Strona główna
Internetowej
Gazety Katolików

Do czego nawołuje krzyż?

 

Spór o krzyż stojący na Krakowskim Przedmieściu spowodował, że wielu ludzi świeckich, a także księży i biskupów zaczęło się wypowiadać w mediach na temat tego czym jest krzyż. Zaczęto podawać teologiczne uzasadnienia, które skupiły się przede wszystkim na powtarzaniu wyjaśnień arcybiskupa Kazimierza Nycza. W oświadczeniu napisanym wraz z Prezydium Konferencji Episkopatu Polski, arcybiskup napisał to, o czym mówił już wcześniej: Krzyż, który jest znakiem bezgranicznej miłości Boga do człowieka oraz ustawicznym wołaniem o jedność i miłość wśród ludzi, stał się narzędziem politycznego przetargu i niemym świadkiem słów pełnych nienawiści i zacietrzewienia.

Niewątpliwie krzyż jest znakiem bezgranicznej miłości Boga do człowieka. Jest bowiem, jak mówi Katechizm Kościoła Katolickiego ofiarą Chrystusa (KKK 618). Jest też nawoływaniem do podobnej miłości wśród ludzi: Jak Mnie umiłował Ojciec, tak i Ja was umiłowałem. Wytrwajcie w miłości mojej! (J 15, 9). Czy jest jednak ustawicznym wołaniem o jedność wśród ludzi? Symeon patrząc na małego Jezusa powiedział o Nim: Oto Ten przeznaczony jest na upadek i na powstanie wielu i na znak, któremu sprzeciwiać się będą (Łk 2, 34). Krzyż jest przede wszystkim znakiem sprzeciwu. Nie można zapominać, że w starożytności krzyż był znakiem hańby. Ukrzyżowanie wiązało się z największym poniżeniem i wzgardą. Krzyż nawołuje do miłości, ale wskazuje również na to, że człowiek znienawidził Boga. Wielokrotnie mówił o tym Jezus Chrystus: Jeżeli was świat nienawidzi, wiedzcie, że Mnie pierwej znienawidził (J 15, 18). Podkreślał przy tym: Pamiętajcie na słowo, które do was powiedziałem: Sługa nie jest większy od swego pana. Jeżeli Mnie prześladowali, to i was będą prześladować (J 15, 20).

Krzyż nawołuje do miłości, ale do miłości, która jest trudna i niewygodna. Może przez to w wielu osobach budzić nienawiść i skłonność do prześladowań. Stąd krzyż był zawsze, od początku niemym świadkiem słów pełnych nienawiści i zacietrzewienia. Zdziwienie wielu osób, które nie mogą pojąć, że krzyż może wywoływać takie emocje jest niezrozumieniem istoty krzyża. To nie modlący się pod krzyżem wypowiadali słowa pełne nienawiści. Wystarczyło przejść się po Krakowskim Przedmieściu aby nasłuchać się jak ludziom przeszkadza krzyż i z jaką zaciekłością i nienawiścią wypowiadają się o nim i o ludziach, którzy się pod nim modlą. Widać to było również w nocy z 9 na 10 sierpnia podczas tzw. Akcji krzyż, gdy młodzi ludzie porównywali krzyż z makaronem, krzyżem św. Andrzeja na przejeździe kolejowym czy modlili się do piłki. To była niebywała nienawiść krzyża połączona z pogardą i lekceważeniem.

Jezus Chrystus zdawał sobie z tego sprawę, dlatego nawoływał do opowiedzenia się za lub przeciw Niemu. Stąd krzyż również jest tym znakiem, który dzieli ludzi na przyjaciół i nieprzyjaciół Boga. Chrystus wyraził to bardzo dosadnie: Nie sądźcie, że przyszedłem pokój przynieść na ziemię. Nie przyszedłem przynieść pokoju, ale miecz. Bo przyszedłem poróżnić syna z jego ojcem, córkę z matką, synową z teściową; i będą nieprzyjaciółmi człowieka jego domownicy. Kto kocha ojca lub matkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien. I kto kocha syna lub córkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien. Kto nie bierze swego krzyża, a idzie za Mną, nie jest Mnie godzien (Mt 10, 34 – 38). Krzyż jest znakiem jedności, ale przede wszystkim jedności z Bogiem. Stąd płynie to ewangeliczne wezwanie, które opisuje Katechizm Kościoła Katolickiego: Jezus powołuje swoich uczniów do „wzięcia swojego krzyża i naśladowania Go”, ponieważ cierpiał za wszystkich i zostawił nam wzór, abyśmy „szli za Nim Jego śladami” (1 P 2, 21). Chce On włączyć do swojej ofiary odkupieńczej tych, którzy pierwsi z niej korzystają. Spełnia się to w najwyższym stopniu w osobie Jego Matki, złączonej ściśle niż wszyscy inni z tajemnicą jego odkupieńczego cierpienia (KKK 618).

W Katechizmie podkreślono, że wszyscy chrześcijanie są powołani do naśladowania Chrystusa, do włączania się w Jego ofiarę. Oznacza to, że chrześcijanie mają obowiązek opowiadania się za Bogiem, dekalogiem i krzyżem nawet jeżeli spotyka ich za to ze strony innych ludzi nienawiść, pogarda, niezrozumienie. Jeżeli tak się dzieje chrześcijanie powinni się jedynie cieszyć, bo błogosławieni są ci, którzy cierpią prześladowania dla sprawiedliwości.

Ubolewanie nad tym, że obrona krzyża może doprowadzić do rozłamu i zakończyć solidarność, jaka rzekomo wytworzyła się po tragedii smoleńskiej jest nieporozumieniem. Jedność społeczna nie może być dla chrześcijan nadrzędnym celem. Tym bardziej, że wiedzą oni, że jedność zbudowana za cenę prawdy i dobra jest jedynie pozornym pokojem. Gdyby tak nie było Jezus Chrystus nigdy by nie umarł na krzyżu, bo to również podzieliło ludzi, szczególnie Żydów. Chrześcijanie w myśl tej zasady powinni wyzbyć się wiary zamiast ginąć w prześladowaniach, które osłabiały chociażby Imperium rzymskie.

W oświadczeniu arcybiskupa Kazimierza Nycza napisanym wraz z Prezydium Konferencji Episkopatu Polski pojawia się oskarżenie broniących krzyża dotyczące tego, że krzyż stał się narzędziem politycznego przetargu. To oskarżenie pojawia się w mediach bardzo często. Jeśli odczytywać je jako podejrzenie, że ludzie modlący się pod krzyżem myślą jedynie, albo zwłaszcza o polityce to jest ono krzywdzące i niesprawiedliwe. Dla ludzi wiary, dla obrońców krzyża, krzyż pozostaje symbolem wiary. Wystarczy posłuchać ludzi modlących się na Krakowskim Przedmieściu. Jeśli uznamy, że oskarżenie dotyczy problemu polegającego na tym, że pewni ludzie wykorzystują zamieszanie wokół krzyża, by głosić własne poglądy i załatwiać własne interesy to można się nad tym zastanowić. Nastąpiło tu niewątpliwie pewne związanie krzyża z polityką. Myliłby się jednak ktoś kto by twierdził, że z tego powodu nie należy bronić krzyża. Ukrzyżowanie Chrystusa było bardzo mocno wiązane z polityką. Dla niektórych ludzi było być może jedynie wydarzeniem politycznym. Piłat, który skazał Chrystusa na śmierć uczynił to właśnie z powodów politycznych, z obawy przed zamieszkami i utratą stanowiska. Rzymianie prześladowali chrześcijan uznając, że ci mieszali się w politykę nie chcąc uznać boskości cezara. Generał Jaruzelski twierdził w wywiadzie udzielonym pewnej gazecie po beatyfikacji ks. Jerzego Popiełuszki, że ten nie jest męczennikiem za wiarę, bo funkcjonariusze służby bezpieczeństwa zamordowali go z przyczyn politycznych. Spór o chrześcijaństwo i krzyż był i jest dla chrześcijan zawsze sporem religijnym. Chrześcijanie żyjący w Imperium Rzymskim, czy w PRL-u umierali za Chrystusa. Nie ma tutaj znaczenia fakt, że odbierano ich przy tym często jako wrogów politycznych. Nie można zapominać, że Żydzi oskarżali Jezusa o to, że jest politykiem, bo mieni się królem. Jest więc samowładcą, który jest wrogiem porządku ustanowionego przez cezara. Męczenników z Wandei również próbowano przedstawiać jako ludzi, którzy kontestowali wspaniałe hasła rewolucji francuskiej i mieszali się do polityki, kiedy byli to ludzie, którzy bronili chrześcijańskiego dziedzictwa. Tak więc powoływanie się na argument polityczności było zawsze domeną wrogo nastawionych do Chrystusa pogan. Krzyż Smoleński jest zresztą również symbolem narodowym, a przez to politycznym, bo nawiązuje do tragedii, która dotyczy całego narodu. Nie wolno więc całego problemu krzyża banalizować i określać mianem jedynie politycznego przetargu. Wydaje się że wielu ludzi, którzy mówi o upolitycznieniu krzyża nie postępuje tak z powodów religijnych, z obawy przed obrazą Chrystusa. Postępowanie różnych osób wskazuje raczej na to, że wolą zrezygnować z obrony krzyża, by nie narazić się politykom. Wycofując się więc ze sporu pod pretekstem uznania go za polityczny sami uprawiają politykę. Jest to polityka w najgorszym guście: oportunistyczna, tchórzliwa i koniunkturalna.

Krzyż nawołuje do bezgranicznej miłości Boga do człowieka. Woła o to, by ludzie ją naśladowali. Trzeba jednak pamiętać, że jest to miłość heroiczna, pełna poświęcenia, bezkompromisowa i wymagająca. To sprawia, że każdy kto ją praktykuje musi być gotowy na męczeństwo, chociażby w postaci znoszenia przykrych słów i sądów, przemocy fizycznej, pogardy i lekceważenia. Trzeba zdawać sobie sprawę, że chrześcijańska postawa może wywołać opór, rozłam, sprzeciw, a nie twierdzić, że tam gdzie ludzie się gorszą jest tylko zło. Faryzeusze cały czas gorszyli się zachowaniem Chrystusa. Jako chrześcijanie musimy pamiętać, że każdy kto idzie za Chrystusem, a nie bierze swojego krzyża, nie jest Go godzien. Krzyż ten oznacza również niepopularność i wyśmianie.

Modląc się pod krzyżem słyszałem, jak pewna kobieta przechodząc Krakowskim Przedmieściem głośno powiedziała do swojego małego dziecka wskazując na okolicznych ludzi: Patrz to zwierzęta. Tu jest zoo. Biorąc to pod uwagę, jak również wiele zdarzeń i incydentów, szczególnie nocą, kiedy obrońców krzyża wyzywano i bito, widząc ich cierpliwość w wielogodzinnej warcie jaką pełnili, rozumiejąc, że tak po ludzku, wbrew wielu oskarżeniom, nic z tego nie mają, mogę powiedzieć z całym przekonaniem, że obrońcy krzyża z Krakowskiego Przedmieścia mają pełne prawo powtarzać za św. Pawłem: Aż do tej chwili łakniemy i cierpimy pragnienie, brak nam odzieży, jesteśmy policzkowani i skazani na tułaczkę, i utrudzeni pracą rąk własnych. Błogosławimy, gdy nam złorzeczą, znosimy, gdy nas prześladują; dobrym słowem odpowiadamy, gdy nas spotwarzają. Staliśmy się jakby śmieciem tego świata i odrazą dla wszystkich aż do tej chwili (1 Kor 1, 11- 13).

Michał Krajski
16.08.2010

PS. Michał Krajski ma 22 lata i jest studentem filozofii