Strona główna
Internetowej
Gazety Katolików

Stanisław Krajski
Abp Michalik - Kościół nie może być polski


Czytając wywiad udzielony przez Arcybiskupa KAI, wywiad który został przedrukowany przez „Gazetę Wyborczą” w dniu 7.01.03 można odnieść wrażenie, że tezę zawartą w tytuleArcybiskup tam głosi. Głosi tam też kilka twierdzeń, z którymi, przynajmniej niżej podpisanemu, trudno się zgodzić.
Ale oddajmy mu głos:
Nie można uznać za poprawne tego, że jakieś ugrupowanie polityczne (bez zgody Kościoła) deklaruje się jako grupa „katolicko-narodowa”, bo to, co jest „katolickie”, jest powszechne, a nie „narodowe”, i dlatego można by wprawdzie uznać, że jakiś naród czuje się „katolicki”, ale nie można przyjąć, że Kościół jest „narodowy”, np. polski, ukraiński, amerykański itp. To absurd, który przeciwstawia się koncepcji uniwersalności Kościoła. Zasady katolickiej nauki społecznej można realizować w bardzo różny sposób i nikt nie ma na to monopolu. Nikt też, angażując się w politykę partyjną, nie może korzystać z autorytetu, chociaż może się inspirować nauką Kościoła. Mogą przecież istnieć różne partie odwołujące się do społecznej nauki Kościoła (np. do idei pomocniczości, solidarności, troski o słabych), ale niezrozumiałe i nieuzasadnione, i nieroztropne byłoby propagowanie jakiejś jednej partii popieranej przez hierarchię.
Przedziwna to, moim zdaniem, wypowiedź. Nie bardzo wiadomo o co konkretnie Arcybiskupowi chodzi, do jakich aktualnych, palących problemów się odwołuje. Z drugiej strony można, z bardzo dużym prawdopodobieństwem, założyć, że wypowiedź ta spodobała się redaktorom „Gazety Wyborczej”.
Spróbujmy ją skomentować.
To prawda, że Kościół ma zapewnione w „Kodeksie Prawa Kanonicznego” swego rodzaju copyright na określenie „katolicki”, w tym jednak sensie, że nie można używać tego określenia w nazwie jakiejś instytucji, stowarzyszenia czy partii bez zgody kompetentnej władzy kościelnej. Nie oznacza to jednak, że nie wolno go w ogóle używać tak w mowie jak i w piśmie. O ile wiem nikt dziś, bez zgody takiej władzy, nie użył tego określenia w nazwie czegokolwiek. Jaki więc Arcybiskup ma tu problem? Wyraźnie o co innego chodzi. O co?
Mały błąd popełniony na początku staje się, jak mówi Arystoteles, wielki na końcu. Arcybiskup twierdzi, że żadna grupa nie może określać się jako katolicko-narodowa. Twierdzenie to wspiera dwoma argumentami.
Pierwszy jest wyraźnie nietrafiony odwołuje się bowiem do tego kościelnego „copyright” na określenie katolicki”.
Drugi brzmi - Kościół jest powszechny, a więc nie może być narodowy; nie można przyjąć, że Kościół jest „narodowy”, np. polski, ukraiński, amerykański.
Jeżeli Kościół jest powszechny to czy może różnicować się w zakonach? Jeżeliby przyjąć sposób rozumowania Arcybiskupa to należałoby natychmiast wszystkie zakony rozwiązać. Jezuici nie są przecież powszechni (katoliccy) bo są jezuiccy. Dominikanie nie są powszechni (katoliccy) bo są dominikańscy. Takie rozumowanie jest absurdalne. Dlaczego? Ponieważ jezuici są katoliccy (nie mówię, oczywiście, o dzisiejszych ich odstępstwach tylko o tym, co tkwi w ich duchowości i regule), a zarazem mogą być i są jezuiccy. Dlaczego są katoliccy? Bo są w Kościele, przyjmują wszystkie prawdy wiary i moralności, wszystkie środki konieczne do zbawienie i działają w zgodzie z prawem kanonicznym. Dlaczego są jezuiccy? Bo posiadają własna drogę i organizację, a więc posiadają własną, specyficzną duchowość i regułę oraz są zorganizowani w zakon, który kieruje się, obok kodeksu kanonicznego, własnymi prawami.
Czy Kościół w Polsce może być polski pozostając w każdym calu Kościołem katolickim?
Oczywiście, że może. Będzie katolicki gdy będzie przyjmował wszystkie prawdy wiary i moralności, wszystkie środki konieczne do zbawienia i będzie działał w zgodzie z prawem kanonicznym. Będzie polski, gdy będzie miał własną, specyficzną duchowość i regułę oraz będzie się kierował, obok prawa Bożego i naturalnego, własnymi dodatkowymi prawami.
Tak jak więc może być jezuicki katolicyzm tak może być polski katolicyzm. Jeżeli katolicy mogą zorganizować się w zakon jezuicki mogą zorganizować się też, jako katolicy, w jakikolwiek inny sposób byle tam nie było niczego sprzecznego z katolicyzmem.
Jezuitom nie wolno też np. zdradzać zakonu. Członkom polskiego Kościoła nie wolno zdradzać Polski. Mają też obowiązek jej służyć.
Może o ten aspekty chodzi Arcybiskupowi.
Tak jak może być zakon i może być Kościół polski, amerykański itp. tak może też być jakaś grupa „katolicko-narodowa”. Takich grup może być teoretycznie wiele w Europie, w obrębie danego państwa, a nawet danego narodu. Będą je różnić te dodatkowe elementy, „ich duchowość”, „reguła”, „prawa”, a więc np. przyjęty przez nie program, sposób na rozwiązanie różnych politycznych, gospodarczych czy społecznych problemów. Może być też tak, że różne grupy będą się określać jako „katolicko-narodowe” w sposób niezbyt zasadny, ze względu na jakąś niekonsekwencję (lub brak) w swoim katolicyzmie lub w perspektywie narodowej. Kościół ma prawo, a poniekąd obowiązek, oceniać to z zewnątrz. Jeżeli uzna w sposób zasadny, że kilka grup jest w sposób konsekwentny i rzetelny „katolicko-narodowych” nie może w jakikolwiek sposób wspierać tylko jednej z nich czy negować jedną z nich z jakiś innych powodów. Można jednak wyobrazić sobie taką sytuację, że Kościół po długim i rzetelnym badaniu dochodzi do wniosku, że tylko jedna grupa jest, w istocie, katolicka lub najbardziej konsekwentna w swoich odniesieniach do katolicyzmu. Może do tego dojść poprzez odrzucenie tych grup, które pewnych warunków nie spełniają. Nie wystarczy bowiem, że spełniają tylko jakiś jeden warunek np. uznają zasadę pomocniczości, solidarności czy troski o słabszych (tę ostania deklarują przecież wszystkie partie lewicowe w tym również komunistyczne).
Weźmy jako przykład partie polityczne w Polsce. Czy SLD można uznać za katolicką grupę? Oczywiście, że nie. Czy katolicka jest Platforma Obywatelska? Nie deklaruje tego i, oczywiście, nie realizuje żadnego programu, który można by nazwać katolickim. Niekiedy, jak się wydaje, jest jej, ponadto, bliżej do SLD niż do Kościoła. Podobna jest sytuacja Samoobrony i PSL. Podobna jest też sytuacja Prawa i Sprawiedliwości choć ta formacja składa w tej mierze (w perspektywie, która można by nazwać katolicką) pewne, ale bardzo ograniczone, deklaracje. Można ją, z tego powodu, określić jako przyjazną katolicyzmowi, ale nie można powiedzieć, że to formacja katolicka.
Wsłuchując się w głosy dochodzące z wnętrza Kościoła w Polsce można odnieść wrażenie, że jakaś część tego Kościoła nie chce mieć nic wspólnego z Polska i polskością. Ich wola. Mogą sobie tworzyć jakiś Kościół, który nie jest polski tylko kosmopolityczny (bo czy będzie on powszechny?). Nie wolno im jednak negować Kościoła polskiego, starać się go zniszczyć. To tak jakby jezuici zaczęli niszczyć dominikanów. To nie byłoby po katolicku i nie byłoby po jezuicku.
Niezależnie jednak od tego czy tacy ludzie będą w polskim Kościele czy w kosmopolitycznym Kościele ich obowiązki wobec Polski, która, chcą tego czy nie, jest ich pierwszą, albo drugą Ojczyzną, pozostaną. Muszą bowiem przestrzegać przykazania: „Czcij Ojca swego i Matkę swoją”, przykazania, które rozciąga się również na Ojczyznę. Mówił o tym już św. Tomasz z Akwinu choćby w „Sumie teologicznej”. Mówi dziś o tym „Katechizm Kościoła katolickiego”. Czytamy tam np. (w komentarzu do czwartego przykazania): „Miłość ojczyzny i służba dla niej wynikają z obowiązku wdzięczności i porządku miłości”.
W zacytowanej wyżej wypowiedzi abp Michalik jakby ignorował, a nawet negował pewne prawdy ujawniające się na pograniczu tego, co katolickie i narodowe. To martwi. Budzi niepokój i sprzeciw. Jest bowiem niebezpieczne, szczególnie w kontekście historycznych wydarzeń, w których uczestniczymy.