Strona główna
Internetowej
Gazety Katolików
Stanisław Krajski
Kto tu jest psycholem?


Waldemar Łysiak w swojej ostatniej książce pt. "Rzeczpospolita kłamców - salon" poświęca dużo miejsca ukazaniu prawdziwej, antypolskiej twarzy Bronisław Geremka, Tadeusza Mazowieckiego, Adama Michnika, Jacka Kuronia, Czesława Miłosza. W stosunku do Lecha Wałęsy jest bardzo wstrzemięźliwy w słowach, ale i bardzo dosadny. Nazywa go "tylko" autentycznym Dyzmą III RP (s. 177).
Twórcą postaci Dyzmy był Józef Dołęga-Mostowicz. Przypomnijmy ostatnie akapity jego powieści pt. "Kariera Nikodema Dyzmy":
"Żorż przysłuchiwał się i wreszcie nie wytrzymał. Śmiał się teraz zataczając się na krześle.
- Z czego się pan śmieje? - obrażonym tonem zapytał wojewoda.
Żorż zerwał się, urwał z miejsca śmiech, kilkakrotnie próbował założyć monokl, lecz ręce mu tak się trzęsły, że nie mógł sobie dać z nim rady. Był zdenerwowany i wzburzony do ostatnich granic.
- Z czego? (...) Z was się śmieję! Z was! Elita! Cha, cha, cha... Otóż oświadczam wam, że wasz mąż stanu, wasz Cincinnatus, wasz wielki człowiek, wasz Nikodem Dyzma to zwykły oszust, co was za nos wodzi, to sprytny łajdak, fałszerz i jednocześnie kompletny kretyn! Idiota, nie mający zielonego pojęcia nie tylko o ekonomii, lecz o ortografii. To cham, bez cienia kindersztuby, bez najmniejszego okrzesania! Przyjrzyjcie się jego mużyckiej gębie i jego prostackim manierom! Skończony tuman, kompletne zero! Daję słowo honoru, że nie tylko w żadnym Oksfordzie nie był, lecz żadnego języka nie zna! Wulgarna figura spod ciemnej gwiazdy, o moralności rzezimieszka. Sapristi! Czy wy tego nie widzicie? Źle powiedziałem, że on was za nos wodzi! To wy sami wywindowaliście to bydlę na piedestał! Wy! Ludzie pozbawieni wszelkich rozumnych kryteriów. Z was się śmieję, głuptasy! Z was! Motłoch!...
Nareszcie udało mu się włożyć monokl. Obrzucił wszystkich pogardliwym spojrzeniem i wyszedł trzaskając drzwiami.
Doktor Litwinek przerażonym i zdumionym wzrokiem przesunął po twarzach obecnych: na każdej był zakłopotany uśmiech, pełen politowania.
- Co to znaczy? - zapytał. - Kto to ten pan?
Pani Przełęska odezwała się:
- Niech pan wybaczy, panie dyrektorze, to mój siostrzeniec, a szwagier prezesa. Zwykle bywa spokojny... jest niespełna rozumu.
- To wariat - wyjaśnił wojewoda.
- Biedny chłopak - westchnęła panna Czarska.
- Aha - uśmiechnął się doktor Litwinek - no, oczywiście, wariat".
Czy Waldemar Łysiak nie przesadził nazywając Lecha Wałęsę Dyzmą, czy nie przekroczył w tym momencie pewnych granic, których przekraczać się nie powinno, czy nie obraził w sposób wielce niesprawiedliwy byłego Prezydenta Polski i legendarnego przywódcę "Solidarności"? Czy to porównanie nie obraża też dziś, w kontekście powyższego fragmentu "Kariery Nikodema Dyzmy", wszystkich tych, którzy słowa Lecha Wałęsy skierowane wobec Radia Maryja i wobec Anny Walentynowicz traktują poważnie, powtarzają, komentują jako opinię, którą należy w Polsce brać pod uwagę?
Każdy z nas powinien dzisiaj odpowiedzieć sobie sam na te pytania.


26 II 2005