Strona główna
Internetowej
Gazety Katolików
Stanisław Krajski
Czy ten ksiądz był ochrzczony?


    W dniu 11 czerwca br., a więc w dniu, w którym odbyła się w Warszawie tzw. parada równości - manifestacji homoseksualistów domagających się publicznej akceptacji dla swoich zachowań, ukazał się w "Gazecie Wyborczej" wywiad z dominikaninem o. Tadeuszem Bartosiem, wykładowcą filozofii w Kolegium Filozoficzno-Teologicznym OO Dominikanów w Warszawie.

    O. Bartoś skrytykował Lecha Kaczyńskiego za to, że zakazał "parady równości" głosząc, że homoseksualiści mają prawo do publicznego manifestowania swych poglądów. Uzasadniając swoje stanowisko manipulował nauczaniem Kościoła przedstawiając je tylko częściowo i w sposób niezgodny z jego duchem. Oto jego "prezentacja" nauczania Kościoła:
    "Kościół broni osoby homoseksualne, przeciwstawia się wszelkim przejawom ich dyskryminacji. Mówi o tym wyraźnie Katechizm. Co więcej: wcale nie wychodzi z założenia, że homoseksualizm jest chorobą czy dewiacją. Czytamy w nim, że wiele osób ma głęboko zakorzenioną skłonność homoseksualną, a więc nie ma tam mowy o nakłanianiu gejów i lesbijki do leczenia. (...) Oczywiście Kościół nie powstał dzisiaj, a co za tym idzie, nadal jest w nim tradycja biblijna, która praktyki homoseksualne nazywa grzechem. Podkreślam - praktyki. Oznacza to, że Kościół zachęca homoseksualistów, którzy są wierzący, do czystości. Ale o potępieniu homoseksualistów nie ma nigdzie mowy. (...) Katechizm podkreśla, że homoseksualizm na ogół nie jest niczym zawiniony. Po prostu człowiek w okresie dojrzewania odkrywa pociąg do osób tej samej płci. Tak przeżywa własną seksualność i tak będzie ją przeżywał do końca życia. Trzeba to przyjąć do wiadomości i nie wolno ich za to dyskryminować".

    Czy Kościół, jak chce tego o. Barciś, nie głosi, że homoseksualizm jest dewiacją?
   Co to jest dewiacja? W "Słowniku wyrazów obcych" czytamy pod hasłem dewiacja: "Odchylenie od właściwego kierunku, zboczenie z drogi" (to samo powtarza "Słownik języka polskiego").

    W "Katechizmie Kościoła katolickiego" czytamy, że akty homoseksualizmu są "sprzeczne z prawem naturalnym". Z podpisanego przez kard. J. Ratzingera, wydanego w dniu 1.10.1986 przez Kongregację Nauki Wiary "Listu do biskupów Kościoła katolickiego o duszpasterstwie osób homoseksualnych" dowiadujemy się, że "aktywność homoseksualna przeszkadza w realizacji siebie i szczęściu, ponieważ sprzeciwia się stwórczej mądrości Boga" oraz, że "praktyka homoseksualizmu poważnie zagraża życiu i dobru wielu ludzi".

    Kościół twierdzi zatem wyraźnie, nie używając przy tym samego terminu "dewiacja", że homoseksualizm jest "odchyleniem od właściwego kierunku, zboczeniem z drogi". Uznaje go więc, w istocie za dewiację choć tego terminu nie używa. O. Barciś bawi się tu słowami zaciemniając nauczanie Kościoła i interpretując je w sposób typowo faryzejski.

    Co to znaczy, ze w Kościele jest nadal tradycja, która praktyki homoseksualne nazywa grzechem? Cóż to za sposób prezentacji nauki Kościoła? "Czy to słówko "nadal" miałoby znaczyć, że nauczanie Kościoła mogłoby się w tej perspektywie w każdej chwili zmienić, a zatem nie należy go traktować zbyt poważnie?

    Trzeba by to ująć w taki sposób. Pismo Święte naucza, że praktyki homoseksualne są grzechem. Kościół nauczał zawsze i naucza, że są one grzechem.

    O. Bartoś sugeruje, że tylko praktyki homoseksualne są odrzucone przez Kościół, że nie wyraża on negatywnej oceny samej skłonności homoseksualnej. W cytowanym dokumencie Kongregacji Nauki Wiary czytamy: "szczególna skłonność osoby homoseksualnej, chociaż sama w sobie nie jest grzechem, stanowi jednak słabszą bądź silniejszą skłonność do postępowania złego z moralnego punktu widzenia. Z tego powodu sama skłonność musi być uważana za obiektywnie nieuporządkowaną".

    O. Bartoś twierdzi, sugerując, że referuje nauczanie Kościoła, że homoseksualizm rodzi się zawsze w ten sposób, iż "człowiek w okresie dojrzewania odkrywa pociąg do osób tej samej płci".

    Katechizm twierdzi jedynie: "Znaczna liczba mężczyzn i kobiet przejawia głęboko osadzone skłonności homoseksualne. Osoby takie nie wybierają swej kondycji homoseksualnej."

    Pozostając zatem w zgodzie z "Katechizmem" można stwierdzić, że istnieją osoby, które wybierają świadomie homoseksualizm lub stają się homoseksualistami w wyniku oddziaływania na nich homoseksualistów (zostają np. w młodości uwiedzieni czy zgwałceni przez homoseksualistów). Ponadto w sprzyjających warunkach skłonności homoseksualne mogą nie być nigdy "uruchomione". W sytuacji, gdy homoseksualizm jest społecznie akceptowany, gdy homoseksualiści mają te sama prawa, co ludzie normalni skłonności takie nie są często "paraliżowane".

    O. Bartoś mówi, że Kościół nie pozwala dyskryminować homoseksualistów. To jest tylko połowa prawdy. Trzeba też podkreślić, że Kościół powtarza, iż czyny homoseksualne "nie mogą być w żadnym wypadku zaaprobowane", że akceptacja dotyczy tylko tych homoseksualistów, którzy posiadają szczery zamiar "zerwania z zachowaniem homoseksualnym".

    O. Bartoś twierdzi, że homoseksualista tak "przeżywa własną seksualność i tak będzie ją przeżywał do końca życia" i że trzeba "to przyjąć do wiadomości" i nie wolno go za to dyskryminować.

    O. Bartoś głosi zatem rozpowszechnianą przez niektórych homoseksualistów i promotorów homoseksualizmu jako swego rodzaju normy tezę, że homoseksualizm jest w każdym przypadku nie wyleczalny i sugeruje, że musi się manifestować.

    Jeżeli nawet przyjmiemy, że raz nabyta skłonność homoseksualna jest trwała to nie wynika z tego wcale, że musi się ona objawiać. Prawidłowa sytuacja, z katolickiego punktu widzenia, jest taka, że nikt nigdy, nawet najbliżsi nie dowiadują się o tej skłonności ponieważ nigdy nie jest manifestowana.

    Gdy zaś jest manifestowana (gdy przeobraża się w czyn) musi spotkać się ze zdecydowaną negatywną reakcją taką samą, jeżeli nie większą, jak negatywna reakcja na zdradę małżeńską, kradzież czy fizyczną agresję.

    O. Bartoś mówi w wywiadzie: "Przecież są różne idee, które ludzie mają prawo głosić, choć nie są to poglądy przeze mnie podzielane. Mnie parada gejów i lesbijek aż tak bardzo nie interesuje, dopóki nikt nie stara się bez powodu jej zakazać". Księdza powinien interesować grzech, wszelkie sytuacje, gdy się go próbuje lansować, usprawiedliwiać, upowszechniać, zyskiwać dla niego społeczną aprobatę. Powinien jako duszpasterz robić wszystko, aby tego grzechu było jak najmniej, by go nie akceptowano.

    Ksiądz powinien wiedzieć, że granice wolności zakreślone są przez prawo naturalne i Boże. Powinien zabiegać o to, by nie było wolności dla zła. O. Bartoś zgadza się na promocję grzechu homoseksualizmu. Czy zgadza się też na promocję innych grzechów? Jakich? Zabójstwa nienarodzonych? Eutanazji? Narodowego socjalizmu? Komunizmu?

    Czy ludzie mają prawo głosić dewiację? Czy tego chce Chrystus? Czy to służy dobru wspólnemu? Czy w imię dobra wspólnego nie powinno się uniemożliwiać promocję wszelkich dewiacji?

    Czy ksiądz może zapomnieć o tym, że zadaniem chrześcijanina nie jest tolerancja tylko miłość, że kochać to znaczy chcieć dla kogoś dobra a nie zła, że kochać to znaczy bronić tych, których się kocha przed złem, że kochać to znaczy nie być obojętnym, biernym wobec tego wszystkiego, co powoduje patologię, ale aktywnie prowadzić do Chrystusa i takich sytuacji, które Chrystus pochwala?

    Ks. Józef Tischner powtarzał, że w Polsce jest wielu ludzi zaczadzonych komunizmem. Czy dziś nie jest jednak tak, że coraz więcej ludzi jest zaczadzonych liberalizmem i neopogaństwem? Czy nie należy do nich o. Bartoś? Kojarzy mi się tu taka anegdota. Kornel Makuszyński komentując zachowanie pewnego księdza skwitował je krótko i celnie w dwóch pytaniach: "Czy ten ksiądz był ochrzczony? Któż to wie?".


16 VI 2005