Stanisław Krajski
Jakiego prezydenta Polacy nie potrzebują?
Ktoś zapyta od razu - dlaczego pytanie postawione w tytule nie jest sformułowane w sposób następujący: jakiego prezydenta Polacy potrzebują? Odpowiadam. Jeśli komuś grozi śmiertelna choroba nie skupia się na zdrowym trybie życia, ale robi wszystko, by uniknąć najgorszego.
Istnieje duże prawdopodobieństwo, że zostanie wybrany taki prezydent, którego Polacy nie potrzebują, taki, który choć będzie prezydentem Polski nie będzie prezydentem polskim, nie będzie spełniał tej służby wobec Polski, której Polska potrzebuje, a będzie robił to co w najlepszym wypadku wszystkim nam "odbije się czkawką", a w najgorszym zaszkodzi Polsce na dziesięciolecia.
Jakiego zatem prezydenta nie potrzebujemy?
Po pierwsze, nie potrzebujemy prezydenta, dla którego katolicyzm jest czymś obcym, czymś, czego może nie niszczyć, o co może nawet jakoś zadbać, tylko wtedy, gdy taki będzie na niego nacisk społeczny. Nie potrzebujemy prezydenta, dla którego katolicyzm jest w istocie tylko pewnym zabobonem oraz zespołem norm i zasad krępujących człowieka i to jego dzieło jakim jest gospodarka.
Po drugie, nie potrzebujemy prezydenta, który nie jest przywiązany do polskości, nie ceni polskiej tradycji i kultury, nie kocha wszystkiego tego, co polskie, który widzi Polskę jako "ten kraj", który potrzebuje nowoczesności, "europejskości", jedynie materialnego dobrobytu lub choćby pracy dla wszystkich, pracy tego typu, który kiedyś utożsamiano z niewolnictwem.
Po trzecie, nie potrzebujemy prezydenta, dla którego liczy się wyłącznie gospodarka, który tym samym lekceważy wszystko, co gospodarką nie jest lub nie łączy się z nią bezpośrednio, prezydenta myślącego wyłącznie w kategoriach ekonomicznych, a więc siłą rzeczy nie zauważającego w praktyce ducha i kultury, jednostki i narodu.
Po czwarte, nie potrzebujemy prezydenta fanatyka, który wierny będzie zawsze i wszędzie tylko pewnej ideologii, a nie Bogu, Ojczyźnie i ludziom. Nie potrzebujemy prezydenta ani prezydenta socjalisty ani tym bardziej prezydenta liberała.
Po piąte, nie potrzebujemy prezydenta, którym zachwycone byłyby zachodnie "czynniki gospodarcze", prezydenta, który działałby w ich interesie, w interesie wielkich międzynarodowych koncernów, sprzyjając przejęciu przez nie do końca polskiej gospodarki i rynku.
Po szóste, nie potrzebujemy prezydenta, który nie budzi żadnych obaw w Niemcach i Rosjanach. Takim prezydentem może być tylko człowiek spolegliwy wobec Berlina i Moskwy, człowiek, dla którego polska racja stanu znaczy niewiele.
Po siódme, nie potrzebujemy prezydenta, dla którego punktem odniesienia będzie Bruksela a nie Warszawa, który dla Unii Europejskiej zrobi wszystko i będzie traktował Państwo Polskie tylko jako element jej struktury.
Postawmy sprawę jasno, bez owijania w bawełnę - nie potrzebujemy takiego prezydenta jakim byłby Donald Tusk.
Wydarzenia ostatnich dni dają przedsmak tego jaki kształt przybrałaby jego prezydentura.
W okresie najważniejszym dla prezydenckiej kampanii wyborczej i w czasie, gdy przebiegają rozmowy koalicyjne mające wyłonić polski rząd uznaje on, że jego miejsce jest....w Brukseli, że tam powinien prowadzić rozmowy i "konsultacje".
W trakcie rozmów koalicyjnych nie próbuje nawet stworzyć pozorów, że pragnie pozostawać ponad podziałami i reprezentować interes Polski - działa wprost jako rzecznik swojej partii. Jest ponadto, ewidentnie arogancki i dwulicowy, obraża przywódców formacji, która wygrała wybory, stara się ich skompromitować i poniżyć w oczach opinii publicznej, lekceważy osobę przyszłego premiera, stara się upowszechnić przeświadczenie, że nie ma on właściwych, przynajmniej politycznych, kwalifikacji. W taki sposób nie postępował nawet Aleksander Kwaśniewski.
Dla mnie jest jasne i oczywiste, że Donald Tusk jako prezydent nie byłby wcale lepszy od Aleksandra Kwaśniewskiego. Jestem przekonany, że uczyniłby więcej szkody Polsce, że byłby bardziej skuteczny w tych wszystkich działaniach, które związane są z realizacją interesów partykularnych i niepolskich.
Wszystko wskazuje na to, że będzie druga tura wyborów prezydenckich i że przejdą do niej Donald Tusk i Lech Kaczyński. Chcemy czy nie chcemy powinniśmy zatem wybrać Lecha Kaczyńskiego. Cóż można o nim powiedzieć? Wszystko wskazuje na to, że nie będzie on jako prezydent odpowiadał wyżej przedstawionej charakterystyce. Związany jest jednak z PiS-em formacją, która uznaje, ze można współrządzić Polską z Platformą Obywatelską, że o losach Polski może współdecydować jej lider Donald Tusk. To nie nastraja optymizmem. Nie pozwala patrzeć w przyszłość bez niepokoju. Przynajmniej jednak Lech Kaczyński może być gwarantem, że podstawowe katolickie i polskie wartości i dobra nie zostaną naruszone.
4 X 2005