Maria K. Kominek OPs
Antyk
Tygodnik Powszechny z 30 marca 2003 publikuje artykuł Zuzanny Rudzik pod tytułem „Piwnice wciąż gniją". Tytuł jest wielce wymowny, ma wywoływać skojarzenia cuchnących kazamatów i ciemnych piwnicznych cel, gdzie dzieje się coś złego i to po kryjomu. Autorka artykułu szczyci się, że znalazła „to zło", które się szerzy i może obnażyć go przed opinią publiczną. Ciemne sprawy piwnic mogą wyjść na jawę.
Artykuł jest niewybrednym atakiem na księgarnię „Antyk". Utrzymany jest w duchu smutnej opowieści o próbach młodej dziewczyny, która w okresie zmagań maturalnych, poświęcała swój czas i wysiłki na obronę dobrego imienia Kościoła. Możemy się dowiedzieć jak ciężko przeżyła wejście do księgarni „Antyk" i spotkanie z literaturą, znajdującą się tam: „Nie przypuszczałam, że będzie tam aż tak okropnie. Ogromna ilość antysemickich, ksenofobicznych, antyunijnych i sporo antykościelnych (bo za takie uznałam dziwaczne spekulacje o biskupach) książek i czasopism. Wśród nich pismo "Szczerbiec" (znajomi twierdzą, że czytają to skini) oraz „ideowo poprawne" koszulki i plakaty. Wszystko razem sprawiło na mnie wrażenie koszmarne." Po przekonaniu się, że przyjaciele Żydzi ciężko przeżywają fakt istnienia księgarni „Antyk" i sami nie są w stanie doprowadzić do jej zamknięcia, Rudzik odważnie wzięła się do dzieła, angażując w to kilku księży, zbierając podpisy na mszach młodzieżowych, wreszcie telefonując do kurii i do biskupów. Wyraz swemu rozczarowaniu dała w swoim artykule - mimo wszystkich starań, księgarnia jeszcze istnieje. I choć nie wyraża tego wprost, daje się wyczytać w jej artykule, że jak prasa się tym zajmie - da się na reszcie zamknąć księgarnię „Antyk". Pisze ona bowiem, że swoją aktywność rozwinęła po przeczytaniu: „ Świadectwa ks. Tomasza Węcławskiego (artykuł na temat Arcybiskupa Paetza, opublikowany w TP nr 14/02) i sprawdzeniu, że księgarnia ma się dobrze, po uświadomieniu sobie, że minęło trzy miesiące a Kuria nic, zaczęłam szukać innych dróg."
Potem był artykuł w „Rzeczpospolitej" i niestety, ku rozczarowaniu autorki - nie dało to upragnionych rezultatów.
„Najpierw dziwił nas absolutny brak reakcji na artykuł, po prostu głucha cisza. O. Czwichocki uważał, że to przez wybory. I rzeczywiście, dopiero po dwóch miesiącach, już po drugiej turze wyborów samorządowych, artykuł z „Rzeczpospolitej" został skomentowany w piśmie „Nasza Polska". Był też list poparcia dla księgarni, który podpisali jacyś profesorowie, głównie ze Stanów Zjednoczonych. Widziałam ten list, do dziś wisi na drzwiach księgarni. Nie znam nikogo z autorów, nie wiem, czy to rzeczywiście profesorowie. W każdym razie twierdzą, że księgarnia nie jest antysemicka, tylko pokazuje prawdziwą historię żydowskiego antypolonizmu. Ich argumenty dotyczą też oczywiście mojego wieku."
Po tych smutnych przeżyciach i wylaniu „hektolitrów łez", autorka nie dając za wygraną próbuje jeszcze raz - tym razem za pośrednictwem „Tygodnika" i przy szczególnym poparciu redaktora naczelnego ks. Bonieckiego.
I tak oto podjęto kolejną próbę zdyskredytowania księgarni „Antyk", niewątpliwie najlepszą księgarnię katolicką i patriotyczną zarazem. Nie będę stawiać autorce zarzutu młodego wieku, nie ma to wiele do rzeczy, bo ludzie z którymi współpracuje i wymienia z nazwisk są całkiem dorosłymi, większość z nich od dawna dostało dyplomy szkół wyższych, większość jest zaprawiona w bojach „o dobro Kościoła". Szkoda, że ci współpracownicy nie poradzili młodej dziewczynie poszukać chociażby w Internecie i przekonać się czy podpisani pod listem profesorowie są prawdziwymi profesorami i na jakich uczelniach pracują. Zarzut, że są to głównie osoby ze Stanów Zjednoczonych jest mocno chybiony, bo niedawno pewien profesor (na marginesie socjologii, a nie historii), zrobił karierę jako historyk i jest bardzo dobrze widziany przez zespół współpracowników Rudzik. Chodzi oczywiście o Jana Grossa, jakoś nikomu nie przeszkadza, że nie pracuje on na polskiej uczelni. Tak zwana „Sprawa Jedwabnego" została przyjęta w jego wersji, mimo, że śledztwo dosłownie nic nie wykazało, a sam Gross nie posiada odpowiednich kwalifikacji naukowych, by podpisywać swojej książki tytułem „profesor". A to z prostej przyczyny, że jeśli ktoś jest profesorem metalurgii i pisze na temat motyli, powinien albo podpisać się tylko nazwiskiem, albo zaznaczyć w jakimś wstępie, że co prawda jest profesorem od metalurgii, ale motyle lubi i zajmuje się nimi niezawodowo.
Szkoda, że nikt nie poradził „zbierającym cytaty", by przeczytali bardzo starannie udokumentowane historycznie książki nieodżałowanego doktora Leszka Szczęśniaka. Albo, obawiam się, niedostępną już pozycję Johna Sacka „Oko za oko". Albo najlepiej - napisaną przez jak najbardziej Żyda prof. Finkelsteina książkę „Przedsiębiorstwo Holocaust". Żyda już chyba o antysemityzm nikt nie może podejrzewać. Chociaż, kto wie...
Antysemityzm jest bardzo chwytnym hasłem. Jeśli się chce rzucić na kogoś cień, wystarczy go posądzić o antysemityzm. Innych „anty" nikt jakby nie widział. Wystarczy zacytować kilka zdań, które mogą zawierać prawdę niewygodną dla Żydów i już człowiek ma piętno antysemityzmu. Nic wspólnego nie ma to oczywiście z dialogiem i próbą wyjaśnienia zawiłych dróg historii. Dialog, by mógł zaistnieć musi dążyć do odnalezienia prawdy. Temu właśnie służy księgarnia „Antyk".
W tym rozumieniu zamieszczenie przez Redakcję „Tygodnika" kilku cytatów, wyrwanych z książek i podanych jako antysemickie (choć takimi nie są) jest znanym chwytem manipulacyjnym. Chcę jednak zapewnić Szanowną Redakcję, że jestem w stanie w każdej księgarni, w każdym wydawnictwie (nawet w Znaku) znaleźć książki, z których wyrwane cytaty z wielkim prawdopodobieństwem mogę podać jako antysemickie. Jestem w stanie takie cytaty wynaleźć nawet w samym Talmudzie!
Zuzannie Rudzik mogę tylko poradzić, by przyjrzała się samodzielnie i bez wskazówek swoich współpracowników i doradców publikacjom w księgarni. Redakcję „Tygodnika" pozdrawiam bez żadnych złudzeń. Taktyka bowiem Redakcji jest bardzo przejrzysta.
PS. Pod tekstem umieszczono post scriptum, na temat telewizyjnej rozmowy red. Czajkowskiej z Prymasem Polski, kard. Józefem Glępem. Zacytowano słowa Prymasa, stwierdził on bowiem, że nie otrzymał żadnych listów z podpisami w sprawie księgarni „Antyk". Tak się składa, że oglądałam ten program. Szkoda, że Redakcja zapomniała dodać, że Prymas w tym kontekście wyraził swoje zdziwienie, że ludzi, zaangażowani w pisanie listów na temat księgarni nie widzą nagminnej sprzedaży pornografii na dwa kroki od kościoła i że nie podejmują żadnych kroków do zwalczenia tego procederu.
Widać pornografia „obrońcom Kościoła" nie przeszkadza. Nad demoralizacją społeczeństwa, a szczególnie nad demoralizacją młodzieży nie potrzeba wylewać „hektolitrów łez". Nikt nie zbiera podpisów na spotkaniach i nabożeństwach młodzieżowych przeciwko rozpowszechnieniu pornografii. Prawdopodobnie kilka słów gorzkiej prawdy o stosunku niektórych Żydów do Polski i Polaków bardziej przeszkadza „obrońcom" niż całe tony pornografii, szerzącej się bez żadnych przeszkód w całym kraju. Szkoda, że energia i pomysłowość, jaką wykazuje Rudzik, się marnuje. Byłby prawdziwy pożytek, gdyby zajęła się zwalczaniem pornografii.