Maria K. Kominek OPs
Co dzieje się z naszą kulturą?
Jakiś czas temu byłam świadkiem pewnego, wydawałoby się, mało znaczącego wydarzenia:
Do tramwaju wsiadła pani w ciąży i nikt miejsca jej nie ustąpił. Trzeba było upomnieć siedzących, by wreszcie ktoś z niechęcią wstał i odstąpił miejsca. Pomyślałam sobie, że szerzy się chamstwo i o zdarzeniu zapomniałam. Jednak po pewnym czasie, gdy stałam w kolejce na poczcie, weszła pani w zaawansowanej ciąży, zajęła sobie kolejkę i usiadła na ławeczce. Wtedy poczułam się w obowiązku się wtrącić. Przecież kobieta w ciąży nie musi czekać w żadnej kolejce. Zaproponowałam więc, by przeszła do przodu i załatwiła swoje sprawy.
Moje zdziwienie było ogromne. Najpierw zbuntowali się ludzie z kolejki. Pytali z jakiej racji kobieta ciężarna ma kupować znaczki bez kolejki, przecież może spokojnie siedzieć i czekać. Próbowałam jakoś wytłumaczyć, ale kolejka była nieustępliwa, a i pani powiedziała, że poczeka spokojnie i nie ma sensu na ten temat rozmawiać. Sprawa ta poruszyła mnie i zapytałam ją, czy ona w ogóle korzysta z przywilejów kobiety w ciąży. Powiedziała, że nie, bo nikt nigdy nie przepuszcza i że najgorzej jest w środkach komunikacji, bo się boi, że może w czasie mocnego hamowania nie utrzymać się na nogach.
Od tego momentu zaczęłam obserwować zachowanie ludzi w stosunku do kobiet w stanie błogosławionym. Zdałam sobie sprawę z tego, że coś się zmieniło i to bardzo. Sprawą się dotychczas nie interesowałam i nie mogę powiedzieć kiedy zniknęły ze sklepów napisy, głoszące, że kobiety w ciąży załatwiane są bez kolejki. Moje obserwacje doprowadziły mnie do wniosku, że nie tylko młode pokolenie, ale i starsze przestało okazywać szacunku przyszłym matkom.
I wtedy przypomniały mi się lata osiemdziesiąte, braki w sklepach i kilometrowe kolejki. Przypomniałam sobie, że kobiety w ciąży i z dzieckiem na ręku zawsze miały pierwszeństwo. I mimo, że wiele razy zdarzało się, że takie panie wykorzystywały swój stan i nadużywały swoje uprawnienia, nie zdarzało się "kolejkowiczom" nie przepuszczać. Owszem ludzie narzekali, czasami nawet wyrażali się brzydko, ale nie kwestionowali praw ani kobiet ciężarnych, ani młodych matek.
Zaczęłam rozmawiać na ten temat z różnymi znajomymi. Wyrażałam swoje zaskoczenie, byłam przekonana, że wszyscy będą oburzeni podobnie jak ja.
Okazało się, że jednak wielu ludzi myśli inaczej. Mówili mi, że ustępowanie kobiecie ciężarnej nie jest sprawą szacunku, ale sprawą praktyczną i teraz nie ma kolejek, więc nie ma potrzeby ustępować! Co innego, mówili, komunikacja miejska, tam to trzeba ustąpić, bo może pojawić się niebezpieczeństwo dla matki i dla dziecka. Ale, podkreślali, to nie jest sprawa szacunku ani kultury.
Otóż chcę bardzo mocno podkreślić, że w zakresie tego, co nazywamy zwyczaje kulturowe jest bardzo wiele takich, co wywodzą się ze względów praktycznych, ale są w ostateczności wyrazem szacunku dla drugiego człowieka. Chociażby takie zakrywanie ust ręką, gdy się kaszle - ma na celu ochronę drugiego przed rozsiewaniem zarazków. Względy praktyczne, ale wywodzące się z szacunku do drugiego. Moglibyśmy powiedzieć - z miłości do bliźniego.
Coś więc się stało z naszą kulturą. Schamiała i nie tylko! Zatraciła swoje korzenie.
Na co dzień obserwujemy najróżniejsze zdarzenia i na ogół kwitujemy to jednym słowem - chamstwo się szerzy. Owszem, tak to jest, bo chamstwo jest propagowane przez media, wynoszone na piedestały, szanowane.
Ale jest jeszcze coś - nasza kultura zatraca swoje podstawowe oblicze. Przestaje być chrześcijańska. Większość naszych zwyczajów wywodzi się, powtarzam, z szacunku i miłości do bliźniego.
Są pewne rzeczy, które kiedyś nazywało się kindersztubą. Spotykając kogo wiedziało się czy otrzymał dobre wychowanie w domu czy nie. Składało się na to wiele drobiazgów, podanie ręki, ukłon, sposób siadania i siedzenia, jedzenia itd. Rodzice starali się wychować swoje dzieci jak najlepiej. Przykładem była elita, szlachta. Teraz przykłady bierze się z mediów, a te jak już wspomniałam lansują prostactwo i chamstwo.
Szkoła również nie pomaga wdrażać dzieci w dobre zwyczaje. Znając szkołę z bliska, mogę dać setki przykładów - poczynając od życia gumy na lekcjach i kończąc na słynnych szkolnych "falach". Nie ma sensu jednak przykładów mnożyć, chcę tylko podkreślić, że każdy z "drobiazgów" składa się na ogólny kształt wychowania.
Zastanawiam się jaka jest rola duszpasterzy w kształtowaniu kultury. Duszpasterze mają bardzo wiele kontaktów z młodzieżą i nie wątpliwie wiele robią by młodych ludzi uczyć wiary. Ale czy w ogóle zajmują się kształtowaniem - nazwijmy to dla uproszczenia - zwyczajów kulturowych. Czasami w to wątpię. Oczywiste jest, że moje obserwacje są ograniczone. Jeśli spotykam młodych członków duszpasterstwa akademickiego i nikt z nich nie ustępuje mi drogi, ani nie wstaje, gdy wchodzę, to całkiem nie oznacza, że w innej parafii nie spotkam takich, którzy będą wiedzieli jak powinni się zachować, gdy wchodzi kobieta. Być może za ostro oceniam. A być może w wieku młodzieńczym jest już za późno, by wychowywać.
Akcja Katolicka, działająca przed wojną, miała w swoim programie również wychowanie do kultury. Znam dość dobrze ówczesne programy. Uczono wtedy najpierw zachowania się w domu Bożym, (choć raczej większość wynosiła to z domu), uczono pieśni Maryjnych i Godzinek, uczono Litanii, uczono też szycia i haftu, uczono podawania na stół i nakrywania stołu, uczono jak się ubierać i jak siadać, by to było przyzwoite, uczono chodzenia (tak, uczono jak ładnie chodzić!), jak mówić do starszych a jak do młodszych i jeszcze wiele innych rzeczy. Akcja Katolicka obejmowała swoim zasięgiem dziewczynki i chłopców, młodzież żeńską i męską, kobiety i mężczyzn. I w każdym programie były elementy kulturowe.
Powinniśmy wrócić do tej idei. Powinniśmy zacząć nauczać kultury, nie zaniedbując w żadnym wypadku innych treści. By nie dopuścić do tego, by wyrosło nam pokolenie wykształconych chamów! Nawet jeśli będą dobrze wykształceni!