Strona główna
Internetowej
Gazety Katolików
Maria Kominek OPs
“Pasja” Gibsona i antysemityzm


Jeszcze film Mela Gibsona “Pasja” nie wszedł na ekrany, a już toczą się koło niego gorące dyskusje. I oczywiście spotkał się z różnymi zarzutami. Pierwszy i najgłośniejszy - to antysemityzm. Dalej idą zarzuty drugorzędne - o nadmierny naturalizm i epatowanie przemocą. Atak na film trwa prawie od roku, a premiera planowana jest dopiero na Środę Popielcową (25 luty) 2004. W Polsce, jak już wiemy, premiera odbędzie się 5 marca.
I chociaż filmu jeszcze nie ma, zyskał sobie miano kontrowersyjnego.
Śledzę z zainteresowaniem wszystko, co się dzieje wokół filmu, czekam na film z nadzieją, często oglądam krótki zwiastun w Internecie. Nie chciałam pisać na ten temat, póki nie zobaczę filmu, ale zmieniłam zdanie. Spowodował to artykuł w ostatnim (7/2004) numerze Newsweeka. Wiadomo powszechnie, że jest to pismo wrogie Kościołowi, więc nic dziwnego, że drukuje tekst niepochlebny dla filmu Gibsona. Chodzi o artykuł “Pasja według Gibsona” Jona Meachama.
Nie będę prowadzić polemiki z całym artykułem. Tekst jest bardzo długi i choć nie ma takiego fragmentu, gdzie nie można by wykazać manipulacji stosowanych przez autora, nie warto zatrzymywać się nad każdym fragmentem. Chcę zwrócić uwagę tylko na kilka szczegółów, które wybieram jako najbardziej reprezentatywne dla tego, co nazywam podłą (choć inteligentną i przemyślną) manipulacją.
Najpierw sama nazwa: “Pasja według Gibsona”. Nawiązuje to bezpośrednio do Ewangelii. Każdy wie, że Ewangelie są według św. Mateusza, św. Marka, św. Łukasza, św. Jana. Otóż już sama nazwa “według Gibsona” ma deprecjonować znaczenie Ewangelii i wprowadzić podświadomie do umysłu czytelnika, że Męka (pasja) może być według kogokolwiek. Są pasje według świętych Ewangelistów, może być i według Gibsona. Po prostu jeszcze jedna opowiastka o tym samym zdarzeniu! Meacham zresztą nie kryje, że tak uważa, że dla niego Ewangelie nie są pismami natchnionymi, tylko opowiastkami, napisanymi przez “stronniczych” autorów.
Oczywiście Meacham ma prawo nie wierzyć w Chrystusa. Nie ma jednak prawa wyrażać opinii autorytatywnych na temat świętych Autorów. Tak samo nie ma prawa do interpretacji tekstów ewangelicznych, ani do powoływania się na Dokumenty Kościoła, dobierając z nich takie cytaty, które wyrwane z kontekstu, akurat pasują do jego tezy. Nie ma też prawa przytaczać teksty z Instrukcji duszpasterskich, nie podając dokładnie źródła. Kto wie coś niecoś o Dokumentach Kościoła, wie, że są one różnej wagi i różnego przeznaczenia i niezmiernie ważne jest podawanie dokładnie o jakie dokumenty chodzi. Pisanie w stylu “w jednej z nich czytamy” (chodzi o cytowanie bliżej nieokreślonej instrukcji (zob. s. 83, ostatni akapit omawianego artykułu) może sugerować przeciętnemu czytelnikowi, że chodzi o wypowiedź wielkiej rangi. Tymczasem instrukcje duszpasterskie mogą być diecezjalne, mogą również być wydawane przez Rady i Komisje Papieskie i dotyczyć bardzo różnych tematów o bardzo różnym zasięgu.
Również nieuczciwe jest przedstawienie sylwetki Gibsona. Przeczytajmy co pisze Meaham: Mel Gibson jest katolickim tradycjonalistą, który nie uznaje reform wprowadzonych przez sobór watykański II. Woli mszę odprawianą po łacinie, nie je mięsa w piątki i trzyma się niezwykle ścisłej interpretacji Pisma Świętego i chrześcijańskiej doktryny. W tej konserwatywnej wierze dorastał i odkrył ją na nowo mniej więcej 12 lat temu.
Proszę zwrócić uwagę na każde słowo - żadne nie jest przypadkowe. I choć nie powiedziano nic jawnie przeciwnego Gibsonowi, obraz jest wyraźnie negatywny. Nasuwa na myśli pewnego dziwaka, czy tak jak dzisiaj modnie jest mówić “oszołoma”. Jest to człowiek przeciwny reformom Soboru Watykańskiego II, co widać nie z czego innego jak z tego, że woli mszę po łacinie i nie je mięsa w piątki. A na dodatek trzyma się ścisłej interpretacji Pisma Świętego i Doktryny. Niestety Meachem zapomniał dodać, że jest to obraz katolika, który zgodnie z nauką Stolicy Apostolskiej ma prawo uczestniczyć we Mszy św., odprawianej w dowolnym języku, również w języku łacińskim, odprawianej tak według nowego Ordo Missae jak i według rytu Trydenckiego. Być może Meachem nie wie, że Stolica Apostolska na to zezwala. Dla przykładu w kościele seminaryjnym w Warszawie raz w tygodniu odprawia się w języku łacińskim (według nowego rytu) i nie słyszałam dotychczas, by ktoś twierdził, że księża z Seminarium są przeciwni reformom VaticanumII! O ile wiem Mel Gibson uczestniczy we Mszy odprawianej w rycie Trydenckim i oczywiście po łacinie. Meacham boi się jednak tego powiedzieć, bo wtedy musiał by powiedzieć, że Stolica Apostolska pozwala na odprawianie Mszy św. według rytu Trydenckiego. A tak, to przykleja łatkę - po łacinie -czyli jakiś stary niemodny zwyczaj; coś, co jest już przeżytkiem, coś takiego może robić tylko “oszołom”, który na dodatek nie je mięsa w piątek. Szkoda, że Meacham nie wie, że katolik zobowiązany jest pościć od mięsa we wszystkie piątki roku, uznawać Pismo Święte jako święte i nie podlegające dowolnym interpretacjom i przyjmować Doktrynę Katolicką w całości. Szkoda również, że Meacham nie dodał, że Mel Gibson w czasie pracy nad filmem codziennie uczestniczył w Najświętszej Ofierze. Szkoda też, że zapomniał, że Gibson ma jedną żonę - pierwszą, bodajże ośmioro dzieci i zajmuje się ich wychowaniem, propaguje normalną rodzinę i jest przeciwny wszelkim dewiacjom.
Zatrzymuje się tak długo nad tym opisem Gibsona, ponieważ zrobiono w odniesieniu do niegoprostą, ale wyjątkową obrzydliwą manipulację. Otóż życie i zachowanie, normalne dla każdego katolika, połączone zostało z bliżej nie sprecyzowanym stwierdzeniem - “nie uznaje reform”. Tak czytelnik ma otrzymać wrażenie, że Gibson to “zawzięty tradycjonalista”, który zrobił taki, a nie inny film o Męce Pańskiej, dlatego że jest naznaczony piętnem “konserwatyzmu”. Czytelnik ma sam dojść do wniosku: gdyby Gibson był inny i szedłby z duchem czasu, nigdy nie zrobiłby takiego filmu.
Gibson jednak zrobił film zgodnie z przekazem ewangelicznym . Nic nie wygładził, nic nie zmienił, po prostu pokazał wszystko, “tak jak było”. (Ojciec święty Jan Paweł II po pokazie “Pasji” miał powiedzieć: “to jest tak, jak było!”)
Powróćmy jednak do wspomnianych na początku zarzutów, które przewijają się i w artykule Meachama. Zarzut o nadmierny naturalizm jest nie tylko żałosny, gorzej - jest obłudny. Na tle tego, co się produkuje we współczesnej kinematografii stawianie takich zarzutów świadczy tylko o szukaniu pretekstów do zaatakowania.
Ważniejszy jest zarzut o antysemicki wydźwięk filmu. Pierwszy raz ten zarzut postawiła “Liga Przeciw Zniesławieniu” - jeszcze gdy o filmie nikt prawie nic nie wiedział. Od tego czasu powtarza się go w każdej wypowiedzi, nadając mu różne brzmienie: dialog między Żydami a Kościołem zostanie zahamowany, nie tak naucza Sobór Watykański II, chrześcijanie zaczną nie lubić Żydów, Gibson jest antysemitą, jego film doprowadzi do dyskusji kto ponosi winę za śmierć Chrystusa itd. itd.
Otóż chcę podkreślić z całą mocą: zarzut o antysemityzm jest wygodnym narzędziem przykrycia prawdziwego powodu zwalczania filmu! Ci, którzy krzyczą na cały głos, że się boją o załamanie się dialogu, czy o pojawienie się fali nienawiści do Żydów, wcale się tego nie obawiają! Oni korzystają z tego “bata” po to by uderzyć i jednocześnie ukryć prawdy o sobie.
Nie chodzi o antysemityzm!
Chodzi o nienawiść do Chrystusa! Wrogowie Chrystusa nie mają odwagi powiedzieć światu:
Nie chcemy filmu Gibsona, bo istnieje możliwość, że ci, co go obejrzą pokochają Chrystusa i uznają w Nim Zbawiciela.
Nie chcemy filmu Gibsona, bo może doprowadzić do nawróceń.
Nie chcemy, bo chrześcijanie z letnich mogą staś się gorącymi.
Nie chcemy, bo nie uznajemy Chrystusa i będziemy Go zwalczać na każdym kroku, przy każdej okazji.
Podkreślam i biorę całkowitą odpowiedzialność za swoje słowa:
Nie chodzi o obronę przed antysemityzmem, chodzi o walkę z samym Bogiem, z Chrystusem! Chodzi o taką walkę, w której wszystkie środki są dozwolone. A zarzut o antysemityzm jest tylko bardzo wygodnym narzędziem.
I żadne przemyślne artykuły, żadne sprytne i mądre słowa, żadne udawanie zatroskania nie są w stanie tego ukryć. Może Meacham pisać obłudnie, że film Gibsona wywoła “konstruktywną debatę na temat źródeł religii”, w wyniku, której “powinniśmy zrozumieć, że chrześcijański antysemityzm jest sprzecznością samą w sobie”.
Nie istnieje nic takiego jak chrześcijański antysemityzm! Chrześcijaństwo jest otwarte dla każdego, również dla semitów.
Nie ma i nie może być żadnej “konstruktywnej debaty”, bo nasza religia jest religią Osoby, wiary w Chrystusa Pana, w Trójcę Świętą i wywodzi się ze zbawczego dzieła dokonanego na Krzyżu i ze Zmartwychwstania. Swoje korzenie ma w Chrystusie, który jest znakiem sprzeciwu dla wielu.
Każdy ma prawo zostać poganinem. Żydzi też.
My jednak, jako katolicy, mamy obowiązek modlić o nawrócenie wszystkich, poczynając od Żydów, bo są nam najbliżsi. Dlatego rokrocznie w czasie Liturgii Wielkopiątkowej Kościół Święty modli się o nawrócenie Żydów. Nie o konstruktywny dialog, a o nawrócenie!
Wszyscy, którzy tak głośno czy to z okazji filmu Gibsona, czy z innych, domagają się miłości od chrześcijan i zarzucają im antysemityzm, powinni sobie uświadomić, że najwyższym wyrazem miłości jest troska o zbawienie bliźniego, inaczej mówiąc o jego nawrócenie. Gdybyśmy się nie modlili o nawrócenie Żydów bylibyśmy antysemitami!
Nie bójmy się, więc, wymyślonych zarzutów o antysemityzm, a módlmy się o nawrócenie Żydów i tych wszystkich, którzy (być może nieraz bezwiednie) walczą z Bogiem i Jego Kościołem.