Strona główna
Internetowej
Gazety Katolików

Włodzimierz Kałuża

Wyprzedzał konkluzje dla społecznego dobra...

Rewelacje na temat "Białej księgi" Jedwabnego ukazały się w "Rzeczpospolitej". Już na wstępie dowiedzieć się można, że: Profesor Kiereś wziął na siebie trudną i niewdzięczną misję informowania opinii społecznej o postępach badań, a niekiedy - z konieczności, gdy wymagało tego dobro publiczne - wyprzedzania ich ostatecznych konkluzji. Doskonałe stwierdzenie - wyprzedzał konkluzje, gdy wymagało tego dobro społeczne. Jakież to konkretnie dobro społeczne wymagało wyprzedzania konkluzji? Czy chodzi w tym wypadku o aktywne uczestniczenie pana prezesa w scenariuszu obciążania Polaków winami za niepopełnione zbrodnie? Miał być "niespotykany atak na Jedwabne", jak ostrzegał już 13.03.2001 r. biskup łomżyński Stanisław Stefanek, a tu raptem rozwinął się z tego niespotykany atak na ludność Łomżyńskiego, Białostocczyzny i północnowschodniego Mazowsza, z których to terenów pochodziło 93 Polaków, przeciwko którym prowadzono 61 śledztw i procesów. Zachwycony białą księgą redaktor "Rzeczpospolitej" podał nawet, iż we wszystkich tych procesach skazano na różne kary 17 (słownie: siedemnaście) osób, z których wielu skazanych w pierwszej instancji zostało uniewinnionych w drugiej instancji. Już więc wtedy okazało się, że pozostałych 76 oskarżonych było niewinnych i to w pierwszych instancjach. Wiemy też, że w samym Jedwabnem sądzono 22 osoby, z których skazano 12, a dwie z tych osób później uniewinniono. Pozostaje więc oprócz Jedwabnego jeszcze 5 (słownie: pięć) osób skazanych w tych wszystkich 61 procesach. A skoro dziennikarz „Rz” podaje, że wielu skazanych uniewinniono w drugiej instancji, to chyba była to liczba większa, niż owych dwóch uniewinnionych w Jedwabnem. Mamy więc do czynienia ze strony dziennikarza "Rz" z żonglerką dużymi liczbami 93 oskarżonych w 61 procesach, z których w efekcie uznano winnymi jedynie 17 osób, a i wielu skazanych później uniewinniono. Jeśli do tego wszystkiego uwzględnimy fakt, że w procesie z roku 1949 w sprawie mordu w Jedwabnem nikogo z polskich oskarżonych nie skazano za udział w morderstwie, a jedynie za to, że na rozkaz Niemców wzięli udział w morderstwie (...) przez doprowadzenie do stodoły lub też za to, że idąc na rękę Niemcom na rozkaz ujęli pierwsze co do rangi trzy osoby narodowości żydowskiej i doprowadzili na miejsce zbiórki, albo też za to, że działali na rozkaz na szkodę osób cywilnych narodowości żydowskiej przez pilnowanie ich na miejscu zbiórki, to dochodzimy do wniosku, że dziennikarz „Rz” za wcześnie się cieszy widząc w Polakach morderców. Już nawet nie warto wracać do ówczesnej rzeczywistości panującej w aparacie komunistycznego terroru oraz we współdziałającym z nim aparatem takiegoż sądownictwa - obu w znacznej mierze opanowanym przez Żydów, bo jest rzeczą powszechnie wiadomą, iż w czasach stalinowskiego terroru wydano wiele wyroków na zupełnie niewinnych ludzi, których po latach rehabilitowano. Warto więc zastanowić się nad podkreślaniem przez współczesnego dziennikarza "prawomocności" tychże stalinowskich wyroków.

Warto też zwrócić uwagę na to, że nawet tamte wyroki nie szły w oszczerstwach tak daleko, aby zarzucać Polakom udział w mordach. Być może oprawcy z tamtych lat mieli jednak więcej respektu dla prawdy, niż współcześni przerabiacze historii.

Idąc dalej tropem wychwalania prawidłowości procesów stalinowskich z lat 1945-56 dziennikarz „Rz” powołuje się na żydowskiego historyka dr Andrzeja Żbikowskiego, tego samego, który ośmieszył się uznaniem książki Grossa "Sąsiedzi" za dobrze udokumentowaną, który stwierdził, iż oprócz procesów w sprawie zbiorowych ekscesów, w latach 1945 - 1956 odbyło się na Podlasiu kilkaset procesów przeciwko Polakom za indywidualne czyny przestępcze na szkodę Żydów. Pozwolęsobie przypomnieć, że w tych latach osadzono w więzieniu kieleckiego biskupa Kaczmarka ze rzekomą pracę na rzecz amerykańskiego wywiadu, że wydano wyrok i następnie zamordowano gen. „Nila” Augusta Emila Fieldorfa, czy też bohatera "Kamieni na szaniec" Jana Rodowicza pseudonim "Anoda" z batalionu "Zośka", że śmierć poniosło tysiące innych polskich patriotów, a dziesiątki tysiecy Ak-owców wywieziono w tym czasie na Syberię. Żydowscy władcy PRL-u pozwolili sobie nawet uwięzić Prymasa Polski ks. Stefana kardynała Wyszyńskiego. I te właśnie procesy z tych czasów mają być dla nas obecnie wykładnią prawdy! Jeśli więc nawet odbyło się tych procesów "setki", to nie świadczy to jeszcze o tym, że były to procesy oparte na prawdziwych zarzutach!

Z dalszej części artykułu dowiedzieć się można, iż części ekscesów dopuszczała się polska „policja pomocnicza” (formalnie powołano ją później) na rozkaz Niemców. Jest to jakiś ewenement, który zasługuje na szczególne podkreślenie. Otóż jakaś grupa, a tu policja pomocnicza, dokonuje czegoś, mimo, że jej jeszcze nie ma, bo do życia powołana zostaje później! Piękny przykład twórczego podejścia do prawdy!

Oczywiście w wypracowaniu Kaczyńskiego nie zabrakło wyrażenia radości z umieszczenia w Białej Księdze elementów antykościelnych. Otóż jakiś Dariusz Libionka opisał udział duchowieństwa diecezji łomżyńskiej w utwierdzeniu społeczeństwa w postawie antysemickiej. No, i mamy komplet starych żydowskich zarzutów: Kościół utwierdzał antysemityzm, a wierni mordowali. I jeśli ktoś nadal ma wątpliwości jak to się sprawy obecnie w Polsce mają i w czyich rękach jest propaganda, to pozostaje jedynie współczuć ślepoty...