Maria K. Kominek OPs
Statystyki i pobożność
Po raz kolejny zastanawiam się nad tym, co w ostatnich latach zmieniło się w naszej pobożności i w naszym stosunku do Najświętszego Sakramentu. Refleksje mam raczej smutne.
Można by zacząć od razu od pytania – dlaczego smutne? Statystyki kościelne powinni napełniać nas otuchą. Jak podaje ks. prof. Witold Zdaniewicz SAC, dyrektor Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego, z roku na rok coraz więcej ludzi przystępuje do Komunii św. I choć statystyki, to nie wszystko, dają one przecież jakiś ogólny obraz sytuacji. Przyjrzyjmy się więc statystykom.
Instytut Statystyki Kościoła Katolickiego SAC (przy Zgromadzeniu oo. Palotynów) zajmuje się badaniami statystycznymi i socjologicznymi na potrzeby Kościoła. Powstał w 1992 r. z przekształcenia Zakładu Socjologii Religii, który działał od 1972 r.. Posiada więc badania dotyczące ostatnich prawie 35 lat. Wierni bez trudu przypomną sobie, że są takie niedziele, kiedy ministranci wychodzą przed kościoły i liczą wychodzących ludzi z kolejnych mszy św. Te obliczenia (między innymi) służą zbieraniu danych dla Instytutu. Ciekawe jest zestawienie tzw. dominicantes i communicantes. Dominicantes, to ci, którzy chodzą do kościoła w niedzielę, a communicantes, – ci, którzy przystępują do Komunii św. Badani, udostępnione przez Instytut odnoszą się do lat 1980 – 2005.
Procent dominicantes w całej Polsce (średnia wszystkich diecezji) w roku 1980 wynosiła 51%, wzrosła gwałtownie w Stanie Wojennym do 57%, potem z niewielkimi wahaniami zaczęła systematycznie spadać. W roku 2005 wynosiła 45,2%. Można by powiedzieć, że jest to spadek stosunkowo niewielki – przez 25 lat o około 6%. Oczywiście porównując z krajami Zachodu, gdzie liczba dominicantes wynosi około 5%, może się wydawać, że u nas jest dobrze. Ale czy na pewno?
Druga liczba, która warta jest wyszczególnienia to ilość communicantes. Otóż w roku 1980 zanotowano 7,8%, w Stanie Wojennym wzrosła do 9,6% (co koresponduje ze wzrostem dominicantes), potem przez kilka lat utrzymywała się na poziomie między 8 a 9%, by zacząć od 1986 roku systematycznie wzrastać i dojść w latach 1990-91 prawie do 11%. Gwałtowny skok obserwuje się w roku 1992 – 14%. Od tego czasu wzrost następuje nieustannie i w roku 2005 ilość communicantes wynosi 16,5%. Oznacza to, że co roku około 400 tysięcy ludzi mniej chodzi do Kościoła, za to w ciągu ostatnich 25 lat liczba przystępujących do Komunii się podwoiła. Co to oznacza. Ks. prof. Zdaniewicz nie chce komentować danych o spadku wiernych. Jeśli chodzi o communicantes, Ksiądz. Profesor. mówi, że można tę tendencję tłumaczyć m.in. tak, że wiara staje się bardzo świadoma. I dodaje: chyba o to chodzi.
Ja zastanawiam się nad tymi danymi z punktu widzenia „wiernego z ławki”.
Nie zainteresowałabym się tymi badaniami i danymi statystycznymi, gdyby nie to, że co raz częściej robi na mnie wrażenie olbrzymia ilość ludzi idących do Komunii św. Gdy jestem na mszy św. w dzień powszedni, wydaje mi się, ze wszyscy obecni przystępują do Komunii. Jest to jeszcze o tyle zrozumiałe, bo w dni powszednie we mszy uczestniczą ludzie raczej bardziej zaangażowani religijnie. W niedziele jednak mam podobne wrażenie niekończących się kolejek do Sakramentu. Obserwacja niedzielna jest zawsze bardzo przykra, szczególnie jeśli uczestniczy się we mszy z udziałem dzieci lub młodzieży. Przepychanka dziecięca, guma do żucia, rozmowy, uśmieszki, a po przyjęciu Komunii siadanie w ławkach do rozmowy z kolegami i koleżankami nie świadczy w żadnym przypadku o pogłębieniu wiary dzieci, rodziców lub katechetów. Zawsze jednak można znaleźć usprawiedliwienie – przecież to jeszcze dzieci! Nie można jednak usprawiedliwić niczym zachowanie się młodzieży. Nie ma już przepychanki, typowej dla wieku dziecięcego, lecz są inne niepokojące zachowania. Młodzież idzie „grupowo”. Najgorzej w tym wyglądają „pary”. Często on ją trzyma z tyłu i tak idą do Komunii. Zapytałam kiedyś taką „parę”, dlaczego tak postępują. Odpowiedzieli mi, że się kochają i jeśli tak, to muszą być razem. Inne typowe zachowanie dla młodzieży jest natychmiastowe siadanie po przyjęciu Komunii i trzymanie się za ręce, rozmowy itd. A że w parafiach ludzie się znają, wiadomo, że bardzo często do Komunii przystępują „pary”, które nie ukrywają, że współżyją ze sobą.
Ktoś zapyta: a co z pokoleniem średnim i starszym? Niestety – nie jest lepiej. Widać to szczególnie gdy uczestniczą w „mszach masowych”. Wtedy tworzy się jakby „pęd” do Komunii. Każdy chce pójść i to jak najprędzej. Zaczyna się przepychanie, przeskakiwanie po ławkach kościelnych, niektórzy nawet nie wychodząc z ławek wyciągają się nad innymi, wystawiają z boku i przyjmują Komunię. Na takich mszach widywałam najróżniejsze rzeczy. Widywałam ludzi chodzących po ławkach, przeskakujących ponad klęczącymi, rozpychających innych czekających. Widziałam kiedyś też kapłana, który „skracał sobie drogę” po ławkach z puszką w ręku!
Po Mszy św. papieskiej na placu Piłsudskiego w Warszawie Internet obiegło zdjęcie kapłana, rzucającego Komunię na wyciągnięte w tłumie ręce. Pokazywałam to zdjęcie wielu pobożnym osobom. Prawie wszyscy mówili mi, ze jak zawsze jestem przeczulona i to był pojedynczy wypadek, a oni nic takiego nie widzieli. Tak, gdzie oni byli – było pobożnie. Próbowałam się dowiedzieć, czy na pewno aż tak bardzo pobożnie. Opowiadałam, ze tam gdzie ja byłam (a byłam w sektorze przeznaczonym głownie dla duchownych) widziałam dwóch księży, którzy nie zdjęli czapek w czasie konsekracji. Odpowiadano mi, ze się czepiam – padał przecież deszcz! Mówiłam, że widziałam księdza rozmawiającego przez komórkę – przeczulenie, zdarza się! Opowiadałam o zakonnicy, która przyjęła Komunię na rękę i przyniosła sobie do stołeczka na placu, by spożyć w spokoju! Odpowiadano mi – przeczulenie. W końcu powiedziałam, ze nie poszłam do Komunii w takich warunkach, tylko uklękłam i odmawiałam akty wynagrodzenia za znieważanie Komunii. Moi rozmówcy ruszali ramionami. Ważne jest – mówili – serce człowieka. I jeszcze: jak sobie pozwalasz osądzać! Nie wolno osadzać! I tak kończyły się rozmowy. W końcu zrezygnowałam.
No i teraz się zastanawiam: czy naprawdę procent communicantes wzrósł, ponieważ nasza wiara się pogłębiła? Obawiam się, że nie. Obawiam się, że przyczyny wzrostu mogą być dokładnie odwrotne.
Prawdą jest, że w ostatnich latach katecheza podkreśla, że do Komunii św. należy przystępować jak najczęściej. Prawdą jest, że kapłani podkreślają, iż nie wolno przystępować do Komunii z grzechem ciężkim, a grzechy lekkie nie są przeszkodą. Prawdą jest też, że u nas ludzie jeszcze się spowiadają. Ale jest i druga „strona medalu”. Mianowicie kapłani mówią, że poczucie grzechu bardzo zmalało i spowiedzi często są infantylne lub nie dotykają istotnych problemów.
Nie wchodząc w problem dojrzałej lub niedojrzałej spowiedzi i częstotliwości przystępowania do sakramentu pokuty, możemy jednak zastanawiać się nad tym czy większa ilość communicantes świadczy o pogłębieniu wiary. Możemy założyć, że każdy podchodzący do Komunii jest w stanie łaski uświęcającej. Wtedy uzasadnione stanie się pytanie: dlaczego aż tak dużo ludzi przyjmuje Komunię św. w sposób niegodny?
W historii duchowości zakonnej można przeczytać o tym, że były różne zwyczaje przyjmowania Komunii św. Wszystkie jednak dążyły do tego, by jak najlepiej okazać szacunek Chrystusowi, ukrytemu w najświętszym Sakramencie. I tak zdejmowano buty i podchodzono boso, przed Przyjęciem Komunii św. leżano krzyżem, odprawiano całonocne modlitwy do przygotowania się na tak wielką chwilę. Były takie mniszki, które zakładały wieńce z kwiatów na głowę lub korony, podobne do tych, które zakładano pannom młodym. Wspominam tylko o zwyczajach zakonnych, ponieważ dotyczą one dusz świadomych i można mniemać takich, które miały przygotowane serca. Działo się to bardzo często w zaciszu klasztorów, szczególnie w klasztorach mniszek, gdzie nikt oprócz nich nie miał dostępu i gdzie, jeśli by myśleć po dzisiejszemu – forma nie miała takiego znaczenia. Powtarzam, gdyby tak rozumować, jak dzisiaj jest lansowane, to wtedy forma stosowana w klasztorach nie miałaby żadnego znaczenia – bo ważne jest to co jest w sercu! A jednak – przygotowywano się, specjalnie się ubierano, by użyć znowu dzisiejszego określenia „świętowano”. Nie przystępowano codziennie do Komunii św., to prawda. Nie wiem czy jednak nie było to lepsze. Wydaje się, że wtedy było większe zrozumienie i większy szacunek dla Komunii św. Wiem jednak z całą pewnością, że obecnie nastąpiło zobojętnienie dla Tajemnicy. Tajemnica stała się poniekąd codziennością, a „chodzenie do Komunii” – zwyczajem.
Obawiam się, że grozi nam to same zjawisko, które można zaobserwować na Zachodzie. Wszyscy obecni w kościele idą do Komunii św. To jest po prostu dla nich kolejny moment. U nas jeszcze nie ma tego, ale na jak długo?
Zatrzymuję się w swoich rozważaniach tylko na problemie przyjmowania Komunii św. Warto jednak jeszcze zastanowić się nad całością problemu – mianowicie nad całością zachowań pobożnościowych i nad zmianami, które niestety nieuchronnie następują.
5 września 2006
DATA