Stanisław Krajski
Czego boi się Gazeta Wyborcza?
W dniu 23 lutego br. ukazał się w "Naszym Dzienniku" mój artykuł pt. "Kim jest Bronisław Wildstein?" W dniu 24 lutego przedrukowała go, oczywiście bez mojego pozwolenia, "Gazeta Wyborcza". Artykuł przedrukowała prawie w całości. Wycięto ostatnie dwa akapity. Mój materiał kończy się więc w "Wyborczej następującym zdaniem: "Dopóki Wildstein milczy możemy przyjąć każdą dosłownie hipotezę".
A oto co wycięto:
Jego milczenie odbiera mu wiarygodność.
Potrzebna nam lustracja jak najszybciej, jak powietrze. Potrzebna lustracja, która wymiecie wszystkie śmiecie z każdego polskiego kąta, która oczyści atmosferę, która nie dotknie jednak uczciwych ludzi i nie wyleje dziecka z kąpielą. Takiej lustracji dokonać mogą tylko ci, którzy mają czyste ręce, czyste sumienia i otwarte do końca przyłbice, ci których intencje i cele są jasne i w pełni czytelne. Lustracja ma służyć wyłącznie prawdzie, sprawiedliwości i Polsce. Musi polegać na ujawnieniu nazwisk agentów i wszystkich ich mocodawców oraz ustaleniu, o ile to tylko możliwe, stopnia szkodliwości dla Polski i osób prywatnych działalności każdego z nich. Taka lustracja powinna, pociągać za sobą negatywne konsekwencje (i t nie tylko moralne) proporcjonalne i sprawiedliwe za wszystkie te czyny, których dopuściły się osoby zaangażowane w taki czy inny sposób w działalność tajnych służb PRL.
Byli tacy, którzy mówili jeszcze niedawno o Polsce Michnika i Polsce Rydzyka. Cóż to jest "Polska Michnika"? Dziś są tacy, zapewne ci sami, którzy zaczynają mówić o Polsce Michnika i Polsce Wildsteina. Czyżby nam gotowano już miejsce tylko na... Madagaskarze?
Czego boi się "Wyborcza"?
Tego, ze Wildstein może stracić wiarygodność?
Tego, że ktoś może sobie uświadomić, ze lustracja powinna pociągnąć za sobą nie tylko moralne, ale i prawne konsekwencje?
A może społecznego uświadomienia sobie wymowy i skutków podziału Polski na Polskę Wildsteina i Polskę Michnika?
26 II 2005