Komu to służy?
Uznając prawo do należytej wolności informacji, nie można przyzwalać na to, aby zło moralne stawało się okazją do sensacyjności.
Jan Paweł II, Przemówienie do biskupów amerykańskich, 1999
Z reguły w ostatnich dwóch tygodniach przed Wielkanocą wierni Kościoła przeżywają bardziej intensywnie swoją pobożność. Jest to okres głoszenia rekolekcji (szczególnie w mniejszych miejscowościach, w dużych miastach bowiem rekolekcje można znaleźć w każdym tygodniu Postu). Jest to również okres spowiedzi wielkanocnej – w tym okresie przed konfesjonałami ustawiają się najdłuższe kolejki. A w tych kolejkach jest bardzo wielu takich, którzy na co dzień nie koniecznie żyją życiem sakramentalnym, jest wielu takich, dla których być może spowiedź jest problemem, wielu takich, którzy spowiedź odkładali nawet przez całe lata i którym nie wiele potrzeba by zrezygnować z kolejki do konfesjonału. Ci właśnie w pierwszej kolejności od kilku lat są wystawiani systematycznie na próbę, która niestety częściej kończy się klęską. A powodem tej klęski jest rozczarowanie i zwątpienie. Zwątpienie, bo nagle – na parę dni przed Wielkanocą – ktoś podał mediom sensacyjna wiadomość, mającą ukazać „ciemne sprawy” Kościoła. Przypomnijmy tylko dla porządku kilka przypadków z niedalekiej przeszłości (ograniczam się tylko do tych, które miały miejsce w Wielkim Poście):
Wielki Piątek 1995 – austriackie postępowe media atakują w sposób niewybredny kardynała H. Groëra, arcybiskupa Wiednia. Oskarżenie – molestowanie seksualne byłego ucznia. Osiem lat później, na pogrzebie Kardynała, powiedziano oficjalnie, że zarzuty były nieprawdziwe. Sprawa dla Kościoła w Austrii skończyła się tragicznie – powstał świecki ruch „Wir sind Kirche” („My jesteśmy kościołem”), rujnujący Kościół od wewnątrz.
Wielki Post 2002 – Atak na arcybiskupa J. Paetza i zmuszenie go do rezygnacji w
Wielki Czwartek. (n. b. atakowany przez apostatę T. Węcławskiego)
Wielki Post 2004 – ukazuje się polskie wydanie Kodu Leonarda da Vinci. Książka zostaje natychmiast ogłoszona bestsellerem i wprowadza ogromne zamieszanie w duszach ludzkich.
Wielki Post 2006 – sensacyjne „odkrycie” apokryficznej „ewangelii Judasza”. Kolejne zamieszanie.
Wielki Post 2007 – sensacje na temat molestowania w Diecezji Płockiej.
Wielki Post 2008 – sensacje dotyczące domniemanego molestowania w Diecezji Szczecińsko – Kamieńskiej.
I te ostatnie są najbardziej zaskakujące i bolesne. Zaskakujące dlatego, że tym razem kapłan wprowadza zamęt w duszach ludzkich. I to kapłan z Zakonu, który został ustanowiony do głoszenia Prawdy Chrystusowej ku zbawieniu dusz ludzkich. Powtarzam: Prawdy Chrystusowej, a nie sensacyjnej, domniemanej, logicznej, czy jakiejkolwiek innej. Bolesne - dlatego, że kapłan uderza w kapłana, nie zważając na dobro dusz.
Św. Dominik, Założyciel Zakonu Dominikańskiego, najbardziej ubolewał nad duszami. Największym miłosierdziem dla niego było doprowadzić zbłąkaną duszę do prawdziwej wiary. Jak w świetle Jego duchowego dziedzictwa wygląda odciągniecie wielu ludzi od spowiedzi wielkanocnej, a niektórych nawet na stałe od Kościoła. Ilu takich jest? Ilu po sensacjach, ujawnionych przez „życzliwego” dominikanina odeszło od Kościoła, bo wiara ich była chwiejna i potrzebowali raczej coś budującego, a nie wiadomości o domniemanym molestowaniu.
…nie można przyzwalać na to, aby zło moralne stawało się okazją do sensacyjności.
Niestety – wszyscy wykazujemy tendencję do kupowania pięknych albumów ze zdjęciami Ojca Świętego Jana Pawła II, gorzej jednak z akceptacją Jego nauki. Bowiem kto by się wsłuchał w zacytowaną wypowiedź Sługi Bożego, nie odważyłby się na udostępnianie mediom wiadomości, które (prawdziwe lub nie) staną się sensacją. Gorzej – staną się okazją do publicznego oczerniania Kościoła i do wprowadzenia zamętu w wielu duszach. Ryzyko jest ogromne – po to by ujawnić sprawę, co do której być może nawet dominikanin ma pełne przekonanie, że jest prawdziwa – on – jako pasterz – ryzykuje zbawienie wieczne dusz, których nie zna, ale o których powinien pomyśleć. To, że po takiej sensacji wielu ludzi odchodzi od Kościoła jest faktem niezaprzeczalnym. I nikt nie może wiedzieć jakie będą ich dalsze losy, nikt nie może wiedzieć czy nie będą między nimi tacy, którzy z powodu rozczarowania nie powrócą do Kościoła (lub nie zdąża powrócić, ginąc przykładowo na drogach), co grozi utratą zbawienia.
Kościół w swej mądrości przewidział sposoby postępowania w przypadkach, gdy duchowni dokonają czynu niegodnego lub nawet przestępstwa. Każdy wierny, jeśli tylko chce, może się dowiedzieć jaka jest procedura, przewidziana w takich przypadkach. Tym bardziej kapłan – powinien on nie tylko znać zarządzenia Stolicy Apostolskiej, ale i stosować się do nich. Chodzi szczególnie o dwa dokumenty:
1)
Instrukcję z 16 marca 1962 Crimen sollicitationis, zatwierdzoną przez błogosławionego papieża Jana XXIII i wydaną przez ówczesne Święte Oficjum, przekształcone później w Kongregację Nauki Wiary. Określono w nim postępowanie w celu rozpoznawania przypadków kanonicznych i doprowadzenia do przeniesienia do stanu świeckiego kapłanów zamieszanych w niegodziwości pedofilskie. Chodziło szczególnie o przypadki łamania sakramentu spowiedzi. Ten dokument obecnie ustępuje miejsce późniejszemu, z wyjątkiem punktów, które nie zostały zmienione.
2)
List De delictis gravionibus (O najpoważniejszych zbrodniach), podpisany 18 maja 2001 r. przez ówczesnego kardynała Josepha Ratzingera jako prefekta Kongregacji Nauki Wiary. Jedynym celem tego listu jest umożliwienie praktycznego wykonania norm (
Normae de gravioribus delictis), ustanowionych przez list apostolski
Sacramentorum sanctitatis tutela z 30 kwietnia 2001, podpisany przez papieża Jana Pawła II. Zainteresowani mogą łatwo dotrzeć do tych dokumentów. Są one dostępne na stronach internetowych Stolicy Apostolskiej.
Dokumenty te określają sposób postępowania Kościoła, na szczeblu kanonicznym. Nie dotyczą przypadków ujawnień i postępowań w sądach cywilnych państw, które winny nadawać im własny bieg, zgodnie ze swym ustawodawstwem. Dlatego ktokolwiek zwracał się lub zwraca do sądu kościelnego, mógł i może zwracać się również do sądów świeckich, ujawniając podobne przypadki. (Dodajmy od siebie – by wystąpić do sądu świeckiego nie ma potrzeby używania „pośrednictwa” prasy.)
Istnieją zatem dwie drogi sprawdzenia czy kapłan jest winny i ewentualnego jego ukarania: droga Kościoła, z własnym prawem kanonicznym i droga państwa z własnym kodeksem karnym. Obie są autonomiczne i niezależne od siebie. Normy postępowania kanonicznego wymagają jednak, by Kościół rozpoczął proces, niezależnie od tego czy sprawa trafiła do sadu cywilnego lub nie. Postępowanie kanonicznie przewiduje, że jeśli został zasygnalizowany czyn pedofilski, to biskup (lub ordynariusz) winien przeprowadzić przede wszystkim wstępne dochodzenie, aby upewnić się, że są pewne oznaki winy kapłana. Po zebraniu przekonujących dowodów biskup (lub ordynariusz) winien przekazać Kongregacji Nauki Wiary dokumenty w tej sprawie, aby uzyskać wskazówki, jaką drogą procesową ma iść spośród tych, które przewiduje Kodeks Prawa Kanonicznego.
Należy zwrócić uwagę na to, że Stolica Apostolska za pośrednictwem swego ustawodawstwa z 2001 r. zastrzega sobie (a nie biskupom miejscowym) osądzanie takich przestępstw. W dokumencie
De delictis gravionibus czytamy, że
przestępstwo przeciw szóstemu przykazaniu Dekalogu, popełnione przez duchownego wobec osoby młodej, poniżej osiemnastego roku życia (art. 4) należy do bezpośredniej kompetencji Kongregacji Nauki Wiary, która w takich przypadkach działa jako trybunał apostolski.
Dodajmy jeszcze, że Kościół (wbrew temu, co mówią media) traktuje te przestępstwa bardzo poważnie, zaliczając je do najpoważniejszych na równi z dwoma innymi ciężkimi przestępstwami (również zastrzeżonymi dla Stolicy Świętej), jakich można się dopuścić w stosunku do dwóch sakramentów: Eucharystii i przeciw świętości spowiedzi.
Instrukcja z 1962 r. przewidywała ekskomunikę dla tego, kto ujawniał szczegóły kanonicznej procedury karnej. W ustawodawstwie z 2001 potwierdzono tajemnicę (zwaną papieską,), ale bez określania kary za jej złamanie, nawet gdy chodzi o tajemnicę, która wiąże sumienie mocniej niż normalna tajemnica.
Jaki jest cel zachowania tajemnicy:
- chodzi o dobre imię podejrzanego, który aż do skazania uważany jest za niewinnego;
- o prawo do powściągliwości ofiar i świadków,
- o swobodę przełożonego, który winien sądzić w sposób wolny, bez podejrzeń, że jest poddany jakimkolwiek naciskom.
…nie można przyzwalać na to, aby zło moralne stawało się okazją do sensacyjności.
Przedstawiliśmy w skrócie podstawowy sens dokumentów Stolicy Apostolskiej głównie z myślą o tych, którzy choć nie zwątpili w wierze są zdezorientowani i nie wiedzą co się dzieje i kto ma rację, kto tu działa sprawiedliwie, a kto nie. Tym duszom sensacyjne wiadomości podane przez dominikanina nie zagrażają bezpośrednio utratą zbawienia. Doznały one jednak zamętu i niepokoju. Zakłócono im religijne przeżywanie Wielkiego Postu.
Otóż w świetle dokumentów Stolicy Apostolskiej widać wyraźnie, że Kuria Szczecińsko-Kamieńska postępowała całkowicie zgodnie z ustawodawstwem kościelnym. Niezgodnie z nim postąpił dominikanin, który uważał, że swoimi wiadomościami powinien się podzielić z „Gazetą Wyborczą”. Chcę wierzyć w to, że działał w zgodzie z własnym sumieniem. Być może wydawało mu się, że w ten sposób dopomoże domniemanym ofiarom. Być może nie pomyślał o tym, że jeśli rzeczywiście taka pomoc była potrzebna mógł ją udzielić bez rozgłosu (zgodnie z zasadą ewangeliczną – niech lewa ręka nie wie co czyni prawa). Zakon oo. dominikanów prowadzi dzieła pomocy dla ludzi z różnymi uzależnieniami: dla alkoholików, dla ofiar sekt i inne. Nie brakuje mu zatem kontaktów z psychologami, pedagogami, terapeutami. Być może o. Mogielski, jako człowiek młody w kapłaństwie, nie pomyślał o możliwości skorzystania z pomocy zaprzyjaźnionych z Zakonem specjalistów. Mam nadzieję, że tak było. Nie chcę wierzyć, że zostawił ludzi, co do których jest przekonany, że są poszkodowani bez pomocy przez pięć lat (od roku 2003, kiedy podejrzenia zgłoszono do Kurii do Wielkiego Postu 2008). Nie chcę również uwierzyć w to, że o. Mogielski widział w publicznym szkalowaniu współbrata w kapłaństwie lekarstwo na problemy domniemanych poszkodowanych. Zemsta jako taka nie należy do kanonu postępowania ewangelicznego.
Arcybiskup Szczecińsko-Kamieński zadał w swoim liście do Prowincjała Zakonu Dominikańskiego pytanie:
jakiemu dobru służyło to całe zamieszanie wywołane w mediach przez o. Marcina Mogielskiego OP. Podziwiam księdza Arcybiskupa za jego delikatność i sposób wyrażenia w tych kilku słowach całego sensu nauki moralnej Kościoła.
Jakiemu dobru? Właśnie o to chodzi – czy to działanie posłużyło jakiemuś dobru? Czy przyniosło dobro tym, co na forach internetowych piszą, że po tym co się dowiedzieli nigdy nie pójdą do spowiedzi?
A może przyniosło dobro tym, co otwarcie zapowiadają, że ich noga nie przekroczy progu kościoła, jeśli tacy są księża?
Czy przyniosło dobro tym, co choć przy Kościele trwają, zachowają wątpliwości w swoich duszach?
Wreszcie czy przyniosło dobro tym, którym zakłócono przeżywanie Wielkiego Postu?
Nie jestem niestety tak delikatna jak ksiądz arcybiskup. Ja zapytam inaczej –
komu to służy? Tu odpowiedź jest prosta i jasna – służy tym, co chętnie szkalują Kościół, tym, co choć udają wiernych Kościoła chcą wprowadzać w nim swoje reguły, wreszcie – tym, co walczą z Kościołem i każde jego niepowodzenie jest dla nich satysfakcją.
…nie można przyzwalać na to, aby zło moralne stawało się okazją do sensacyjności.
Szkoda, wielka szkoda, że o. Mogielski nie zastosował się do tej wypowiedzi Sługi Bożego Jana Pawła II. Szkoda również, że nie zdecydował się na taką samą powściągliwość w stosunku do procesu kanonicznego, jaką zadeklarował w stosunku do Prokuratury.