Ewa Krajska
Boże Narodzenie na sprzedaż
"Nie znam zwyczaju bardziej odrażającego ani bardziej niebezpiecznego niż obchodzenie Świąt Bożego Narodzenia zanim nadejdą. Istotą każdego święta jest przecież właśnie to, że rozpoczyna się tak cudownie nagle. Chwilę temu był jeszcze zwyczajny dzień i wtem, moment później, dzień staje się nadzwyczajny.
(...) Wszystkie tradycje związane z Bożym Narodzeniem sprowadzały się do tego, że nie wolno było czegoś robić - czy to dotykać, czy mówić, czy wiedzieć - póki nie nastały Święta."
Tak pisał w 1908 r. Gilbert Keith Chesterton. To, co tak bardzo oburzało brytyjskiego pisarza i publicystę to fakt ukazywania się świątecznej prasy na długo przed nadejściem świąt. "Rzuca się w oczy - pisał - zwłaszcza gdy człowiek kupuje świąteczne wydania miesięczników, które ukazują się z takim wyprzedzeniem, że czytelnik, dalibóg, nie zdążył jeszcze odżałować makowca z zeszłego roku, a co dopiero mówić o przymierzaniu się do makowca w roku bieżącym."
Dziś, po prawie stu latach, Chesterton miałby, niestety znacznie więcej powodów do oburzenia. Katolickie święto, jakim jest Boże Narodzenie od wielu już lat jest przekształcane w gigantyczny kiermasz przemysłowo-handlowy. Towarem stał się nawet opłatek, sprzedawany w supermarketach przez ekspedientki namawiające do jego kupna obok serków, mydełek i innych produktów wciskanych klientom jako szczególne okazje.
Na długo wcześniej, zanim w Kościele rozpocznie się okres Adwentu będący czasem duchowego przygotowania się do przeżycia tajemnicy Bożego Wcielenia na ulicach, w sklepach, instytucjach inauguruje się święta. Pojawiają się choinki, rzęsiście oświetlone świąteczne dekoracje, świąteczne reklamy, girlandy, na ulicach i w sklepach rozbrzmiewają kolędy, pojawiają się masowo "mikołaje", którzy reklamują lub sprzedają wszystko, co tylko jest do sprzedania. I to wszystko odbywa się w kraju, w którym zdecydowana większość deklaruje wyznawanie religii katolickiej. Czyżby cały handel znajdował się już w obcych, wrogich katolicyzmowi i Polakom rękach, a wszyscy "mikołaje" i ekspedientki-śnieżynki to jakaś kosmiczna inwazja ? Na naszych oczach i przy naszej milczącej aprobacie odbywa się proces laicyzacji świąt Bożego Narodzenia, proces mający odebrać tym świętom ich charakter religijny.
Boże Narodzenie traktowane wyłącznie zewnętrznie, sprowadzane do świątecznych rekwizytów nie tylko prowadzi do utraty "wewnętrznego" sensu Bożych Narodzin, ale również do swego rodzaju profanacji istotnych jego elementów.
Opłatek, przynoszony do domów z Kościoła, od którego dzielenia się z najbliższymi rozpoczyna się wieczerza wigilijna, ma w naszej Ojczyźnie szczególne znaczenie. Polski opłatek towarzyszył nam we wszystkich najtrudniejszych i najbardziej tragicznych wydarzeniach naszej historii. Łamano się nim ze łzami na emigracji po klęskach narodowych powstań i w wigilie lat drugiej wojny światowej. Wysyłamy go w listach do krewnych i przyjaciół znajdujących się daleko od rodzinnego kraju.
Kiedy w wieczór wigilijny śpiewamy kolędę "Cicha noc" to mamy świadomość, że dane jest nam przeżywać tę jedną, jedyną i niepowtarzalną noc, która zdarza się tylko raz w roku.
Oczywiście, może ktoś powiedzieć, że kolędy, choinka, Mikołaj, na którego czekają dzieci to tylko oprawa świąt, a nie ich istota. To prawda. Jednak nie sposób nie zgodzić się tu z następującą opinią Chestertona: "... cała ta bożonarodzeniowa tajemniczość stanowi po prostu ceremoniał; ale ten, kto nie lubi ceremoniału, w ogóle nie powinien obchodzić Bożego Narodzenia. (...) Nie pojmuję, czemu ktoś miałby sobie zawracać głowę udziałem w ceremonii, skoro nie chce jej spełnić z należytą ceremonialnością. (...)
Bądźmy zatem konsekwentni. Albo obchodźmy Boże Narodzenie jak przystoi - albo nie obchodźmy tego święta wcale."
26 XI 2004