Michał Krajski
(lat 18; syn Stanisława Krajskiego; współtwórca i uczestnik programu w telewizji TRWAM pt. „Świat Michała” – każdy piątek godz. 17.15)
Dlaczego Chrystus nie mógłby się urodzić w XXI wieku - opowiadanie
Opowiadam tę historię dlatego, że wiem, jak łatwo minione wydarzenia ulegają zmianom, w ilu wersjach podawane są w magazynach informacyjnych, gazetach, czy podręcznikach. Chciałbym pamiętać, jak naprawdę było, bo Ten o którym będę mówił powiedział kiedyś, że prawda nas wyzwoli.
Było to w roku 2000. Kapłani Heroda donieśli mu, że niedługo narodzi się Mesjasz. Władca przeraził się na te słowa, a że już wcześniej wysiedlał z Palestyny ludzi i burzył ich domy powiedział do tych, którzy służyli mu radą: Boję, się że to dziecię odbierze mi władzę. Karzę wysłać tam czołgi, obrócić wszystko w proch i zabić okolicznych mieszkańców. Na to jednak odezwały się głosy: Jeśli rozpoczniesz zbrojną akcję, zajmą się tym środki masowego przekazu i wszyscy się dowiedzą, że oto przyszedł na świat Bóg. Wiesz przecież, że to czego nie pokażą media, jest zaledwie lokalne, a więc niegroźne, jakby nigdy nie istniało. Zapomnij o tym, aby Jego przesłanie mogło stać się co najwyżej gadaniną oszołomów. My mamy pieniądze, my rządzimy światem. Dzięki naszym koneksjom nikt nigdy nie zrobi z Nim nawet wywiadu.
Tak też się stało. Jezus narodził się w Betlejem i nic się większego nie wydarzyło. Władcy mający oddać hołd dziecięciu nie przybyli, bo nie zostali powiadomieni, a kometa, która się zjawiła została zaliczona w poczet normalnych zjawisk i wytłumaczona przez specjalne konsylium naukowców.
Mistrz prowadził więc ukryte życie. Nikt o nim nie wiedział do czasu, aż w trzydziestym roku życia rozpoczął swoją misję wśród ludzi. Głosił dobrą nowinę ubogim, smutnym pocieszenie i czynił wielkie cuda. Obok tych ostatnich, dziennikarze, którzy są poszukiwaczami sensacji nie mogli przejść obojętnie. Mimo starań ludzi Heroda kolejne telewizje i gazety zaczęły pisać o przedziwnej postaci. Na początku były to tylko programy zajmujące się niewytłumaczalnymi zjawiskami, kiepskie talk-showy i programy quasi-naukowe. Później zaczęto wydawać książki i tworzyć filmy luźno inspirowane tajemniczą osobą. Nikt, by się tym bardziej nie przejął, bo w kulturze masowej wykorzystuje się wszystkie motywy, które w jakikolwiek sposób mogą pobudzać wyobraźnię, gdyby nie to, że wraz z wieścią o cudach zaczęły się pojawiać informacje o nowych, niespotykanych dotąd poglądach, które wielu raziły. Oto Jezus z Nazaretu pokazywał ludziom, którzy uważali się za potężnych ich słabość, a także mówił o prawdziwej wielkości, jaką jest pokora. Głosił, wśród mściwych i pamiętających urazy, przebaczenie, a także tym, którzy uciekali przed bólem, dobrowolne przyjęcie cierpienia. Wyśmiewał blichtr świata i namawiał do bezinteresownej miłości, która była niewyobrażalna w rzeczywistości ogarniętej przez obsesję osiągania we wszystkim zysków. Jezus był wyrozumiały, a jednocześnie stawiał wielkie wymagania i żądał wyrzeczenia. Wiek zaś w którym się pojawił można, by było nazwać czasem beztroskiej konsumpcji.
Szybko więc znienawidziły go rzesze tych, którzy zniewalali innych, żyli marnością i złem. Tłumy ludzi szły jednak za Nim, bo Jego działalność zmieniała oblicze ziemi, a Jego Słowa Życia przemieniały serca. Dla tysięcy było jasne, że to Syn Boży zstąpił na ziemię. Prędko utworzył Kościół i powołał pierwszych apostołów. Herod przeraził się wtedy i wezwał do siebie swoich doradców, a także kapłanów i filozofów, pytając się ich: Co mam czynić? Czuję, że jestem bliski utraty władzy. Przepowiedziany wciąż rośnie w siłę. Po tych słowach wszyscy, którzy zgromadzili się wokół władcy zaczęli szukać rozwiązania, aż wystąpił pewien filozof i udzielił mu odpowiedzi: W „Państwie” Platona jest powiedziane, że jeśli kiedykolwiek pojawi się ktoś kto nazwie się Bogiem należy go zabić, a naukę jego ograniczyć do minimum”. Herod popatrzył na zebranych i rzekł: Zajmijcie się tym.
Zaczęto więc szukać okazji, aby zabić Jezusa z Nazaretu. Jego nauka już wydostała się na świat, ale postanowiono ją odpowiednio zmodyfikować i zinterpretować na swój sposób. Silni przyjaciele Heroda których miał na całym świecie szybko zauważyli, że nie można wprost odwieźć ludzi od miłości, zaczęto więc głosić jej surogat pod hasłami bezpiecznej i wolnej miłości. Wyrozumiałość zastąpiono tolerancją, a ofiarność umiarkowaną filantropią. Samego zaś Jezusa nazwano pacyfistą (przecież głosił, że wprowadzający pokój będą nazwani synami Bożymi), ekologiem i przyjacielem zwierząt. Zaliczono go w poczet takich ludzi, jak Gandhi czy Dalajlama. Dostał miano przyjaciela ludzkości – tego, co znosi wszystko, milczy i daje, co jest w jego mocy.
Kościół zaś uznano za organizację charytatywną, za coś w rodzaju fundacji zajmującej się prawami ludzi. Jako taka była popierana przez media.
Było wielu tych, którzy przyjmowali nową religijność. Każdy wytwarzał sobie własny obraz boga, który nie ma wymagań i dostosowuje się do sytuacji. Media przyjęły go bardzo życzliwie. Znaleźli się profesorowie i wierni, którzy opracowali nowe biblie, nowe katechizmy i nowe ewangelizacje.
Mimo to Kościół trwał w Słowie wypowiedzianym przez Tego, który został nazwany Mesjaszem, Synem Bożym. Jego kapłani i wielu ludzi wciąż było przy Nim. Sam Jezus wiedział, jednak, że Jego koniec jest bliski i musi powołać zastępcę, który w Jego imieniu będzie rządził Kościołem. Wtedy też zlecił to Piotrowi. To właśnie o nim chciałbym coś więcej powiedzieć, bo bez zrozumienia tego, co wydarzyło się między nim, a Jezusem z Nazaretu nie można pojąć relacji Jezus – Kościół.
Zanim poznał Mistrza nazywał się Szymon i był prostym człowiekiem. Za nim przystąpił do Pana nie musiał wypełniać formularzy, pisać CV, przedkładać dokonań. Został wezwany i poszedł. Już w tym widzę coś niesamowitego, coś tak intymnego, że zawiera się tylko między nimi. Nikt więcej nie wie, czemu właśnie on i czemu tak łatwo przystał na wezwanie.
Był pierwszym uczniem, pierwszy wyrywał się do odpowiedzi na pytania zadane mu przez Jezusa, do udzielania mu rad i do wydawania bohaterskich oświadczeń. To on na słowa Mistrza: „A wy za kogo mnie uważacie” odpowiedział: „Ty jesteś Syn Boży, Mesjasz, Pan”. To jemu Jezus zmienił imię na Piotr, to znaczy skała, i zdecydował się na nim zbudować swój Kościół. Zanegowano jednak ten wybór.
Było to krótko po tym, jak Piotr został papieżem. Jezus z Nazaretu postanowił oddać się w ręce grzeszników, stwierdzając, że tylko ofiary z życia brakuje mu do wypełniania misji. Został zabity i trzeciego dnia zmartwychwstał pokazując nową drogę człowiekowi, objawiając do końca swoją boskość i miłość. Świat tego jednak nie zauważył, gdyż media, ta soczewka, w którą wpatrzeni są ludzie, była skierowana na Piotra, który powtarzał: „Nie znam tego człowieka, nigdy Go nie widziałem, mylicie się”.
Środki masowego przekazu pokazywały materiały kompromitujące papieża. Okazało się że ludzie Heroda trafili również do Piotra, a że mieli porozumienie z mediami mogli go zabić, ale w bardziej subtelny sposób, zabić go na wizji, zniszczyć w oczach milionów ludzi.
Nie wytrzymał presji i uciekł płacząc, a Kościół patrzył osamotniony na swojego pasterza, który został wyrwany ze stada. Telewizja, radio, gazety, portale internetowe, plakaty ogłaszały zbrodnię Piotra, wzywając go do ustąpienia. Ludzie o wątpliwej reputacji zaczęli mówić o moralności, przestępcy o łamaniu zasad. Wszyscy grzmieli, tak, że nikt nie mógł dojrzeć Jezusa, który umierał gdzieś na prowincji i powtarzał: Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią. Nagle ludzie Heroda zaczęli wołać, że trzeba bronić Kościoła, ocalić go przed hańbą. Owce zaczęły wypowiadać się w mediach mieszając się z ludźmi Heroda i im przytakując. Jednym głosem przekonywali owce: „Trzeba się pozbyć Piotra. Nie jest godny. Piotr to hańba dla Kościoła. I wielu opuściło Piotra. Wreszcie została przy nim garstka rozproszonych po świecie wyznawców.
A on szukał miejsca, gdzie mógłby odpocząć. Znalazł w końcu małą kaplicę, w której przebywało kilku kapłanów, w tym ja. Przyjęliśmy go serdecznie, bo był naszym bratem i wiedzieliśmy kto mu powierzył tę władzę.
Kiedy usiadł między nami zamknęliśmy drzwi, żeby nikt nam nie przeszkadzał. Po jakimś czasie ktoś się jednak pojawił w pomieszczeniu. Był to sam zmartwychwstały już Jezus. Usiadł naprzeciwko Piotra i popatrzył na niego. Zastanawiałem się co on wtedy mógł czuć. Czy myślał o tym, że starał się zawsze być blisko Niego, dla Niego wszystko porzucił, w Nim jako pierwszy rozpoznał Boga, czy też może wręcz przeciwnie przypomniał sobie właśnie, jak zwątpił na jeziorze, kiedy odradzając Mu mękę został nazwany przez swego Pana szatanem, kiedy zaparł się Go trzykrotnie. Nie wiem, co go wtedy przepełniało, ale patrzył na Jezusa oczekująco spodziewając się że to On zrobi pierwszy krok. Znowu nie wiem, czy spodziewał się ciosu i potępienia, czy miłosierdzia, ale znając Mistrza, musiał wiedzieć, co On uczyni. Chyba dlatego nie był zdziwiony, kiedy Ten nie zapytał go o przeszłość, nie wezwał do rozliczenia i wyjaśnień, ale po prostu zapytał, tym głosem, który zna każdy kto naprawdę zetknął się z Bogiem, a przez, który przemawia miłość: Czy ty mnie kochasz więcej aniżeli ci? Piotr odpowiedział natychmiast, tak jak wtedy, kiedy powiedział mu: Pójdź za mną i kiedy pytał za kogo uczniowie Go uważają. Tak, Panie, Ty wiesz, że Cię kocham. Mistrz rzekł do niego: Paś baranki moje! Zaraz też powtórzył pytanie: Szymonie, Synu Jana, czy miłujesz Mnie? Odparł Mu: Tak, Panie, Ty wiesz, że Cię kocham. Pan rzekł do niego: Paś owce moje! Jezus powtórzył jednak po raz trzeci: Szymonie, Synu Jana, czy kochasz Mnie? Piotr się zasmucił, że jego Mistrz pytał go aż trzy razy o to, czy Go kocha. Prawdopodobnie tej jednej, jedynej rzeczy był wtedy pewien. Wybuchnął więc ze smutkiem: Panie, Ty wiesz wszystko, Ty wiesz, że Cię kocham. Wtedy rzekł do niego Jezus: Paś owce moje!
Kiedy świat właśnie potępiał Piotra, kiedy środki masowego przekazu kamienowały go, kiedy zabijano go powoli i wyrafinowanie na wizji i ze wszystkich wypowiedzi wynikało, że nie ma dla niego miejsca w Kościele Jezus powiedział to, co na początku: Pójdź za mną.
Pomyślałem wtedy, że oto zabito Jezusa, a razem z Nim tych, którzy byli mu wierni, że zmartwychwstały wyrusza ponownie zbierając apostołów, którzy zginęli dla świata. I uwierzyłem, że śmierć została pokonana i Mistrz odradza się ze swoimi sługami. Zrozumiałem słowa, które tak długo trapiły moje myśli: Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Jeżeli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity. A kto by chciał Mi służyć, niech idzie na Mną, a gdzie Ja jestem, tam będzie i mój sługa.
A media? A media triumfowały. Głosiły hańbę i klęskę Kościoła i mówiły, że umiera. On zaś właśnie się odradzał i nabierał siły, by ostatecznie zwyciężyć - Królestwo Chrystusowe na ziemi miało się stać wkrótce faktem.
9 I 2007