Strona główna
Internetowej
Gazety Katolików
Mirosław Salwowski
Kto sprzyja przemocy wobec niewiast?


Końcówka roku 2004 upłynęła w Polsce m.in.; pod znakiem skandalu związanego z wypowiedzią pani minister Magdaleny Środy dotyczącej domniemanych związków mających łączyć nauczanie Kościoła Katolickiego z plagą przemocy wobec niewiast. Wedle tej znanej popleczniczki bezbożnictwa i laickiego feminizmu (oraz jej licznych popleczników) Kościół święty i szerzej rzecz ujmując Chrześcijaństwo, miał się przez wieki, w sposób pośredni przyczyniać do utrwalania się postaw brutalności i okrucieństwa okazywanych względem kobiet. Winne temu ma być tradycyjne nauczanie chrześcijańskie o rodzinie jako podstawowym fundamencie życia społecznego i obowiązku posłuszeństwa jaki żona winna okazywać mężowi. To wszystko - wedle rzeczniczek i rzeczników - paraliżowało opór niewiast wobec niesprawiedliwości, której ofiarami padały, oraz cementowało ich stan upośledzenia i dyskryminacji.
Prawdziwym truizmem jest stwierdzić, iż tradycyjna doktryna katolicka w rzeczywistości chroniła i chroni wciąż pozycję oraz godność niewiasty. Już w samym Piśmie świętym widzimy szereg mężnych i cnotliwych kobiet, których wielkość wiary i oddania Wszechmogącemu jest nieustannie chwalona przez natchnionych autorów. Na kartach Biblii widzimy więc m.in.; bohaterską Judytę, Esterę, Rut i Rachab, Elżbietę prorokującą swym łonem i słowami (Łk 1, 41 - 45), Akwillę i Pryscyllę pouczające o drodze Pańskiej, Apolla, męża apostolskiego i uczonego w Prawie (Dz 18, 24). Wreszcie, czyż sam Chrystus Pan nie wybrał za swe ziemskie mieszkanie przeczystego łona Najświętszej Maryi Panny? Czy nie widzimy z jaką łagodnością i miłością Boski Zbawiciel zwraca się do niewiast? Czyż wreszcie wiara i wielkość kobiet nie zostały wywyższone pod świętym Krzyżem, gdzie do końca pozostały, prócz jednego tylko mężczyzny - św. Jana, jedynie niewiasty?
Oczywiście, nie ma co udowadniać, że Chrześcijaństwo opowiada się za absolutną i nieograniczoną równością płci. Takie postawienie sprawy byłoby niedorzeczne i śmieszne. Tradycyjna nauka Kościoła od samego początku uczy bowiem o powinności posłuszeństwa żony wobec męża. No i co z tego? Doktryna katolicka poucza też o obowiązku okazywania posłuszeństwa wszelkim prawowitym zwierzchnościom (władzom cywilnym, pracodawcom, rodzicom, nauczycielom, etc). Czy ten fakt, ma w jakikolwiek sposób uprawomocniać (choćby pośrednio) nadużycia związane ze sprawowaniem autorytetu danego przez Pana Boga? Czyż Chrześcijaństwo w ten sposób niejako legitymizuje tyranię, przemoc wobec kobiet, brutalność względem dzieci? Jeśli tak, to powinno się znieść nie tylko władzę męża nad żoną, ale kasacji trzeba by poddać instytucję Państwa, szkołę, władzę rodzicielską, itp. Istnieją środowiska do tego dążące (anarchiści i libertarianie), jednak realizacja ich postulatów mogłaby by przynieść jedynie totalny chaos i nieporządek, które nie byłyby w niczym lepsze od choćby najgorszych nadużyć władz. Nie tędy droga. Wszechmogący ustanowił Swój porządek, w którym niezbędne są pewne nierówności i różnice. W miarę zdrowym i normalnie funkcjonującym społeczeństwie nie każdy przecież może wydawać polecenia, nie wszyscy mogą być szefami, i nie wszyscy są powołani do sprzątania ulic. Tradycyjne nauczanie katolickie łagodzi oraz harmonizuje wszystkie te nierówności i różnice w miłości Chrystusa Pana. Władza nie została nikomu dana, po to by się nią pysznił, ale by sprawował ją dla dobra swych podwładnych. Nie istnieje również coś takiego jak bezwzględny obowiązek posłuszeństwa zwierzchnościom. Gdy dzierżący władzę poleca czynić zło, wówczas istnieje prawo i obowiązek oporu. Odnośnie posłuszeństwa żony wobec męża, ci sami Papieże, którzy mocno akcentowali ta starodawną zasadę, jednocześnie przypominali: przeto jej (małżonki - przyp. moje MS) podległość nie ma być na podobieństwo sługi, lecz towarzyszki, aby mianowicie okazywanie posłuszeństwa było nacechowane dostojeństwem i szlachetnością (Leon XIII, encyklika "Arcanum Divinae sapientiae"); To zaś podporządkowanie się bynajmniej nie zaprzecza i nie znosi tej wolności, która niewieście słusznie przysługuje na podstawie jej godności ludzkiej i ze względu na zaszczytne obowiązki małżonki, matki i towarzyszki. Nie zobowiązuje ją też ono do posłuszeństwa dla jakichkolwiek zachcianek męża, mniej zgodnych z rozsądkiem i jej kobiecą godnością, nie stawia jej też na równi z osobami, które prawo uważa za małoletnie i którym dla braku dojrzałego sądu i życiowego doświadczenia odmawia się wolnego wykonywania praw osobistych, lecz zakazuje wolności przesadnej, zaniedbującej dobro rodziny; nie dopuszcza również do tego, aby w ciele rodziny było oderwane serce od głowy, z ogromna szkodą dla całości ciała i z niebezpieczeństwem bliskiej jego zagłady. Gdy bowiem mąż jest głową rodziny, żona jest jej sercem, i jak mąż posiada pierwszeństwo rządów, tak żona może i powinna zagarnąć dla siebie pierwszeństwo miłości, jako jej się należące (Pius XI, encyklika "Casti connubii"). Św. Jan Chryzostom pouczał z kolei: Mąż zaś, gdy słyszy, że ma władzę, niech się nie posuwa do pychy ani do bicia. Niech ją wciąż zachęca i napomina, a nigdy nie podnosi rąk. Niech trzyma je z daleka od wolnej istoty! Niech nie będzie pyszny, nie robi wymówek, nie znieważa, ale kieruje żoną jak kimś, kto wymaga wsparcia ("Homilia 20 na List do Efezjan").
Obok tych sprawiedliwych oraz uzasadnionych nierówności i różnic istnieje jednak w Chrześcijaństwie równość co do najważniejszego aspektu - godności ludzkiej. Jako ludzie wszyscy bez wyjątku jesteśmy umiłowanymi przez Boga stworzeniami, potomkami Adama i Ewy, dla zbawienia których Jezus Chrystus wylał Swą przenajświętszą i najdroższą Krew. Podobnie, wszyscy ludzie - mężczyźni i kobiety - w równej mierze podlegają Bożym przykazaniom i na tej podstawie będą sądzeni przez Wszechmogącego. Przytoczmy w tym miejscu jedynie kilka cytatów z Ojców i Doktorów Kościoła: Zabiegać o wstrzemięźliwość, o sprawiedliwość i wszelką inną cnotę powinna jednakowo kobieta i mężczyzna, wolny i niewolnik, jeśli jedna i ta sama cnota przysługuje jednej naturze (Klemens z Aleksandrii); Dlaczego na przykład niewierna żona miałaby ponosić karę, a mąż niewierny miałby kary uniknąć? Dlaczego niewiasta, która targnęła się na wierność małżeńską jest uważana za cudzołożnicę i ponosi ciężką karę przewidzianą przez prawo, podczas gdy mąż niewierny żonie jest wolny od odpowiedzialności? Z takim prawem nie mogę się pogodzić ani takiego zwyczaju pochwalić (...) Zważcie na równość tego prawa. Jeden jest Stwórca mężczyzny i kobiety, z jednej gliny oboje, dla obojga jeden Obraz, jedno prawo, jedna śmierć, jedno zmartwychwstanie (św. Grzegorz z Nazjanzu); Cokolwiek nakazane jest mężczyznom, to również odnosi się do kobiet. Nie może być bowiem tak, że wolno opuścić cudzołożną żonę, a nie wolno cudzołożnego męża. Jeśli ten, "kto łączy się z nierządnicą, staje się z nią jednym ciałem" (1 Kor 6, 16), to również ta, która żyje z rozpustnikiem i nieczystym, staje się z nim jednym ciałem. Inne są prawa cezarów, inne Chrystusa. Co innego nakazuje Papinianus, co innego Apostoł Paweł. Tamci dozwalają na bezwstyd mężczyznom, a ponieważ potępiają jedynie gwałt i cudzołóstwo, na każdym kroku pozwalają na rozpustę w domach publicznych i w stosunku do młodych służebnych. U nas czego nie wolno kobietom, tego nie wolno także mężczyznom; służba jest taka sama i w tych samych warunkach się odbywa (św. Hieronim); Być może niektórzy sądzą, że kobietom nie wolno przed małżeństwem popełniać nierządu, a mężczyznom wolno. W dodatku, co jest rzeczą jeszcze gorszą, to wielkie i zasługujące na ukaranie zło, dlatego wielu mężczyzn popełnia bez żadnego lęku przed Bogiem, ponieważ dla wielu stało się ono przyzwyczajeniem tak łatwo i lekko popełnianym, że nawet nie uważa się go za ciężkie przestępstwo. A przecież w wierze katolickiej czego nie wolno kobietom, tego samego nie wolno też mężczyznom. Zarówno mężczyzna, jak i kobieta zostali odkupieni za jedną cenę, to znaczy drogocenną krwią Chrystusa. Zostali powołani do jednej wiary i włączeni w ciało tego samego Kościoła. Razem przyjęli chrzest i razem przystępują do ołtarza, aby przyjąć Ciało i Krew Chrystusa. Te same przykazania zostały też dane obu płciom (św. Cezary z Arles).
Przez wiele wieków mentalność narodów Europy, Australii i obu Ameryk była silnie kształtowana i inspirowana Chrześcijaństwem. I nie da się zaprzeczyć temu, iż cywilizacja chrześcijańska niepomiernie doceniła godność niewiasty. Widoczne to było w prawodawstwie znoszącym rozwody i wielożeństwo, karzącym śmiercią gwałt na kobiecie, wydającym wojnę propagandzie niemoralności, a także rozpuście i cudzołóstwu w wykonaniu zarówno mężczyzn jak i niewiast. Wystarczy spojrzeć choćby na prawa, jakie w tym względzie, jeszcze do końca 18 wieku obowiązywały w Polsce. I tak, np. stręczycielom i kuplerom obcinano uszy, wyganiano ich z miasta, a nawet mogli być oni karani na gardle. Śmiercią ukarany mógł być też niewierny mąż. Korzystanie z usług prostytutek tępione było za pomocą więzienia, grzywien pieniężnych. Na polskich wsiach mężczyzn winnych rozpusty i cudzołóstwa publicznie chłostano, zamykano w tzw. kunie kościelnej (polegało to na staniu z szyją okutą żelazną obręczą przytwierdzoną do ściany kościoła), nakazywano leżeć krzyżem w świątyni, odziewać się w specjalny strój pokutny. Szacunek dla niewiasty przejawiał się też w zwyczajach życia codziennego. Zapewne niewielu uświadamia sobie jakim ładunkiem czci i dostojeństwa są naładowane dawne, tradycyjne określenia płci pięknej, tj.; "niewiasta", "białogłowa", "dama". Także cała towarzyska etykieta tchnęła szacunkiem dla kobiety; mężczyźni witali płeć żeńską głębokimi ukłonami, pocałunkiem w dłoń, w obecności niewiast pilnowali swego języka, etc. Oczywiście, nie można powiedzieć że dawniej wszystko wyglądało tak idealnie i pięknie. Od tej tradycyjnej chrześcijańskiej estymy dla niewiasty, nieraz czyniono niejeden wyłom. Czasami tolerowano domy publiczne, a nierzadko nieczystość i bezwstyd w wykonaniu mężczyzn były traktowane znacznie łagodniej aniżeli, gdy czynów takowych dopuszczały się kobiety. Cóż jednak ma z tym wspólnego doktryna katolicka? Przecież jasne jest, że coś takiego wypływało nie z wierności Panu Jezusowi, ale z jej braku. Zresztą, paradoksalnie rzecz ujmując, nawet jeśli mężczyznom częściej pozwalano na różne grzechy tj.; rozpusta, cudzołóstwo, pijaństwo, sprośność wulgarność, to w istocie rzeczy krył się za tym (przynajmniej podświadomie) większy szacunek dla niewiasty. Tak naprawdę, takie podejście było bardziej niesprawiedliwe w stosunku do mężczyzn, aniżeli kobiet. Wszak to mężczyzna był wówczas traktowany jako niejako istota niższa duchowo i moralnie od kobiety, a wiec ktoś od kogo nie można wymagać tyle co od niewiasty. Tak czy inaczej jasne jest jednak, że takowe podwójne podejście do zasad moralności chrześcijańskiej było reliktem czasów pogańskich i wynikało z niekonsekwentnego podejścia do nauki Kościoła świętego. W pewnym, ściśle ograniczonym sensie, można powiedzieć, że Kościół Katolicki pośrednio przyczyniał się do utrwalania niesprawiedliwości względem kobiet. Działo się tak zawsze, gdy poszczególni księża, biskupi, czy nawet Papieże okazywali się zbyt mało stanowczy we wprowadzaniu niezmiennej doktryny katolickiej w życie. Mieliśmy z tym do czynienia, gdy np. ksiądz w konfesjonale zbyt łagodnie i pobłażliwie potraktował męża pijaka, "damskiego boksera", albo cudzołożnika. Działo się tak, kiedy pasterze Chrystusowej owczarni ze strachu, albo z wygodnictwa nie demaskowali i nie tępili upośledzenia dotykającego niewiasty z żarem i odwagą godną najlepszych świętych synów Kościoła. Podobne słowa mogą być jednak odniesione nie tylko do grzechów popełnianych przeciw niewieściej czci, ale do każdego innego rodzaju występku. W każdym bowiem czasie, w łonie hierarchii kościelnej ścierały się świętość z grzesznością. Czyż np., ostatnia decyzja episkopatu USA o udzielaniu Komunii św. także osobom znanym ze swego publicznego wsparcia dla "prawa" do aborcji, nie stanowi nadmiernej pobłażliwości i źle rozumianej łagodności? Czy taki akt nie stwarza niebezpieczeństwa pewnej relatywizacji tradycyjnego nauczania katolickiego w kwestii absolutnego zakazu niszczenie niewinnego życia ludzkiego? Czy amerykańscy hierarchowie wydając takie postanowienie wystarczająco mocno wsłuchali się choćby w nauczanie aktualnego Papieża, który w encyklice "Ecclesia de Eucharystia" stwierdził: (...) w przypadkach zachowania, które na forum zewnętrznym, w sposób poważny, oczywisty i stały jest przeciwne normom moralnym, Kościół, w duszpasterskiej trosce o prawidłowy porządek we wspólnocie oraz o szacunek dla sakramentu, nie może wzbraniać się przed podejmowaniem odpowiednich kroków. W sytuacji jawnego braku dyspozycji moralnej winien stosować normę Kodeksu Prawa Kanonicznego, mówiącą o możliwości niedopuszczenia do Komunii eucharystycznej tych, którzy "trwają z uporem w jawnym grzechu ciężkim" (tamże; 37)?
O ile jeszcze sto lat temu nasz krąg cywilizacyjny dało się określić (mimo wszystkich wad i nadużyć) mianem inspirowanego Ewangelią i Dekalogiem, o tyle dzisiejszy stan rzeczy winno się raczej nazwać mianem epoki postchrześcijańskiej w której co prawda wciąż widać pewne pozostałości zasianego niegdyś ziarna Chrześcijaństwa, jednak sam jej fundament jest zbudowany na podłożu zwodniczych doktryn oraz koncepcji. Ten opis dotyczy również naszego kraju, w którym zapełnione kościoły i seminaria w bardzo małym stopniu przedkładają się na przekonania i postawy Polaków. Wystarczy przyjrzeć się stosunkowi Polaków do kwestii legalności aborcji - jedynie 17 proc. naszych rodaków popiera w tym przedmiocie nauczanie katolickie, a więc jest za absolutną delegalizacją tej strasznej zbrodnii, za to, mniej więcej połowa opowiada się za pełną legalnością mordowania nienarodzonych dzieci. Spróbujmy porównać pozycję niewiasty w dawniejszych czasach z podejściem do płci pięknej w kulturze liberalno - libertyńskiej. Oto, zniesiono prawa karzące stosunki przedmałżeńskie i pozamałżeńskie, prostytucja nie jest w ogóle ścigana, zalegalizowano rozwody oraz wszelkie przejawy propagandy nieczystości i bezwstydu. Czy to wszystko sprzyja kobiecie? Czy chroni jej wyjątkową rolę i godność matki oraz żony? Obecnie każdy młodzieniec może bez skrępowania uwodzić naiwne niewiasty, a później je porzucać. Mąż "ma prawo" zdradzać żonę z kim chce, a jeśli ona już mu się znudzi, to może zawsze wnieść pozew o rozwód. Dodatkowo główny i dominujący nurt kultury masowej całkowicie bezkarnie reklamuje i gloryfikuje takie zachowania, czyniąc z niewiasty "laskę" albo "d..ę" - obiekt namiętności seksualnej. Czy to ma bronić kobietę? We współczesnej kulturze istnieje poza tym silny prąd, który wręcz wprost pochwala przemoc wobec niewiast - a więc coś co ma być rzekomo pośrednią zasługą nauczania katolickiego. Doskonałym tego przykładem jest muzyka rap/ hip hop oraz przemysł pornograficzny. W hip hopie niewiasty notorycznie nazywane są "sukami", "suczkami", "dziwkami". Reprezentatywne dla tego stylu muzycznego są wyczyny niejakiego Eminema, opisującego w swych tekstach zabicie własnej żony na oczach dziecka - śpiewa o tym tak: Posypię twojego tampaxa wąglikiem i przywalę tak, że nie ustoisz - albo kopiącego grób dla matki, którą ciągle publicznie opluwa. Podobne obrzydlistwa znajdziemy zresztą nie tylko w rapie, np. pierwszy przebój sławnej piosenkarki pop Britney Spear's nosił tytuł "Hit me baby one more time" ("Uderz mnie jeszcze raz"). Z kolei klasycy rocka and rolla, zespół "Rolling Stones" w piosence "Brown Sugar" beztrosko nawiązywali do gwałtów popełnianych niegdyś na czarnych niewolnicach, a swój album "Black and Blue" reklamowali za pomocą bilboardu przedstawiającego posiniaczoną, zakneblowaną i skrępowaną więzami niewiastę, który opatrzony był napisem: "Cała jestem w sińcach za sprawą Rolling Stonesów i to jest rozkosz". A co winniśmy powiedzieć o rozrosłym dziś do wielkich rozmiarów porno- biznesie. Jak pisze, przychylny zresztą rewolucji obyczajowej, Brian McNair: w pornografii (...) kobiety zawsze są spragnione seksu. W pornograficznych przedstawieniach gwałtu czy innego rodzaju aktów płciowych łączących się z przymusem i dominacją (na przykład sadomasochistycznych) zawsze obecne jest pożądanie, a "nie" znaczy zwykle "tak". Weźmy pod lupę "Hustlera", jedno z najbardziej znanych pism porno, oraz naczelnego redaktora tego szmatławca, Larry'ego Flynta. Typowe "historyjki zdjęciowe" z magazynu Flynta pokazują np., kobietę zakutą w kajdanki brutalnie gwałconą przez strażników więziennych - wszystko dzieje się w scenerii obozu koncentracyjnego (napis "Nagie i martwe"). Innym przykładem tego czym karmią się oglądacze "Hustlera" jest "Brudny Bilard" ("Dirty Pool"), opublikowana w 1983 roku scenka zbiorowego gwałtu na stole bilardowym - dodajmy, że w historyjce tej, gwałcona kobieta początkowa opiera się napastnikom, by później entuzjastycznie im się poddać. Kilka miesięcy potem rzeczywiście doszło do takowego gwałtu w New Bedford w stanie Massachusetts. Larry Flynt był tym rozbawiony do tego stopnia, że wydał okolicznościową kartkę pocztową ze zdjęciem innej nagiej niewiasty na stole bilardowym i podpisem: "Pozdrowienia z New Bedford Mass - amerykańskiego centrum gwałtów zbiorowych". Jeszcze w XVI wieku "artyści" w rodzaju Britney Spear's, Eminema, "Rolling Stones", czy Larry'ego Flynta za propagowanie takich okropności mieliby spore szansy dyndać na szubienicy, albo spłonąć na stosie. Na początku XX wieku wymiar sprawiedliwości obszedłby się z nimi łagodniej, pakując na kilka lat do śmierdzącego więzienia. Dziś za to, płody ich chorych dusz znajdują się na szczytach list przebojów, a sami twórcy są honorowani nagrodami, królewskimi odznaczeniami (dla Rolling Stones), poświęca się im filmy opiewające ich "bohaterską walkę w obronie wolności słowa". Jeśli uznajemy prawo do istnienia i rozpowszechniania nawet tak skrajnych form patologii, to jak możemy później się dziwić, że skala przemocy i gwałtów wobec kobiet rośnie? Czy możemy być zaszokowani tym, iż mężczyźni rozmawiając o niewiastach mówią o nich per "laski" i "d...y"? Czy powinniśmy się wówczas oburzać śmiesznie niskimi karami za gwałt, które dodatkowo nierzadko ulegają zawieszeniu - np., w 2001 roku, polskie sądy skazały 915 gwałcicieli, jednak aż wobec 254 z nich zastosowano warunkowe zawieszenie kary. Spytajmy się, czy feminizm równie gorliwie, co tradycyjny porządek rodziny, jest gotów zwalczać takie patologie kultury masowej? Nie chcę być w tym miejscu niesprawiedliwy. Trzeba oddać honor znacznej części środowisk feministycznych na Zachodzie (zwłaszcza w USA), które umiały odłożyć na bok swe antychrześcijańskie uprzedzenia i ramię, w ramię z prawicą religijną wydać zaciętą wojnę pornografii. Tego elementarnego poczucia zdrowego rozsądku niestety brakuje naszym rodzimym feministkom nie umiejącym się choćby czasami wznieść się ponad swą awersję do Chrześcijaństwa. Cóż bowiem polskie feministki uczyniły dla walki z pornografią? Kiedy w 1997 roku środowiska katolickie próbowały wyrzucić materiały porno z kiosków i ze sklepów spożywczych jakoś nie słychać było wtedy głośnych zazwyczaj apologetek feminizmu. Które z ugrupowań feministycznych udzieliło poparcia próbie ponownej delegalizacji pornografii podjętej w 2000 r. przez centrowo - prawicową większość parlamentarną? Przypomnijmy, że zakaz pornografii został zawetowany przez przyjaciela feministek - prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, który dla uzasadnienia swej haniebnej decyzji posłużył się, w swoim czasie czołową polską feministką, panią Barbarą Labudą. Oczywiście nie twierdzę, że nasze feministki są jakimiś entuzjastkami pornografii. Popularne w tych kręgach stanowisko można ująć mniej więcej tymi słowy: Nie lubimy pornografii, albowiem istotnie poniża ona kobiety. Nie zamierzamy jednak angażować się na rzecz ustanowienia jej zakazu. W zamian za to, powinno się promować pornografię przeznaczoną dla płci żeńskiej. Ot, feministyczna logika, na upokarzanie kobiet, należy odpowiedzieć deptaniem godności mężczyzn. Niechaj i w tym zakresie zapanuje pełne równouprawnienie!
Co wspólnego może mieć więc tradycyjne chrześcijańskie podejście do rodziny z upośledzeniem kobiety. Czy autorzy takich sugestii doprawdy nie widzą, że patologie i nadużycia w rodzinach podsycane są przez wulgarną i antychrześcijańską kulturę masową? Niechaj przyjrzą się choćby pobieżnie klimatowi w którym bite są kobiety i maltretowane dzieci. Ujrzą wówczas wszystko tylko nie tradycyjną rodzinę chrześcijańską: pijaństwo, konkubinaty, matki pracujące w domach publicznych, etc. Wreszcie, proponuję rzucić nieco okiem na związki homoseksualne mające być ponoć zdrową alternatywa dla coraz częściej rozbitych i nieszczęśliwych rodzin heteroseksualnych. Badania naukowców wykazują bowiem, iż przemoc w związkach homoseksualnych jest znacznie większym problemem, aniżeli w małżeństwach. Przykładowo, w 1987 roku aż 48 proc. z 43 lesbijskich i 39 proc. z 39 homoseksualnych par ze stanu Georgia (USA) zgłosiło przypadki przemocy w rodzinie. W 1989 roku przeprowadzono sondaż wśród 284 lesbijek, które w trakcie 6 miesięcy poprzedzających badanie znajdowały się w "zaangażowanym związku lesbijskim mieszkając wspólnie z partnerką". Okazało się, że w przypadku 43 proc. takich związków dochodziło do aktów przemocy. Podobnych wyników badań jest więcej i co ciekawe można je nawet znaleźć na pro- homoseksualnych witrynach internetowych.


11 III 2005