Strona główna
Internetowej
Gazety Katolików

Stanisław Krajski

Metamorfoza „Christianitas”

Kolejnym znakiem przedziwnej metamorfozy „Christianitas”, która zaszła gdzieś pod koniec 2002 roku jest materiał stałego komentatora tego pisma, Piotra Semki, który ukazał się jednocześnie na stronie internetowej „Christianitas” i w „Rzeczypospolitej” w dniu 27.12.2002 r. Nie będę polemizował ze wszystkimi zawartymi tam tezami. Zrobiła to Maria Kominek OPs. Ustosunkuję się jedynie do następującego fragmentu, który dotyczy w znacznej mierze mojej osoby: „To nie ojciec Rydzyk zaczął dzielić polski Kościół. Znacznie wcześniej, na początku lat dziewięćdziesiątych, zaczęła to robić „Gazeta Wyborcza”, dzieląc Kościół na dobrych i złych biskupów, kiedy Kościół nauczający stał się Kościołem nauczanym. Wiele krytyki pod adresem Radia Maryja to bezpośrednia reakcja na taką socjotechnikę. Warto przypomnieć słowa Piotra Wierzbickiego, że to Adam Michnik wykreował ojca Rydzyka. Dla tradycyjnych katolików Radio Maryja stało się szybko punktem odniesienia. Wtedy to raczej na zasadzie przypadku niż namysłu do toruńskiego Radia zbliżyli się publicyści w rodzaju profesora Jerzego Roberta Nowaka czy Stanisława Krajskiego. Jedni mieli za sobą przygody z instytucjami katolickimi kontrolowanymi przez władze PRL, inni nie znaleźli dla swego tradycjonalizmu miejsca w innych mediach katolickich. Nadali oni specyficzny styl polemikom radiowym, ale też na sprzeciw mediów liberalnych wobec Radia Maryja wpłynęła nie tylko forma, ale i treść polemik”.

Przedstawiony w nim obraz jest fałszywy. Wnioski i oceny są błędne. Ponadto wiele tu nierzetelności, wręcz nieuczciwości, sugestii mającej znamiona manipulacji i pomówienia.

Na jakiej podstawie Piotr Semka twierdzi, że „zbliżyłem się” do Radia Maryja

„raczej na zasadzie przypadku niż namysłu”. Publicysta „Christianitas” sugeruje, że w ramiona Ojca Rydzyka wepchnął mnie Adam Michnik, który podzielił polski Kościół. To twierdzenie i ta sugestia są albo znakiem ignorancji i braku dziennikarskiego profesjonalizmu albo znakiem złej woli.

To nie Ojciec Rydzyk i nie Adam Michnik podzielili polski Kościół. Jeszcze w znacznej mierze do 1997 r. (a na pewno do 1995 r.) był on jednorodny w każdej płaszczyźnie, taki jakie do dziś jest Radio Maryja, bezkompromisowy, domagający się przestrzegania norm moralnych w życiu społecznym i politycznym, piętnujący ich łamanie, zabiegający o to, by Polska zasługiwała na miano kraju, którego królową jest Matka Boża. Liberalne i lewicowe media atakowały go z tego powodu zwartym frontem. W 1996 roku ukazała się moja książka pt. „Polska, Kościół święta demokracja”, w której referowałem przebieg tego ataku. Jak w niej pokazywałem, głównym przedmiotem ataku był Ksiądz Prymas. Ostro krytykowany za „katolicki fundamentalizm” był nawet... bp Tadeusz Pieronek.

Tak więc np. Stanisław Janecki na łamach „Wprost” oskarżał Księdza Prymasa i bpa Pieronka o...kłamstwo, gdy mówili o prześladowaniu Kościoła w Polsce i głosił za Aleksandrem Małachowskim, że Episkopat i duchowieństwo „chcą uzyskać bezpośredni wpływ na władzę w Polsce”.

Ten atak zaczął powoli przynosić jego promotorom sukcesy. Kościół zaczął dzielić się na „jastrzębie” (tych, którzy nie poddawali się liberalnej i lewicowej presji) i gołębie (tych, którzy zaczęli milknąć, wycofywać się, a nawet spełniać postulaty lewicy i liberałów.

Od 1993 r. do 1997 r. (kiedy to zacząłem pisać i wydawać książki) byłem wciąż taki sam, głosiłem te same poglądy. Kościół był dla mnie w całości otwarty. Zapraszano mnie do parafii. Głosiłem wykłady dla duchowieństwa i biskupów. Moje książki sprzedawano we wszystkim prawie księgarniach mieszczących się przy diecezjalnych kuriach. W tym okresie nie utrzymywałem żadnych kontaktów z Radiem Maryja. Polem mojego działania był cały Kościół. Gdy papież wezwał w 1993 r. polskich biskupów do tworzenia Akcji Katolickiej, która miała tworzyć Królestwo Chrystusowe w Polsce napisałem książkę „Akcja katolicka – ostatnia szansa dla Polski”, która wyszła w 1994 r. Książka ta otrzymała imprimatur kurii diecezji warszawskiej. Została dedykowana Księdzu Prymasowi za jego osobistą zgodą. Prymas udzielił mi jako jej autorowi specjalnej audiencji, na której rozmawialiśmy o rozwoju Akcji Katolickiej w Polsce. Książka ta stała się oficjalnym podręcznikiem Akcji Katolickiej w wielu diecezjach. Zamawiało ją też dla swoich diecezji wielu biskupów. Byłem obecny w wielu miejscach Polski przy tworzeniu struktur Akcji Katolickiej. Szkoliłem jej liderów, i księży, jej opiekunów. Namawiałem wiernych z ambon do wstępowania do niej. Moja książka rozprowadzona głównie po strukturach Kościoła rozeszła się w ponad 10 000 egzemplarzy. Akcja Katolicka budziła wtedy przerażenie wśród lewicy i liberałów. Była głównym przedmiotem zmasowanego i bezpardonowego ataku. Potem coś się stało. Ktoś zaczął ją wyciszać (znaczną role odegrał tu bp Piotr Jarecki). Pojawiło się coraz więcej „gołębi” w Kościele. Ja zaś miałem taką świadomość (którą wyraziłem w tej książce), że tylko Akcja Katolicka może ochronić Polskę i budować ją w katolickim duchu. Byłem więc przerażony. Równocześnie zaczęły się przede mną w coraz szybszym tempie zamykać różne kościelne „drzwi”. I wtedy uświadomiłem sobie i to bardzo głęboko, że program Akcji Katolickiej realizuje, i to już od lat, Radio Maryja i skupione wokół niego środowiska. Wtedy (a był to rok 1997) napisałem książkę pt. „Radio Maryja – droga do źródła prowadzi pod prąd”. Jeden z jej rozdziałów nosił tytuł „Czy Radio Maryja jest ostatnią szansą dla Polski?” W tym rozdziale napisałem: „Program Akcji Katolickiej poszerzony o program walki z nowym wynarodowieniem, powrotem do polskości, kontynuacji polskiej duchowej, moralnej racji stanu, program realizowany konsekwentnie przez Radio Maryja, to dla mnie ewidentnie program ostatniej szansy dla Polski, która dziś osłabiona i zagubiona staje w obliczu wielkiego, można powiedzieć bez przesady, śmiertelnego zagrożenia. Ten program może oczywiście przybrać różne szczególne kształty i znaleźć różnych wyrazicieli realizujących go w wieloraki sposób. Jednak teraz, i taka jest prawda, głosi go, wyraża i stara się realizować jedynie Radio Maryja i wszyscy ci, rozproszeni po całym kraju, Polacy, dla których jest ono reprezentantem wartości, o których nie wolno zapomnieć, o które należy z całych sił walczyć”.

Z tą książka poszedłem do Ojca Rydzyka i powiedziałem, że stawiam się do jego dyspozycji.

Czy można to nazwać „zbliżyłem się” do Radia Maryja „raczej na zasadzie przypadku niż namysłu”?

W numerze 49/2002 „Gazety Polskiej” ukazał się materiał pt. „Na politycznej fali Radia Maryja”, w którym GP przyłącza się do zmasowanego ataku na Radio Maryja i przypisuje Ojcu Rydzykowi i Radiu Maryja antysemityzm oraz podejmuje „rosyjski trop” sugerując poprzez różne „tonkije aluzje”, że za toruńską rozgłośną stoi Moskwa (rozważania te prezentowane są pod tytułem: „Rosyjski głos w waszych domach”). „Wykazuje” też, że większość współpracowników Radia to ludzie służący PRL-owi, np. taki Krajski, który w PAX-owskich „Kierunkach” drukował w latach osiemdziesiątych artykuły o św. Tomaszu z Akwinu i satanizmie.

Wydaje się, że Piotr Semko podejmuje ten wątek pisząc zaraz po wymienieniu nazwisk Nowak i Krajski: „Jedni mieli za sobą przygody z instytucjami katolickimi kontrolowanymi przez władze PRL, inni nie znaleźli dla swego tradycjonalizmu miejsca w innych mediach katolickich”.

Insynuacji GP nawet nie komentowałem. Pojawienie się jednak takich samych insynuacji w „Christianitas” wymaga komentarza. Tak więc to, co napisał Piotr Semko jest obrzydliwe, niegodne, ubeckie w stylu. Jest tu bowiem sugestia, którą mogą brać za dobra monetę ludzie młodzi lub ci, którzy mają kłopoty z pamięcią ( a takich też nie brakuje). Sformułowanie „przygody z instytucjami katolickimi kontrolowanymi przez władze PRL” wskazuje na jakąś kolaborację z komunistami, na coś niegodnego.

Czy były w PRL-u „instytucje katolickie”, które nie były „kontrolowane przez władze PRL”? Czy można powiedzieć, że np. KUL nie był w żaden sposób kontrolowany przez władze PRL? Czy można głosić tezę, że „Tygodnik Powszechny” był wtedy niezależny? Bzdura. Można jedynie postawić pytanie dlaczego komuniści pozwalali jakiejś instytucji istnieć? Jaki mieli w tym interes?

„Tygodnik Powszechny” mógł funkcjonować, bo było to bardzo na rękę komunistom, ponieważ walczył on z tradycyjnym katolicyzmem i upowszechniał taką wizję, która dzisiaj nazywa się katolewicą. PAX, z kolei, w różnych okresach w różnym stopniu współpracował politycznie z komunistami. Dzięki temu mógł wydawać gazety i prowadzić wydawnictwo upowszechniające w znacznej mierze tradycyjny katolicyzm. W latach osiemdziesiątych w prasie paxowskiej nie było żadnych prokomunistycznych materiałów. PAX utworzył wtedy różne instytucje, których celem były badania nad doktryną katolicką i jej upowszechnianie. Z prasą paxowską i tymi instytucjami współpracowało wielu profesorów tak KUL-u jak i ATK. Ukończyłem studia w 1985 r. Wraz z żoną, również absolwentką filozofii na ATK, przez rok byliśmy bezrobotni i sprzedawaliśmy stare książki na perskich jarmarkach. Gdy powstał paxowski Ośrodek Chrześcijańskiej Myśli Społecznej „Augustinum” jego dyrektorzy zwrócili się do profesorów ATK i KUL-u z prośbą o wskazanie osób, które mogłyby w sposób kompetentny podjąć badania nad społecznym nauczaniem Kościoła. Mnie polecił prof. M. Gogacz, żonę ks. prof. T Ślipko. Obaj profesorzy, jak wielu innych, pisywali do prasy paxowskiej i występowali na sympozjach organizowanych przez instytucje PAX-u. Podejmując tę pracę nie wchodziliśmy w struktury polityczne PAX-u (nie zostaliśmy jego członkami). Byliśmy pracownikami merytorycznymi. Ja byłem np. głównym specjalistą d/s nauczania Kościoła. Prowadziliśmy badania naukowe i organizowaliśmy sympozja naukowe i popularnonaukowe. Pisywaliśmy też nie tylko do „Kierunków”, ale również do „Życia Katolickiego”, „Życia Chrześcijańskiego w Polsce”, „O Ład Moralny” i „Zorzy”. Nigdy się tego nie wstydziliśmy i nie wstydzimy, bo nie ma czego. Jak ktoś pracował na Uniwersytecie Warszawskim albo Jagielońskim, instytucjach w pełni wtedy kontrolowanych przez komunistów mógł mieć nieczyste sumienie. Nie my.

Przy okazji warto przypomnieć, że jako ortodoksyjni katolicy reprezentujący filozofię tomistyczną nie mieliśmy w zasadzie szansy na pracę w żądnej instytucji państwowej jak również pracę czy nawet publikowanie w... prasie kościelnej po 1985 r. W stanie wojennym Kościół bowiem w ramach pomocy opozycji (korowcom) i w ramach „oswajania niewierzących” przyjął do pracy w swoich pismach, także na kierownicze stanowiska ludzi, którzy dziś pracują głównie w „Gazecie Wyborczej”. Oni zaś skutecznie blokowali nasz dostęp do pracy i publikowania w tych periodykach.

Redaktor Naczelny „Christianitas” jest tak jak ja uczniem prof. Mieczysława Gogacza. Wielu innych uczniów Profesora pisuje w „Christianitas”. Może ktoś z nich napisałby parę słów oceny współpracy prof. M. Gogacza z prasą paxowską i instytucjami paxowskimi?

Gdy wychodziły pierwsze numery „Christianitas” do jego rady programowej zaproszono, między innymi Arkadiusza Robaczewskiego i Stanisława Krajskiego. Zgodziliśmy się wtedy na wejście do niej, ponieważ postrzegaliśmy środowisko skupione wokół pisma jako środowisko tradycjonalistyczne. Tradycjonalizm pozostał w odniesieniu do liturgii. Metamarfoza pisma kierująca go w stronę poprawności politycznej i PiS-u spowodowała, że nasze drogi się rozchodzą i tylko boli serce, że ktoś z „naszych” ugina karku i podejmuje działania, które „ten świat” akceptuje i pochwala.