Strona główna
Internetowej
Gazety Katolików
Maria K. Kominek OPs
Lata mijają, historia zostaje


Po latach działania "grubej kreski" nieśmiało zaczynają się przedostawać na światło dzienne wiadomości o niektórych działaczach i utrwalaczach władzy ludowej. W dużej mierze zawdzięczamy to badaniom IPN.
Chcę na początku zaznaczyć, z całą stanowczością, że uważam "grubą kreskę" za jedną z gorszych rzeczy, które działy się po tak zwanej "przemianie ustrojowej". Nie jestem krwiożercza i nie domagam się tylko i wyłącznie szubienicy dla dawnych "utrwalaczy", choć uważam, że porządny sąd powinien rozpatrzeń wszystkie sprawy i nie wątpię, że wielu zasługuje na szubienicę. Czas jednak mija i wielu z tych, co przysłużyli się do niszczenia i zabijania najwartościowszych synów i córki Narodu już nie jest na tym świecie. Wielu z tych, co aktywnie pracowało do wyniszczenia wartości patriotycznych, narodowych i chrześcijańskich odeszło na inny Sąd, gdzie żadne "grube kreski" nie chronią. Niektórzy z nich odchodzili w glorii, bo potrafili na czas zmienić skórę, inni skończyli żywot jako zapomniani nawet przez swoich mocodawców i ukochaną Partię, a jeszcze inni całe życie służyli na różnych frontach, zawsze jednak przeciw człowiekowi, przeciw Polsce, przeciw Kościołowi.
Nie domagam się szubienicy, domagam się tylko jednego - ujawnienia kto kim jest lub kim był, jeśli już nie żyje. Chcę wiedzieć czy uprzejmy starszy pan, którego spotykam w windzie był zwykłym robotnikiem lub skromnym nauczycielem, chcę wiedzieć czy nie był przypadkiem w latach 50tych na Rakowieckiej nie jako więzień, ale jako ten, co wbijał zapałki pod paznokciami i znęcał się nad moimi przodkami. Chcą wiedzieć kto kim jest i uważam, że jest najmniejsze zadośćuczynienie, które sięgam należy za lata niewoli radzieckiej. Domaga się tego zwykła ludzka sprawiedliwość.
W tym artykule będzie mowa o jednym z tych, którzy wiernie do końca swych dni służyli Związkowi radzieckiemu i Polsce Ludowej. O człowieku, który całe swoje życie poświęcił niszczeniu tego, co najszlachetniejsze.
Julian Polan-Haraschin, zasłużony "bojownik realizacji walki klasowej". Kluczowa postać WSR (Wojskowego Sądu Rejonowego) w Krakowie, początkowo sędzia, a w latach 1946 - 1951 zastępca szefa sądu. Wykształcenie prawnicze zdobył przed wojną na UJ. Jako działacz LWP (Ludowego Wojska Polskiego) zrobią szybką karierę - w ciągu zaledwie jednego roku awansował ze stopnia kapitana do podpułkownika. Wyrokował w sprawach wojskowych i w czasie swej pracy w sądzie skazał na śmierć 62 osoby, wśród nich żołnierzy NSZ: podwładnych "Sztubaka" - Włodzimierza Dobiję, Władysława Suchonia, Eugeniusza Wanata oraz Wincentego Sobolewskiego ze zgrupowania "Ognia", Stanisława Samborskiego z oddziału "Wiarusy" jak i partyzantów mniejszych oddziałów leśnych Władysława Gasa, enryka i Jana Srogę, władysława Piącha, Adama Stogę Tadeusza Kusonia i Mieczysława Cielochę.
Polan Haraschin rozumiał dobrze na czym polega walka klasowa. W raporcie na jego temat prowadzący inwigilację WSR w Krakowie I. Krzemień pisał: "W jego wyrokowaniu można było zauważyć zrozumienie obecnej zaostrzonej walki klasowej. Wyrokował bardzo surowo, tak, iż niejednokrotnie wyroki jego były uchylane przez Sąd Najwyższy, jako za surowe." Proszę zwrócić uwagę - nawet komunistyczny Sąd najwyższy uchylał wyroki tego "sędziego". Być może czasami się pomylił i ukarał śmiercią nie tego, co potrzeba.
Okazuje się, że w czasie swej pracy sądowniczej Polan- Haraschin był zwykłym ludobójcą. Zmiany październikowe jednak nie doprowadziły do usunięcia naszego bohatera od działalności publicznej. Prawdopodobnie w nagrodą za dobre szafowanie wyroków w ramach walki klasowej dostał katedrę na UJ, gdzie do 1962 roku był kierownikiem Studium Zaocznego. Ten doświadczony w zabijaniu wykładowca uczył młodych prawa, a na dodatek robił wszystko by im ułatwić ukończeniu studiów - brał łapówki, fałszował wyniki egzaminów i wydawał fałszywe dyplomy. Widać sprawa musiała byś głośny, jeśli wycofano Polan- Haraschina ze stanowiska uniwersyteckiego i osadzono go w więzieniu w Sztumie, gdzie pod pseudonimem "Leon" podjął współpracę z SB. Teraz już wiemy, że dla pracowników współpracowników SB pobyt w więzieniu nie był karą, tylko inną formą służy. Polan- Haraschin prawdopodobnie odbywał służbę wzorowo, jeśli wypuszczono go przed czasem. Po wyjściu z więzienia współpracował z MSW w Warszawie, a od 1971 roku został przekazany do dyspozycji SB w Krakowie, gdzie przysłużył się wybitnie w sprawach rozpracowani kościoła w Krakowie ze szczególnym uwzględnieniem kurii i Wyższego Seminarium Duchownego, jak i środowiska uniwersyteckiego. W tym czasie posługiwał się pseudonimem "Zbyszek". Od 1977 roku zmienił pseudonim na "Karol". W latach późniejszych używano go do rozpracowana środowiska polskich księży w Watykanie i Jana Pawła II (akcja "Lato 1979"). Nie żyje.
Można by zadać pytanie dlaczego akurat zatrzymujemy się na postaci Juliana Polan- Haraschina? Takich ludobójców było wielu, wielu również rozpracowywało kościół i do dziś dnia rozpracowuje.
Otóż istotne w całej biografii Polan - Haraschina jest, że był on mężem rodzonej siostry kardynała Franciszka Macharskiego, co prawdopodobnie niezmiernie ułatwiało mu pracę, szczególnie, że o ile wiadomo stosunki rodzinne były zawsze ciepłe i przyjazne. Niezależnie od jawnego życiorysu byłego sędziego WSR i pracownika UJ.

28.06.2004