Strona główna
Internetowej
Gazety Katolików

Czy jesteśmy jeszcze godni nazywać się narodem?

Sierpień jest miesiącem Rocznic. I w związku z tym powinien być miesiącem refleksji. Refleksji nad przeszłością i przyszłością.

Nie chodzi tylko o wspominanie historii. Chodzi o coś więcej – o życie historią.

Zdaję sobie sprawę z tego, że powyższe zdanie spotka się z natychmiastową ripostą – jak to żyć historią? Żyć należy teraźniejszością, bo dziś się żyje. Historia minęła i można ją wspominać, uczyć się jej, ale żyć?

Zacznę więc od tego – co to oznacza żyć historią. Otóż historia choć minęła, choć została w pewnym sensie zamknięta jest ciągle obecna, kształtuje i teraźniejszość, i przyszłość. Wydaje się, że to stwierdzenie powinno być jasne dla każdego, jednak tak nie jest. Coraz częściej spotykam się ze stwierdzeniem, (szczególnie wśród młodzieży), że „to było i minęło, nas już to nie dotyczy, owszem, dzieje były chwalebne, ale teraz są inne czasy, teraz żyje się inaczej, należy patrzyć w przyszłość, a nie tylko oglądać się wstecz”.

Skąd się to wzięło? Skąd taki indyferentyzm u młodzieży i nie tylko, bo średnie pokolenie też charakteryzuje się podobną obojętnością. Otóż właśnie na taki stan rzeczy zaważyła historia – dzieje ostatnich ponad sześćdziesięciu lat. Zamierzone i regularne ścinanie głowy Narodu, niszczenie prawdziwej elity intelektualnej tak przez niemieckiego, jak i przez sowieckiego okupanta, działania wrogich Narodowi sił aż do dnia dzisiejszego, doprowadziło do takiego, a nie innego stanu rzeczy. Pseudoelita, stawiająca sobie za zadanie wynarodowienie wszystkich warstw społecznych pod hasłem tolerancji i jednoczenia się „z Europą”, sączy nieustannie swoją truciznę w umysły. W końcu kłamstwo powtarzane wielokrotnie zaczyna nabierać pozoru prawdy. I tak dzieje ostatnich lat kształtują obecne pokolenia, a coraz rzadziej przychodzi refleksja nad przyczynami tego stanu rzeczy, nad przyszłością i teraźniejszością. Po prostu żyje się jakoś, dzień po dniu, a zastanawianie się i myślenie zostają odsunięte na plan dalszy – na to obecnie nie ma czasu i chęci.

Powróćmy jednak do Rocznic. Sierpień rozpoczyna się od Rocznicy Powstania Warszawskiego. Z roku na rok obchody tej rocznicy są coraz bardziej skromne. Gdy rozmawiam o tym fakcie, często słyszę usprawiedliwienie – coraz mniej powstańców żyje, czas mija. Jest to oczywiście prawdą, ale mijanie czasu i odejście uczestników Powstania nie jest żadnym wystarczającym powodem. Sprawa, tak naprawdę, wygląda wręcz odwrotnie. To tylko fakt, że jeszcze nie wszyscy świadkowie Powstania umarli, powoduje, że są jakiekolwiek obchody. Gdy ich zabraknie, wielu odetchnie z ulgą i o Powstaniu można będzie zapomnieć. W podręcznikach historii zostanie krótka wzmianka. Przeciętny człowiek nie będzie wiedział o wiele więcej niż teraz wie na przykład o bitwie pod Chocimiem. Za to będzie wiedział o zburzeniu Bastylii, czy o powstaniu w getcie warszawskim.

Związane jest to oczywiście z wieloletnią deprecjacją roli Powstania. Z wieloletnim wmawianiem, że Powstanie było błędem, awanturą, która doprowadziła do zniszczenia miasta, do cierpienia ludności i nic nie dała. Ta propaganda tak głęboko utkwiła w umysłach , że nawet ludzie, po których można by się więcej spodziewać, często ograniczają się do stwierdzenia, że jednak nie bardzo wiadomo czy Powstanie było potrzebne, jeśli i tak karty rozdane były już w Jałcie. Owszem, karty były już rozdane i dlatego Powstanie musiało upaść, lecz gdyby nie było Powstania, nie było by dziś Polski.

Mało kto zdaje sobie z tego sprawę. Powstanie nie było zwykłym zrywem bohaterskim, nie było (jak to się nieraz nam wmawia) „typową polską szarżą”. Powstanie było warunkiem sine qua non na przetrwanie polskości. Było tym, co uchroniło Naród od całkowitego uzależnienia od okupanta, co dało siły przetrwania kolejnemu pokoleniu. I dlatego jest solą w oku dla wszystkich, którzy chcą zniszczyć Polskę. Dla tych, co chętnie widzieliby mapę bez zarysów Polski. Jeśli chcemy by Polska przetrwała, pamięć o Powstaniu musi przetrwać i to nie w jakiejś okrojonej i szczątkowej formie, ale formie, która winna być ciągle świeża i odnawiana. I nie jest to sprawa tylko Warszawy. Jest to sprawa całego Narodu.

Od kilku lat powstańcy upominają się o ogłoszenie daty 1 sierpnia dniem obchodów Powstania dla całej Polski. Jednak nic na temat nie słychać. Nie słychać również by ktoś stanął w ich obronie i poparł ich żądania. A wydawałoby się, że wszystkie instytucje włączą się w to dążenie do oddania należnego hołdu Powstaniu i głoszeniu prawdy o nim. Powstaniu, które przez wiele lat nie mogło się doczekać pomnika w Warszawie, a gdy się go doczekało, po kilku zaledwie latach ktoś sprytnie zabudował plac, tak, by pomnik zniknął, stał się mniej widoczny, stracił na swej monumentalności. Bo ci wszyscy „historycy” i „autorytety” mogliby jeszcze tolerować oddawanie hołdu bohaterskim uczestnikom Powstania, ale upamiętnić same Powstanie - to oznacza uznać jego wielkość i wartość w dziejach Narodu. I choć lata mijają, nie są oni w stanie zapomnieć, że bohaterstwo tamtych młodych i mądrość ich przywódców, doprowadziły do tego, że Polska została Polską, bo i po to oni walczyli – aby Polska była Polską! Nie mogą tego zapomnieć i gdy przestali się mścić na dawnych żołnierzach, których już niewielu zostało, mszczą się teraz na mieście, na Warszawie. Robią wszystko na co ich stać, by zatrzeć ślady bohaterstwa i doprowadzić do zapomnienia.

Jaki jest cel zabudowania placu obok Pomnika Powstania jaskrawo zielonymi budynkami nowych Sądów? Jaki jest cel przeniesienia Warszawskiej Nike w miejsce, gdzie nikt pomnika nie zobaczy? Nie jest to pomnik bezpośrednio poświęcony Powstaniu, lecz Bohaterom Warszawy. Teraz nikomu nie przeszkadza, bo tam gdzie stoi, nawet przy najlepszej chęci nie można go obejrzeć. Tłumaczenie, że przywrócono dawny wygląd Placu Teatralnego jest szyte bardzo grubymi nićmi. Ale jakby i tego było mało, zdecydowano się zabudować jeszcze jeden plac Stolicy – Plac Piłsudskiego. Szkło i beton zakryją nie tylko unikalny gmach Teatru Wielkiego, ale i skutecznie zmienią charakter całego Placu, a co za tym idzie i znaczenie Pomnika Nieznanego Żołnierza. Bo jak ruszy Centrum Biznesu i Handlu, uroczysty wygląd Placu zniknie. Nic zresztą dziwnego, że akurat tam wybrano miejsce na wybudowanie największego bodajże w Europie Centrum Biznesu. To miejsce było świadkiem Mszy Papieskiej i pogrzebu Kardynała Prymasa Tysiąclecia, na tym Placu leżał krzyż z kwiatów. Należy pamięć o tym zniszczyć. Należy zniszczyć pamięć o nieziszczonych pragnieniach Narodu, zjednoczonego w pierwszej Solidarności.

Zresztą, gdzie by się nie ruszyć po Warszawie sytuacja jest taka sama – wśród wyrastających z zadziwiającą prędkością budynków składających się ze szkła i betonu giną niewielkie płyty z krzyżem Virtuti Militari, które mają upamiętniać miejsca uświęcone krwią Polaków. Owszem, większość z nich po skończonej budowie powraca na swoim miejscu, ale są teraz tak małe i tak dobrze schowane, że mało kto może je zauważyć. I tak z roku na rok zacierane jest w Warszawie wszystko, co może świadczyć o historii. Buduje się jakąś nową Warszawę, bezosobową, bez twarzy. Szkło i beton - miasto kupowania i sprzedawania, miasto rozrywki i biznesu.

Choć nie wszędzie. Stanął na górce przy kościele św. Katarzyny pomnik Polskich Termopil. Dzięki odwadze jednego proboszcza. Stanął Wagon, pomnik Wywiezionych na Wschód. Dzięki odwadze i upartości jednego człowieka. Lecz jest to mało, o wiele za mało na te ostatnie już dwanaście lat, które minęły od zmiany ustrojowej. Jeszcze w pierwszych kilku latach mieliśmy chęć i odwagę, i nadzieję, że tak zwane białe plamy w historii znikną, że prawda zostanie ujawniona – nie tylko w pojedynczych publikacjach, nie tylko w pracach niewielu historyków, ale w naszych umysłach i sercach, w umysłach i sercach naszych dzieci. Ale tak się nie dzieje. Czegoś zabrakło. Czego? Chęci, pamięci czy po prostu wielu wśród nas dało sobie wmówić, że „teraz są inne czasy i nie warto wracać do starych wartości”?

Dobrze, że jednak są jeszcze tacy, którzy chcą pamiętać.

W Pęcicach pod Warszawą jest niewielki cmentarz z pomnikiem ku czci poległych powstańców. Należeli oni do IV Obwodu AK z Ochoty i VI z Pruszkowa. Ich życie powstańcze było krótkie. Jeszcze 2 sierpnia wpadli na Niemców i w nierównej walce zginęło ich trzydziestu. Pozostałych sześćdziesięciu, pochowanych na Pęcickim cmentarzu, Niemcy złapali i rozstrzelali w sposób bestialski. Na pomniku wypisane są ich imiona i ich wiek. Jest tylko kilku, którzy mieli powyżej trzydziestu lat. Większość, i to zdecydowana większość, to młodzi ludzie od czternastego do dwudziestego piątego roku życia. Oni wiedzieli po co idą walczyć i nie żałowali swego młodego życia!

Po Mszy świętej w miejscowym kościele z bardzo pięknym i patriotycznym kazaniem proboszcza na cmentarzu, jak co rocznie odbywa się uroczysty Apel Poległych. Poczty sztandarowe byłych powstańców otaczają Pomnik. A z roku na rok tych pocztów jest coraz mniej! Z godnością noszą swoje sztandary powstańcy, ubrani w swoje mundury i z opaskami na rękawach, stoją dumni i skwar ich nie przeraża. Choć siły już nie te, co dawniej, żaden z nich nie drgnie, nie ugnie się pod ciężarem drzewca. Ludzi nie za wielu, trochę kombatantów, przyjaciele, ktoś z rodzin poległych. Młodzieży prawie nie ma. Jest kilkunastoosobowa grupa z klubu rowerowego, noszącego imię IV Obwodu AK. Dobre i to, zawsze jest nadzieja, że ktoś z nich będzie pamiętał .

1 sierpnia 2002. Warszawa nie ma wyglądu świątecznego. Niektóre autobusy i tramwaje są oflagowane, gdzie niegdzie widać, że ktoś jednak pamiętał i flagę powiesił. Czasami na bloku, czasami na prywatnym balkonie. Nie jest tego wiele, ale zawsze coś. Niestety, nie wszyscy pamiętają, że w dniach ważnych Rocznic Narodowych należy wywiesić flagę.

Kościół i klasztor ojców dominikanów na Służewie. Z tego klasztoru wyszedł bł. o. Michał Czartoryski by zginąć w Powstaniu jako bohaterski duszpasterz. Nie ma żadnej flagi. Znany powszechnie, bardzo „medialny” duszpasterz, oburzony na pytanie o przyczyny braku flagi, nie tłumaczy, dlaczego nie ma żadnych oznak obchodów Powstania. Zresztą w warszawskich kościołach jest różnie – jedne są ozdobione flagami, inne nie. Księża tłumaczą, że to obowiązki proboszczów, proboszczowie mówią o nadmiarze obowiązków.

Zadałam jedno i to samo pytanie kilku zaprzyjaźnionym duszpasterzom. Zapytałam: „Co robicie, gdy wyjeżdżacie z młodzieżą na wakacje? Jakie patriotyczne treści im przekazujecie? Czy macie zarezerwowane na takie wychowanie jakiś czas? Czy prowadzicie ich na miejsca martyrologii?” Wszyscy reagowali podobnie. Milczeli. Jeden mi powiedział, że nie pomyślał o tym. Drugi poprosił o podsunięcie mu pomysłu i lektury. Trzeci mnie obrugał i wyjaśnił, że nie jest od tego. Czwarty najpierw milczał, a potem zmienił temat.

Całe lato młodzież wyjeżdża ze swoimi duszpasterzami. Czy nie jest to piękna okazja, by wychowywać młodzież w duchu patriotycznym? Czy w czasie dwutygodniowego pobytu nie można znaleźć na to chwili? Czy w ciągu roku szkolnego coś stoi na przeszkodzie, by młodzież uczyć szacunku i miłości do własnej Ojczyzny? Są oczywiście tacy duszpasterze, którzy nie zaniedbują tego obowiązku i wychowują młodzież w umiłowaniu Polski. Niestety, są oni w mniejszości.

„Naród, który nie pamięta swojej historii, nie jest godzien zwać się narodem”, powiedział Prymas Tysiąclecia. Jeśli nie będziemy dbali o przekazywanie historii, jeśli nie nauczymy młodych nie tylko szacunku, ale i umiłowania własnych dziejów, jeśli nie nauczymy następne pokolenie żyć historią, znikniemy jako Naród. Szkoła powszechna nie jest obecnie w stanie spełnić tego zadania. Może to zrobić jedynie Kościół. Chyba więc potrzebny jest szeroko zakrojony program wychowawczy, który wspomoże rodziców, często nieświadomych i zagubionych. Program nauczania historii i ratowania młodego pokolenia dla Polski. Wtedy spełnią się słowa Iłłakowiczównej:

...To, co wyrasta z grobów, znowu pokochamy.

Zawsze zmartwychwstaniemy. Nas nie można zniszczyć.

Darmo sili się diabeł, by zdeptać żagiew:

Miłość raz rozniecona nigdy nie ustanie.