Strona główna
Internetowej
Gazety Katolików

Polemika pomiędzy J.Engelgardem a S. Krajskim

Uwaga Stanisława Krajskiego:

Tekst autorstwa J. Engelgarda pt. „Konflikt na Kaukazie. Czeczenia – druga strona medalu” otrzymałem e-mailem wraz z następującym listem: „Przesyłam pilny tekst o Czeczenii, który ukaże się w przyszłym numerze „Nowej Myśli Polskiej”. Zamieść go w ramach dyskusji, to może ją ożywić, bo inaczej będziecie po tej samej stronie co Wildstein.Jan Engelgard”

List ten wymaga pewnych dopowiedzeń.

Jego powodem było pojawienie się na naszej stronie dwóch materiałów dotyczących wydarzeń w Moskwie, jeden autorstwa M. Kominek OPs, drugi niżej podpisanego (artykuły te są nadal do wglądu), materiałów, które Jan Engelgard uznał, w rozmowie telefonicznej, którą przeprowadziliśmy, za materiały zawierające błędne tezy i opowiadające się po tej samej stronie, co środowiska antynarodowe i masońskie, które wykorzystują konflikt w Czeczenii, by „piec swoje pieczenie” – między innymi osłabiać Rosję.

Faktem jest, że takie środowiska dominują w Amnesty International upominającej się o prawa Czeczenów i informującej świat o zbrodniach rosyjskich dokonywanych w Czeczenii. Faktem jest również, że takie środowiska nagłaśniają ten problem w polskojęzycznej prasie i wykorzystują go do ataków na Rosję. Bronisław Wildstein został w liście Engelgarda przywołany jako postać symboliczna. Ten publicysta „Życia” Wołka, potem „Nowego Państwa”, a obecnie „Rzeczpospolitej” figuruje na liście masonów sporządzonej przez L. Hassa (L. Hass, „Wolnomularze polscy w kraju i na świecie 1821-1999. Słownik biograficzny”, Warszawa 1999, s. 533-534).Dowiadujemy się z tej publikacji, że wstąpił on do masonerii 6.02.1986 i że obecnie pełni funkcję Wielkiego Dozorcy Wielkiej Loży Narodowej Polski (ryt szkocki). B. Wildstein wielokrotnie i w sposób zdecydowany potępiał w prasie „zbrodnie rosyjskie w Czeczenii”.Moja polemika z poniższym tekstem jest zamieszczona zaraz po nim.

 

Jan Engelgard

Czeczenia – druga strona medalu

To zdumiewające, jak wielu jest u nas ludzi, którzy przestają racjonalnie myśleć, kiedy tylko na pierwsze strony gazet wraca kwestia Czeczenii. Słuchając ich wywodów, pewnych siebie sądów, nawet w sprawach, o których nikt tak naprawdę nie ma pełnej wiedzy – nieodparcie rodzi się pytanie – skąd to się bierze? Odpowiedź jest prosta – udzielił jej już Roman Dmowski na początku XX wieku. Wielu Polaków „choruje na Moskala”, nie jest w stanie spokojnie myśleć o Rosji, ma wypaczony pogląd na historię i jest skłonnych rzucać się w ramiona każdego, kto „dokopuje Ruskim”.

Przypadek czeczeński jest jednak szczególny, gdyż oznaki „choroby na Moskala” objawiły się tu w sposób wręcz wyjątkowy. Ba, ulegli jej nie tylko ludzie nadpobudliwi, amatorzy romantycznej historii a la XIX wiek, ale ludzie z pozoru inteligentni, dziennikarze, publicyści i niektórzy politycy. Czarno-biały obraz jaki starają się przekazać ogółowi Polaków jest już tak silnie zakorzeniony w ich świadomości, że dyskusja z nimi jest bardzo utrudniona. Ludzie ci postępują wedle starej bolszewickiej zasady – jeśli fakty przeczą ogólnie przyjętej teorii, to tym gorzej dla faktów.

Przegrana szansa Maschadowa

Swego czasu zajmowałem się sprawą Czeczenii jeszcze na łamach „Słowa Dziennika Katolickiego” i miałem nadzieję, że człowiekiem, który wyprowadzi ten kraj na spokojne wody będzie Asłan Maschadow. Po zawarciu tzw. układów chasawjurtskich Czeczenia stała się de facto całkowicie niepodległa, oczywiście w sensie politycznym, bo ekonomicznie nigdy nie miała szans na samodzielną egzystencję. Maschadow, były oficer armii sowieckiej, uchodzący za umiarkowanego, dawał nadzieję, że Czeczenia porozumie się z Rosją i znajdzie swoje miejsce w ramach Federacji Rosyjskiej, tak jak zrobili to Dagestańczycy czy Osetyńczycy. Jednak wybrany prezydentem Republiki Iczkeria Maschadow nie był w stanie uporać się z narastającym lawinowo bandytyzmem, anarchią i wreszcie inwazją radykalnego islamu. Tzw. dowódcy polowi, z których większość to zwykli bandyci, nigdy nie mieli zamiaru słuchać jakiejkolwiek władzy. Oni posmakowali w bandytyzmie, posmakowali w pieniądzach płynących z kradzieży ropy naftowej, handlu narkotykami i żywym towarem. To właśnie grupy bandyckie, a z czasem wahabici (radykalni islamiści) doprowadzili ten kraj do kompletnej ruiny.

Wystarczy przytoczyć kilka danych. W okresie 1996-1999, a więc w okresie, kiedy w Czeczenii nie było wojsk rosyjskich, z tego kraju uciekło 250.000 ludzi, głównie Czeczenów. Uciekli do krajów ościennych, w tym także na tereny etnicznej Rosji, do Moskwy (jest ich tam obecnie 100.000). Przed czym uciekali? Przed anarchią i bandytyzmem. Dodajmy, że już w okresie rządów Dżohara Dudajewa uciekło z tego kraju ponad 300.000 Rosjan i inne mniejszości. Potem uciekali też sami Czeczeni. Ogółem uciekło już ok. 700-800 tysięcy ludzi. Z kraju liczącego przed 1991 rokiem 1,2 mln mieszkańców zostało ledwie 250-300 tysięcy! Nie mówmy więc, że Rosja toczy wojnę z „narodem czeczeńskim”, bo gros tego „narodu” jest poza granicami swojego kraju. Piszę słowo „naród” w cudzysłowie, bo Czeczeni nie stanowią narodu w naszym rozumieniu tego słowa – jest to społeczność o rodowej strukturze, gdzie więzy tego typu są ważniejsze niż świadomość ogólnonarodowa.

Porwania i narkotyki

Tak więc, gehenna ludności tego kraju zaczęła się znacznie wcześniej i jej sprawcami byli w dużej mierze sami Czeczeni. Na podstawie oficjalnych danych rosyjskiego MSW, w latach 1992-2000 porwano w Czeczenii 1.815 osób (głównie cudzoziemców, ale i sporo Czeczenów, w tym dzieci), spośród których uwolniono tylko 963. Reszta została zabita, często w sposób okrutny. Zasłynęła zwłaszcza banda Barajewa, kuzyna tego, który niedawno zorganizował napad na teatr w Moskwie. Tenże Barajew osobiście uciął głowy trzem obywatelom brytyjskim i jednemu Nowozelandczykowi, a następnie wystawił je na widok publiczny na jednej z dróg. Bandy porywające ludzi dla okupu nie cofały się przed okaleczeniem zakładników (odcinanie palców, uszu), by tylko wymusić okup. Maschadow od początku był dziwnie bezradny wobec tego procederu i nigdy nie podjął zbrojnej akcji przeciwko jego sprawcom.

Handel narkotykami został w tym czasie praktycznie zalegalizowany – działały oficjalnie zakłady przerabiające surowiec na czysty narkotyk, np. w Aczchoj-Martanie, Sierżen-Jurt i Zama-Jurt. Surowiec sprowadzano albo z Afganistanu albo uprawiano na miejscu. Mowładi Udugow, jeden z ludzi Maschadowa mówił wprost, że „narkotyki to główna broń Czeczenii”. Szlak przemytu prowadził oczywiście do Europy Zachodniej, a jednym z państw tranzytowych była Polska. Raport rosyjskiego MSW z roku 1999 mówił: „Dostawa heroiny i opium były możliwe dzięki porozumieniu zawartemu między talibami i wysłannikami Osamy bin Ladena z jednej strony i czeczeńskimi polowymi komendantami Radujewem, Basajewem i Israpiłowem z drugiej”.Rosjanie ostrzegali przed postępującą penetracją Czeczenii przez bin Ladena na dwa lata przed atakiem na Nowy Jork! Ale wówczas uznano, że to propaganda.

Kluczowa rola Basajewa

Uwielbiany u nas przez niektóre środowiska Szamil Basajew, mający na koncie atak na cywilny szpital w Budionnowsku w 1995 roku, stał się szybko rzeczywistym przywódcą Czeczenii. Maschadow, nie mając szans na konfrontację z Basajewem – musiał się mu faktycznie podporządkować. Mianował go więc „wicepremierem”, a potem zgodził się na islamizację kraju i przyjęcie „pomocy” organizacji bin Ladena. Obok Basajewa kluczową postacią był zabity niedawno Jordańczyk Chattab, zapewniający kontakt z radykalnymi organizacjami islamistycznymi. Liczbę islamskich najemników ocenia się na 700. Ich finansowaniem zajmował się i zapewne nadal zajmuje się Al-Haramein Islamic Foundation, która to wspierała wojujący islam także w Kosowie, Albanii, Bangladeszu, Kenii czy Azerbejdżanie. Specjalnie dla Czeczenii utworzono Foundation Regading Chechnya. To oczywiście przykrywka – stoi za tym sieć bin Ladena. Fundacja, prócz pieniędzy na broń, organizuje także pobyt czeczeńskich przywódców w krajach Zatoki Perskiej. Przebywa tam np. rywal Maschadowa, były prezydent Jandarbijew oraz rodzina Basajewa. Przy sztabie Maschadowa stale przebywają „łącznicy” Fundacji – Abdel Latif ben Abdel, Karim ad-Daran, Abu Omar Mohhamed as-Seif, Abu Sabit, Abu Salman Mohhamed, Abu Abdałła, Saleh ben Mohhamed i inni. Są to prawie wyłącznie obywatele Arabii Saudyjskiej. Rosjanie starali się śledzić ich działania i ustalili, że tylko w listopadzie 1999 roku na konto jednego z tych ludzi w Międzynarodowym Banku Islamskim wpłynęło 1 mln USD na zakup broni dla oddziałów czeczeńskich. Nic więc dziwnego, że Czeczeni są tak dobrze uzbrojeni, często w broń najnowszej generacji.

Podsłuch rozmów prowadzonych między Czeczenami a wysłannikami islamskimi wskazuje na to, że ich udział w operacjach militarnych był decydujący. Cały kontakt ze światem zewnętrznym dokonuje się wyłącznie za pośrednictwem tego kanału. Tą drogą przekazuje się np. materiały filmowe dla stacji telewizyjnych na Zachodzie, mające pokazywać zbrodnie rosyjskie. Trzeba przyznać, że Rosjanie, mający swoje nie mniej wstrząsające materiały zbrodni dokonywanych przez Czeczenów – są od lat dziwnie wstrzemięźliwi w ich publikowaniu. Np. przypadek żołnierza rosyjskiego wziętego do niewoli, któremu zaproponowano przejście na islam w zamian za życie, widząc, że jest praktykującym prawosławnym. Kiedy ten odmówił, został natychmiast zamordowany. Albo wstrząsające zdjęcia zakładników przetrzymywanych w nieludzkich warunkach, albo nakręcone przez samych Czeczenów zdjęcia obcinania głów zakładnikom i podrzynania gardła wziętym do niewoli rosyjskim żołnierzom.

Przyczółek wojującego islamu

Rolę talibów w Afganistanie odgrywają w Czeczenii wahabici, jedna z odmian wojującego islamu. Wprowadzenie szariatu, prawa islamskiego, a także całkowite uzależnienie się od pomocy finansowej ze strony organizacji islamskich sprawiło, że cały irredentystyczny ruch czeczeński stał się filią islamistycznej międzynarodówki z silnym piętnem terroryzmu. Nawet uchodzący za „prozachodnich” i „cywilizowanych” Maschadow i Zakajew paradowali z opaskami, na których wypisane były po arabsku hasła świętej wojny z„niewiernymi”. W ten sposób, krok po kroku, ruch ten przestał mieć charakter klasycznej irredenty, a stał się częścią wojny, jaką prowadzi islamizm z Zachodem. Jednym z następstw tego procesu jest przekształcenie Czeczenii w prawdziwą pustynię cywilizacyjną – pracę utraciło od roku 1991 800.000 ludzi, nie otrzymują oni żadnych świadczeń, emerytur, rent, nie działają szkoły i przedszkola itp. Podkreślmy, że nie jest to tylko wynik wojny z Rosjanami, tak działo się już w okresie pełnej „niepodległości” w latach 1996-1999.

Wojna, o czym u nas nie chce się mówić, prowadzona jest także przeciwko tym Czeczenom, którzy nie zgadzają się na los, jaki przynieśli im wahabici. Są oni przy każdej okazji mordowani, nieraz okrutnie. Achmed Kadyrow, muzułmański duchowny, który walczył w tzw. pierwszej wojnie czeczeńskiej (1995-1996) przeciwko Rosjanom – postanowił w 1999 roku porozumieć się z Władimirem Putinem i stanąć na czele administracji cywilnej w swojej Ojczyźnie. Co go do tego skłoniło? Przerażenie ewolucją ruchu czeczeńskiego w kierunku bandytyzmu, terroryzmu i wahabityzmu. Kult siły, nieliczenie się z głosem starszych, rozsądnych ludzi (upadek instytucji starszyzny) – sprawiły, że taki człowiek jak Kadyrow zrozumiał, że Czeczenia zginie, jeśli nie zawróci z tej drogi. Przeżył już pięć zamachów na swoje życie. Jest znienawidzony przez ludzi Basajewa, bo jest żywym dowodem na to, że istnieje dla tego nieszczęsnego kraju inne rozwiązanie niż „święta wojna”. Do Kadyrowa, który jest dla mnie największym bohaterem narodu czeczeńskiego ostatnich lat, bo miał odwagę, której zabrakło Maschadowowi – jakoś dziwnie nie dotarł żaden polski dziennikarz, by go spytać, jak naprawdę wygląda sytuacja. Nasi dziennikarze wolą Basajewa i antyrosyjski schemat.

 

 

Stanisław Krajski

Będę nadal występował w obronie Czeczenów

Ani ja ani Maria Kominek OPs nie jesteśmy „chorzy na Moskala”. Problem wydarzeń w Moskwie i problem wydarzeń w Czeczenii ujęliśmy w naszych materiałach tylko i wyłącznie z moralnego punktu widzenia i wyszło nam to, co wyszło, a więc:

* Rosjanie od lat dokonują zbrodni w Czeczenii, niszczą kraj, zabijają ludzi, w tym ludność cywilną, wprowadzają terror, łamią podstawowe, przyrodzone każdemu człowiekowi prawa, prawa należne mu na mocy prawa naturalnego;

* świat zachodni milczy na ten temat (lub czyni tylko nic nie znaczące, puste gesty w obronie Czeczenów) nie robiąc nic, by ta sytuacja uległa zmianie, a tym samym moralnie współodpowiada za to, co się w Czeczenii dzieje;

* atak na teatr w Moskwie można w tej perspektywie, perspektywie ginącego, wyniszczonego narodu zrozumieć jako wymuszony akt rozpaczy oraz próbę zwrócenia uwagi opinii publicznej na tragedie Czeczenii.

Informacje, które dochodzą z Czeczenii nie mogą przez nas zostać uznane wyłącznie jako „fałszywki” będące produktem antyrosyjskiej propagandy. Zbyt dużo jest tu źródeł informacji, zeznań świadków, wręcz faktów, których, jak nam się wydaje, nie da się podważyć. Mamy poza tym świadomość dotyczącą tego, że Rosjan stać na takie działania, świadomość, która nie wynika z „choroby na Moskala”, ale z historycznej wiedzy o możliwościach Rosji (tej stalinowskiej i tej carskiej, ale i tej dzisiejsze, która tamte rzeczywistości wciąż, jak wszystko na to wskazuje kontynuuje). Poza tym jeżeli można uznać, że środowiska masońskie rozdmuchują sztucznie „rosyjskie zbrodnie” w Czeczenii to czy nie można też uznać, że „czeczeńskie zbrodnie” są w znacznej mierze produktem rosyjskiej propagandy lub nawet aktami inspirowanymi w jakiejś mierze przez rosyjskie służby specjalne. Rosyjska „polityka informacyjna” roi się, jak pokazały to wydarzenia w Moskwie, od przemilczeń, półprawd i jawnych kłamstw. Sam J. Engelgard przyznaje, że Rosjanie są zadziwiająco wstrzemięźliwi w informowaniu o „czeczeńskich zbrodniach”, a przecież ich nagłaśnianie jest w ich żywotnym interesie. Skąd J. Engelgard wie, że podawane przez niego informacje na temat „czeczeńskich zbrodni” są prawdziwe, w jakiej mierze są prawdziwe, w jakiej części są [prawdziwe. Czy jest pewny, że nie są to w jakiejś mierze „fałszywki”. Świat jest przekonany, w znacznej mierze, o tym, że Polacy mordowali Żydów. Jest wielu ludzi na świecie, którzy mówią o „polskich obozach koncentracyjnych” i sądzą, że polskie były one nie tylko geograficznie.

Nie przeczę, że w Czeczenii jest bandytyzm. Nie wiem jaka jest jego skala i jakie są wpływy i zakres działania środowisk przestępczych. Bandytyzm jest w każdym kraju. Rozwija się ponad miarę wszędzie, gdzie jest anarchia, wojna i towarzysząca jej zawsze demoralizacja. Mogę tylko zapytaćjaki jest procent tych bandytów w społeczności Czeczeńskiej. Nikt chyba nie będzie głosił tezy, że zdecydowana większość populacji czeczeńskiej to bandyci i dlatego wolno traktować ich w jaki nie wolno traktować ludzi.

Dla mnie zakres bandytyzmu w Czeczenii i skala „czeczeńskich zbrodni” niczego w ocenie sytuacji nie zmienia.

Nic tutaj Rosjan nie może tłumaczyć. Nie może ich więc tłumaczyć „bandytyzm” w Czeczenii. Nie może ich tłumaczyć wyjaśnianie, że Czeczeńscy „bandyci” mają oparcie w ludności cywilnej lub w jakiejś mierze są z nią tożsami (jednego dnia są cywilami, drugiego „bandytami”) i że nie da się ich zlikwidować bez „pacyfikacji wiosek i miast”. Nie może ich tłumaczyć fakt, że Czeczeńcy są wobec Rosjan okrutni i też ich, jak tylko przyjdzie okazja, mordują.

Nie wolno stosować zbiorowej odpowiedzialności. Nie wolno odpowiadać bezprawiem na bezprawie i okrucieństwem na okrucieństwo. Nigdy. Nie jestem politykiem i nie wiem w jaki sposób rozwiązywać pewne problemy. Wiem jednak w jaki sposób ich rozwiązywać nie wolno. To, co robią Rosjanie w Czeczenii jest wielkim złem moralnym i nie wolno z jakichkolwiek nawet najbardziej poważnych względów politycznych, z powodu racji stanu, przyczyn gospodarczych, ideowych pozostawać milczącym i biernym wobec ich działań. Z przyczyn moralnych należy je potępiać i robić wszystko, co w naszej mocy, aby nie miały już miejsca. Nie wolno milczeć. Trzeba krzyczeć, dawać świadectwo.

Przed czym uciekali ludzie, w tym Czeczeńcy z Czeczenii? Dlaczego uciekali z niej w okresie, gdy nie była okupowana przez Rosjan?

Być może, że część tych ludzi uciekało przed anarchią i bandytyzmem. Czy to jednak nie działania Rosjan spowodowały tę anarchię i zrodziły ten bandytyzm, jeśli nie w całości to przynajmniej w poważnej części? Czy to nie Rosjanie wytworzyli taką sytuację w Czeczenii i czy jej nie wspomogli?

Fakt ucieczki takiej rzeszy ludzi z Czeczenii jest zrozumiały. Kraj został całkowicie zniszczony. Jest więc też biedny. Nie ma pracy, opieki lekarskiej, szkół. Nie ma nic i wciąż ciąży nad nim widmo wojny. W każdym momencie, wiedział to przecież każdy, z jakiegoś powodu lub bez powodu mogły tam wkroczyć rosyjskie wojska i mogła zacząć się wielka wojna, w której każdy mógł zginąć od kul lub zostać zamordowany.

To są zasadnicze powody ucieczki. Jeśli założyć, że wszystkiemu winni sami Czeczeńcy, to cóż powiedzieć o tych milionach Polaków, którzy wciąż opuszczali Polskę w XIX w. (po powstaniach i z biedy), w czasie I i II wojny światowej, zaraz po 1945 r., w latach osiemdziesiątych XX w.?Co powiemy o tych wyjazdach Polaków do Niemiec i do całej Unii Europejskiej, wyjazdach, które nastąpią, jeżeli wejdziemy w struktury Unii Europejskiej? Czy za te wszystkie polskie wyjazdy odpowiadają Polacy? Czy można powiedzieć, że sami zgotowaliśmy sobie taki los. Polacy uciekali tam, gdzie mogli i tam gdzie było im najlepiej w sensie materialnym, a więc przede wszystkim do USA i do Niemiec. Gdzie mają uciekać przed biedą, bezrobociem, wojną i terrorem Czeczeńcy? Które państwo chce ich u siebie? Które ich wpuści do siebie w takich ilościach? Gdzie będą mogli funkcjonować, żyć? Znają z reguły tylko język rosyjski. Maja rosyjskie obywatelstwo. Znają rosyjskie realia. Pozostaje im tylko Rosja.

Czy istnieje naród czeczeński? Czy Czeczeńcy to tylko grupa plemion? Czy istnieje naród amerykański, naród kanadyjski, naród szwajcarski, belgijski, brytyjski, białoruski? Na pewno Afryki nie zamieszkuje żaden naród. Są tam same plemiona. Czy nie maja prawa do swoich państw. Czy trzeba przywrócić kolonializm? Czy Czeczenia nie jest taką rosyjska kolonią? Nie wiem czy Czeczeńców można określić jako naród czy nie. Na pewno nie są to Rosjanie. Mają wolę samostanowienia. Chcą mieć swoje państwo. Myślę, że chcą być narodem i sądzę, że spełnienie takich ich marzeń tak z powodów zewnętrznych jak i wewnętrznych będzie bardzo trudne.

Na przełomie wieków XIX i XX żył i pisał w Polsce wielki filozof ks. Jan Rostworowski. Bardzo dużo miejsca poświęcił on w swoich tekstach problematyce narodowej. Twierdził on, że prawa do samostanowienia narodów zostały ludzkości nadane przez Boga w dziedzinach „idealnej” i „politycznego uspołecznienia”, ale ujawniły się „dopiero po odpowiednim przygotowaniu i na pewnym stopniu dojrzałości kulturalnej”. Zewnętrznym znakiem takiej dojrzałości ma być, według niego, „samo rozbudzenie narodowych instynktów”. Tak więc „bujny rozrost narodowej samowiedzy jest w narodach znakiem obiektywnej dojrzałości praw, jakie im przysługują. Jeżeli zatem jakiś naród „chce być sobą” jest to dowód nato, że ma prawo do rządzenia sobą. Naród przypomina w tej mierze, zdaniem J. Rostworowskiego, indywidualnego człowieka, który zyskując poczucie swojej tożsamości i odrębności zaczyna być gotowy do nabycia praw osobistych. Takie prawa człowiek nabywa, gdy staje się dorosły. Gdy więc ludzkość „staje się dorosła” dzieli się na narody nabywające swoje „prawa osobiste”. Pierwszym obiektywnym prawem narodu, jak twierdzi ks. J. Rostworowski, jest prawo do posiadania własnego państwa. Prawo to znajduje swoje uzasadnienie w prawie ludu (mówiąc językiem bardziej współczesnym – społeczeństwa) do stanowienia o sobie. Nikt nigdy, mówi J. Rostworowski, tego prawa nie kwestionował. Zawsze twierdzono, że lud „czyli ogół obywateli państwa” jest „z woli Bożej swoim najwyższym na ziemi panem” i w związku z tym sprawujący nad nim władzę sprawują ją słusznie tylko wtedy, gdy posiadają jego zgodę. Lud miał zawsze prawo tę władzę zmienić i nadawać państwu wybrany przez siebie ustrój. Lud taki w efekcie historycznych procesów przekształcił się w jeden lub kilka narodów. Jeżeli przekształcił się w jeden naród to jest oczywiste, jak stwierdza J. Rostworowski, że ma prawo do politycznego decydowania o sobie. Jeżeli przekształcił się w kilka narodów to nie można już mówić o jednym ludzie, a więc również, oczywiście, o jego prawie do własnego państwa. Jeżeli natomiast państwo jakiegoś ludu zostało z jakiś przyczyn włączone w inny organizm polityczny to nie oznacza, że lud ten utracił prawo decydowania o sobie. Podobnie jeżeli jakiś naród znalazł się z powodów historycznych pod władzą państwa, którego ten naród nie powołał do życia to w dalszym ciągu zachowuje on swoje prawo do samostanowienia. Może być również tak, pisze J. Rostworowski, że jakiś naród przez wieki nie miał „jasnej samowiedzy”, a zyskał ją dopiero w pewnym historycznym momencie. Wniosek z tego faktu może być jeden. Tym samym zyskał prawo do samostanowienia. Podobna sytuacja zachodzi gdy jakieś narody w przeszłości wytworzyły wspólne państwo i żyją w nim obok siebie dłuższy czas. Nie oznacza to, że utraciły one swoje prawa. Zachowują je „potencjalnie i zarodkowo” i mogą z nich skorzystać gdy tylko dojdą do samowiedzy i będą chciały stanowić o sobie.

Powyższe rozważania ks. J. Rostworowskiego pasują jak ulał do Czeczenii. Ks. J. Rostworowski powiedziałby z pewnością – mają prawo do swojego państwa. Udowadnia on, moim zdaniem, że taka opinia jest słuszna.

Czy Czeczenia ma szansę dziś na własne państwo. Nie wiem. Być może nie ma żadnej szansy. Być może jest to szansa niewielka. Być może takie państwo powstanie za np. rok. Historia lubi płatać nam różne psikusy.

Czy Czeczenia to przyczółek islamu? Pewnie tak. Czy jest też przyczółkiem islamskiego terroryzmu? Pewnie prędzej czy później nim będzie. W ramiona Al Kaidy pcha ich Rosja i, pośrednio tzw. cywilizowany świat. Czy Rosja to cywilizacja chrześcijańska i europejska? Sądzę, że w dalszym ciągu nie. To, mówiąc językiem Feliksa Konecznego cywilizacja bizantyjska, ale w jeszcze większym stopniu turańska, cywilizacja, która zagraża, narazie potencjalnie, Polsce i całej Europie (tak jak zagrażała onegdaj), tym bardziej Europie przeżartej liberalizmem, myślą i praktyką masońską, nowym pogaństwem, materializmem, hedonizmem, egoizmem.

Rosjanie to nasi bracia. Jednak bracia zdziczali i zagubieni. Zawsze w Polsce mówiło się o potrzebie nawrócenia Rosji. Rosjanie mają wiele zalet i często wielkie serca. Nawrócona Rosja mogłaby być pięknym krajem i wspaniałym narodem. Jednak takiej Rosji, takiemu narodowi do niczego nie jest potrzebna Czeczenia. Bez niej nie byłoby tej przelanej, niewinnej krwi tak Czeczeńców jak Rosjan i nienawiści w tak w Czeczeńcach jak i Rosjanach, którzy widzą coraz bardziej w Czeczenii wroga, bo winią ją za śmierć Rosjan. To ta odwieczna wada Rosjan, którzy nie poczuwają się wciąż do winy. Przedtem był winni car, potem Stalin, a my mamy czyste ręce, my nie winni – mówią często Rosjanie. Rosja istnieje bez Białorusi i bez Ukrainy. Może istnieć bez Czeczenii. Bez Czeczenii byłaby, jak sądzę silniejsza i czystsza. Czeczenia będzie jej wciąż sprawiać kłopoty.

Czy Czeczeńcy poradziliby sobie sami? Być może nie. Być może są tak rozbici, zdezorganizowani, zdemoralizowani, ze potrzebują silnego wsparcia i pomocy z zewnątrz. To jednak niczego nie zmienia. Trzeba im po prostu pomóc, sprawiedliwie i po ludzku.

Sprawa czeczeńska to nie tylko problem moralny. Gdyby to był tylko problem moralny to i tak byłby aż problem moralny. To jednak jest, obok tego jakoś i nasz, polski problem. Kiedyś słyszałem, za czasów krótkiej czeczeńskiej wolności, wypowiedź Basajewa dotycząca przyczyn jego wyprawy do jakiejś sąsiedniej krainy i wzięcia udziału przez jego oddziały w walkach, które tam miały miejsce. Powiedział: „My walczyliśmy o swoją niepodległość. Naszym obowiązkiem jest więc też walczyć o niepodległość innych”. Tak zawsze mówili Polacy. My wiemy co to brak niepodległości. My w sposób szczególny nie możemy się zgadać na to, że ktoś gdzieś nie ma niepodległości. Wczoraj Polska, dziś Czeczenia, jutro znowu Polska. To jutro może nie przyjść. Może jednak znowu przyjść za 10, 20 czy 50 lat.

Bywało, że skupialiśmy się na swoich sprawach i robiliśmy „głupoty” na zewnątrz. Brataliśmy się po rozbiorach z Węgrami w sytuacji gdy ci Węgrzy zabierali niepodległość Słowakom, wynaradawiali ich siłą i głosili, że nie ma narodu Słowackiego bo to jest...szczep węgierski. Popieraliśmy zjednoczenie Włoch, tamtejsze ruchy „wolnościowe” popierając w istocie masonów w niszczeniu Kościoła katolickiego. Nie powinniśmy więcej popełniać takich błędów. Historia dała nam niejedną nauczkę. Nie ma w nas i nie powinno być egoizmu. Zawsze, pomimo wszystko powinniśmy stanąć w obronie wszystkich mordowanych, gnębionych, wszystkich tych, którym zabiera się niepodległość lub nie pozwala na samostanowienie.

Fakt, że masoni używają sprawy czeczeńskiej do rozgrywania swoich interesów i jako środka przy realizacji swoich wizji nie sprawia, że „dobry Polak i katolik” powinien być przeciwko Czeczenii i za Rosją. My mamy opowiedzieć się po stronie dobra i przeciwko złu, za każdym dobrem i przeciwko każdemu złu. Trzeba potępiać każdą zbrodnię, również, co oczywiste, czeczeńską. Nawet jednak zbrodniarza trzeba traktować sprawiedliwie i trzeba widzieć zbrodniarzy wszędzie tam gdzie są. Fakt, że w naszych materiałach nie pisaliśmy o zbrodniach za którymi stoją Czeczeni nie wynika stąd, ze przymykamy na nie oko. Myśmy po prostu w naszych materiałach skupili uwagę na zbrodni Rosji dlatego, że na nią nie wszyscy zwracają uwagę, że „świat cywilizowany” jakoś się na nią godzi i dlatego, że ta zbrodnia jako dokonywana przez uznane na świecie wielkie państwo jest poprzez ten sam fakt zbrodnią większą i bardziej w porządku moralnym niebezpieczną, zbrodnią mogącą ponadto dla całego świata, także być może, w przyszłości, dla Polski, owocować kolejnym złem i kolejną zbrodnią o wymiarach o wiele większych i bardziej bezpośrednio nas dotykających.

Powtórzmy. Wczoraj Polska. Dziś Czeczenia. Jutro znowu Polska. Pojutrze...

Rosja jest sto razy silniejsza od Czeczenii. To ona ma wszystkie środki i mozliwości. Nie ma ponadto, jak wiemy, żadnych hamulców. Potrafi poświęcić „dla sprawy” życie nawet swoich cywilów. Cóż dla nich znaczą czeczeńskie kobiety i dzieci.

Co ma i co może Czeczenia? Ginąc w milczeniu z zaciśniętymi zębami, patrzeć bezsilnie jak przechodzi w niebyt, jak umierają po kolei mężczyźni, kobiety i dzieci, jak się demoralizują, stają się tylko ściganą zwierzyną. Może też walczyć rozpaczliwie i uderzać na oślep wszędzie tam gdzie tylko jest w stanie uderzyć, a więc tak jak Palestyńczycy w cywilną ludność, wkażdego, kto się rusza. W Czeczenii narasta gorycz i nienawiść, przekracza wszelkie granice. W połączeniu z rozpaczą staje się okrutna. Czy tego nie można zrozumieć? Nie chodzi o to, by pochwalić, ale zrozumieć.

To Rosja odpowiada moralnie za tę sytuację, bo to tylko ona może spowodować jej humanitarne, cywilizowane rozwiązanie, bo jest państwem i to podobno państwem prawa, bo jest podmiotem prawa międzynarodowego. To więc jej należy patrzeć na ręce, od niej żądać działań zgodnych z zasadami, ją potępiać iprzywoływać do porządku. Sprawa czeczeńska powinna być rozwiązana po ludzku, a nie metodami „ostatecznego rozwiązania”, a więc doprowadzenia do tego, by nie było sprawy bo nie ma już Czeczeńców.