Maria K. Kominek OPs
Tragedia małego narodu – Czeczenia
Dwie kobiety nie dają mi spokoju. Obydwie widziałam w telewizji. Jedna to młoda Czeczenka, zawinięta w czarną chustę, trzyma ręce na „pasku śmierci” i beznamiętnie bawi się przewodami, mogącymi w każdej chwili spowodować wybuch. Twarzy kobiety nie widać, ale po oczach można się domyśleć, że jest młoda. Ręce ma wyjątkowo piękne, delikatne, szlachetne. Kobieta jest spokojna, nie mówi nic, kamera kilka razy ją pokazuję, uderza jej spokój. Drugą kobietę pokazano w czasie wiecu w Moskwie. Domagano się tam zaprzestania wojny z Czeczenią. Ta kobieta była starsza, nie wyróżniała się niczym szczególnym. Zapytano ją, co myśli o przetrzymywaniu niewinnych ludzi jako zakładników. Odpowiedziała z pasją: „Niewinni? Nie są niewinni, nikt nie jest niewinny, wszyscy jesteśmy winni. Od dawna powinniśmy stać tu i protestować przeciwko tej wojnie!”
Wszyscy jesteśmy winni. Mocne to stwierdzenie i jednocześnie bardzo prawdziwe. Jesteśmy winni, bo nie obchodzą nas losy innych – codziennie męczonych, niewolonych, bitych, rozstrzeliwanych. Przypomina mi się wiersz Wysockiego: „I ja będę współczuć przez chwilę poległym, lecz z daleka!” To właśnie robimy. Ograniczamy się do powiedzenia: straszna tragedia, okropne itp. I to wszystko. Przez chwilę i z daleka!
Nie wiem co stało się ze starszą kobietą, która tak odważnie mówiła przed kamerą. Mogę tylko podejrzewać, że spotkają ją za to jakieś kłopoty. Za to wiem, co stało się z młodą Czeczenką. Uśpioną trującym gazem, zabito strzałem w skroń. Chcę wierzyć, że żaden żołnierz nie kopnął jej ciała , by odkryć twarz i zobaczyć jak wyglądała. Nie wiem dlaczego mnie prześladuje taka wizja. Może dlatego, że pokazano w telewizji ciała zabitych Czeczenów. Zobaczyłam tam młodą leżącą, której czarna chusta zsunęła się z twarzy. Na skroni miała ślad po kuli. Była piękna.
Dlaczego była tak spokojna? Przecież wiedziała, że czeka ją śmierć. Jej ręce na pasku śmierci były spokojne. Czy to dlatego, że ona, która urodziła się by być matką i dawać życie, wiedziała, że nie zabierze nikomu życia? Wiedziała, tak jak wszyscy Czeczeńcy, że nie ma żadnych szans na wyjście cało. Może wiedziała, że zakładnikom z rąk czeczeńskich nic nie grozi, bo nie ma sensu zabijać dla samego zabijania. Uczestniczyła w akcji, która miała zwrócić oczy świata na tragedię Czeczenii. A może w tym pasku nie było materiału wybuchowego? Niektóre doniesienia prasowe mówiły, że to były tylko atrapy. Prawdy się nigdy nie dowiemy. Wiemy jedno z całą pewnością: Zginęli ludzie. Jedni z nich byli gotowi zginąć za wolność swego Narodu, drudzy nie chcieli ginąć, ich śmierć była bezsensowna.
Zginęli bojownicy zniewolonego Narodu, których nazywa się teraz terrorystami. To taka nazwy, która ostatnio robi karierę. Terrorystami są bojownicy palestyńscy, którzy oddają życie w zamachach samobójczych. Terrorystami są przetrzymywani w straszliwych warunkach na Guantanamo Afgańczycy. Co to słowo zasadniczo dziś oznacza? Czy ci, co walczą o wolność swego kraju mogą być nazwani terrorystami? Czy ktoś się zastanowił, że oni już wyczerpali inne sposoby walki i mają ten jeden , po to, by świat nie zapomniał o ich losie?
Czeczenia jest w pewnym sensie bardzo nam bliska. Chociaż by historycznie. Ten sam car Aleksander II, który siłą przyłączył Czeczenię w 1859 roku, stłumił Powstanie Styczniowe w 1861. Tak samo, jak Czeczenów nazywano (i nazywa się) buntownikami, warchołami i bandytami, tak samo nazywano każdego uczciwego Polaka. Niepokornych Polaków deportowano i wysyłano na Sybir, Czeczenów też. Powinniśmy więc dobrze rozumieć ich problemy, ich umiłowanie wolności. I nie poddawać się kłamliwej propagandzie.
Piszę to, bo z bólem stwierdzam, że jakoś zbyt łatwo wielu uwierzyło, że akcję w teatrze moskiewskim zorganizowali terroryści. I wszystkie akty współczucia koncentrują się na tragicznym losie zakładników. O bestialsko zastrzelonych Czeczenach prawie nikt nie mówi, albo dlatego, że uwierzono, że „terrorystom się należało”, albo z powodu zwykłego strachu. Nawet ci, którzy odważają się krytykować „udaną akcję” odbicia zakładników i oburzać się na sposób przeprowadzenia akcji, milczą. Dla nich sprawa zastrzelonych Czeczenów nie istnieje. Zresztą – warto w szerszym kontekście zwrócić uwagę na komentarze prasowe. Ci wszyscy eksperci i publicyści zastanawiają się nad rodzajem użytego gazu, nad możliwościami działania sił specjalnych, ale charakterystyczne jest dla nich, że nie mają oni żadnych problemów moralnych. Zatrucie gazem tylu niewinnych ludzi jawiło się w ich komentarzach przez długi czas, jako nieprzewidziany skutek, błąd w sztuce (dopiero potem zaczęto mówić o „krwawej rzezi”), a zamordowanie bojowników – jako rzecz normalna. Nawet sposób, w jaki to zrobiono (strzał w skroń uśpionego człowieka) nie budzi żadnych refleksji.
I o ile o zmarłych tragicznie zakładnikach w jakiś sposób pamiętano, to publicznie o Czeczenach zapomniano. Modlono się w Moskwie za zmarłych, odprawiono nabożeństwa we wszystkich cerkwiach, odprawiono msze święte w kościołach. Nie wiemy dokładnie jakie były modlitwy, ale publicznie podawano, że modlono się za zakładników. Najbardziej uderzyła mnie jednak wypowiedź moskiewskiego imama, stwierdził stanowczo, że muzułmanie modlą się za zakładników, którzy zginęli przez terrorystów. Imam mówił po rosyjsku, więc można było zrozumieć jego słowa i wyczuć jak bardzo starał się przekonać słuchaczy, że nie ma nic wspólnego z „terrorystami”. Było to odrażające – nie chciał pomodlić się za swoich współwyznawców.
Wiem jedno – my katolicy powinniśmy modlić się za wszystkich. Za tych, co zginęli bez sensu, być może jako „króliki doświadczalne”, być może przez pomyłkę swoich wyzwolicieli, jak i za tych, co zginęli bohatersko, bo choć zamordowani w sposób wyjątkowo odrażający, poświęcili życie świadomie sprawie swej ojczyzny. Powinniśmy się modlić za tych, którzy codziennie giną w krajach niewolonych i za tych, którzy ich niewolą i zabijają. O ich nawrócenie, o zaprzestanie okrucieństw.
Choć ci Czeczeńcy nie znali Chrystusa, może nawet nie z własnej winy, może nigdy nikt im Go nie głosił, modlę się, by Chrystus przyjął ich śmierć jako prawą ofiarę, a oprawców nawrócił.