalendarza, o źródle i o zwojach z Qumran, stanowczo przeciwstawić się pochodzącemu od św. Franciszka sentymentalizmowi i robieniu szopek, w których całkiem niezgodnie z prawdą historyczną się umieszcza figurki polskich władców, czy innych symboli narodowych. Wtedy jednocześnie będzie mógł zadość uczynić wymaganiom wszelkich mniejszości narodowych. Czy nie jest to dobra propozycja. Ludzie na Pasterce się nie zmęczą, szybciej wrócą do domów. Nie bardzo jeszcze wiem co należy robić z rzewnymi kolędami, tak chętnie śpiewanymi w kościołach, ale na pewno da się temu zaradzić.
Ale wróćmy do innych propozycji.
Wprowadzić kadencyjność proboszczów
Czy na pewno nie rewolucja? Proboszcz zawsze był ojcem dla swojej parafii. Jeśli przestanie być ojcem, a stanie się urzędnikiem z kilkuletnią kadencją - to chyba zajdzie zmiana istoty funkcji proboszcza. Oczywiście - proboszczowie bywają różni, jak i ojcowie - są dobrzy i źli i nijacy. Ale zawsze są ojcami.
Proboszcz kadencyjny za to nie będzie ojcem, a kimś, kto jest pracuje w danej parafii. W związku z tym nie będzie się specjalnie angażował w życie parafii. Będzie tylko funkcjonariuszem od dawania ślubów, chrztów i pogrzebów. Nie będzie miał poczucia stabilności i bardziej będzie dbał o zapewnienie sobie przyszłego miejsca pracy, niż o inne sprawy. Do pełnej protestantyzacji brakuje tylko postulatu wybieralności proboszczów.
Jak do tego postulatu dodamy dobrowolne opodatkowanie się na rzecz Kościoła, będziemy mieli to, co jest w Niemczech. Trochę dziwi zestawienie tego postulatu dokumentem o pastoralnej trosce nad małżeństwem i rodziną.
-Jest to bardzo istotny dla nas problem, ponieważ rodziny są często rozdzielone - mówi ks. Sobeczko. Wielu pracuje za granicą, przyjeżdżają okazyjnie do domu, co ma wpływ na wychowanie, na trwałość
Szkoda, że ks. profesor nie zauważa olbrzymiego problemu ludzi, pracujących w Niemczech. Tam istnieje podatek na rzecz Instytucji Wyznaniowe. Wielu zgłasza, że jest niewierzących, by uniknąć płacenia podatku. Nazywając rzecz po imieniu - wielu zapiera się publicznie Chrystusa, by nie płacić podatku. Czy o to chodzi? Przecież wprowadzenie podatku (dobrowolnego?) stworzy dokładnie taką samą sytuację. Co to zasadniczo oznacza dobrowolny podatek? Przecież obecnie wierni dają dobrowolnie datki na Kościół i choć dotychczas nie obowiązywało przykazanie kościelne “wierni są zobowiązani troszczyć się o na utrzymanie Kościoła”, to nigdy nie brakowało i można było budować, rozwijać różne inicjatywy. Polecam tym, którzy pracują w zespołach synodalnych przeczytanie listów Lutra. W jednym ze swych ostatnich listów wykazuje on niesamowite zdziwienie - jak to się mogło stać, że tysiące i tysiące mnichów i mniszek przed Reformacją żyło po klasztorach i nie tylko miało co jeść, ale miało pod dostatkiem. “ a teraz” pisze Luter do Melanchtona, “choć wierni łożą obowiązkową dziesięcinę, przymieramy z głodu”.
To tylko drobna przestroga. I to w sprawie mniej istotnej - istotne jest przymuszanie ludzi do zaparcia się Chrystusa. Apostazja jak wiadomo jest grzechem przeciw Duchowi Świętemu. A kto prowadzi maluczkich do grzechu, to...
Czemu ma służyć kolejna propozycja - obniżyć wiek emerytalny kapłanów z 75 do 70 lat? O czym ma to świadczyć? Może o uleganiu modzie “tego świata”, gdzie króluje kult młodości.
Dlaczego usuwać kapłana z pracy duszpasterskiej, jeśli on jest zdrowy i potrafi jeszcze wiele przekazać, dlaczego nie pozwolić mu na przekazanie mądrości życiowej, którą zdobył dzięki temu, że doszedł do starszego wieku. A może chodzi o to, by starsi kapłani ustępowali miejsca młodszym, o innej formacji!
No i doszliśmy w końcu do najgroźniejszej sprawy: podawanie Komunii na rękę!
Zobaczmy najpierw co na temat mówi ksiądz Profesor we wspomnianym wywiadzie dla KAI:
- Kwestia ta jest oczywiście dyskutowana, ponieważ problem ten istnieje w naszej diecezji - mówi sekretarz generalny Synodu. - Jeżeli obcokrajowcy proszą o Komunię św. na rękę to ją otrzymują. Przecież cała grupa młodszych katolików z Zachodu Europy nie zna innego zwyczaju - podkreśla ks. Sobeczko.
Synod, poprzez abp Alfonsa Nossola, będzie zwracał się do Konferencji Episkopatu Polski, aby tym zagadnieniem się zajęto. Wraz z wejściem Polski do Unii Europejskiej, gdy otworzą się granice, ta kwestia stanie się bardziej ogólnopolska. Jeśli wszystkie kraje ościenne mają taką praktykę, to nie da się tego zatrzymać. - Zatem nie ma w tym nic nowego - stwierdza ks. Sobeczko.
Argumentacja jest co najmniej dziwna! Kraje ościenne mają taką “praktykę”, no to i my musimy mieć. Nie możemy ostać się zaściankiem Europy!
Jeszcze lepiej brzmi to w cytowanym wyżej artykule “Diecezja jak poligon” z Tygodnika Powszechnego:
Komunia na rękę to problem czysto praktyczny. - Zdarzały się przypadki, że nadgorliwi księża odmawiali jej przybyszom z Niemiec, gdzie to powszechna praktyka. Z drugiej strony, księża niemieccy zaskakiwani byli zachowaniem Polaków, którzy nie wiedzieli, że trzeba spożyć komunikant od razu i zabierali go do ławki. Konieczna jest więc nauka obu sposobów przyjmowania Komunii - konkluduje opolski teolog.
To zdanie domaga się osobnego komentarza. Nadgorliwi kapłani, to tacy, którzy spełniają zalecania Konferencji Episkopatu Polski. Do dziś obowiązuje w Polsce podawanie Komunii św. do ust. Jeśli ktoś czyni inaczej jest po prostu nieposłusznym. A ten, kto postępuje według nakazów Konferencji Episkopatu jest posłuszny, a nie nadgorliwy.
Co dalej w tej wypowiedzi zaskakuje - to określenie Polaków jako ludzi bardzo, bardzo ciemnych! Czym jest bowiem stwierdzenie, że Polacy nie wiedzieli, że trzeba spożyć komunikant od razu i zabierali go do ławki? Oznacza to, że Polacy nie zdają sobie sprawę z tego, czym jest Komunia święta i bez szacunku zabierają do ławki! Taki ciemnogród, niedouczony! Mimo tyle lat katechezy, mimo, że kościoły są pełne (jeszcze!) - nie rozumieją, co to jest Komunia święta! Jest to obraźliwe dla Polaków! I dla zwykłych wiernych i dla kapłanów i dla katechetów i katechetek. Prowadzą przecież katechezy, przygotowują do Pierwszej Komunii świętej, nauczają.
Komunia święta na rękę! Czy jakiś obłęd ogarnął ostatnio ludzi Kościoła? Ciągłe naciski by wprowadzić “taki zwyczaj”. Czemu to ma służyć?
Zaczęło się wiele lat temu. Najpierw wprowadzono tzw. procesyjne przyjmowanie Komunii świętej. Teologia procesji całkiem dobra - ogólnie tłumaczono, że idziemy jako społeczność do Boga, że życie jest pielgrzymką do Nieba i ten sposób ma ukazywać lepiej wiernym tą pielgrzymkę. Praktyka ukazuje, że jest to bardzo niedobry sposób rozdawania Komunii świętej, zwłaszcza gdy przystępują dzieci i młodzież. Być może duszpasterze nie zawsze to widzą, więc warto im zwrócić uwagi, że w tych “procesjach” dzieją się rzeczy całkiem nie najładniejsze: przepychanki, szturchania, śmiechy, rozmowy. Nie jest najlepiej też z procesyjnym przystępowaniem dorosłych. Jedni nie przepuszczają drugich, ludzie starsi i kalecy mają problemy z dotarciem do kapłana.
Dokumenty Episkopatu Polski mówią, że nikt nie ma prawa zmusić osoby niedołężnej lub starszej do klękania przy przyjmowaniu Komunii św., lecz nie mówią, że nikt nie ma prawa zmuszać do przyjmowania Komunii św. na stojąco. Praktyka jednak jest taka, że wymusza na wiernych postawą stojącą.
Przyjmowanie “procesyjne” przyczyniło się w sposób zdecydowany do obniżenia szacunku do Najświętszego Sakramentu. A osoby, które próbują przyjąć Pana Jezusa na klęczkach traktowane są jak dziwolągi lub nawet czasami się odmawia udzielenia im Komunii.
Od pewnego czasu w starych kościołach trwa usuwanie balasek. Nowe kościoły buduje się w ogóle bez balasek. Jeśli chodzi o względy praktyczne balaski były wygodnym klęcznikiem, przy którym można było z szacunkiem i w skupieniu czekać na kapłana, a osoba niedołężna mogła podejść i oprzeć się. Może jeszcze ktoś pamięta, że kiedyś na balaskach były piękne białe obrusiki, które odwracano przed momentem rozdawania Komunii św. Widać komu to przeszkadzało, a szkoda, bo w ten sposób podkreślano uroczystość, a i praktycznie - miały zapobiec upadku Komunikanta na ziemię.
Tak oto po woli przygotowywano grunt pod wprowadzenie “Komunii na rękę”. Jeśli nauczymy się na stojąco - to dlaczego nie “na rękę”?
Wśród różnych argumentów zwolenników “Komunii na rękę” często powtarza się stwierdzenie: najważniejsze jest, to co jest w sercu. Nie będę z tym polemizować. Jest to prawda. Można przyjmować Pana Jezusa na kolanach i nie mieć szacunku ani miłości w sercu. Jednak są i inne aspekty tego zagadnienia - do szacunku i miłości można i należy wychowywać. Nie wychowa się przez podawanie Najświętszych Postaci na rękę! Wręcz przeciwnie - dojdzie do jeszcze mniejszego szacunku i do częstych profanacji.
Cała teologia, ukuta na potrzeby wprowadzenia “Komunii na rękę”, w której podkreśla się, że przeżytkiem jest postawa klęcząca, jako postawa poddańcza i że w czasach nowych przystępujemy do Boga tak, by ukazać godność osoby, cała ta teologia ma charakter NON SERVIAM!
A wiemy kto wypowiedział te słowa!
Wróćmy jeszcze na chwilę do artykułu z Tygodnika Powszechnego:
Lektura dokumentów pokazuje, że najpoważniejszym problemem jest dla ich twórców zaangażowanie świeckich w życie Kościoła. Problem lapidarnie streszczają słowa: “W funkcjonowaniu Kościoła dostrzega się swoiste rozdarcie części jego członków. Dla jednych (duchownych) wciąż nie skończyła się epoka »Kościół to tylko my«, dla innych (wiernych świeckich) wciąż jeszcze nie rozpoczęła się epoka »Kościół to także my«”.
Otóż to! Wierni świeccy nie powinni się bać, lecz stanowczo wyrazić swoje zdanie przez pełną i całkowitą odmowę przystępowania do Komunii świętej w kolejkach, a tym bardziej przez odmowę przyjmowania “na rękę”. Nie można dalej się usprawiedliwiać przed sobą na zasadzie: “przystępuje w kolejce, bo tak wprowadził proboszcz”. Kościół ciągle podkreśla, że wierni świeccy są mało aktywni, niech na reszcie się uaktywnią i nie pozwolą na wprowadzenie “Komunii na rękę”. Niech dają się zwodzić argumentami powrotu do zwyczajów pierwotnego Kościoła, bo właśnie fakt, że te zwyczaje zostały zarzucone świadczy o tym, że były ku temu przyczyny.
Najświętszemu Sakramentowi należy się najwyższa cześć, szacunek i miłość. Nie wolno nam pozwolić na to, by narażony na profanacje i świętokradztwa.
I na koniec - artykuł z Tygodnika Powszechnego, o którym tu wspomniano nosi tytuł: “Diecezja jak poligon”. Chodzi o próbę - co przejdzie na tym “poligonie”, będzie wprowadzone potem w całej Polsce. Mówi o tym ks. Sobeczko:
Mówi się o opolskim Kościele, że to taka “niemiecka diecezja”, w której szybko aplikowane są nowinki z Zachodu. Tymczasem zdajemy sobie sprawę, że jesteśmy jakby poligonem problemów, przed którymi po wejściu do Unii stanie Kościół w Polsce: wyjazdy zarobkowe, wymiana kulturowa, mieszanie się różnych praktyk religijnych.
Wejście do Unii! Czyli rezygnacja z tego, co jest dobre, bo wejdziemy do Unii. Ale Kościół jest ponadczasowy i nie może i nie musi liczyć się z Unią - czy to europejską, czy radziecką czy jakąkolwiek inną!
Kościół jest Chrystusowy i musi liczyć się jedynie z Chrystusem!
Jezus Chrystus jest Ten sam - wczoraj, dziś, jutro, na zawsze!
Christus heri, hodie, semper!