Maria K. Kominek OPs
Przedmioty, pochodzące z Medjugoria
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Przez ostatnie 8 lat jeździłam do Medjugorje , wierzyłam ze tam naprawdę objawia się Matka Boża. Przeczytałam w ostatnich dniach wszystkie artykuły dot. tej sprawy , zamieszczone na Państwa stronie. Argumenty są tak przekonujące , ze nie pozostawiają żadnych wątpliwości. Zdziwiła mnie jednak moja reakcja na te wiadomości: niewysłowiona wprost ulga. Jak to rozumieć?, żadnego żalu, żadnego zawodu, żadnej złości. Raz jeszcze podkreślam: wierzyłam w te objawienia bez cienia wątpliwości. Dziękuję za te artykuły!
Kilka lat temu była w Medjugorje ze mną również moja siostra, kupiła tam i poświęciła różaniec. Pół roku po powrocie do domu różaniec zmienił kolor ogniw łączących paciorki na zloty, wielka była wtedy radość - to cud. W dwa lata później podarowałam siostrze różaniec który przywiozłam również stamtąd - po kilku tygodniach w rękach mojej siostry również się pozłocił. W tym roku w czasie wakacji, kiedy byłam u siostry dałam jej kolejny różaniec - ten również już się pozłocił (również z Medjugorje, kilka lat ja się na nim modliłam). Moja siostra po przeczytaniu art. przestraszyła się, ze jej różance, do których była tak bardzo przywiązana i uważała je za cudowne - są sztuczką szatańską i pewnie dlatego mimo gorących modlitw jej mąż coraz bardziej nienawidzi Pana Boga i Kościoła. Pokropiła wszystkie przedmioty wodą świeconą i trochę się uspokoiła. Ale co zrobić dalej? Czy spalić te różance? Ksiądz którego pytałam powiedział żeby przedmiotów stamtąd używać bo tam się ludzie nawracają.
Taki list dostałam od jednej z naszych czytelniczek i po uzyskaniu Jej zgody na opublikowanie, zdecydowałam się napisać na ten temat więcej. Wydaje mi się, że ten problem może pojawiać się u wielu ludzi, przedmioty pochodzące z Medjugorie często mają niezwykłe właściwości. Naszej czytelniczce poradziłam spalić te przedmioty i to radzę każdemu, kto posiada coś z Medjugoria.
Spalenie przedmiotu poświęconego nie jest grzechem, wręcz przeciwnie, stosuje się zawsze, gdy jest taka potrzeba. I tak powszechnie wiadomo, że palemki się spala (tak powstaje popiół do posypania głowy w Środę Popielcową). Czasami w domach i po szufladach dzieci znajduje się wiele obrazków świętych, zbieranych w czasie kolęd, spotkań katechetycznych itd. Często te obrazki są poniszczone, wyrzucić nie można, ale można spalić. Krzyż przydrożny, który chyli się ze starości i może w każdej chwili runąć i poczynić szkody, też należy spalić przed zastąpieniem go nowym. To samo dotyczy innych przedmiotów kultu, można je spalić, gdy przemawia za tym rzeczywista potrzeba.
Przyzwolenie na spalenie wywodzi się z starożytnego sposobu składania ofiar. Ofiara powinna być całkowicie zniszczona. Stosowano więc na to dwa sposoby - spalenie lub zjedzenie. Kościół przyjął zwyczaj spalenia, stosując go właśnie do przedmiotów kultu religijnego. Nie ma wtedy niebezpieczeństwa, że taki przedmiot będzie zbezczeszczony, jakby by było, gdyby na przykład został wyrzucony lub porzucony. Co do drugiego sposobu, po złożeniu Jedynej Ofiary Krzyżowej, Chrystus zostawił nam swoje Ciało i Krew na pożywienie, co jest pewną partycypacją spożycia ofiary.
Przytaczam to wszystko, by przekonać moich czytelników, że spalenie przedmiotu kultu nie jest żadnym grzechem. Jeśli zaś chodzi o cudownie zabarwiające się różańce, można je spalić spokojnie. Oczywiście ktoś może zadać pytanie czy należy je spalić. Zastanówmy się więc na chwilę nad tą kwestią.
Zabarwienie się na złoto różańców pochodzących z Medjugoria jest bardzo częstym zjawiskiem. Słyszę o tym od wielu ludzi, którzy posiadają takie różańce. Są oni skłonni widzieć w tym cud. Trzeba by postawić pytanie - czy jest to rzeczywiście cud i jeśli tak - w jakim celu został dokonany.
Najpierw co rozumiemy pod terminem cud. Czy tu chodzi o cud, zdziałany przez Boga, czy o zjawisko, które wybiega poza normalną kolej rzeczy.
Teologowie cud określają bardzo dokładnie: Jest to fakt możliwy, dokonany przez Boga w świecie poza sposobem dziania stworzonej natury i dzięki Jego bezpośredniej interwencji. Cuda mogą być duchowe i fizyczne. Do pierwszych zaliczyć należy nawrócenia, przebaczenie, miłość nadprzyrodzoną. Do drugich zalicza się głównie uzdrowienia. Oprócz tego można mówić i o pewnych znakach nadzwyczajnych, znakach nie do przewidzenia i nie do otrzymania na życzenie. Te znaki skierowane są do konkretnej osoby i mają na celu najczęściej umocnienia w wierze. Czasami znaki takie udzielone jednej osobie mają wpływ i na jej otoczenie. I tak dla przykładu: Cudem nawrócenia (choć każde nawrócenie jest w pewnym sensie cudem) jest przypadek Frossarda, który wszedł do świątyni jako niewierzący, a wyszedł z niej jako głęboko wierzący katolik. Cuda uzdrowienia są aż nadto dobrze znane i można rzec najbardziej "spektakularne". Co do znaków - bywają one tak różne, że nie można je ująć w jednej kategorii. Czasami jest to jakieś zdarzenie, które wydaje się zupełnie przypadkowe i tylko w pewnym kontekście można odczytać go jako znak. Dla przykładu - przypuśćmy, że czyjeś plany zostają zniweczone przez tzw. zbieg okoliczności. Po pewnym czasie jednak okazuje się, że dzięki temu otworzyła się droga, która przyprowadziła kogoś do Chrystusa.
Innym razem jest to wyraźna interwencja Boga w życie konkretnej osoby, tak jak było w przypadku bł. Willany, która ujrzawszy siebie w lustrze jako potwór (a była wyjątkowo piękną kobietą) odczytała ten znak i zmieniła całkowicie swoje życie. Przytoczmy też przykład znaku dla wielkiej grupy osób. Zdarzyło się to w czasie dysputy św. Dominika z heretykami. Poddali oni osądowi Bożemu swoje racje, pisząc na kartkach swoje myśli i wrzucając je do ognia. Kartka heretyków spłonęła, a Dominika została nietknięta. Skutkiem tego wielu heretyków się nawróciło. Podaję ten przykład, by podkreślić, że był to pojedynczy znak, który miał pomóc w uzyskaniu wiary.
Powróćmy do wyzłacających się różańców i innych zjawisk Medjugoryjskich. Przypuśćmy choć na chwilę, że zmiana koloru jest znakiem, danym od Boga. Jeśli tak, powinno to być zjawisko pojedyncze i nie powtarzające się. Służyłoby to komuś do wzmocnienia wiary lub wręcz do jej uzyskania. W przypadku opisanym w liście starczyło, by jeden raz różaniec zmienił swój kolor. Osoba obdarzona takim znakiem miałaby szansę skorzystać z niego i umocnić się w wierze albo nie skorzystać i wtedy powtarzanie cudu wydaje się bezprzedmiotowe. Nie oznacza to, że Bóg nie szukałby drogi do serca kogoś, kto nie skorzystał z raz danej mu okazji. Wiemy dobrze, że Bóg zawsze szuka zgubione owce.
Rozpatrzmy teraz drugą możliwość - zabarwienie się różańca nie jest dziełem Bożym. Wtedy są dwie możliwości: albo jest to zwykłe dzieło ludzkie, albo działanie złego ducha. Moim zdaniem najbardziej prawdopodobne jest działanie człowieka. Nie jest to trudne w czasach, kiedy chemia zrobiła olbrzymie kroki i różne środki chemiczne są łatwo dostępne. Wytwórca takich przedmiotów może dla przykładu używać substancji, która po jakimś czasie się utlenia lub łączy z innym składnikiem powietrza i nadaje złote zabarwienie tworzywa, z którego wykonany jest łańcuszek różańca. W takim przypadku wystarczyło by poddawać działaniu tej substancji co tysięczny lub co dziesięciotysięczny różaniec i zjawisko byłoby na tyle powszechne, by przyciągać wiernych, jednak na tyle rzadkie, by miało pozory cudu. Można również wykorzystać substancję, która reaguje z określanymi składnikami potu ludzkiego w odpowiedniej proporcji. Wtedy każdy różaniec może być "wykąpany" w takiej substancji, ale reagować będzie tylko gdy są sprzyjające warunki. W przypadku naszej czytelniczki i jej siostry mogło mieć miejsce coś podobnego. Nie jest wtedy dziwne, że różańce wyzłociły się w ręku jednej z sióstr, a nie zmieniły koloru, póki należały do drugiej. Jak już wspomniałam, zjawisko to jest dość powszechne i ludzie bardzo chętnie widzą w tym cud. Powstaje pytanie - czy takie różańce były badane przez chemików? Czy inne różańce, które nie zmieniły koloru, a były kupione w tym samym miejscu były badane jako materiał porównawczy? Kościół zawsze postępuje bardzo ostrożnie z domniemaniami o cudowności zjawisk. Zawsze bada wszystko dokładnie, przedtem jak zgodzi się na uznanie cudu. Wydaje się więc, że najbardziej celowe jest prowadzenie regularnych badań chemicznych wyzłacających się różańców. Może się bowiem okazać, że sprawa jest prosta i chodzi o zwykłą sztuczkę iluzjonistyczną.
Została jeszcze jedna możliwość - zjawisko wyzłacania się pochodzi od działania złego ducha. Mówię o zjawisku, a nie o cudzie lub znaku, ponieważ zgodnie z powyższym określeniem teologicznym, cud jest zdziałany przez bezpośrednią interwencję Boga. Omawiane zjawisko również należy do tych, które wydaje się wykraczać poza zwykłe prawa natury. Jednak te prawa mogą być wykorzystywane przez duchy, które potrafią działać w inny sposób niż działa człowiek. Przytoczę znowu kilka przykładów.
Najpierw z działania aniołów: Gdy św. Izydor rolnik się modlił, aniołowie prowadziły zaprzęg wołów i orały zamiast niego. Listy pisane przez św. Gemmę Galgani i złośliwe chowane przez Jej ciotkę, zostały dostarczone do Jej spowiednika (adresata tychlistów) przez anioły.
Podobnie można dać przykłady z działania złych duchów, czyli diabłów. Znane są dręczenia św. Jana Vianney'a. Pewnego razu diabły spowodowały pożar w Jego pokoju. Spaliło się wszystko z wyjątkiem świętych relikwii, które przechowywał obok łóżka. Warto jednak odnotować tu inny przykład - mało znany, ale za to wielce dla nas przydatny. Otóż św. Marcinowi z Tours diabeł ukazał się w królewskim płaszczu i ze złotą koroną na głowie. Chciał przekonać świętego, że jest on Chrystusem. Marcin jednak rozpoznał diabła i przegonił go. Pokazuje to, że diabły potrafią udawać świętych i człowiek może dość łatwo popełnić pomyłkę.
Jeśli diabeł może wzniecić ogień, jeśli może podszywać się pod Chrystusa (a można dać wiele innych przykładów), to dlaczego nie mógłby pomalować łańcuszek różańca czy nawet zamienić materiał z którego jest zrobiony? Nie mamy pewności, oczywiście, jak się to dzieje, ale wiemy że istnieje taka możliwość. Nie wiemy czy z całą pewnością można te zmiany przypisać działaniu złego ducha. Jednak mamy prawo podejrzewać, ponieważ te wyzłacania nie służą zasadniczo niczemu dobremu. Wręcz przeciwnie, spotykam coraz więcej ludzi, którzy pragną przeżyć jakiś cud, choć to, by mieć taki wyzłocony różaniec. Chrystus jednak nie robi cudów dla zadowolenia ciekawości wiernych. Można by rzec, że zadowala się cudem "codziennym" - przemienia chleb i wino w swoje Ciało i Krew. Jest to cud, do której niejako jesteśmy tak przyzwyczajeni, że zaczynamy zapominać o nim. A zaproszenie do tego CUDU jest zawsze aktualne!
I na koniec - co do porady owego księdza. Owszem - są ludzie, którzy po pobycie Medjugoriu się nawracają. To nie zmienia jednak faktu, że jest wielu takich, którzy wracają zarażeni pragnieniem doświadczania cudownych zjawisk. Nie zmienia faktu, że dzieją się tam dziwnie niepokojące rzeczy, jak ów "spoczynek w Duchu Świętym", gdy całe grupy osób usuwają się na podłogę i wpadają w kolektywną ekstazę, zjawisko bardzo rozpowszechnione w grupach Medjugoryjskich (spotykane też w grupach Odnowy). To wszystko każe zachować pewien dystans do "problemu Medjugorie" i pamiętać, że Kościół nie uznał tam żadnych objawień. Warto również pamiętać, że w przypadku, gdy chodzi o uznanie objawień jeśli jedno z kryteriów prawdziwości nie jest spełnione, wystarcza by odrzucić całość jako nieprawdziwą. Nawrócenie nie zależy od używania przedmiotu, więc można spokojnie zrezygnować z przedmiotów pochodzących z Medjugoria. Szczególnie, że jest wiadomo, że zły duch potrafi posługiwać się przedmiotami, by wnieść zamęt w duszę ludzką. Gdy pozbędziemy się podejrzanych przedmiotów możemy uzyskać pewien pokój duszy. Choć może zdarzyć się też tak, że diabeł będzie próbował się mścić na nas. Należy więc często modlić się do Matki Bożej i prosić Ją o wspomożenie w walce ze złem.
W Polsce mamy wielką ilość mniej lub bardziej znanych sanktuariów Maryjnych. Można się zapytać, dlaczego tyle ludzi wyjeżdża do Medjugorie? Przecież są u nas miejsca, gdzie Maryja bezsprzecznie działa i potwierdza to swoje działanie niezliczonymi prawdziwymi cudami. Przecież jest Częstochowa, jest Licheń, Gidle, gdzie odnotowuje się tyle uzdrowień, Lewiczyn, gdzie jest Pocieszycielka strapionych, Rokitno i wiele, wiele innych. Czy nie lepiej modlić się na różańcu kupionym w Częstochowie lub w Miedniewicach? Albo po prostu w sklepiku swojej parafii? Nie jest ważne skąd pochodzi różaniec. Ważne jest jak się modlimy. I jak kochamy Chrystusa i Jego Matkę.
Potężna Królowo niebios i Pani aniołów
Ty, która otrzymałaś posłannictwo od Boga
By zetrzeć głowę szatana
Prosimy Cię pokornie
Ześlij hufców anielskich
By ścigały szatanów
Stłumiły ich zuchwałość
I ścigając ich wszędzie
Strąciły do piekła! Amen
PS. Jeśli ktoś z naszych czytelników posiada taki "wyzłocony" różaniec, prosimy o skontaktowanie się z nami. Chętnie załatwimy analizę chemiczną.
9 XII 2004