Strona główna
Internetowej
Gazety Katolików
Maria K. Kominek OPs
Czy warto rozmawiać o sposobie przyjmowania Komunii św.


W Gościu Niedzielnym nr 45 (z 7 listopada 2004) opublikowano artykuł "Komunia na rękę - Rewolucja czy niedoinformowanie" Autor, ks. Tomasz Jaklewicz, ma dość osobliwe spostrzeżenia, które sam nazywa "spostrzeżeniami na marginesie". Warto chyba skomentować je też "na marginesie", czyli nie wchodząc w bolesny obecnie temat wprowadzania sposobu udzielania Komunii św. "na rękę".
Autor zaczyna swoje refleksje od słów: "sprawa sposobu przyjmowania Komunii św. budzi większe emocje niż jest tego warta". Bardzo to dziwne stwierdzenie. Czy to ma oznaczać, że nie jest aż tak ważne jak się przyjmuje Ciało Pańskie? Czy jest obojętnie jak przystępujemy do Ciała Pańskiego? Przecież chodzi tu o Najświętszy Sakrament, godzien najwyższej czci i uwielbienia, najgłębszej pokory i największej miłości! Sposób przyjmowania jest bardzo ważny, bo ukazuje jaką mamy postawę w stosunku do samego Chrystusa i odzwierciedla naszą wiarę! Przez ostatnie lata, gdy wprowadzano procesyjne przyjmowanie Komunii św. nacisk kładziono właśnie na to, że postawa stojąca jest wyrazem naszej gotowości do pracy na niwie Pańskiej. Odradzano nam przyjmowanie na kolanach, jako postawę służalczą i niegodną dojrzałego chrześcijanina. Teraz nagle pada autorytatywne zdanie, że sposób nie jest wart wielkich emocji.
Dalej dowiadujemy się, że sposób "na rękę" jest od lat rozpowszechniony w kościołach lokalnych na Zachodzie. Szkoda tylko, że Autor zapomniał dodać, że wprowadzano tam i wprowadza się dalej tak samo jak u nas wprowadzano Komunię "na stojąco". Bez żadnych podstaw prawnych tworzono precedensy, a potem przedstawiano to biskupom, jako zwyczaj, który już istnieje. Szkoda też, że nie wspomniał o wielkim upadku duchowym na Zachodzie i powszechnym zaniku wiary w Rzeczywistą Obecność Chrystusa w Najświętszym Sakremencie i masowym przyjmowaniu Komunii św. bez korzystania z sakramentu pokuty.
Autor, jak wszyscy zwolennicy "komunii na rękę" powołuje się na praktyki liturgiczne pierwszych wieków. Jest to argument, który nie daje się utrzymać. Nie dlatego, że nie było takiej praktyki. Była. Ale dlatego, że powrót do zwyczajów starożytnych nie ma sensu. Najpierw warto poznać przyczyny, które spowodowały rezygnację z tej formy udzielania Komunii św. Potem warto zobaczyć czy ten zwyczaj nie był wpleciony w inne zwyczaje, co mogło zmieniać jego wymowę w stosunku do tego, o czym mówi się teraz. I nareszcie można zadać pytanie - dlaczego powracać tylko do jednego zwyczaju, a nie do wszystkich, bezpośrednio powiązanych z nim? Jeśli już tak bardzo zależy nam na powrocie do praktyk wczesnochrześcijańskich to który okres mamy wybrać? I co z tych praktyk wybierać?
A jak mowa o "Komunii na rękę" i powracaniu do starożytnych zwyczajów, to wtedy powinniśmy przypomnieć, że kobietom nie wolno było brać Komunii w gołe ręce.
Powróćmy do omawianego artykułu. Ku naszemu zaskoczeniu Autor stwierdza, że "Jezus zdecydował się na bardzo nietrwały sposób swojej obecności - w kawałku chleba i w kropli wina. Czyniąc to, wiedział zapewne, że chleb się kruszy, czasem spada z talerza, wino można rozlać." Dziwne stwierdzenie! Co to oznacza "nietrwały sposób"? Wiemy dobrze, że obecność Pana Jezusa w Hostii konsekrowanej jest rzeczywista i trwa tak długo jak istnieją postacie. Cuda eucharystyczne świadczą o tym, że w ten "nietrwały sposób" Ciało Pańskie przechowywane jest całymi wiekami!
A może Autor chce nam zasugerować, że ukruszenie się Konsekrowanego Chleba nie jest aż tak istotne, bo "Jezus to przewidział". I dlatego nie musimy się tym zbytnio przejmować.
Aby swoją tezę udowodnić robi nieuprawnione porównanie. Pisze bowiem: "Większą profanacją dla Jezusa eucharystycznego jest każdy grzech chrześcijanina wychodzącego ze Mszy św., niż fakt, że konsekrowana Hostia lub jej cząstki upadną przez nieuwagę na podłogę". Tu można polemizować z każdym słowem. O jaki grzech chodzi? Ciężki czy lekki? Dlaczego grzech wychodzącego ze Mszy św. ma być bardziej obraźliwy niż grzech wchodzącego na Mszę św. Wreszcie i to jest najistotniejsze - upadek przez nieuwagę jest niezawiniony i do świętokradztwa nie dochodzi, jeżeli zdarzy się przez nieuwagę. Do świętokradztwa jednak może dojść, jeśli nie podniesie się godnie Hostii lub miejsce, gdzie upadła zostanie podeptane przez nadchodzących "w procesji" wiernych. Kościół zawsze zdawał sobie sprawę z tego, że może dojść do niezawinionego upadku Hostii. Dlatego przewidział pateny i obrusiki przy balaskach.
Zatrzymam się jeszcze nad jednym aspektem "spostrzeżeń na marginesie". Mianowicie Autor stwierdza, że przyjmowanie Komunii "na rękę zmusza wiernych do większej uwagi i szacunku da Najświętszego Sakramentu". Przeczy on sam sobie, bo kilka linijek poniżej pisze, że nie powinno się lansować zmiany. Dlaczego nie, jeśli jest taki sposób jest lepszy i "zmusza do większej uwagi"?
A jeszcze kilka linijek dalej dodaje: "Ostatecznie sposób w którym przyjmujemy Chrystusa jest sprawą drugorzędną. O wiele bardziej istotne jest wewnętrzne nastawienie człowieka - to, czy przyjmie się Go sercem wolnym od grzechu ciężkiego, z wiarą, z miłością."
Dziwne to zdanie - Kościół zawsze nauczał, że do Komunii wolno przystępować tylko w stanie łaski uświęcającej. Przystępowanie w innym stanie (gdy sumienie obciąża grzech ciężki) jest świętokradztwem i nie można go kwalifikować jako "wewnętrzne nastawienie". To, co rozumie się pod "wewnętrzne nastawienie" może odnosić się do pewnych rozproszeń w czasie przyjmowania Komunii, braku uwagi, nawet braku miłości, czy słabej wiary, ale nie do przystępowania w stanie grzechu ciężkiego.
Mam nadzieję, że wszystkie niejasności w "spostrzeżeniach na marginesie" to tylko niezręczne sformułowania myśli. Ufam, że Autor nie stawia w jednym szeregu Komunii świętokradczej z niedoskonałym przystępowaniem do Komunii św. Ufam, że dla niego sprawa sposobu przystępowania do Najświętszego Sakramentu jest rzeczą ważną i istotną, wartą nie tylko dyskusji, nie tylko emocji, ale i największej uwagi!


9 XI 2004