Strona główna
Internetowej
Gazety Katolików
Maria K. Kominek OPs
Pamiętam


Pamiętam czołgi na ulicach Warszawy i nasz zryw Solidarnościowy. Pamiętam krzyż z kwiatów, leżący na Placu Zwycięstwa, dziś Piłsudzkiego. Pamiętam podawaną potajemnie bibułę i nasze spotkania. Pamiętam szeregi zomowców, wyłaniających się z małych uliczek i z tyłów hotelu Victoria. Pamiętam armatki wodne, nasze pochody i manifestacje i zapraszające wołanie: "Chodźcie z nami, chociaż jeden!" Pamiętam głuche telefony i siekierami porąbane linie centrali telefonicznej. Pamiętam przeszukiwania, sprawdzania piwnic, wyrzucania z pracy. Pamiętam szykany i próby zastraszenia. Pamiętam internowanych i pamiętam spotkania na ulicy i pytanie: "A dlaczego ty jesteś na wolności." I ten ton w którym wkradała się wątpliwość, czy i ty nie zdradziłeś. Pamiętam również podpisywanie "lojalek"!
To wszystko pamiętam i to wszystko dziś staje przede mną, gdy wieszam na swoim domu flagę polską, przewiązaną czarną kokardą. Przypomina mi się inny sztandar z czarną kokardą, ten powiewający na Stoczni, gdy na drzwiach noszono Janka Wiśniewskiego. Pamiętam jeszcze wiele innych rzeczy, które - jestem pewna - pamięta wielu z nas, pokolenie dawnych Solidarnościowców. Wydaje mi się jednak, że nasza pamięć zasadniczo się różni. Nie tylko w szczegółach, bo jest oczywiste, że każdy zapamiętuje różne szczegóły. Różni się w tym, co chcemy pamiętać lub nie. Ci, co podpisywali wtedy "lojalki" mają na pewno inną pamięć. A jeszcze inną mają ci, którzy już wtedy należeli do koncesjonowanej opozycji i bawili się naszą naiwnością, naszym zapałem, naszym zachwytem.
Teraz te nasze ideały, nasze słuszne dążenia zostały po raz kolejny zdeptane. I chyba było łatwiej to wszystko znosić w stanie wojennym, wtedy gdy wiedzieliśmy, że jawny wróg występuje przeciwko Narodowi. Wtedy mieliśmy do czynienia tylko z nienawiścią wroga, teraz mamy do czynienia z czymś gorszym - z pogardą i nienawiścią, obleczoną w unijny uśmiech.
Można oczywiście postawić pytanie: Jak to się stało, że Naród sam podpisał się pod wyrokiem na siebie? Jak to się stało, że mimo wszystko są w Polsce jeszcze ludzie, którzy demonstrują radość z powodu utraty niepodległości? Tych ostatnich zresztą chyba należy podzielić na dwie kategorie: Jedni, to ci, którzy już mają wymierne korzyści z uczestnictwa w procederze zniewolenia Polski lub spodziewają się w krótkim czasie uzyskać jakieś profity z tego tytułu. Drudzy, to ludzie zwykli, otumanieni przez media i ogłupieni przez wieloletnie pranie mózgów.
Jak jednak doszło do tego, że aż tylu ludzi zostało ogłupionych? Pozwolę sobie powtórzyć za Krzysztofem Kąkolewskim - stan wojenny wyrządził niepowetowane straty moralne w Narodzie. Otóż Kąkolewski w swej niezmiernie ciekawej książce " Ksiądz Jerzy w rękach oprawców" kilkakrotnie podkreśla, że wprowadzenie stanu wojennego wyrządziło więcej szkód niż wszystkie inne działania UB, SB itd., razem wziętych. Istotne jest to, że nie tylko doszło do załamania pewnego Ruchu (to dałoby się odrobić), ale doszło jeszcze do załamania ducha i do splugawienia nadziei. Te wszystkie "lojalki" były niczym w porównaniu z coraz to nowszych i przykrzejszych odkryć, że ludzie, którym wierzono należeli do starannie pielęgnowanej przez reżym "konstruktywnej opozycji". Takie określenie było wtedy w użyciu i w miarę upływu czasu przekonywaliśmy się, że kolejni "przywódcy" byli "konstruktywni" - należeli do układu. Rozczarowanie było wielkie, ale większe było jeszcze przed nami. Wraz z tzw. upadkiem komunizmu (zasadniczo można mówić tylko o przebudowie ustroju) wiedza na temat osób "wiodących" stawała się pełniejsza i ludzie coraz bardziej wchodzili w stan, który zwykło się nazywać "emigracją wewnętrzną". Wyrosło nowe pokolenie, wychowane w całości w komunizmie, które swoim dzieciom, obecnie wchodzące w dorosłe życie, nie miało już do przekazania żadnych ideałów. Chrześcijańskie wartości moralne zostały zakwestionowane, zastąpiono je modelem "konsumpcyjnego sukcesu" i obecnie mamy do czynienia z olbrzymią częścią elektoratu, która nie potrafi lub nie chce dokonywać wyborów i nad rozumem przekłada to, co się nazywa "myśleniem życzeniowym". Jednocześnie mamy do czynienia z ludźmi, którzy doprowadzeni do stanu rozpaczy i beznadziejności w obliczu bezrobocia i braku perspektyw, gotowi są uwierzyć wszystkiemu, byleby niosło to w sobie cień nadziei. I tak uwierzyli mirażom unijnym i zagłosowali przeciwko sobie, własnemu Narodowi, przeciwko własnej Ojczyźnie.
W okresie przed referendum, w którym mieliśmy zadecydować o losach Polski, często spotykałam się z zarzutem, że głoszę kasandryczne wizje odnośnie przyszłości Polski w Unii Europejskiej. Otóż Kasandry nie posłuchano, bo wszyscy już byli znudzeni i wymęczeni wojną i chcieli prowadzić zwykłe codzienne życie. Nawet ją znienawidzono, chodziła bowiem po mieście i burzyła wizje łatwej i spokojnej przyszłości. Była swego rodzaju ówczesnym "oszołomem". Społeczeństwo Troi ją odrzuciło i nie chciało jej słuchać. Lecz w czasie gdy oni odwracali się do niej plecami i nie chcieli słuchać tych jej słów, które wyrastały z "szowinistycznej ksenofobii", przed murami miasta stał Koń Trojański, a w jego wnętrzu czaili się przyszli niszczyciele Troi. Potem już było za późno. Troja zniknęła z oblicza ziemi i pozostała po niej tylko pamięć poety i rumowiska.
Te rozważania piszę 1 maja 2004 roku, kiedy mam gorzki smak w ustach, a pamięć przypomina mi to, co zostało stracone.
Zastanówmy się - co byśmy zrobili my, ci którzy po zrywie Solidarności trwaliśmy w wierności Idei i nie poddawaliśmy się umizgom i szykanom, gdyby w roku 1980 nam ktoś powiedział, że nasze wysiłki i ideały zostaną po raz kolejny zdeptane, tym razem pod pozorem demokracji! Wierzę, że większość z nas mimo wszystko działałaby tak, jak działała wtedy.
A co zrobimy teraz, gdy Koń Trojański już został wpuszczony do miasta? Co zrobimy gdy jedni dziękują i świętują, zapomniawszy o tym, że należy mieć się na baczności, szczególnie gdy ktoś roztacza wizje piękne przyszłości (zapomnieliśmy już, że należy bać się Danaos et dona ferentes), a drudzy bezmyślnie przyglądają się jak z brzuszyska Konia wychodzą hordy wrogów . Czy będziemy w stanie stawić czoło i nie dopuścić do tego, by po nas została tylko ulotna pamięć i rumowiska?
Ciągle ufam, że znajdziemy w sobie więcej sił, niż mieszkańcy Troi. Już nieraz wróg chciał Polskę zniszczyć i zrównać jej miasta z ziemią. Ale zawsze znajdowało się jeszcze tyle sił w Narodzie! Wierzę, że Polska się odrodzi! Będzie wolna i bezpieczna dzięki odwagdze i mądrości Polaków.
Nie pokładam swej ufności i nadziei tylko w naszych, słabych ludzkich siłach.
Nie jesteśmy sami. Jeszcze możemy przebłagać Boga i wrócić do swojej Królowej. Jeśli będziemy jej wierni, jeśli nie odejdziemy od Chrystusa, jeśli nie będziemy się zgadzać na bezbożne działanie Unii, zwyciężymy i odzyskamy utraconą niepodległość. Bądźmy więc dobrej myśli i nie ustawajmy. Oddanie się Maryi i wytrwałe przekazywanie wartości moralnych, patriotycznych i tradycji narodowej doprowadzi Polskę do zwycięstwa.


1 V 2004