Strona główna
Internetowej
Gazety Katolików
M.K.
Korespondencja z Niemiec – dygresje i uwagi…


Współczesne Niemcy są dziś wielokulturowe. Wielkie aglomeracje miejskie mogą być wkrótce zdominowane przez przybyszów z Azji (szczególnie: Turków) i Europy Środkowej i Wschodniej (Rosjan, Kazachów) oraz z Afryki i Ameryki Łacińskiej i Południowej. Melanż narodowości, tradycji, kultur, religii, etc. Mimo tej różnorodności tutejsza sytuacja nie przypomina tej, którą znamy z opowiadań o Stanach Zjednoczonych Ameryki. Urzędnicy z Ausländeramtu (Urząd ds. obcokrajowców) czuwają by przyjezdni zostali poddani gruntownej germanizacji i stosunkowo szybko zasymilowali się w rodzimym społeczeństwem. Za „krecią robotę” odpowiedzialni są sami Niemcy. Bardzo niechętnie nawiązują kontakty z przybyszami, są hermetyczni. W rezultacie powstają getta, głownie: tureckie i rosyjskie. Narastają antagonizmy, wzajemna niechęć a nawet wrogość. Nie ma dialogu.
Przyczyny ten tego stanu rzeczy można dopatrywać się w XIX –wiecznym, a może jeszcze wcześniejszym stereotypie, głoszącym, że rasa niemiecka prezentuje najdoskonalszą postać kultury europejskiej i tym samym winna przewodniczyć, nadawać ton pozostałym krajom starego kontynentu. Wielu współczesnych German podziela ten sposób myślenia.
Oczywiście Niemcy tak jak inne nacje mają swoich wielkodusznych i małodusznych. Ogląd potoczny nie pozwala, by charakteryzować każdego z osobna, lecz zmusza by przedstawić obraz całości. Ową całość, traktując z socjologicznego punktu widzenia, określa się jako kulturę lub cywilizację. Co więc proponuje ta cywilizacja?
Ta nowa cywilizacja, w odróżnieniu od starej cywilizacji łacińskiej, głosi, że człowiek nie jest zobowiązany do wprowadzania i podtrzymywania osobowych relacji. Niejednokrotnie okazanie życzliwości i podstawowe zaoferowanie pomocy, wynikające z kultury osobistej, jest odbierane ze zdziwieniem i nieufnością. Oczywiście na niemieckich twarzach widać uśmiech, który jest formą imperatywu, ale raczej nie ma on w sobie żadnej treści. Trafną ilustracją może być przykład z komunikacji miejskiej. Nawet w małych miasteczkach i miejscowościach młodzież nie ustępuje miejsca osobom starszym. Również na ich pytanie o wolne miejsce, które można uznać za sugestię by zwolnić fotel, nie daje wskazywanego rezultatu. (Sytuacja ta dziwi chociażby przybyszów z Somalii, gdzie czymś oczywistym jest, że należy ustąpić miejsce starszej osobie). Sytuacja odwrotna wywołuje zdziwienie u „szczęśliwego” staruszka”, wówczas pyta się, czy „ofiarodawca” nie jest czasem obcokrajowcem.
Nie ma relacji pomiędzy pokoleniowej. Wielu młodych ludzi praktycznie nie zna swoich dziadków, ponieważ żyją oni w domach starców, często samotni, nie odwiedzani. Czymś społecznie przyjętym i akceptowanym jest, że starszych oddaje się do Alterheimów, które są tu naturalnym następstwem starości. Uwidacznia się tu: konsumpcjonizm oraz relatywizm poznawczy i moralny.
Należy tu wspomnieć o niepełnosprawnych. Oferuje się im pomoc materialną i pracę. Nie są odrzucani na niechciany margines społeczności, co zasługuje na uwagę i uznanie. Jednak trudno jednoznacznie orzec, czy ta postawa miłosierdzia ma swoje podłożę w miłości bliźniego, czy w utylitaryzmie? Pozostawię to pytanie bez odpowiedzi.
Katolickość Bawarii to raczej tylko tradycja. W jednej z głównych księgarni katolickich w Passau (średniowieczna Passawa) obok dzieł Ratzingera – Benedykta XVI, Jana Pawła II, można znaleźć karty do Tarota, atlasy astrologiczne z zestawami do wróżenia i wiele innych magicznych przedmiotów, o których przeznaczeniu nie mogę nic więcej powiedzieć. Mogę jedynie tylko wyobrażać, jakie jest ich przeznaczenie. Wiele osób, które określają się mianem inteligencji para się jogą, astrologią, parapsychologią i szeroko pojętym New Age. Jednak pytani, czym jest New Age?, nie znają odpowiedzi. Żenujący jest fakt, że osoby te w swojej działalności publicznej (np. edukacji) forsują powyższy światopogląd, przekonując, że jest to jedyna i słuszna wykładnia rozumienia rzeczywistości.
W kościołach organizuje się kursy jogi, zaś pod programami spotkań podpisują się sami rzymsko-katoliccy biskupi. „O tempora! O mores!…”.
Można odnieść wrażenie, że edukacja w Niemczech osiągnęła kulminacyjny punkt swojego praktycyzmu. Uczy się powielania z góry ustalonych schematów. Uczeń ma usprawnić w sobie funkcjonowanie władzy konkretnego osądu, tak by mechanicznie zestawiał wypunktowane wcześniej akcenty w całość. W taki oto sposób konstruowane są podręczniki szkolne. Nie wymaga się samodzielnego krytycznego myślenia. Wystarczy zestawić punkty z góry określone jako istotne. Pełny „automatyzm” myślenia, w którym uczeń niczym robotnik pracujący przy taśmie montażowej, specjalizuje się w instalowaniu wybranego elementu, podzespołu. Nie musi znać (i często nie zna) istoty całego mechanizmu. Czy polska reforma edukacji nie zmierza do tego samego modelu?
W edukacji króluje oczywiście platońska matematyka. Na drzwiach niemieckich urzędów pracy, można śmiało powiesić tablicę z napisem: „Kto nie zna matematyki, niech tu nie wchodzi”. Zgłaszający się na pośredniak robotnik, jest przepytywany z zadań matematycznych. Sprawdza się jego umiejętność myślenia relacjami i zakresami. W tym wszystkim ginie humanistyka i chyba sam człowiek?
Nie sposób nie wspomnieć o nauce historii, która jak mawiali starożytni jest nauczycielką życia – „historia magistra vita est”. Bawarskie podręczniki do tego przedmiotu bardzo enigmatycznie omawiają nazizm, drugą wojnę światową, okupację Europy przez wojska niemieckie. Oczywiście koronnym tematem jest Holocaust, z którego dowiadujemy się, że praktycznie jedynymi ofiarami nazistów (nie Niemców) byli: Żydzi, Cyganie, homoseksualiści oraz komuniści. Holocaust dokonał się na Wschodzie Europy (Ofiary szacuje się na około 6 milionów!). Das ist alles (to jest wszystko). Dużo miejsca poświęca się zniszczeniom niemieckich miast (Berlin, Drezno, Hamburg). Kiedy czyta się teksty poświęcone temu problemowi i ogląda się zamieszczone w tekście fotografie, można odnieść wrażenie, że druga wojna to głównie niemiecka obrona i ludobójstwo, którego dopuścili się Alianci (ze względów oczywistych na pierwszym miejscu sytuuje się Armię Czerwoną). Zaskakujący jest także temat nazizmu. Naziści to „grupa”, która „sprawowała władzę” w Niemczech w latach 1933-45 i dopuściła działań niedemokratycznych i holocaustu. Odrzuca się nazizm jako niechciane dziecko w przepaść zapomnienia. Ono jednak wciąż odbija się echem. Pytanie, które należy tu postawić, brzmi następująco: w jaki sposób ta grupa sama dokonała tego, co znamy z rzetelnych opracowań historycznych?
Paradoksem jest także fakt, że w wielu bawarskich i austryjackich kościołach upamiętnia się poległych „bohaterów” z Werhmachtu i SS (Nie mówi się i nie pamięta, że ma mocy Procesu Norymberskiego te formacje woskowe, zalicza się do organizacji zbrodniczych). Szczególnie w wiejskich kościółki (nota bene: urocze) obfitują w tego rodzaju tablice pamięci. Ale nie tylko. W Ältoting leżącym nieopodal miejsca urodzenia Benedykta XVI, w sanktuarium analogicznym do polskiej Częstochowy, można zobaczyć także takie tablice z nazwiskami, stopniami wojskowymi i nazwami jednostek, żołnierzy. Nie ma tu różnicy pomiędzy przyczyną a skutkiem, pomiędzy ofiarą a katem… Zresztą trudno określić, kto kim jest. Pozostaje jedynie relatywizm, niewygodna historia i zagłuszane echa z przyszłości.
Wciąż otwarty jest problem tzw. „ziem odzyskanych”. Niemcy nie pogodzili się z ich utratą, traktując je jak by były pod polską administracją. Niemcy mogą ubolewać nad utratą chociażby Prus, czy zachodniego Śląska, tak jak Polacy ubolewają po stracie Lwowa, Grodna i Wilna. Ale wydaję się skandaliczne to, że sytuują się na pozycji ofiar (Centrum Przeciwko Wypędzeniom). W niemieckich atlasach geograficznych wciąż zaznacza się granicę z 39 roku, z podaniem niemieckojęzycznych nazw miast. O czymś to świadczy. Nie tylko o sentymencie i rozpaczy!
Kolejny problem to kryzys rodziny. Jest wiele niepełnych rodzin, lub tzw. rodzin „wekendowych”, w których rodzice spotykają się w dni wolne od pracy. Na ulicach miast spotyka się często pary lub małżeństwa o dużej różnicy wiekowej. Społecznie akceptowalnym są związki, w których różnica wiekowa wynosi 20-30 lat.
Nie bulwersuje także widok obściskującej się na ulicy pary homoseksualnej. Społeczeństwo niemieckie jest bardzo „tolerancyjne” w tej kwestii. Nie słyszy się wypowiedzi negatywnych, lub nie dopuszcza się ich do głosu, by nie urazić „sprawnych inaczej”, by się nie narazić… Sami homoseksualiści korzystając z tego manifestują swoją odmienność. Można spotkać takie pary np. w kościele trzymające się za ręce (nazwałem ich: „pobożnymi” homoseksualistami).
W Polsce powtarza się wiele stereotypów na temat Niemców, ich pracowitości, rzetelności, uczciwości, etc. Są to tylko mity. Można spotkać i takich, którzy są nieuczciwi, leniwi, biorą łapówki… Także punktualność pozostawia wiele do życzenia. Najbardziej bezkarne czują się osoby, które w wykonywanej pracy nie mają bezpośredniego nadzoru.
Polacy winni się wyzbyć kompleksów. Nie są gorszą nacją. Nie są mniej inteligentni, pracowici od swoich zachodnich sąsiadów. Posiadają zapewne więcej zmysłu praktycznego, roztropności i zaradności, która pozwoliła przetrwać im ciężkie lata wojen, zaborów i okupacji. Winniśmy o tym pamiętać i być z tego dumni. Różni nas poszanowanie prawa, które u potomków Kanta polega na bezkrytycznym odwzorowywaniu zapisanej litery kodeksów, oraz oszczędność, która w moralnym kanonie urasta do roli najważniejszej z cnót.

Bawaria, październik 2005

12 XI 2005