Strona główna
Internetowej
Gazety Katolików

Tekst poniższy został wydrukowany przez Wydawnictwo św. Tomasza z Akwinu jako broszura antyunijna. W znacznej mierze stanowią go materiały drukowane na naszej stronie. W wydaniu papierowym zawiera dwa dodatki: tekst "Ku przestrodze" oraz fragment książki Reymonta "Rok 1794" zatytułowany "Ostatni sejm". Broszurę można nabyć kierując do nas e-maila z zamówieniem. Cena 5 zł, 64 strony.

Stanisław Krajski

Czy mamy dziś do czynienia z rozbiorem Polski?
Czy to jest zdrada narodowa?


1. Wstęp

Jest wiele argumentów przeciwko wejściu Polski do Unii Europejskiej. Wszystkie są jakoś ważne. Są jednak argumenty, których waga jest najbardziej istotna i podstawowa. To argument polski, argument katolicki, argument ludzki.
Skupimy tu uwagę na tym pierwszym, drugiego i trzeciego tylko dotykając.
Jesteśmy Polakami. Bez Polski będziemy jak bez domu, jak bez gniazda. Żaden naród nie stracił jeszcze na posiadaniu swojego państwa. Zdrada narodowa jest grzechem, który kładzie się cieniem na całym ludzkim życiu, który owocuje złem we wszystkich płaszczyznach.
Czy dziś nie tracimy swojego państwa?
Czy nie mamy do czynienia ze zdradą narodową?
W jakich okolicznościach w niej uczestniczymy?
Na te pytania musimy odpowiedzieć sobie w swoich sumieniach.
Naszym obowiązkiem jest doprowadzenie do tego, by inni też na nie w swoich sumieniach uczciwie odpowiedzieli.
Jesteśmy katolikami. Jesteśmy nimi tak długo jak długo staramy się działać tak, aby to podobało się Chrystusowi, aby to było zgodne z Jego wolą, aby nasze działania nie godziły w Kościół będący Jego mistycznym Ciałem.
Musimy w swoich sumieniach odpowiedzieć sobie na pytanie - czy nie sprzeniewierzymy się temu wszystkiemu, Bogu, Kościołowi i sobie jeśli będziemy zmierzać do integracji ze strukturami, które z pewnością Chrystusowe nie są? Naszym obowiązkiem jest skłonić innych do tego, by to pytanie zadali sobie w swoich sumieniach i uczciwie, w sposób przemyślany, na nie odpowiedzieli.
Jako ludzie jesteśmy powołani do wolności i szczęścia.
Czy dziś nie tracimy tej wolności?
Czy unijna recepta na szczęście ma coś z nim wspólnego?
Na koniec jedna uwaga pod adresem tych ludzi Kościoła, którzy są euroentuzjastami, których można nazwać kapelanami Unii Europejskiej.
Byli tacy księża, którzy mówili Prymasowi Tysiąclecia - "Niech Ksiądz Prymas nie walczy tak z komunistami. Przecież ich rządy nigdy się nie skończą". Prymas powiedział na to: "Kościół będzie zawsze, a o komunizmie nikt niedługo nie będzie pamiętał".
Pamiętajmy o jednej oczywistej prawdzie, prawdzie, którą podpowiada nam historia mówiąca przecież również o powstawaniu i upadku różnych politycznych tworów - Kościół będzie zawsze, a o Unii Europejskiej nikt niedługo nie będzie pamiętał.
Dopowiedzmy jeszcze: Kościół będzie zawsze i Polska będzie zawsze jeśli będzie z Chrystusem, jeśli będzie postępować tak jak życzy sobie tego jej Królowa - Matka Boża, a o Unii Europejskiej nikt niedługo nie będzie pamiętał.

2. Przygotowanie do rozbiorów

Przed II wojną światową ukazała się książka wielkiego polskiego historyka Kazimierza Mariana Morawskiego pt. "Źródła rozbioru Polski". Dowiadujemy się z niej, że już w końcu wieku XVII powstał szczegółowy plan rozbiorów Polski. Głównym jego inicjatorem i wykonawcą miał być August II Mocny Sas postawiony bardzo wysoko w hierarchii masońskiej i przygotowywany do odegrania tej roli już od dziecka. Jak pisze Morawski: "Jak nam wiadomo od młodu wtajemniczał się przyszły król Polski - przy pomocy najpewniej Paulego w kunszty magii, alchemii, astrologii, geomancji i kabalistyki" (s. 109).
Masoni długo i staranie przygotowywali objęcie przez niego tronu polskiego. Pisze o tym jeden z nich, niejaki Manteuffel, szef centrali wywiadowczej Bruhla (sprawującego potem niepodzielną władzę w Polsce w imieniu masonerii) w wydrukowanym wówczas "Liście przyjaciele Prusaka do przyjaciela Holendra o zbliżającej się elekcji polskiej": "Sprowadziłem do Berlina z Polski wyborową sforę psów swoich wywiadowczych, naradziłem się z nimi poufale,...wyposażyłem ich na własny swój rachunek kilku tysiącami guldenów i odesłałem jak najszybciej się dało, do ich prowincji". Akcja, która potem została znacznie rozszerzona, akcja przekupstwa, szantażu, gróźb dała, jak wiemy, rezultaty.
W tym samym czasie zaczęto rozpowszechniać różokrzyżowe proroctwo, które głosiło: "Dzielne, wojownicze...nasienie Ruty saskiej za pomocą konfederacji i konspiracji wyżeniesz papieża, cesarza i pozostałych dynastów papistycznych z ich siedzib" (s. 111). W proroctwie tym była mowa również o rozbiorach Polski.
Obok niego krążył również słynny dokument różokrzyżowców pt. "Confesio Fraternitatis", w którym było napisane: "Mamy za zadanie ustanowić w Europie nowy porządek rzeczy. Już zaatakowana została tyrania papieża (zrazu tajnie), strącono go w Niemczech, następnie rozdrapiemy go pazurami, a jego ośle ryki zagłuszone zostaną rykiem lwa".
W tym samym czasie zapowiadał to również potępiony nawet przez protestantów za czczenia "świętego diabła" niejaki Petersen, który pisał "Sas zostaje królem polskim i pod cesarzem rzymskim z plemienia Ruty papież zupełnej doznaje zagłady".
August Mocny zaczął prowadzić rozmowy na temat rozbiorów Polski w 1703 r. z królami Fryderykiem i Karolem (s. 141). Gotowy już projekt rozbiorów powstał w 1709 r. W 1710 r. pisał król pruski do swego posła w Warszawie, że punkt piąty podpisanej z królem polskim "pertraktacji" dotyczy rozbioru.
Jak podaje Konopczyński w 1721 r. z planem rozbiorów zapoznawano poszczególne europejskie dwory królewskie (s. 143).
Odwiedzając Warszawę w 1733 r. August Mocny powiedział publicznie: "trzeba Polaków nauczyć rozumu, a że nic ku temu nie posłuży lepiej niż rozbiór". (s. 144). Rozbiory Polski opóźniła znacznie śmierć króla, która nastąpiła w tym samym roku.
W początkach XVIII w. masoni powołali w Dreźnie do życia specjalną lożę masońską, która miała zajmować się tworzeniem i realizacją planów mających doprowadzić do rozbioru Polski. Loża ta nazywała się "Okrągły stół". Kształt stołu, przy którym zasiadali masoni miał być symbolem hasła "Wolność, Równość, Braterstwo". Fundament ideowy tej organizacji stanowiły, jak pisze Morawski, alchemia i satanizm. Na jej czele stał początkowo August Mocny. Jego prawą ręka był Manteuffell, który występował pod pseudonimem "Diabeł". Przy okrągłym stole wiele do powiedzenia mieli Jan Klemens Branicki i jego żona oraz Jan Aleksander Lipski, potem biskup krakowski, kardynał i wreszcie Prymas Polski (125).
Podstawowe plany, których realizacja miała ułatwić rozbiory mówiły o osłabieniu gospodarczym Polski (Sasi konsekwentnie realizowali to zadanie), zmniejszeniu liczby wojska i osłabieniu go, demoralizacji i skorumpowaniu szlachty (co udało się w znacznej mierze), demoralizacji szlachcianek, (co również było skuteczne w znacznej mierze), rozbiciu i demoralizacji Kościoła polskiego (co także się powiodło).
Tak pisze o tym Morawski: "Naród okazuje się zazwyczaj tyle wart, ile wart jest jego episkopat, którego przecie starożytna nazwa grecka mówi o zadaniach czuwania, nadzorowania nad społeczeństwem. A jakże rzecz ta się miała z naszym społeczeństwem polsko-saskim, jakich tuzów ascezy - jeżeli tak paradoksalnie wyrazić się wolno - liczył Kościół polski w dobie Augusta konwertyty?"
Tu Morawski wymienia długą listę znanych z nieprawości, niemoralności i zdrady narodowej dostojników Kościoła.
Wiele miejsca poświęca prymasowi Lipskiemu cytując obficie Askenazego, który pisał miedzy innymi: "Lipski...człowiek małego serca, równie małej świątobliwości infułat...intrygant,... bez żadnych podstaw moralnych...karciarz i smakosz, który bawiąc się, robiąc politykę, robiąc przede wszystkim własną karierę...dawał gorszący przykład nieposzanowania dla wysokiej godności Księcia Kościoła i podniosłych obowiązków duszpasterza" (s. 67).
Wiele pisał też Morawski o innym prymasie Polski Gabrielu Podoskim określając go jako "ucznia Bruhla" i jako "zmorę następnego panowania" i ujawniając, że był pod pełną kontrolą swojej utrzymanki, luteranki z Gdańska. Jeden z dzisiejszych masonów polskich poświęcił w "Wolnomularzu Polskim" artykuł Prymasowi Podoskiemu jako wybitnemu masonowi. W następnym artykule w tym samym masońskim piśmie przyznaje, że Podomski był zdrajcą, ale broni go pisząc, że przecież był "do śmierci wierny swej kochance", "miał szerokie europejskie horyzonty" był człowiekiem "myślącym, postępowym, liberalnym choć błądzącym" ("Wolnomularz Polski" bez daty wydania). Morawski charakteryzując przedstawicieli polskich elit politycznych tamtych lat przedrozbiorowych podaje za ich przykład niejakiego Przebendowskiego, który zwykł mawiać: "Niech diabli wezmą Rzeczpospolitą, skoro mnie w niej źle".
Oczywiście Kościół miał wtedy swoich wielkich i świętych biskupów i księży. Zdrowy też w znacznej mierze był naród polski. Tak pisze Morawski: "Ten naród, który instynktownie bał się Niemca, który zdradę pierwszego Sasa przeczuł, jak ten młody Potocki, co w obozie królewskim naszedł z towarzyszami namioty wielkiego hetmana koronnego Jabłonowskiego, wołając "Tyś dał nam Niemca Króla, tyś nas Szkotom zaprzedał" czy warszawiacy, co grozili Niemcom "nieszporami sycylijskimi" i strzelali do karocy królewskiej na Krakowskim Przedmieściu".
Zauważmy, że czasy PRL-u bardzo w wielu momentach przypominają okres saski.
W 1953 r. prymas Stefan Wyszyński odbył w Wilanowie rozmowę z sekretarzem Komitetu Centralnego PZPR Franciszkiem Mazurem. W końcowej części rozmowy gdy przedstawiciel PZPR oskarża Kościół w Polsce o to, że jest on "agendą zachodniego imperializmu" Prymas Tysiąclecia mówi: "Wracam do masonerii bo masoneria całego świata też cieszy się z waszej tezy. Oni dziś przekonują komunistów: zniszczcie Kościół, pozostanie nam tylko jeden wróg - komuniści. W tej chwili komunizm jest wynajęty przez masonerię wszechświatową do likwidowania Kościoła. Ilekroć musieliśmy występować przeciwko wam broniąc praw Kościoła, zawsze byliśmy pochwalani przez masonerię; bo w walce niszczał Kościół. Ale gdyśmy się dogadywali zawsze rozpoczynano atak na biskupów. Bo pokój religijny w Polsce był nie na rękę masonerii. Masoneria to wspólny wróg - i nasz i wasz, my się znamy na nim już od dawna; zdradzacie naiwność początkujących wobec masonerii. Nie bądźcie ich najmitami i nie załatwiajcie sprawy masonerii..."(Stefan Kardynał Wyszyński, "Pro memoria". Rok 1953 (XIV), Znaki Czasu nr 16 (1989), s. 158).
W jaki sposób komuniści załatwiali sprawę masonerii? Osłabiali Kościół na tysiąc sposobów. Poddali permanentnej inwigilacji biskupów i księży starając się ich skłócić, poróżnić, znaleźć słabe punkty i "haki", które później mogliby użyć. Jeżeli jakiemuś kapłanowi w jakiś sposób "podwinęła się noga" natychmiast to wykorzystywali oplatając go siecią i wciągając we "współpracę" itp. itd. Komunizm na tysiąc sposobów demoralizował i starał się ogłupić społeczeństwo wyrabiając w nim niejako przy okazji postawy antyspołeczne, niemoralne przyzwyczajenia ("czy się stoi czy się leży 2 tysiące się należy", "własność państwowa to własność niczyja" itp.).
Elity polskie zostały przetrzebione i osłabione w trakcie II wojny Światowej przez Niemcy i Rosje Sowiecką. W PRL-u proces ten był kontynuowany. Zamykano ludzi do więzień, torturowano, skazywano na nędzę i śmierć cywilną (odsuwano wykształconych, prawdziwych Polaków od wszelkich wpływów na społeczeństwo), kupowano, demoralizowano. Komuniści lansowali swoją inteligencję lub wspierali kosmopolitów, ateistów, lewaków, masonów dając do ich wyłącznej dyspozycji nauki humanistyczne, szkolnictwo, kulturę, media itp., itd.
Starano się zniszczyć polska wieś, zahamować przynajmniej jej rozwój. Gospodarka centralizowana i rozwijana w kierunku przemysłu ciężkiego stawała się coraz bardziej niewydolna i przestarzała. Wszystko prawie przeszło w ręce i pod kontrole państwa. Zaczęły dominować wielkie zakłady pracy, które najtrudniej zmodernizować, przestawić na inne tory, sprywatyzować.
PRL to były spotęgowane, zwielokrotnione "saskie ostatki" - przygotowanie, nieważne już czy rozmyślne czy nie, do takiej sytuacji, która najbardziej sprzyjałaby ostatecznemu rozbiorowi Polski.
Warto jeszcze przypomnieć, że dwóch masonów stojących na czele najpotężniejszych Państw Zachodu sprzedało Polskę w Jałcie Stalinowi-zbrodniarzowi, by ją niszczył.
Warto też zauważyć, że gdy praktycznie już w 1956 r. okazało się to niemożliwe zaczęto powtarzać wprost realizację planu Sasów, przygotowywać się do nowego, kolejnego rozbioru Polski. Plan powstał w KC PZPR i w lożach masońskich. Realizowali go komuniści i masoni z Klubu Krzywego Koła. Pisałem o tym obszernie i szczegółowo powołując się na źródła w swojej książce "Masoneria polska 1999". Przyłożył do niego rękę również Edward Gierek uzależniając Polskę gospodarczo od Zachodu.
Okrągły stół Augusta Mocnego odnowił się i to pod tą samą nazwą. Zapoczątkowany przez niego rozbiór gospodarczy Polski przypominający w każdym szczególe pierwszy rozbiór Polski miał, z założenia trwać 15 lat i zakończyć się w 2004 r. kolejnym rozbiorem - wejściem Polski w struktury Unii Europejskiej.

3. I rozbiór Polski i lata 1989-2002

Powróćmy jeszcze do XVIII wieku. W 1772 roku miał miejsce pierwszy rozbiór Polski. Został ledwie zauważony. Tak go opisuje jeden z historyków Józef Gierowski: "Pierwszy rozbiór nie przesądzał jeszcze ostatecznej likwidacji państwa polskiego, które stało się państwem buforowym między trzema rozbiorcami. Zaciążył jednak bardzo nad możliwościami rozwoju gospodarczego Polski". Zaborcom otwarto, jak pisze Gierowski, "możliwości szerokiej penetracji gospodarczej", a "sejm opanowany został przez elementy najbardziej skorumpowane". Zaborcy ograniczyli władzę ustawodawczą i wykonawczą. "Okrojonej Polsce pozwolono na ograniczone reformy wewnętrzne".
W powieści Władysława Reymonta "Rok 1794" pojawia się taka rozmowa prowadzona w sejmie przed II rozbiorem Polski:
"A cóż na sejmie?
Jedno i toż samo: rozbiór kapłona - obejrzał się na czerwone kontusze posłów - już mu obcięli nogi, odrąbali skrzydła, wygryźli piersi, że pozostał tylko kuperek, ale smakoszom wciąż mało, wyciągają pazury po resztę...Tutaj na sejmie sprzedają już ojczyznę en detail, na funty i żywej wagi".
Czy po 1989 r. ta historia nie zaczęła się powtarzać?
Jedną chyba z najważniejszych prac historycznych o II rozbiorze Polski i jego tle oraz wydarzeniach lat 1772-1792, które go ułatwiły, pracę, której nie można podejrzewać o jakąkolwiek stronniczość, napisał na początku XX wieku amerykański historyk, w żaden sposób nie związany z Polską, Rober H. Lord. Praca ta nosi tytuł "II rozbiór Polski" i liczy ponad 500 stron dużego formatu. W Polsce ukazała się w 1973 r. w tłumaczeniu Andrzeja Jaraczewskiego i z przedmową Jerzego Łojka nakładem Instytutu Wydawniczego "PAX".
Tak R. H. Lord opisuje wydarzenia roku 1793: "Rządy w kraju o ile w ogóle o rządach można mówić - znalazły się w rękach garstki chciwców, zaślepieńców i tchórzów, pogardzanych zarówno przez mocarstwo, którego interesom służyli, jak i przez własny naród, który do ruiny przywiedli. Gdy Rosja i Prusy ogłosiły o dokonaniu nowego rozbioru, przywódcy konfederacji targowickiej pośpiesznie opuścili tonący okręt, a ci którzy pozostali - z nielicznymi wyjątkami bez najmniejszych skrupułów wykorzystywali położenie kraju dla pomnożenia własnych majątków, ochoczo wypełniając wszystkie polecenia ambasadora rosyjskiego w Warszawie".
Czy historia się nie powtarza? Czy miejsca Rosji i Prus nie zajęły Niemcy i pozostałe wielkie kraje UE? Czy nie wystarczy tylko zastąpić sformułowania "ambasadora rosyjskiego" sformułowaniem "ambasadora Unii Europejskiej" żeby się już wszystko zgadzało?
"Na domiar złego - pisze dalej R. H.Lord - sytuacja ekonomiczna Polski uległa gwałtownemu pogorszeniu. Cały kraj cierpiał z powodu rabunków i rozbojów dokonywanych przez oddziały rosyjskie, a być może w jeszcze większym stopniu na skutek bezprawnej działalności zbrojnych oddziałów konfederacji targowickiej siejącej wszędzie strach i zniszczenie, których zachowanie sam ambasador rosyjski określał jako przejaw iście azjatyckiego despotyzmu. Ostateczny cios nadszedł w lutym 1793 r., gdy kryzys wszystkich największych banków zrujnował rzesze kapitalistów, sprowadził najbogatsze rodziny na dno nędzy i dokończył dzieła upadku gospodarczego kraju".
Czy pod koniec XX wieku sytuacja ekonomiczna Polski nie uległa również, i to z podobnych przyczyn, gwałtownemu pogorszeniu? Czy teraz, w zasadzie już od 1989 r., cała Polska nie cierpi z powodu "rabunków i rozbojów", które niszczą naszą gospodarkę, powodują, że przechodzi ona w obce ręce lub jest zawłaszczana przez dzisiejszych targowiczan? Czy nie mamy do czynienia i to wciąż z bezprawiem? Czy na przykład ożarowskie kable nie zostały zniszczone w taki właśnie sposób? Czy nie należy się spodziewać tego, co przyszło wtedy - kryzysu, który dotknie polskich przedsiębiorców?
W książce Marii Boguckiej "Dzieje Polski do 1795 roku" (Warszawa 1964) czytamy, między innymi: "Według słów samego Fryderyka II od pierwszego rozbioru Prusacy stali się panami wszelkich płodów i całego przewozu Polski. Narzucony w 1775 r. przez Prusy traktat handlowy przewidywał pobór bardzo wysokiego (12%) cła od towarów idących przez terytorium pruskie do Gdańska. Cło od towarów potrzebnych przemysłowi pruskiemu wzrastało do 30%. Dołączyły się do tego różne szykany władz pruskich i umyślne utrudnienia - rewizje, przetrzymywanie transportów na komorach celnych itd. Doprowadziło to do zmniejszenia się o połowę podstawowego od setek lat dla gospodarki eksportu zboża przez Gdańsk. Ten cios odczuła szlachta bardzo boleśnie (s. 270).
Czy dziś nie pojawili się nowi "Prusacy" z UE? Czy nie "stali się panami wszelkich płodów i całego przewozu Polski"? Czy układ Europejski podpisany przez państwo polskie, który wszedł w życie 1 lutego 1994 roku nie przypomina traktatu z Prusami? Czy nie zmniejszył on eksportu, zwiększając jednocześnie import i rujnując w ten sposób polskich rolników i producentów?

4. II rozbiór i zdrada 2003 roku

Opis ostatnich dni przed II rozbiorem Polski oraz wydarzeń, które miały wtedy miejsce w polskim sejmie znajdujemy w powieści Reymonta pt. "Rok 1794". Przedrukowujemy go w "Dodatku II". Warto w tym miejscu dokonać kilku dopowiedzeń. Warto tu odwołać się ponownie do R. H. Lorda, w którego książce czytamy: "Sejm, który dnia 17 czerwca 1793 r. zebrał się w Grodnie był ostatnim, a zarazem najbardziej burzliwym parlamentem w dziejach Rzeczypospolitej. Tragiczna sytuacja, w jakiej znaleźli się posłowie, bezprzykładne gwałty, jakim podlegali, patos sejmowych wystąpień, których echa szły w świat niosąc obraz cierpień narodu już to samo wystarczyłoby, aby nadać owemu zgromadzeniu rysy tragicznej wzniosłości; lecz gdy pomyślimy o bezwstydnej sprzedajności deputowanych, o kontraście, jaki zarysował się pomiędzy płomiennymi wystąpieniami a prywatnymi układami finansowymi tych właśnie mówców z ambasadorem rosyjskim, o frywolności i pogoni za uciechami, tak charakterystycznymi dla życia towarzyskiego Grodna w owym czasie, skłonni jesteśmy uznać cały ten epizod za haniebną i poniżającą farsę. (...) Przywódcy tego zgromadzenia: hetman Kossakowski, jego brat, biskup inflancki; dwóch marszałków konfederacji targowickiej Pułaski i Zabiełło, marszałek sejmu Bieliński, Ożarowski i pozostali - to ludzie, którzy zajmowali się uprzednio reżyserią sejmików i którzy przez cały czas trwania obrad sejmowych brali ogromne sumy ze wspólnej wówczas rosyjsko-pruskiej kasy. Przynajmniej siedemnastu posłów korzystało z tego samego źródła dochodów, podczas gdy większa liczba niepozornych i biednych deputowanych (trudno określić jak wielka) sprzedała swe głosy za sumy nieco skromniejsze już w czasie wyborów albo otrzymywała sporadyczne zasiłki w późniejszym okresie. Dla wielu z nich Sievers przygotował bezpłatne wyżywienie, mieszkanie i pojazdy, a przy jego stole nieustannie kłębił się tłum głodnych najemników. Krótko mówiąc, nie popełniamy omyłki stwierdzając, że od połowy do dwóch trzecich posłów miało finansowe zobowiązania wobec mocarstw, których żądaniom powinni się przeciwstawiać, co zresztą sami głośno podkreślali. Nie należy ich jednak tak ostro potępiać, jeśli się zważy, że sam król polski dawał tu najgorszy przykład; w czasie obrad sejmowych Stanisław August otrzymał z rąk ambasadora rosyjskiego nie mniej niż 35 000 złp. W świetle powyższych faktów tym bardziej wydaje się dziwne, że z taką energią i tak długo przeciwstawiał się żądaniom mocarstw zaborczych. Opór ten zdumiał Europę, pomieszał szyki politykom i opóźnił o prawie trzy miesiące (w porównaniu z rachubami Sieversa) moment podpisania traktatów z obu dworami. Częściowo zjawisko to można tłumaczyć naturalnym pragnieniem większości sprzedajnych posłów ratowania twarzy wobec własnego społeczeństwa. Aby uchronić się przed oskarżeniem o jawną zmowę z państwami ościennymi, trzeba było dać pokaz odważnego sprzeciwu. Ponadto nawet ci ludzie mogli być nie pozbawieni resztek patriotyzmu, a może też posiadali po prostu tak charakterystyczne dla Polaków zacięcie oratorskie i wyczucie dramatyzmu sytuacji. Jeśli mieli zgodzić się na podział własnej ojczyzny, chcieli uczynić to w wielkim stylu, w powodzi krasomówstwa, w atmosferze gorących protestów, pełnej łez i bolesnych westchnień, zachowując pozory uległości jedynie wobec brutalnej przemocy i śląc apele do całego cywilizowanego świata i do potomności".
Czy polskie elity polityczne nie są dziś uzależnione od UE? Czy nie służą obcym interesom? Czy nie są zainteresowane osobiście, przede wszystkim materialnie w integracji? Czy wielu ich przedstawicieli nie osiągnęło już różnego rodzaju korzyści z działań w tym kierunku, nie otrzymało np. posad na Zachodzie czy obietnic ich otrzymania? Czy dziś elity nie próbują zachowywać pozorów przekonując społeczeństwo, że integracja jest w interesie Polaków?
Powracając do XVIII w., w pewnym momencie próbując przyspieszyć bieg wydarzeń król wystąpił na sejmie nakreślając "przerażającą wizje sytuacji". Wsparł go biskup Kossakowski zapewniając posłów, że "wygłaszane przez nich patriotyczne deklaracje same w sobie wystarczą dla usprawiedliwienia ich w oczach Europy i potomności". Doradzał również podpisanie traktatu.
Zauważmy, że bp Kossakowski skazany został potem przez polski sąd na karę śmierci za zdradę. Król również straciłby życie z tego powodu gdyby go, w czasie trwania Insurekcji Kościuszkowskiej odnaleziono (patrz: "Dodatek I")
Warto uświadomić sobie czego dotyczyły traktaty rozbiorowe. Oddajmy głos R. H. Lordowi:
"Sievers chełpił się w jednym z listów pisanych do córki, że doprowadził do zawarcia sojuszu nie mającego precedensu w historii nowożytnej. Na mocy tego znamiennego dokumentu obie strony przyrzekały udzielać sobie na wypadek wojny niczym nieograniczonej pomocy, z tym że dowództwo sił zbrojnych należeć będzie do tej strony, która wystawi więcej wojska. Ponieważ główny ciężar wspólnej obrony spoczął na barkach Rosji, król i rząd polski uznają za słuszne i sprawiedliwe zezwolić imperatorowej na tak daleko sięgające wpływy w dziedzinie politycznej i wojskowej, na ile okaże się to niezbędne dla bezpieczeństwa i spokoju Rzeczypospolitej. Na tej samej podstawie Rosja otrzymała prawo wysłania swych oddziałów do Polski w razie każdorazowej konieczności, jedynie pod warunkiem uprzedniego zawiadomienia władz Rzeczypospolitej, i utrzymywania ich tam przez czas nieograniczony, a także prawo posiadania w Polsce stałych magazynów wojskowych. Rzeczpospolita godziła się nie zawierać żadnych sojuszów ani jakichkolwiek ważnych układów z innymi państwami bez zgody Rosji, a imperatorowa obiecywała swą najskuteczniejszą pomoc dla wszelkich polskich inicjatyw dyplomatycznych - uprzednio z nią uzgodnionych. Ministrowie obu państw w obcych stolicach mieli odtąd działać w ścisłym porozumieniu oraz informować się wzajemnie o wszystkich ważniejszych sprawach. Rosja otrzymywała prawo reprezentowania interesów Polski wszędzie tam, gdzie Rzeczpospolita nie miała swoich przedstawicieli. Na koniec imperatorowa gwarantowała ustrój i prawa kardynalne uchwalone przez obecny sejm, a w zamian za to król polski i władze Rzeczypospolitej zobowiązywały się nie zmieniać w przyszłości konstytucji bez jej zgody. Tak więc traktat dawał Rosji praktycznie nieograniczoną kontrolę nad armią i polityką zagraniczną Rzeczypospolitej. Pozbawiał Polaków prawa do zmiany i reformy ich podstawowych praw i instytucji według ich własnego uznania. Dawał Rosjanom sankcję prawną i nieograniczone możliwości ingerowania we wszystkie dziedziny życia w Polsce. Był istotnie pactum subjectionis et incorporationis, jak nazywali go zelanci. Katarzynie II należy się istotnie uznanie za wynalezienie lub przynajmniej doprowadzenie do doskonałości systemu zawoalowanego protektoratu, który mocarstwa europejskie tak często stosowały w ostatnich latach w Azji i Afryce, ponieważ sytuację, w jakiej znalazła się Polska po podpisaniu traktatu sojuszniczego, można porównać jedynie z położeniem Egiptu, Tunisu protektoratów w dzisiejszych Indiach [1915]. Dowodem na to, że imperatorowa nie zamierzała pozostawić Rzeczypospolitej choćby cienia wolności, jest treść reskryptu do Sieversa, wysłanego niezwłocznie po zawarciu traktatu sojuszniczego. Sojusz ten - oświadczała - był tylko wybiegiem mającym na celu takie przeprowadzenie inkorporacji resztek Polski do imperium rosyjskiego, aby nie wywołać sprzeciwu Austrii lub Prus. Pragnęła także w ten sposób zapewnić sobie prawo dyktatu wobec Rzeczypospolitej i sprawić, by Polacy musieli zawsze prosić ją o radę, a następnie ściśle wykonywać jej zalecenia. Oczekiwała też całkowitej uległości Polski wobec jej żądań, projektów i poglądów. Jej ambasador w Warszawie miał kierować wszystkimi sprawami Rzeczypospolitej i uważać siebie za głowę państwa. Sievers, dokładnie wychwytując intencje Katarzyny II, zapewniał ją, że: przyszły król polski zostanie wybrany przez Waszą Imperatorską Mość i otrzyma majordomusa w osobie ambasadora rosyjskiego, który będzie miał o wiele większą władzę niż jakikolwiek wicekról Sycylii lub generalny gubernator Waszej Imperatorskiej Mości w prowincji twerskiej".
R. H. Lord w sposób następujący skomentował skutki drugiego rozbioru: Nie ulega wątpliwości, że drugi rozbiór Polski był wyrokiem śmierci wydanym na państwo polskie. (...) To właśnie traktat rosyjsko-pruski z 1793 r. zdecydował o ostatecznej formie rozwiązania sprawy polskiej, a drugi rozbiór przypieczętował los Rzeczpospolitej".
Nic dziwnego, że Polacy, którzy przyłożyli do tego rękę zostali potem uznani za zdrajców i, jeśli to było tylko możliwe, skazywano ich za to na karę śmierci.
Czy dziś traktat akcesyjny nie ma wprowadzić Polski w identyczną wręcz sytuację?
Czy Polska nie traci możliwości prowadzenia polityki zagranicznej?
Czy nie traci całkowicie kontroli nad swoją gospodarką?
Czy nie traci możliwości kształtowania porządku prawnego na swoim terenie?
Czy ośrodkiem decyzyjnym nie będzie dla niej Bruksela?
Czy nie stanie się przedmiotem "zawoalowanego protektoratu", podobnie jak w XIX w. niektóre kraje afrykańskie?
Czy urzędnicy i przedstawiciele UE nie będą mieli w Polsce większej władzy niż "wicekról Sycylii"?

Czy to co wtedy było zdradą nie jest również zdradą dzisiaj?

5. Osłabić Kościół

Dokonana przez Polskę skuteczna obrona chrześcijaństwa pod Wiedniem była dla masonerii nauczką. By zaatakować Kościół wprost musieli wyeliminować Polskę. Zaatakowali go więc w XIX w. gdy Polski już nie było, gdy osłabiona, rozdarta i spoganizowana była inna wielka córa Kościoła Francja.
Armia masońska pod przywództwem dwóch liderów europejskiej masonerii Mazziniego i Garibaldiego, wspierana przez masonów całego świata atakowała kilkakrotnie Rzym zdobywając go, zmuszając papieża Piusa IX do ucieczki, bezczeszcząc Kościoły, mordując księży. Masoni wywierali olbrzymią presję na papieża Piusa IX, także przez media, by się ugiął, by uznał postęp, by zamilkł, by uznał świeckość państwa, szkoły, oddzielenie polityki i gospodarki od etyki. Papież się nie ugiął. Potępił ideologię, która legła później u podstaw Unii Europejskiej. Francja broniła go do czasu wysyłając swoją armię. Polska nie mogła go obronić. W ostatniej bitwie, po której papież został więźniem Watykanu tylko kilkuset Polaków broniło Rzymu gotowych oddać śmierć za wiarę i Kościół. Dokonując rozbioru Polski masoneria otworzyła sobie drogę do budowy masońskiej, pogańskiej Europy i pod koniec XIX w. to się jej udało. Kościół został zepchnięty na margines i przestał liczyć się w płaszczyźnie cywilizacyjnej. Masoni zeświecczyli państwa, zateizowali szkoły, uczynili z mediów narzędzie demoralizacji i rozpoczęli realizować skutecznie wielki plan, który św. Maksymilian Maria Kolbe określił krótko: "Zniszczyć Kościół zepsuciem obyczajów".
Jednak dalej bali się Polski.

6. Ku Europie pogańskiej - przyszedł czas na Unię Europejską

Unia Europejska - nowy Babilon to realizacja marzeń masonów, marzeń trwających ponad 200 lat o Państwie Człowieka - Stanach Zjednoczonych Europy.
W swojej książce "Unia Europejska -nowy Babilon" ukazuję zaskakującą zgodność tego superpaństwa ze strukturą opisywanego w Piśmie Świętym i przez Doktorów Kościoła Babilonu - państwa Księcia tego świata - szatana. Dlatego masoni polscy pisali w początkach lat dziewięćdziesiątych, że Polska będzie ich własnością gdy gwiazda masońska zajaśnieje nad nią jako nowa gwiazda betlejemska dla Polaków, a zajaśnieje wtedy, gdy na fladze Unii Europejskiej pojawi się nowa gwiazda masońska symbolizująca wejście Polski w struktury Unii i poddanie jej w pełni i do końca zasadom masonerii.
Co to jest Babilon? Pisze o tym dużo św. Augustyn, który w takim Babilonie już żył. Żył przecież w pogańskim państwie wyznaniowym - Cesarstwie Rzymskim - Unii Europejskiej starożytności.
Pierwsza cecha Babilonu to "pomieszanie". Prawda miesza się z fałszem, dobro ze złem. Św. Augustyn pisze: " Jakiż lud, jaki senat, jaka władza czy godność publiczna w państwie bezbożnym postarała się kiedykolwiek o rozpoznanie ich, aby jedno uznać i przyjąć, drugie potępić i odrzucić, nie zaś bez wyboru i bez żadnego rozeznania utrzymywać w łonie państwa mieszaninę rozbieżnych i sprzecznych ludzkich poglądów, dotyczących nie pól i domów lub jakichś spraw pieniężnych, lecz tych rzeczy, od których zależy nieszczęśliwe lub szczęśliwe życie? Chociaż głoszono w nich niektóre prawdy, z tą samą jednak swobodą wypowiadano twierdzenia fałszywe, tak, iż nie darmo państwo to otrzymało mistyczna nazwę Babilon. Toć Babilon oznacza pomieszanie"
O tym samym pisał tysiąc pięćset lat później u progu ery, która jest naszą erą błogosławiony Pius IX w swojej encyklice "Quanta cura": "Dobrze bowiem wiecie, Czcigodni Bracia, że w naszych czasach wielu jest takich, co stosując do ludzkiej społeczności przewrotną zasadę tak zwanego naturalizmu ośmielają się głosić, iż najlepsza struktura społeczeństwa i rozwój państwa zgoła wymagają, by ludzka społeczność była kształtowana i zarządzana bez żadnego uwzględnienia religii, jakby ona w ogóle nie istniała, a przynajmniej nie czynią żadnego rozróżnienia między religią prawdziwą a fałszywą. Ponadto nie wahają się twierdzić, wbrew nauce Kościoła i Świętych Ojców, że najlepszą jest taka struktura społeczeństwa, w której władzy państwowej nie przyznaje się obowiązku nakładania ustalonych kar na tych, co występują przeciwko religii katolickiej, z wyjątkiem sytuacji, w których domaga się tego spokój publiczny. Na podstawie tego całkowicie fałszywego pojęcia o władzy w społeczeństwie nie cofają się przed popieraniem owego błędnego poglądu, ze wszech miar zgubnego dla Kościoła katolickiego i narażającego dusze ludzkie na utratę zbawienia, a przez świętej pamięci Grzegorza XVI, Naszego Poprzednika, nazwanego szalonym pomysłem, a mianowicie, że wolność sumienia i kultu jest własnym prawem każdego człowieka, które powinno być ogłoszone i sformułowane w ustawie w każdym właściwie ukonstytuowanym społeczeństwie. A nadto że obywatele mają prawo do wolności w każdej dziedzinie życia, które nie może być ograniczane przez jakąkolwiek władzę, czy to świecką czy to kościelną. Dzięki temu prawu mogą oni swoje poglądy jawnie i publicznie głosić, zarówno poprzez ustne wypowiedzi jak też za pośrednictwem publikacji, czy w jakikolwiek inny sposób. Tak zaś nierozważnie twierdząc, nie zważają zupełnie na to i nie biorą wcale pod uwagę tego, że głoszą swobodę zatracenia i że, jeśliby zawsze wolno było bez ograniczeń wygłaszać ludzkie opinie, to nigdy nie zabraknie takich, którzy ośmielą się sprzeciwiać prawdzie i ufać w słowa ludzkiej mądrości, podczas gdy z samej nauki Pana Naszego Jezusa Chrystusa wiara i mądrość chrześcijańska winna wywnioskować, jak należy unikać tej, ze wszech miar szkodliwej, próżności".
To był już koniec XIX w. I można powiedzieć, że stało się to, o czym pisał św. Augustyn: "diabeł, zwierzchnik bezbożnego państwa" swoje wojska "poruszył" przeciw "pielgrzymującemu w tym świecie państwu Bożemu".
I w ten sposób ugruntowało się w Europie pod koniec XX w. pod nazwą Unii Europejskiej państwo wymarzone przez masonerię, państwo "tych, którzy żyją podług zasad ludzkich" - ludzka społeczność przeznaczona "do ponoszenia wiecznej męki razem z diabłem".
Św. Augustyn stwierdza, że w Babilonie nie jesteśmy "jako obywatele", ale "jesteśmy trzymani w niewoli". Niewola ta jest jednak jakoś fizyczna. Można przebywając w niej zachowywać wierność Bogu. Trzeba tę wierność zachowywać w każdej dziedzinie, w najdrobniejszych nawet sprawach. "Kto jest wierny w małych rzeczach - św. Augustyn przypomina tu słowa Chrystusa - ten i w wielkich jest wierny".
Św. Augustyn przestrzega przed rzekami Babilonu. Papież Jan Paweł II nazywa to strukturami grzechu. "Rzekami Babilonu - mówi Biskup z Hippony - jest to wszystko, co tutaj się miłuje, a co przemija". Pojawiają się tu zależności od rzeczy i bogactw. Najgorsze są wszelkie zależności od innych ludzi, takie zależności, że ludzie ci zyskują nad nami prawdziwą władzę, taką, jaką posiadać może tylko Bóg. (takie zależności rodzą dziś media, ale też gospodarka i związana z nią konsumpcja). Św. Augustyn przestrzega: Ta rzeka Babilonu jest "bardzo głośna", a "pęd wody porusza kamienie".
Biskup z Hippony przestrzega: "Siedź nad rzeką, a nie w rzece, ani pod rzeką". Pisze: "A wielu płacze łzami Babilonu, ponieważ i cieszą się radością Babilonu. Zarówno radość z powodu zysku jak i płacz z powodu straty pochodzi z Babilonu. Masz płakać, ale na wspomnienie Syjonu. Jeżeli płaczesz na wspomnienie Syjonu, to wypada żebyś płakał nawet wtedy, kiedy zgodnie z zasadami Babilonu jest ci dobrze".
Stwierdza też: "Oto w Babilonie są piękne rzeczy, które zatrzymują: niechaj nie trzymają, niech nie zwodzą. Czym innym jest pociecha niewolników, a czym innym radość ludzi wolnych".
Wyżej przedstawione wypowiedzi św. Augustyna dotyczą dwóch wymiarów naszego życia: wymiaru chrześcijańskiego i wymiaru czysto ludzkiego.
W tym pierwszym wymiarze państwo szatana, Babilon, wymarzone państwo masonów - Unia Europejska jest strukturą, która w sposób wyraźny oddziela od Boga, zwraca uwagę człowieka na to, co leży na przeciwnym biegunie, przywiązuje go do dóbr i wartości powodujących, że życie duchowe zamiera, że chrześcijanin łamie pierwsze przykazanie Boże, zaczyna posiadać "innych bogów".
W tej perspektywie Unia Europejska jest klasycznym państwem szatana, swego rodzaju Babilonem nawiedzonym przez powódź, Babilonem, którego rzeki są wszechobecne tak, że trudno usiąść nad ich brzegami, bo gdzie chrześcijanin się nie ruszy zanurza się w nie, chce tego czy nie, po szyję.
W tej perspektywie szatańskość Unii jest podwójna. Z jednej strony ma postać strukturalną. Człowiek, na co zresztą zwrócił uwagę papież Jan Paweł II podczas swej IX pielgrzymki do Ojczyzny, zajmuje miejsce Boga i to w porządku społecznym, państwa i prawa. Zachowuje się bowiem jak Pan Świata i Najwyższy Prawodawca wkraczając wciąż w porządek moralny, a nawet duchowy, w sprawy, które dla chrześcijanina stanowią istotne elementy jego wiary i moralności. Głoszenie równości wszystkich religii. Kwestia życia nienarodzonych, eutanazji, homoseksualizmu itp., ale przede wszystkim sama fundamentalna zasada głosząca, że to człowiek stanowi o wszystkim. Gdyby sam diabeł tworzył państwo ściśle według swoich zasad i wartości zacząłby od tych zasad i wartości, które leżą u podłoża Unii Europejskiej i stanowią o jej charakterze i funkcjonowaniu.
Z drugiej strony Unia Europejska rządzi się pewnym etosem, można by powiedzieć eschatologią, posiada swoisty program dla życia jednostek, receptę na szczęście. Królują tu dwie zasady mające charakter zasad najwyższych, pierwszorzędnych, zasad, którym wszystko inne jest podporządkowane: zasada dobrobytu i zasada wolności.
Zasada dobrobytu każe na co dzień i zawsze czcić złotego cielca, uznawać go za najwyższe bóstwo, bóstwo, któremu wszystko można i należy, nawet wolność, podporządkować, bóstwo, dla którego należy o wszystkim innym zapomnieć, wszystko inne zdradzić, odrzucić.
Dla chrześcijanina jest to diabelskie pokuszenie, zdrada Boga i odrzucenie świata wartości zaproponowanego przez Ewangelię.
Zasada wolności odrywająca, mówiąc językiem Papieża, wolność od prawdy (jak również, oczywiście, od dobra) głosi, że człowiekowi, przynajmniej w porządku indywidualnym wszystko wolno, że może o wszystkim decydować jak chce i kiedy chce. Wielu myślicieli chrześcijańskich zwracało uwagę na to, że jest to specyficznie pojęta wolność, wolność dla grzechu, a niewola dla cnoty. Tworzy się tu struktura grzechu skłaniająca do niego, a utrudniająca dobro. Tworzy się świat, w którym pokusa jest wszechobecna, gdzie wiele postaci zła przedstawiane jest w sposób możliwie najbardziej atrakcyjny i wciąż proponowane, podtykane, wręcz narzucane.
Taka sytuacja jest dla chrześcijanina nie do przyjęcia. Twierdzenie, że ani on ani jego najbliżsi nie muszą z tych propozycji korzystać jest bałamutne. Okazja czyni złodzieja. Okazja do grzechu rodzi grzesznika. Zmaza grzechu pierworodnego powoduje, że jesteśmy podatni na zło, że powinniśmy, w związku z tym, go unikać. Chrześcijanin, który z własnej woli wynajmuje sobie pokoik w domu publicznym i przebywa w nim cały dzień jest złym chrześcijaninem, chrześcijaninem, którego cechuje pycha, chrześcijaninem, który świadomie i dobrowolnie naraża się na upadek. Chrześcijanin, który, wbrew swojej woli, musi mieszkać w domu publicznym żyje w środowisku sobie obcym, w środowisku, które zagraża jego wartościom, jego tożsamości, utrudnia (lub nawet uniemożliwia) realizację jego modelu życia. Chrześcijanin powinien żyć w świecie sobie przyjaznym, świecie, w którym wyeliminowane lub przynajmniej usunięte w cień jest wszystko to, co mu wrogie, a wyeksponowane to, co chroni i umacnia jego wierność Bogu i umożliwia oraz ułatwia jego chrześcijański rozwój.
Gdyby szatan wyznaczał ramy naszego indywidualnego życia nasączyłby nasze otoczenie właśnie w taki sposób, w jaki robi się to w Unii Europejskiej brudem moralnym, grzechem i patologią.
Szatańskość Unii Europejskiej w wymiarze czysto ludzkim wydaje się być równie oczywista. Rzeki tego Babilonu w istocie uniemożliwiają (a przynajmniej utrudniają w poważnym stopniu) ludzką, po prostu ludzką, wolność. Unia Europejska to twór rodzący nowe niewolnictwo. “Czym innym - jak mówi św. Augustyn - jest pociecha niewolników, a czym innym radość ludzi wolnych”. To niewolnictwo ma trzy wymiary.
Pierwszy jest wymiar społeczny. Unia tworzy sztywne i wielorakie ramy społeczne we wszystkich możliwych porządkach, mnoży coraz bardziej szczegółowe przepisy regulując te sprawy, które należą się ludzkiej wolności. Zanika też możliwość decydowania o sprawach zbiorowych. Jeśli nawet jedno pokolenie decyduje dziś to są to decyzje jakoś nieodwracalne ograniczające możliwości decydowania jutro, uniemożliwiające decydowanie tym, którzy dotąd jeszcze nie mogli decydować (a teraz już nie mogą decydować). Wolność jest tu zabierana, gwałcona i ograniczana nie tylko przez prawo. Ginie również w perspektywie gospodarczej. Unia stwarza pole dla wielkich koncernów. Te zawłaszczają w gospodarce wszystko uniemożliwiając niepodległość, suwerenność i podmiotowość gospodarczą jednostek, czyniąc z nich swoich niewolników.
W perspektywie drugiej, perspektywie dobrobytu Unia uzależnia ludzi od dóbr materialnych, skłania ich, żeby nie powiedzieć zmusza, do pracy ponad siły od świtu do nocy, kosztem zdrowia, rodziny i osobistego szczęścia, pracy, której celem jest tylko pieniądz i to, co można za niego uzyskać. Ludzie dają się wikłać w tę pajęczynę bogactwa zapominając dla niego o wszystkim. Presja jest tu olbrzymia. Ciśnienie nie do zniesienia. Nowe wartości narzuca się ludziom od dziecka, narzuca zewsząd, wartości, które głoszą: pracuj, zarabiaj, wydawaj. Marchewce towarzyszy tu kij. Bez pieniędzy, dobrobytu jesteś niczym, zerem, istotą niższą, godną pogardy, jakoś odrzucaną, lekceważoną.
I wreszcie perspektywa trzecia - niewola grzechu. Unia prowadzi do niej, zachęca, podpowiada, kusi, stwarza dla niej idealne warunki. Tworzy, także w sensie prawnym, sytuacje, które ją ułatwiają, wywołują, pogłębiają. W żaden sposób przed nią nie broni.
Szatanowi, a co za tym idzie i masonerii chodzi w istocie o zniewolenie człowieka, o to by poprzez zachwianie hierarchii wartości, zanurzenie w grzech, przewiązanie się do niego człowiek stał się niewolnikiem szatana. Gdyby szatan planował strategię uwikłania człowieka w niewolę grzechu niczego innego niż Unia chyba by nie wymyślił.

7. “Trzeba znowu zniszczyć Polskę”

Polska, taka jest niestety prawda, jest dziś w znacznej mierze zmasonizowana. Masoneria przenika struktury polskiego państwa, opanowała media i gospodarkę, infiltruje Kościół polski i się w nim zagnieżdża. Jak powiedział papież Paweł VI: “Dymy szatańskie wtargnęły nawet do Watykanu”. Masoneria sprawuje kontrolę nad strukturami Unii Europejskiej i narzuciła im swoje zasady. Ich wszystkich poznacie po owocach. Teraz chce utrwalić ten stan, doprowadzić do sytuacji, w której obudzenie się Polski byłoby bardzo utrudnione, w której podjęcie działań takich jakie się Bogu podobają byłoby w zasadzie niemożliwe. Jednak pomimo tego postępu w masonizacji masoneria i jej protegowani nadal się boją. Czego? Masoni pisali o tym wprost w 1995 roku. Tak więc np. w “Wolnomularzu Polskim” w artykule pt. “Masoneria i Kościół” (WP nr 10) możemy przeczytać: “Fakt, iż w Kościele katolickim istnieje /.../ podział na tzw. “jastrzębi” i “gołębi” jest powszechnie znany. Rzecz w tym, że niestety w Kościele polskim głos decydujący w sprawach istotnych dla wzajemnych stosunków między Kościołem a masonerią maja póki co od wielu lat głównie ci piersi.” Podstawowym siedliskiem “jastrzębi” jest, jak stwierdzają masoni - Radio Maryja, a głównym jastrzębiem o. Tadeusz Rydzyk. Kościół polski nie jest promasoński z winy o. Rydzyka i jemu podobnych. “Żywimy uzasadnioną, naszym zdaniem nadzieję, że istniejąca obecnie dominacja “jastrzębi” - pisze jeden z masonów - w episkopacie polskim oraz wśród części kleru i klerykalnych działaczy świeckich nie będzie trwała wiecznie”.
Co może według masonów spowodować tę zmianę? Można ją spowodować tylko w jeden sposób: wyciszyć Ojca Rydzyka, odciąć go od Kościoła i wiernych, wyeliminować.
Co by wtedy było? Idealny, z punktu widzenia masonów, Kościół, jak go charakteryzują - “nowoczesny”, “postępowy”, “tolerancyjny”, “otwarty na świat”, liberalny, “Kościół Nowej Ery” - niegroźny dla masonerii i szatana.
W swoim czasie przyszedł do redakcji “Naszego Dziennika” list od masona z Australii będący reakcją na jeden z moich artykułów. List ten wydrukowano w “Naszym Dzienniku”. Jego autor mówił, że masonerii przeszkadzają dziś tylko dwie osoby. Cytuję: “Ten starzec w Watykanie i ten (tu wulgarne wyzwiska) Rydzyk z Polski”.
Za akcją przeciwko Ojcu Dyrektorowi i Radio Maryja, która ostatnio nastąpiła ewidentnie stoi masoneria. Nie jest to akcja przeciwko tylko Ojcu czy Radiu Maryja. Jest to akcja przeciwko Kościołowi i Polsce, akcja, która prowadzi do realizacji wyłącznie masońskich interesów, która ma doprowadzić do przyspieszenia realizacji masońskich antypolskich i antykatolickich celów.
Ludzie, którzy wzięli udział w tej akcji niezależnie od tego czy chcą tego czy nie, wiedzą o tym czy nie (myślę, że jednak zdają sobie z tego sprawę) są narzędziami w rękach masonerii, służą masonerii i tylko masonerii.
Trzeba by tu też powiedzieć otwarcie, bez ogródek. Bierność, milczenie tych, którzy nie staną w obronie Ojca i Radia będzie przyjęta z radością przez masonerię, będzie w jej i tylko w jej interesie, interesie, podkreślmy to, który polega na wymazaniu Polski z mapy Europy, osłabieniu Kościoła katolickiego, stworzeniu warunków do jego pełnej eliminacji. Tacy ludzie bierni byli również w Polsce pod koniec XVIII w. Tak mówi do nich jeden z bohaterów wspomnianej tu już powieści Reymonta “Rok 1794”: “Gwałt, podłość i intryga chcą oddać w kajdany całą Rzeczpospolitą. Nie przykładajcie się do rozmnażania jęków i krzywd współbraci, nie dawajcie tryumfu gwałtowi a zdradzie. By jeszcze w późne wieki nie powiedziano, jakobyśmy dobrowolnie, z gnuśności jeno, z podłej bojaźni a sromotnego kunktatorstwa ulegli pod jarzmo”.

8. Brońmy Polski

Wszyscy musimy dziś stanąć w obronie Polski i to w taki sposób, żeby następujące słowa wypowiedziane w XVIII w. nie stały się też prawdziwe w odniesieniu do XXI w.: “Wszyscy są winni...Wszędzie ruina, zgniłość, prywata, wszędzie zatracenie i ostateczna zaguba. Grzęzawisko wiecznej hańby, występków i podłości! Przekleństwo dzieciom, zaprzedającym w kajdany matkę rodzoną, przekleństwo!”
Wiadomo, że bramy piekielne nie przemogą go. Nie przemogą też Polski bo to przecież królestwo Matki Bożej, ale czeka nas godzina próby, godzina poświęcenia i heroizmu, może męczeństwa, takiego małego, średniego i być może tego wielkiego”.
Historia się powtarza. Powtarzają się haniebne sejmy. Pojawiają się znowu “ludzie rozsądni” oraz “zgraja głupców i ludzi bezdusznych”. Znowu pojawia się w Polsce scudzoziemczenie. Znowu pojawia się: “Brak poczucia łączności z własnym narodem, jego tradycją i przyszłymi losami”. Ponownie ukazuje się “nikczemność bez granic, wynaturzenie, wyparcie się najszlachetniejszych uczuć”. Powtarza się zdrada, zdrada największa. Trzeba ją obnażać i bez ogródek nazywać po imieniu.
Przeciwnicy przystąpienia Polski do Unii Europejskiej wykazują w dziesiątkach, wręcz setkach materiałów, że nie jest to dla Polski i Polaków decyzja słuszna. I dobrze. Trzeba na wszelkie sposoby ukazywać zło. Trzeba stosować wszystkie możliwe argumenty. Trzeba je powtarzać. Naświetlać zło z różnych stron, przekonywać, unaoczniać itd. Pamiętajmy jednak wciąż i zawsze o jednym, najważniejszym i mówmy o tym głośno. To zdrada, “nikczemność bez granic, wynaturzenie, wyparcie się najszlachetniejszych uczuć”.
To nieważne ile państw zrezygnowało ze swojej suwerenności wchodząc do Unii Europejskiej, ile narodów zgadza się na dalsze ograniczanie swojej państwowości i podmiotowości, na wynaradawianie. To nieważne ilu Polaków akceptuje wejście Polski do Unii Europejskiej. Zdrada pozostaje zdradą.
Media, politycy, niektórzy biskupi, tzw. autorytety mogą sobie mówić, co chcą. Zdrada pozostaje zdradą. Nawet gdyby wszyscy, dosłownie wszyscy Polacy zgodzili się dziś na kolejny rozbiór Polski byłaby to zdrada. Po latach historycy napisaliby tylko: “Zdradziło całe pokolenie”.
Nie wolno nam kupczyć Polską. Nie mamy do tego prawa. Jesteśmy tylko jednym pokoleniem. Polska to coś więcej niż jedno pokolenie. Polska to skarb i wartość, które tworzyły niezliczone pokolenia przez ponad tysiąc lat, któremu oddawały życie, za który oddawały życie, pracując i ginąc po to, by Polska była Polską, tym skarbem i tą wartością. Kolejne pokolenia Polaków przekazywały Ją swoim następcom wraz z przesłaniem zapisanym w tym, co nazywa się polskością, przesłaniem, które mówiło: “chronić, pogłębiać, utrwalać, pomnażać, budować i tworzyć”, a nie “niszczyć, spłycać, zubażać, okaleczać, osłabiać”. Kroczymy w sztafecie pokoleń. Po nas przyjdą nasze dzieci, wnuki i prawnuki, ich dzieci, wnuki i prawnuki. Mamy przekazać im Polskę silniejszą i piękniejszą, lepszą, szlachetniejszą, bogatszą. To jest nasz obowiązek. Nie mamy prawa robić niczego, co by w Polskę godziło, umniejszało ją i osłabiało nie mówiąc już o jej przekreślaniu. To byłaby zdrada, zdrada największa. To byłaby “nikczemność bez granic, wynaturzenie, wyparcie się najszlachetniejszych uczuć”.
Przypomnijmy w tym miejscu odpowiednie zapisy choćby Konstytucji Kwietniowej Rzeczypospolitej Polskiej z dnia 23. 04.1935 r., zapisy, których nie da się wymazać z sumienia, bo odzwierciedlają pewną prawdę i pewne niezbywalne polskie obowiązki:

Art. l .
1. Państwo Polskie jest wspólnym dobrem wszystkich obywateli.
2. Wskrzeszone walką i ofiarą najlepszych swych synów ma być przekazywane w spadku dziejowym z pokolenia w pokolenie.
3. Każde pokolenie obowiązane jest wysiłkiem własnym wzmóc siłę i powagę państwa.
4. Za spełnienie tego obowiązku odpowiada przed potomnością swoim honorem i swoim imieniem.

My też dziś odpowiadamy przed potomnością swoim honorem i swoim imieniem za Polskę. Powtórzmy: to, co wtedy było zdradą narodową będzie nią i dzisiaj i jutro i nic nie zmieni tu liczba zdrajców. Nieważne czy jest i czy będzie ich tysiące czy miliony.
R. H. Lord podsumowując swoje rozważania dotyczące II rozbioru Polski napisał:
“Lecz świat miał jeszcze usłyszeć o Polakach. Żaden naród nie pozbawiony całkowicie poczucia honoru, patriotyzmu i własnej godności nie mógłby biernie zgodzić się na podobne nieszczęścia, straty i upokorzenia. Pomimo zaskoczenia w momencie największej słabości, mimo zupełnego nieprzygotowania, a nawet oszołomienia akcją mocarstw rozbiorowych przeprowadzona wiosną 1793 r., na przekór rozpaczy wywołanej haniebnym przebiegiem obrad sejmu grodzieńskiego, najgodniejsi przedstawiciele narodu polskiego konsolidowali się, przygotowując kraj do jeszcze jednego wielkiego zrywu”.
Polska jest nadal silna, silna duchem, silniejsza niż pod koniec XVIII w. Kościół polski jest nadal silny, silniejszy niż pod koniec XVIII w. Jesteśmy uśpionym olbrzymem, drzemiącym wulkanem, w którym, mówiąc językiem Mickiewicza, ogień płonie. Musimy obudzić się i zaktywizować na tyle na ile to jest tylko możliwe. Musimy budzić i aktywizować innych. Trzeba obudzić Kościół polski i obudzić Polskę. Wygramy. To pewne jak słońce na niebie. Wygramy. Nie dziś to jutro. Nie w 2003 i nie w 2004 to w 2005 czy 2010 roku wygramy na pewno. Tak nam dopomóż Bóg.


Dodatek I
Ku przestrodze

Dodatek II
Władysław St. Reymont
Ostatni sejm

Dodatek III
Ulotka