Strona główna
Internetowej
Gazety Katolików
Maria Kominek OPs
Kapłan wobec parady grzechu


    Święta Katarzyna Sieneńska, największa mistyczka Kościoła, w swoim słynnym Dialogu wielokrotnie opisuje różne grzechy i ukazuje jak te grzechy wyglądają w oczach Boga. (Dialog, przypomnijmy, ma formą rozmowy św. Katarzyny z Bogiem.) Jest jednak grzech, którego nazwę Katarzyna boi się wymówić. Można jednak wywnioskować bez trudu o czym myśli. Mówi ona o przeklętym grzechu przeciw naturze. Inne grzechy ocenia jako mniejsze, ten jest najgorszy.

    Oto co mówi Bóg Ojciec w Dialogu do Katarzyny:
    Tak wstrętny był mi ten grzech. I nie tylko Mnie, lecz i samym diabłom (których ci nieszczęśni obrali sobie za swoich panów) Nie aby czuli oni (diabły) odrazę do złego: nie lubią oni dobra, lecz z powodu swej natury, która była kiedyś naturą anielską, odpycha ich widok tego potwornego grzechu, popełnianego obecnie. Wprawdzie rzucają oni zatrutą strzałę pożądliwości, lecz gdy dochodzi do samego grzechu, uciekają z powodu, który ci podałem.
    Grzech, od którego odwracają się nawet diabły. Chyba warto przypomnieć tę naukę niejednemu duszpasterzowi, nie mówiąc już o innych, żądających ciągle tolerancji.

    Czy jest możliwe, by dominikanin, doktor filozofii, nie znał nauki św. Katarzyny? Czyżby grzech, który jest wstrętny nawet diabłom nie był wstrętny dla duszpasterza? Być może życie w murach klasztornych uniemożliwia o. Tadeuszowi Bartosiowi zrozumienie, że wszelkie parady homoseksualistów nie mają na celu potwierdzenia nauki katechizmu w sprawie takich osób, a tylko i wyłącznie propagowanie zachowań homoseksualnych i doprowadzenie do uznania ich za normalne. Inaczej rzecz biorąc, takie parady mają na celu propagowanie grzechu, od którego odwracają się nawet diabły.

    Chcę być dobrze zrozumianą. Nie tępię osób homoseksualnych. Potępiam jednak grzech i namawianie do grzechu. Potępiam propagowanie niemoralności.

    Pan Jezus powiedział, że nie wolno gorszyć maluczkich. Wywiad o. Bartosia jest bardzo gorszący. Głownie dlatego, że nosi on znamiona nawoływania do grzechu. Jeśli bowiem, grzech i propagowanie grzechu nie przeszkadza kapłanowi, dominikaninowi, to dlaczego zwykły człowiek ma się grzechowi sprzeciwiać. Jeśli kapłan oburza się na prezydenta Warszawy z powodu prób zablokowania ohydnej demonstracji, to zwykły człowiek ma prawo zadać sobie pytanie: kto ma rację? Prezydent, który stara się uchronić ludzi, szczególnie młodzież, przed szerzeniem grzechu czy kapłan, który oburza się na Prezydenta za to, że zachowuje się tak, jak powinien zachować się katolik?

    Wywiad ten jest gorszący i z innego powodu. O. Bartoś stwierdza: liczba osób homoseksualnych wśród duchownych jest kilka razy większa niż średnia w społeczeństwie. To zresztą logiczne. Osoba wierząca o skłonnościach homoseksualnych wie, że i tak nie założy rodziny, więc często znajduje powołanie w życiu konsekrowanym.

    Dziwne jest to stwierdzenie w ustach osoby powołanej do życia zakonnego. Czyżby o. Bartoś nie wiedział co to jest powołanie? Czy widzi powołanie w kategoriach urządzenia sobie życia w rodzinie czy poza rodziną? W kategoriach wyboru jakie życie jest odpowiedniejsze dla konkretnego człowieka w zależności od sytuacji materialnej, zdrowotnej czy nawet od wrodzonych zdolności? Otóż powołanie to zupełnie coś innego i nie jest sprawą urządzenia się w życiu. Nie jest sprawą ułatwienia sobie rozwiązania problemów seksualnych czy innych. Zresztą - słowa o. Bartosia są ogromnie krzywdzące dla osób powołanych obojga płci. Są też obraźliwe dla wiernych, którzy mają prawo się spodziewać, że ich kapłani, zakonnicy i siostry zakonne są ludźmi oddanymi Bogu na drodze powołania, a nie rozwiązywania problemów.

   Wierni mają również prawo się spodziewać, że kapłan będzie niezmiennie głosił naukę Kościoła i wykładał zdrową naukę moralną. Mają prawo wymagać od każdego kapłana, by nie głosił publicznie pochwały lub co najmniej obojętności dla popełniania grzechu, którego brzydzą się nawet szatani. W takich paradach bowiem nie uczestniczą homoseksualiści, którzy zgodnie z nauką Kościoła starają się żyć po Bożemu. Tacy nie afiszują się ze swoimi skłonnościami. W paradach "równości" uczestniczą jawni grzesznicy, którzy chlubią się swoim grzechem.

    Na koniec pozwolę sobie przypomnieć o. Bartosiowi, który jest dużo młodszy ode mnie i ma prawo nie pamiętać czasów komunistycznych, że owszem Polska przez wiele lat walczyła o wolność słowa i swobodę manifestowania poglądów, ale nigdy nie walczyła o możliwość jawnego propagowania grzechów.



20 VI 2005