Strona główna
Internetowej
Gazety Katolików

Maria K. Kominek
O Sądzie Ostatecznym i tolerancji


Listopad jest czasem refleksji nad przemijaniem życia. Wszystko temu sprzyja - pogoda, smutek jesiennych mgieł, nawet kolorowe kaskady chryzantem na cmentarzach. Kościół czyta nam fragmenty z Apokalipsy i Ewangelię o dniach ostatecznych. W ostatnim tygodniu roku kościelnego, który pokrywa się zazwyczaj z ostatnim tygodniem listopada, hymnem Liturgii Godzin jest Dies irae: "W gniewu dzień, w tę pomsty chwilę, świat w popielnym legnie pyle..."
Kościół daje nam listopad nie tylko jako miesiąc pamięci o zmarłych, ale również i jako czas na zastanowienie się nad sobą, nad swoim życiem i nad rzeczami ostatecznymi. Jest to czas szansy, szansy na refleksję. Życie mija szybko, przyspiesza z roku na rok, pogoń za dobrami doczesnymi nie pozwala nam na wytchnienie, zapominamy, że każdy dzień zbliża nas nieuchronnie do wieczności.
Każdą niedzielę wymawiamy słowa Credo: "wierzę... w żywot wieczny w przyszłym świecie". Czy te słowa przyjmujemy poważnie czy często nie wymawiamy ich tylko z przyzwyczajenia? Jeśli naprawdę wierzymy w to, co Kościół naucza, niewątpliwie będą takie chwile, w których będziemy się zastanawiać nad rzeczami ostatecznymi.
Rzeczy ostateczne człowieka jak pamiętamy z katechizmu to: śmierć, Sąd Boży, niebo albo piekło. W ostatnich latach co raz mniej się mówi o nich. Stały się jakoś niewygodne. Nie pasują do lansowanego modelu życia, do promowanego ideału człowieka sukcesu, do uśmiechniętych twarzy młodych i przystojnych kobiet i mężczyzn, do wiecznie zadowolonych dzieci i pięknie wyglądających staruszków (których zresztą pokazuje się raczej rzadko).
O śmierci ostatnio nie jest przyjęte rozmawiać w dobrym towarzystwie. A jednak śmierć czeka każdego z nas. Zamykanie oczu na ten fakt nic nie zmieni. Nie pomogą gołębio szare i białe wozy pogrzebowe, nie pomogą olbrzymie wieńce i potężne granitowe pomniki. Nie pomoże odprawianie Mszy pogrzebowej przy zamkniętej trumnie. To wszystko ma służyć odsunięciu od siebie myśli o śmierci, ale nie zmniejsza strachu przed śmiercią. Kto wie, może nawet go powiększa.
Śmierć, a po śmierci sąd! Najpierw sąd cząstkowy, a potem, kiedyś w dniu gniewu, w pomsty chwili - Sąd Ostateczny. A potem tylko wieczność, w której jest niebo albo piekło.
Wszyscy znamy dobrze "Sąd" Michała Anioła z Kaplicy Sykstyńskiej. Warto przyjrzeć się postaciom. Na górze, pod samymi nogami Chrystusa jest św. Bartłomiej, który w ręku trzyma swoją skórę, zdartą z ciała w czasie męczeństwa, niżej, po lewej stronie Chrystusa - św. Katarzyna Aleksandryjska z kołem na którym była łamana, obok św. Sebastian ze strzałami, które przeszyły jego ciało. Każdy przynosi ze sobą jakiś symbol tego, co dokonał.
O ile w górnej partii fresku widzimy zbawionych, którzy idą pewni, że mają co pokazać Sędziemu na swoją obronę, to w dolnej - wszystkie postacie jakby zagubiły gdzież swoje oblicza. Tam są ci, którzy przechodzą zgodnie z wyrokiem na stronę piekła. Na samym dole widać grotę, w której już się tli ogień piekielny, ale nie ten ogień jest najstraszniejszy. Najgorsza jest przerażająca szarość obrazu i wszystkich postaci. Tam wszystko ukazuje sytuację od której nie ma odwrotu. To nie smutek, nawet nie złość i nie wściekłość - to coś gorszego - beznadzieja!
Warto zwrócić uwagą na środkową część fresku. Michał Anioł pokazał tam chwilę, gdy zapada wyrok. W środku aniołowie dmą w trąby, a obok po lewej i po prawej są wykonywane wyroki. Jednych wciągają do góry, drudzy spadają w dół. Otóż wśród tych postaci jest jedna o szczególnym wyglądzie. Przerażenie na twarzy miesza się z zaskoczeniem. Gdy patrzę na tę postać uświadamiam sobie, że Michał Anioł ukazał człowieka, który nie spodziewał się wyroku potępienia.

Zaskoczenie na twarzy i wstyd! Prawie że słychać jego mowę: Jak to, dlaczego mnie się to przydarzyło, przecież ja robiłem tylko to, co uważałem za słuszne...
Otóż to - "przecież ja robiłem tylko to, co uważałem za słuszne".

Księgi się otworzą karty, gdzie spis grzechów jest zawarty, za co świat karania warty...

Tylko to, co uważałem za słuszne! Ale czy to, co my uważamy za słuszne jest zawsze dobre w oczach Jezusa? Raczej nie, bo, gdyby tak było, to kryterium postępowania brzmiałoby: rób to, co uważasz za słuszne. Albo, jak ostatnio wprowadzone wrogie Chrystusowi hasło: "róbta, co chceta!"
A przecież Pan Jezus daje bardzo wyraźne kryterium w Ewangelii: "Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych najmniejszych - Mnie uczyniliście." A Kościół naucza w elementarnym katechizmie jakie są uczynki miłosierne - co do ciała i co do duszy.
Trudno omówić wszystkie uczynki i wszystkie nasze niedomagania w tej materii. Warto tylko zwrócić uwagę na to, że jeśli chodzi o uczynki względem ciała, raczej nikt nie ma wątpliwości, że należy je spełniać.
Inaczej sprawa się ma jednak w sprawach miłosierdzia względem duszy. Pierwsze trzy wymienione w katechizmie uczynki zasadniczo zostały zanegowane przez wprowadzenie hasła "tolerancja".
To hasło zrobiło niebywałą karierę w ostatnich czasach i wprowadziło niemało zagmatwania w duszach ludzkich. Dochodzi do tego, że nie tylko zwykły katolik, a nawet i kapłan przestaje czuć się upoważniony do napiętnowania niektórych grzechów. Wmawia się nam, że musimy być tolerancyjni.
Wróćmy na chwilę do uczynków względem duszy. Oto pierwszy:
Grzeszących upominać! Dawne katechizmy dodawały: i karać!
Nieumiejętnych pouczać!
Wątpiącym dobrze radzić!
Bardzo źle jest obecnie z tymi uczynkami. W społeczeństwie wprowadza się atmosferę nie tylko zaniechania tych uczynków, ale gorzej - wręcz poddania w wątpliwość. Czymże jest bowiem nieustanna i głośna propaganda, nawołująca do tolerowania wszelkich zboczeń i wynaturzeń: homoseksualizmu, życia wspólnego "par" bez ślubu, nauczania dzieci zachowań seksualnych itd.? Doszło do tego, że są takie grzechy, o których obecnie nie wolno nawet mówić, że to grzechy, bo w imię tolerancji powinniśmy zamilczeć i nie upominać.
Zacznijmy od grzechu pederastii i lesbijstwa. Nawet takich słów, jak pederastia i lesbijstwo, nie wolno używać. Należy mówić poprawnie o zachowaniach homoseksualnych, o kochających "inaczej", należy z podziwem obserwować "odwagę" par jednopłciowych i życzyć im realizacji własnej osobowości w ich kondycji homoseksualnej.
A to wszystko jest grzechem wołającym o pomstę do Boga! Nie można owijać w bawełnę i mówić - tacy oni są, niech będą szczęśliwi. Należy głośno krzyczeć: ludzie, opamiętajcie się i nie grzeszcie!
W dawnych katechizmach podawano dokładniej treść pierwszego uczynku: grzeszących upominać i karać! Kara ta miała oczywiście na celu wychowanie i w pewnym stopniu ułatwienie dojścia do nieba.
A co naucza nas "teologia" tolerancji"?
Otóż naucza patrzeć obojętnie na grzechy cudze i mało tego - naucza, że nie wolno zwracać uwagi - każdy jest wolny, mówi nam tolerancja - i każdy odpowiada za siebie. Nie jest to jednak tak! Człowiek odpowiada nie tylko za siebie. Odpowiada za swoich bliźnich też.
Katechizm naucza nas, że istnieją grzechy cudze. Oto one:

  1. Radzić do grzechu.
  2. Rozkazywać drugiemu grzeszyć.
  3. Zezwalać na grzech.
  4. Pobudzać do grzechu.
  5. Pochwalać grzech drugiego.
  6. Zamilczeć grzech cu­dzy.
  7. Grzechu nie karać.
  8. Czynić się uczestnikiem grzechu.
  9. Uniewinniać grzech cudzy.

Czy z tego katalogu jest chociaż jeden, który nie jest zanegowany przez zwolenników tolerancji?
W tym katalogu mieszczą się wszystkie postawy, pokazywane dziś w imię tolerancji jako pozytywne. Podam tylko kilka przykładów:
Dyskoteki, zabawy i przyjęcia w piątki. Nakaz pracy w niedzielę i święta. Nakaz sprzedaży w kioskach pism o treści pornograficznych. Milcząca zgoda dla bluzgania, używania wulgarnych słów i bluźnierstw. Aprobata powtórnych związków cywilnych, zawieranych przez ludzi, pozostających w ważnym małżeństwie. Czytanie i pozwalanie dzieciom i młodzieży na czytanie pism "młodzieżowych", w których przemyca się treści niemoralne. Uleganie każdej modzie, choć jest ona sprzeczna z wymaganiami nie tylko dobrego smaku, ale skromności i wstydliwości. Przykładanie ręki do złej sprawy - na przykład przez wykonywanie poleceń niezgodnych z prawami Bożymi.
I w końcu - tolerancja dla myślących inaczej, dla kochających inaczej, dla wierzących inaczej. Tolerancja na każdym kroku, nie patrząc na to, że przez swoją postawę przyczyniamy się do zguby dusz ludzkich.
Jeśli zdarzy się Sądzie, że Pan Jezus się spyta kogoś: "Dlaczego nie spełniałeś przykazań Bożych?", a ten ktoś odpowie: "Ponieważ katolicy byli tolerancyjni dla moich grzechów - nie zdziwmy się wtedy, jeśli Sędzia nam powie: "Ja ciebie nie znam!"
Jeśli jednak się nawrócimy ku Bogu i będziemy pamiętać o Jego przykazaniach i naukach, zwróci się i On ku nam. Zwróci się, dlatego, że nas przelał swoją Najświętszą Krew.

Z hymnu Dies irae:
Racz pamiętać, Jezu drogi,
Żeś wziął dla mnie żywot srogi
Nie gub mnie w dzień straszny trwogi.
...
          Opłakany dzień nastanie,
gdy z popiołów zmartwychwstanie
Grzesznik na Twój Sąd straszliwy
Bądź mu, Boże miłościwy.