Maria Kominek OPs
Ataki na Kościół nie ustają
Wrogowie Kościoła nie ustają w próbach zmniejszenia Jego autorytetu. Próbują to zrobić na różne sposoby. Ostatnio przez atak na o. Konrada Hejmo OP.
Trzeba spojrzeć na tę sprawę w kontekście innych ataków. Otóż po serii ataków, które miały na celu zniszczyć konkretnego człowieka następuje nowy, w którym człowiek jest tylko powodem do rozpoczęcia działań wrogich Kościołowi. Analizując sprawę, można wywnioskować, że siły wrogie Kościołowi mają przygotowane różne warianty i w zależności od rozwoju sytuacji mogą zastosować odpowiednio wybrany. Można też wyciągnąć i inny wniosek, mianowicie - działania podjęto w popłochu, w chwili kiedy zapanowało w tych środowiskach przerażenie.
Co może najbardziej przerazić wrogów Kościoła? Oczywiście nawrócenia i powrót do wiary wielu obojętnych lub niewierzących. Z tym właśnie mamy do czynienia po śmierci Jana Pawła II. Nie chodzi tylko o masowe i spontaniczne zademonstrowanie swego przywiązania do Papieża, groźne dla wrogów Kościoła były sygnały dawane powszechnie przez kapłanów. Wszyscy stwierdzali, że wielu ludzi powróciło do Kościoła, że wielu przystąpiło do sakramentu pojednania i to po długich latach zaniedbania wiary i sakramentów. Nic gorszego nie mogli usłyszeć ci, którzy nieustannie walczą z Kościołem. W tym momencie było im potrzebne coś, co mogłoby podważyć autorytet Kościoła. Wśród wielu schowanych i pozostawionych niby w zapomnieniu planów ataku wybrali sprawą o. Hejmo. Wybrali dobrze znanego kapłana, lubianego przez pielgrzymów. Miało to na celu pokazać wiernym, że nie mogą mieć zaufania do Kościoła, jeśli pielgrzymów w Rzymie przyjmował ktoś, kto jest w coś uwikłany.
Nie chodziło tu o zniszczenie samego o. Hejmo. On stał się ofiarą jakby "przy okazji". Gdyby chcieli rozprawić się konkretnie z o. Hejmo, posłużyli by się dobrze wypróbowaną metodą - zarzuciliby mu molestowanie lub pedofilię, coś, co jest trudne do udowodnienia i w ten sposób mieliby sprawę załatwioną. Im chodziło jednak o szerszy wymiar ataku. Ponieważ nie liczą się z człowiekiem, było im obojętnie czy ktoś będzie cierpiał i kogo zniszczą.
Osoba o. Hejmo jest prawdopodobnie wybrana dość starannie. Z jednej strony podważa się autorytet Kościoła, który mógł dopuścić do tego, by "ktoś taki" przyjmował pielgrzymów, z drugiej strony można podważyć autorytet Zakonu Dominikańskiego, uchodzącego zawsze za ostoję wiary. Wiadomo jest, że Zakon Dominikański ma duży wpływ na młodych, prowadzi wiele duszpasterstw, spróbowano więc czy nie da się osłabić jego autorytetu. A dodatkową "korzyścią" byłoby ewentualne skłócenie lub - co najmniej wprowadzenie niepokoju wśród zakonników.
Nie jest naszą sprawą sądzić czy obwiniać o. Hejmo. Nie dopuścił się on żadnego przestępstwa pospolitego, nie podlega w związku z tym żadnemu osądowi z punktu widzenia prawa. Sprawa należy tylko do Zakonu i hierarchii Kościoła. A jednak w mediach zrobiło się głośno, wypowiedziało się wielu ludzi z różnych środowisk, również ściśle kościelnych. Inaczej rzecz biorąc zrobiono z tej sprawy sensację. Oczywiste jest, że działanie IPN nie miało na celu osiągnięcia jakiegoś dobra dla Kościoła. Gdyby tak było, dokumenty zostałyby przekazane wyłącznie Zakonowi i nie byłoby szumu medialnego.
Trzeba powiedzieć jasno: wielu ludzi Kościoła było uwikłanych we współpracy z władzami PRL. Niektórzy z nich działali świadomie na szkodę Kościoła. Niektórzy dali się wciągnąć w pewne układy. Sprawy tych czasów nie są takie proste. Wiadomo, oprócz tego, że dokumenty były niszczone wybiórczo. Być może historia nigdy się nie dowie kto był agentem, a kto został wpleciony z winy lub bez winy w różne układy. W tej sprawie jeszcze piętnaście lat temu zrobiono podstawowy błąd. Hierarchia powinna była domagać się przekazywania tylko jej sukcesywnie wszystkie dokumenty, dotyczące osób duchownych. Powinna zastrzec sobie, że publiczne rozstrzyganie o winie lub braku winy konkretnych osób nie może odbywać się publicznie.
Powtórzmy - obecnie mamy do czynienia z kolejną próbą niszczenia autorytetu Kościoła. Możemy się spodziewać następnych ataków - na konkretnych księży, na zgromadzenia czy zakony. Dlatego niezmiernie ważne jest, byśmy umieli się zdystansować od doniesień medialnych i nie pozwolili na wprowadzanie zamętu do naszych dusz.
20 VI 2005