Ewa Krajska
Młodzież i katolicyzm
W jednej z warszawskich szkół katolickich przeprowadzono anonimową ankietę dotyczącą, m. in. stosunku młodych ludzi do wiary. Ankietę wypełniło 16 uczniów pierwszej klasy licealnej. Jako wierzących i regularnie praktykujących określiło się trzech uczniów, jako wierzących i nieregularnie praktykujących - pięciu, jeden to wierzący i niepraktykujący. Pozostali uczniowie nie potrafili określić swojego stosunku do wiary (4 osoby), lub przyznawali, iż są ateistami (3 osoby). Następne pytania umieszczone w ankiecie były pytaniami, które sprawdzały jakie konsekwencje wynikają z faktu określenia się, lub nie, osobą wierzącą. Jedno z nich brzmiało: Czy wierzysz w następujące prawdy wiary i dogmaty kościelne takie jak: Bóg jest Trójcą Osób, Jezus z Nazaretu był wcielonym Bogiem, Jezus Chrystus zmartwychwstał, istnieje diabeł jako osoba, istnieje piekło wieczne, wszyscy zmartwychwstaniemy w ciele, Matka Boska była zawsze dziewicą, Matka Boska została z ciałem wzięta do nieba? Na to pytanie odpowiedź twierdzącą dało zaledwie 3 uczniów spośród 9 uważających się za osoby wierzące.
Odrzucenie jednej lub wielu prawd wiary, które musi uznawać każdy katolik jest herezją, która należy do najcięższych grzechów. Zwalczanie oczywistej, powszechnie uznanej Bożej prawdy to jeden z grzechów przeciw Duchowi Świętemu narażający człowieka "uporczywie odrzucającego nawrócenie" na potępienie.
Trudno tu sobie nie zadać pytania, czy ci młodzi ludzie z taką łatwością przebierający w Bożych prawdach zdają sobie sprawę z tego, co czynią? Można przypuszczać, że jest to raczej podstawowy brak znajomości wiary, którą - jak twierdzą - wyznają. Niewiedza, nawet w prawie pozytywnym, nie jest usprawiedliwieniem. Nieznajomość prawa nie zwalnia od obowiązku jego przestrzegania. Nieznajomość prawd Bożych ma dla nas o wiele poważniejsze konsekwencje. Tu chodzi o nasze zbawienie. Dlatego stałe pogłębianie znajomości wiary jest jednym z pierwszych i najważniejszych obowiązków chrześcijanina. Katolicyzm, jak każda religia, nie jest samą wiedzą, ale katolik, który nie wie, w co wierzy, wierzy już chyba tylko w to, że jest katolikiem. Wiara katolicka nie jest zbiorem dowolnych tez, z których można sobie dowolnie wybierać te, które nam jakoś "pasują", bardziej nas przekonują. Nie można częściowo zgadzać się z Bożymi prawdami, tak jak nie można być częściowym katolikiem.
Analiza szkolnej ankiety wskazuje na pewną tendencję w myśleniu uczniów podających się za osoby wierzące. Jest nią coraz bardziej niestety rozpowszechnione przekonanie, że żeby być katolikiem wystarczy wiara w istnienie Boga, pewne praktyki religijne, a reszta (dogmaty, nakazy i zakazy moralne) to już coś dodanego przez Kościół rozumiany jako czysto ludzka instytucja. "Wierzę w Boga, ale nie w kościół" - to deklaracja, którą często składają osoby pytane o swoje przekonania religijne. A przecież źródłem naszej wiary, jak podają to "Katechizm Kościoła Katolickiego", jak przypomina Jan Paweł II, jest "jedność, jaką Duch Święty ustanowił między świętą Tradycją, Pismem Świętym i Urzędem Nauczycielskim Kościoła, łącząc je tak silną więzią wzajemności, że nie mogą one istnieć niezależnie od siebie". Jeżeli Kościół ogłasza dogmat, to staje się on dla nas prawdą absolutną i niepodważalną. W sprawach wiary i moralności nieposłuszeństwo Kościołowi jest nieposłuszeństwem samemu Bogu, jest stawianiem siebie ponad Bogiem.
Jeszcze wyraźniej widać to w odniesieniu do prawd moralnych. Na pytanie "czy uważasz za złe, to co Kościół uważa za grzechy przeciwne prawu Bożemu?" tylko dwie osoby akceptowały bez zastrzeżeń naukę Kościoła w takich kwestiach jak: aborcja, eutanazja, rozwód, zdrada małżeńska, antykoncepcja, seks przedmałżeński. Pozostali ankietowani mieli odmienne zdanie, przynajmniej w stosunku do niektórych z wymienionych czynów. Wyniki omawianej ankiety nie są, niestety, dla mnie zaskoczeniem. Potwierdzają one zjawisko, które możemy obserwować od dłuższego już czasu. Skutkiem tego zjawiska jest powstanie nowej kategorii katolików - "wierzących inaczej". Z katolicyzmem, poza własnym przekonaniem, łączy ich pewna tradycja i zwyczaje wyniesione z domu, sakramenty takie jak chrzest, Pierwsza Komunia Święta i czasem ślub kościelny, wiedza na poziomie szkolnych lekcji religii, coraz bardziej mglista w miarę upływu lat, fragmenty Pisma św. zasłyszane w Kościele. Od prawdziwego katolicyzmu dzieli ich nieznajomość wiary, brak potrzeby jej poznawania, minimalizm moralny (nikogo nie zabiłem, nie okradłem, a więc jestem w porządku), czyli przepaść.
Dlaczego tak się dzieje? Przyczyn tego zjawiska jest bardzo wiele. Można tu wskazać ateizację, liberalizację życia, lansowanie złych wzorców i modeli, zaniedbania duszpasterskie Kościoła i wiele innych. W przypadku młodych ludzi głównym źródłem ich odchodzenia od wiary jest to, że rodzice w coraz mniejszym stopniu przekazują ją swoim dzieciom. Kościoły w Polsce są, jak dotąd pełne, ale głównie ludzi w średnim i starszym wieku. Ich dzieci i wnuki nie mają czasu, nie mają takiej potrzeby, są zajęte czymś innym. W domach nie porusza się problemów religijnych, nie mówiąc już o wspólnym pogłębianiu wiary czy wspólnej modlitwie. Dzieci mają się uczyć, chodzić "na języki", na siłownię lub inne zajęcia sportowe, a jeśli dodać do tego jeszcze obowiązkowo komputer i telewizję to na nic innego nie starcza już czasu. Moja sąsiadka, kiedy okazało się, że spotkania ministrantów, na które chciał chodzić jej syn odbywają się w tym samym czasie, co zajęcia na siłowni wybrała dla dziecka te drugie tłumacząc, że to ważniejsze dla jej syna, bo tu chodzi o jego zdrowie. I tak, w trosce o dzieci, sami pozbawiamy ich tego, co naprawdę jest dla nich ważne, a później, kiedy dorosną, dziwimy się dlaczego wybierają życie w związkach niesakramentalnych, dlaczego nie chcą mieć dzieci, dlaczego omijają Kościół, a przecież wyszli z katolickiej rodziny.
Odpowiedzialność za ten stan rzeczy ponoszą również katecheci. Lekcje religii to często forum dyskusyjne, a nie nauka religii. Faktem jest, iż wiara katolicka jest wiarą rozumną. Można zatem i należy wyjaśniać młodzieży prawdy wiary i prawdy moralne, a nie tylko podawać je do przyjęcia "na wiarę". Lekcja religii nie może jednak przekształcać się w "otwarte studio", czy przypominać telewizyjne programy typu "Rozmowy w toku", gdzie każdy pogląd jest dopuszczalny i tak samo prawdziwy, zależnie od zdolności krasomówczych wypowiadających go osób. Fundamentalne prawdy katolicyzmu nie są kwestiami do dyskusji. Granicą jest tu zawsze odniesienie do Prawdy, której głoszenie zostało powierzone Urzędowi Nauczycielskiemu Kościoła. Może to się oczywiście komuś nie podobać, ale to jest właśnie kwestia wyboru.
Wiara jest łaską, ale można się na nią zamknąć, nie przyjąć jej. Jeżeli tak się stanie z naszymi dziećmi, my rodzice, a także wychowawcy i katecheci odpowiemy kiedyś za to przed Bogiem.
Wnioski, jakie płyną z przeprowadzonej ankiety nie są optymistyczne również dla oceny pracy duszpasterskiej polskiego Kościoła. Akcje takie jak Lednica nie zastąpią systematycznej, dobrze przemyślanej pracy z młodzieżą.
Uatrakcyjnianie Mszy św. występami zespołów młodzieżowych, czy parafialne kawiarenki, które miały przyciągnąć młodych ludzi do Kościoła wydają się być drogą do nikąd. Kościół to przede wszystkim dom Boży, a nie teatr, czy sala koncertowa. Może warto powrócić do tradycyjnych metod, do sprawdzonych koncepcji wychowawczych choćby o. Jacka Woronieckiego. Kościół, mimo swoich dwóch tysięcy lat, nadal ma atrakcyjną "ofertę" dla młodych. Jest nią wygranie własnego życia poprzez nadanie mu celu i sensu.
Drogą, Prawdą, Życiem jest tylko Jezus Chrystus. Aby jednak tą Drogą kroczyć i tym Życiem żyć trzeba, po pierwsze, znać prawdy wiary i moralności, po drugie, je akceptować, po trzecie, stosować się do nich.
Kościół musi to przekazać młodym: nauczać na lekcji religii, głosić w kazaniach, wskazywać lektury, itd. - posiadać właściwy, spójny, konsekwentny, program duszpasterski, program, który nie pominie tego, co najważniejsze.
Omawiana ankieta objęła uczniów szkoły katolickiej. Jak można przypuszczać, w szkołach publicznych sytuacja jest jeszcze gorsza. Jeżeli nie podejmie się zdecydowanych działań nasze kościoły opustoszeją, a katolicy staną się jeszcze jedną mniejszością wyznaniową.
29 IX 2004