Maria K. Kominek OPs
Kolejny atak na ojca Tadeusza Rydzyka i Radio Maryja
To co się dzieje w ostatnim czasie przekracza ludzkie pojecie. I oczywiście wszelkie granice dobrego wychowania. To, że znowu podjęto kolejny atak na Kościół nie powinno nas dziwić. Kościół jest znakiem "na nie" dla świata i póki świat istnieje będzie atakowany. Ostateczne zwycięstwo i tak należy do Kościoła, lecz w czasie walki niejeden człowiek musi ponieść cierpienia, niejedna dusza może doznać szkody. Wrogowie Kościoła dobrze o tym wiedzą i na pewno nie liczą na zwycięstwo. Zależy im jednak na tym, by choć trochę zaszkodzić Kościołowi.
Ostatni atak, przypuszczony na Ojca Tadeusza Rydzyka nie jest zaskoczeniem. Wszyscy zdajemy sobie sprawę z tego, że nie jest ostatnim, tylko kolejnym. Wszyscy wiemy dobrze, że wrogowie nie spoczną. Nie wiemy tylko jaka będzie następna metoda ataku. Choć możemy się domyśleć, wróg zawsze wraca do metod wypróbowanych. Szatan, główny sprawca zła, choć bardzo przebiegły, nie jest (lub nie musi być) bardzo odkrywczy.
Nie minęło wiele od czasu gdy pisałam, że w Polsce przypuszczono atak na Kościół podobny do tego, który w Austrii doprowadził do ustąpienia ze stanowiska niewinnego, lecz pomówionego kardynała Groera. U nas atak skierowano na niewinnego arcybiskupa z podobnym skutkiem. Przyjrzyjmy się dalszemu ciągu scenariusza.
Zaatakowano znowu Ojca Dyrektora. W tym ataku prym wiodą panowie Sakewicz, Hołownia, Terlikowski i Gowin. Za nimi idą inni dziennikarze, jak zwykle żądni sensacji. Na co liczyli ci, którzy tak ochoczo zaczęli pisać i szukać pretekstu by przekonać oo. redemptorystów do "ukarania", "odwołania" itp.? Prawdopodobnie na nic. Wiedzieli, że ich prowokacja jest szyta grubymi nićmi i że nie da się wygrać. Ale zawsze przyda im się trochę krzyku, trochę hałasu, trochę mącenia. Może przy okazji uda się zdyskredytować Ojca Dyrektora w oczach niektórych ludzi, może uda się kogoś odciągnąć od Radia Maryja. A może jednak dojdzie do zamknięcia znienawidzonej przez nich Rozgłośni. Albo choć do tego, by w jej programie było mniej prawdy, a choć trochę "poprawności politycznej". A może Ojciec Dyrektor będzie tak zmęczony ich ujadaniem, że sam ustąpi. Zapominają jednak o czymś najistotniejszym w całej sprawie - Ojciec Tadeusz Rydzyk i całe Radio są pod opieką Matki Najświętszej. Jej poświęcił się O. Dyrektor i z tego czerpie siły do pracy. Pracy, która tak bardzo drażni wrogów Kościoła.
Przypuszczają kolejny atak na Kościół, licząc na to, że mogą znaleźć się ludzie, którzy zaczną wątpić, będą zdezorientowani w tym, co się naprawdę dzieje i może się zagubią, nawet odejdą od Kościoła. To im na razie starcza, z czasem liczą na coś więcej. Ich gra jest całkiem przejrzysta - oni marzą o stworzeniu odpowiedniej atmosfery na zorganizowanie "oddolnego" ruchu katolików świeckich, ruchu, który podobnie jak wywodzący się z Austrii "Wir sind Kirche" mógłby dowolnie szerzyć swoje postawy kontestacyjne wobec Kościoła i domagać się praw dla siebie pod płaszczykiem lepszego rozumienia nauki Soboru Watykańskiego II. Ma się rozumieć - lepszego niż to, co reprezentuje Hierarchia. Czują się upoważnieni do tego, by pouczać Hierarchię, chcą być upoważnieni do tego, by mogli decydować o tym kto jaką funkcję ma pełnić w Kościele.
Być może panowie publicyści to ludzie zabłąkani i nie rozumiejący w ogóle na czym polega struktura Kościoła. Albo rozumieją, ale nie chcą się z tym pogodzić. Jeśli jednak założymy, że rozumieją, to musimy w konsekwencji przyjąć, że mają złą wolę. Zostańmy więc na razie przy hipotezie, że główni sprawcy zamieszania - wspomniani panowie Sakewicz, Hołownia, Terlikowski, Gowin nie maja złej woli, tylko idą za czyjąś sugestią, a to dlatego, że nie rozumieją struktury Kościoła, nie rozumieją olbrzymiej różnicy między osobą duchowną a świecką. Im się wydaję, że jeśli wszyscy jesteśmy członkami Kościoła, to wszyscy jesteśmy jednakowi. Daje o sobie znać myślenie postkomunistyczne - wszyscy jesteśmy równi, mamy jednakowe żołądki, jednakowe potrzeby itd. Wydawałoby się, że młodzi ludzie nie powinni ulegać takiemu sposobowi myślenia. Jednak komunizm bardzo głęboko zapadł w świadomość, co szczególnie często się obserwuje właśnie u młodych ludzi z niektórych środowisk. Dobrze by było więc, gdyby przyjrzeli się całościowo nauce Kościoła i spróbowali zrozumieć, że Kościół jest społecznością hierarchiczną, w której nie ma miejsca na "jesteśmy równi". Dobrze by było, gdyby przemyśleli sobie to, na czym polega różnica między duchownym a świeckim. W ciągu wieków Kościół wypracował naukę na ten temat, powstało wiele tekstów, w tym Doktorów Kościoła - wystarczy tylko sięgnąć i przeczytać.
Jeszcze jeden rys, pozostałość po minionych czasach komunistycznych, charakteryzuje nowych "obrońców" Kościoła. Jest to szczególne umiłowanie donosicielstwa. Ostatni atak zaczął się od donosu, który T. Sakewicz wysłał do Stolicy Apostolskiej. Do samego Papieża! Donos, jak każdy "profesjonalny": donos, był utrzymany w stylu troski i zadumy nad losem Kościoła w Polsce i oczywiście udostępniony do publicznej wiadomości. Czy T. Sakewicz jest tak naiwny, by mógł pomyśleć, że sam Papież będzie czytał jego donosy? Wątpię! Zdawał sobie na pewno sprawę z tego, że donos na biurko Papieża nie trafi. Ale chciał pokazać czytelnikom swojej gazety jaki on jest odważny, jaki jest zatroskany o Kościół, no i wmówić im, że on, zwykły dziennikarz z Polski ma prawo pisać do Papieża, bo to takie powinny być demokratyczne stosunki w Kościele, tylko że w Polsce tak wierni, jak i Hierarchia tego nie rozumieją. Ale on - Sakewicz - da przykład! Jak bardzo to przypomina pierwsze lata tworzenia ruchu "Wir sind Kirche"! Nic nowego. Tą samą metodą posługiwali się wszyscy wichrzyciele, twórcy herezji i ruchów antykatolickich od samego początku dziejów Kościoła. Zawsze byli zatroskani o lepsze rozumienie, o uzupełnienie braków, o zaprzestanie dyskryminacji świeckich, kobiet, grzeszników itd. I zawsze skutki były takie same - ci którzy dali się wciągnąć w tego typu ruchy odchodzili od Kościoła, narażając przy tym swoje nieśmiertelne dusze na utratę zbawienia.
To, że stworzenie takiego ruchu jest dalszym celem ataków medialnych nie jest ani moją hipotezą, ani tajemnicą. Można na przykład, przeczytać na forum bardzo kontrowersyjnej strony internetowej "Tezeusz" długą dyskusję, która toczyła się tam na ten temat w styczniu i lutym tego roku. Zresztą są też inne symptomy, które o tym niezbicie świadczą.
Zastanówmy się na chwilę do kogo zaadresowane są wezwania do "demokracji", do "naprawy" Kościoła. Na pewno nikt z publicystów czy to "Gazety Polskiej", "Newsweeka", "Wprost" czy innych wtórujących im mediów nie liczy na to, że odciągnie słuchaczy Radia Maryja od Kościoła. Zdają sobie oni sprawę z tego, że ci słuchacze to ludzie ugruntowani w wierze katolickiej, którzy nie dają posłuchu donosom i pomówieniom. Wiedząc o tym, ci publicyści w pierwszej kolejności starają się utworzyć negatywny wizerunek słuchaczy. Najpierw są to "moherowe berety", co jednoznacznie ma wskazywać na starsze panie, raczej nie za bardzo majętne. W ten sposób biedna emerytka staje się powodem do żartów i kpin. Po drugie ukazuje się słuchaczy jako grupa ludzi mało inteligentnych. Tym razem jednak w tworzeniu wizerunku pojawia się nowe element - ukazanie ojca Ryzyka jako głównego sprawcy tragedii słuchaczy.
Zacytujmy na chwilę wypowiedź J. Gowina dla "Gazety Krakowskiej" z 20.07.2007: To ludzie bardzo głęboko osadzeni w tradycji polskiego katolicyzmu, choć w bardzo specyficznym nurcie tej tradycji, streszczającym się w haśle Polak-katolik, a więc z jednej strony w bardzo prostej pobożności ludowej, a z drugiej wiążącym sprawy wiary i Kościoła ze sprawami narodowymi. Często przybierało formy ksenofobiczne, a nawet antysemickie. O. Rydzyk reprezentuje skrajną formę tej postawy i podsyca wszystko, co w tym nurcie jest negatywne.
Jednym zdaniem J. Gowin potrafi tak ująć sprawę, by pokazać jak niedobrze jest być katolikiem o pobożności "ludowej" (czyli odmawiać Różaniec, chodzić na nabożeństwa majowe itd.), że nie wolno być zatroskanym o swój Naród, ponieważ jest to ksenofobia, a nawet trąca o antysemityzm. No i wymowa ostatniego zdania - ci biedni ludzie są tak głupi, że dają się prowadzić złemu ojcu, który podsyca ich postawy negatywne. Gdyby nie było Ojca Rydzyka, byliby lepsi. Jest na to metoda - J. Gowin wie najlepiej jaka: To wymagałoby bardzo zdecydowanych działań, np. usunięcia o. Rydzyka z Polski, wysłania go na misję, a równocześnie wielkiej odpowiedzialności polskich redemptorystów. Proszę - jest wypowiedź świeckiego, który uważa, że ma prawo pouczać całe Zgromadzenie. Świecki najlepiej wie, co dla oo. redemptorystów i Radia jest dobre.
Parę dni później J. Gowin w wypowiedzi dla Newsweeka już wyraźnie mówi, że świeccy mają wziąć sprawy w swoje ręce: Niech jedni z nas piszą listy otwarte, inni rozmawiają z proboszczami, biskupami. Nie twierdzę, że rezultaty przyjdą od razu. Trzeba nastawić się na działanie długofalowe. Sprawa abp. Wielgusa dowiodła, że rola świeckich w Kościele rośnie. Jest to kolejna manipulacja. Wydaje się, że J. Gowin powinien rozumieć dobrze co dowiodła "sprawa" abp. Stanislawa Wielgusa. Dowiodła tylko jedno - to, że sam Arcybiskup jest człowiekiem wielkiej miary, zatroskanym o Kościół i nie przedkłada swoich interesów nad dobro Kościoła.
A co do roli świeckich w Kościele - jest ona taka, jaka była zawsze i jaka będzie zawsze - jest to rola wiernych, którzy mają pod przewodnictwem pasterzy dążyć do zbawienia, a nie zbuntowanych reformatorów, którzy z powodu miłości własnej gotowi są niszczyć Kościół.
No, ale wróćmy do wizerunku słuchaczy Radia, który jest nieustannie propagowany przez media. Pisze na łamach "Gazety Polskiej" T. Terlikowski: Spokojnie znoszę pojawiające się na antenie uproszczenia, wynikające z tego, że słuchacze to na ogół ludzie bardzo prości. Wtóruje mu J. Gowin, wskazując z jakiej to "marnej" formacji wywodzi się ojciec Dyrektor: To zakon, który zawsze zajmował się kaznodziejstwem ludowym. Wielu członków tego zgromadzenia miało skłonność do uproszczonego wykładania prawd wiary.
Podziwiam mistrzostwo senatora Gowina, polityka PO, człowieka, który kilka lat temu brał udział w konferencji na temat zwołania Vaticanum III, który miałby zalegalizować zniesienie celibatu, grzech w niektórych sprawach seksualnych i wprowadzenie kapłaństwa kobiet. Podziwiam mistrzostwo słowne, bo trzeba być mistrzem, by w jednym jedynym zdaniu okazać pogardę dla kaznodziejstwa ludowego, Zgromadzenia ojców redemptorystów i jego poszczególnych członków. I zanegować praktykę duszpasterską Kościoła.
We wspomnianym wywiadzie dla "Gazety Krakowskiej" J. Gowin mówi: Ludzie stanowiący dzisiaj Rodzinę Radia Maryja przed powstaniem tej rozgłośni byli rozproszeni. Dużym osiągnięciem o. Rydzyka było to, że potrafił scalić ich w zwartą wspólnotę. Mogła ona stać się wspólnotą pobożnych ludzi zajmujących się dziełami miłosierdzia, ale też sfanatyzowaną grupą skrajnie nieufną wobec współczesnej cywilizacji, widzącą wszędzie wrogów Kościoła i Polski, mieszającą religię z polityką. Niestety o. Rydzyk popchnął ją w tym drugim kierunku.Znowu mamy do czynienia z perfidią wypowiedzi. Stwierdzenie, że ludzie byli rozproszeni ma dać do myślenia - Kościół hierarchiczny nie zadbał o nich, a o. Rydzyk ich zebrał, ale zamiast nauczyć ich miłosierdzia stali się sfanatyzowaną grupą skrajnie nieufną wobec współczesnej cywilizacji. Czy J. Gowin się kiedyś zainteresował jak pracują w swoich miejscowościach Rodziny Radia Maryja, czy zainteresował się ilu ludzi zaangażowanych jest w pracę parafialną i charytatywną? Nie wiem! Ale wiem, że chce wytworzyć negatywny wizerunek słuchaczy - są zamknięci w swojej ksenofobii i nie widzą potrzeb innych. A przy okazji może milcząco naprowadzić swego czytelnika na pomysł, by zainteresować się czy sam J. Gowin ma coś wspólnego z dziełami miłosierdzia. Proste przejrzenie sylwetki senatora w Internecie ukaże jego pozytywny wizerunek. Prowadzi on dobroczynną Fundację św. Mikołaja mając jako sponsorów "Gazetę Wyborczą", "Fakt", "Super Express", "Newsweek", "Wprost" i wielu innych podobnej proweniencji. Ojciec Rydzyk za to ma pomoc tylko od Słuchaczy Radia, co zawsze najbardziej boli jego przeciwników.
Zazdrość i niezrozumienie spraw Kościoła każe dziennikarzom wciąż doszukiwać się jakiś nieznanych spraw w zarządzaniu WSKSiM, Radia, TV TRWAM. J. Gowin mówi nawet (w cytowanym wywiadzie) o istnieniu mnóstwa mrocznych zagadek. Dodaje: Zagadką jest też, skąd o. Rydzyk bierze pieniądze na swe gigantyczne inwestycje. Za jego przykładem idzie Rafał A. Ziemkiewicz, pisząc na swoim blogu: Dzieła ojca dyrektora są wielkie na tej samej zasadzie, na jakiej wielkimi były gierkowskie budowy. Robią wrażenie w sprawozdawczości. I dalej zaznacza: Ojciec Tadeusz Rydzyk nie potrafi nikogo do Kościoła przyciągnąć, żywi się tylko tym, co pozostało z żarliwości i zaangażowania czasów obrony przed peerelowską laicyzacją. Nie jest w najmniejszym stopniu odnowicielem, mogącym tchnąć w polski katolicyzm nowego ducha czy nową energię - jest wampirem.
Obydwaj publicyści nie potrafią nawet udawać, że zazdrość nie daje im spokoju. Ponieważ nie potrafią zrozumieć jak to jest możliwe, atakują mówiąc o "mrocznych zagadkach", rzucając pytania oskarżające, wreszcie obraźliwym tonem dyskredytują dzieła powstałe przy Radiu Maryja. Nie wiem czy warto przypominać Ziemkiewiczowi, że nie wszystko, co Gierek wybudował było tylko na piśmie - do dziś dnia prawdopodobnie jeździ "gierkówką" i przechodzi obok odbudowanego Zamku Królewskiego. Nie mam zamiaru pisać apoteozy okresu gierkowskiego, ale warto jest jednak pamiętać o niektórych rzeczach.
Narzekania panów Gowina, Ziemkiewicza i innych na to, że ojciec Dyrektor może prowadzić z sukcesem kolejne inwestycje i brak elementarnego zrozumienia sprawy przypomina w duchu i wymowie ostatnie listy Marcina Lutra. Nie mógł zupełnie zrozumieć dlaczego jego "dzieło" boryka się z biedą. Pisał, że nie potrafi zrozumieć jak to się stało, że przed Reformacją klasztory były pełne i ani mnichom, ani mniszkom nie brakło pożywienia. Jego zbory jednak były biedne i nie starczało na elementarne rzeczy. A wszystko jest takie proste - jeśli dzieło jest Boże - zawsze znajdą się pieniądze, starczy wtedy i wdowi grosz. Może panowie przeczytają sobie przy okazji choćby dla przykładu biografię świętego Proboszcza z Ars i zrozumieją, że nie potrzeba prowadzić firm i kalkulacji - wystarczy Opieka Boża. Ale by zrozumieć prawdopodobnie trzeba mieć wyczucie "pobożności ludowej". Ci pogardzani przez nich "prości" słuchacze wiedzą o tym dobrze.
Przyjrzyjmy się jeszcze raz atakowi medialnemu, przypuszczonemu bezpardonowo na ojca Rydzyka. Tak jak wspomniałam na początku - metody zastosowane obecnie już przechodzą wszelkie granice - nie tylko dobrego wychowania, ale wręcz i przyzwoitości. Najpierw obrażano Ojca. Potem pisano o nim bez żadnego szacunku do jego stanu. Osobie duchownej przynależy zawsze określenie stanu. Nie można pisać "Rydzyk", bowiem elementarne wymogi kultury osobistej, jak i kultury języka nakazują wymienianie nazwisk księży wraz z ich kościelnymi tytułami. Niedopuszczalne jest, by zwykły publicysta jak Terlikowski mówił publicznie (w TOK FM): Niech Rydzyk wyjedzie na 15 lat do Izraela studiować pisma talmudyczne. To jednak wydaje się drobiazgiem w porównaniu z cytowaną wyżej wypowiedzią R. A. Ziemkiewicza. Świadczy ona o braku elementarnej kultury. Obraził on ojca Dyrektora już nieraz nazywając go (na łamach "Gazety Polskiej") darzonym zaufaniem kapłanem, który mówiąc przestępczą gwarą, idzie w zaparte, obłudnikiem w sutannie, który powołując się na samą Matkę Boską, pomawia, opluwa, a na dodatek wysyła swe bojówki krzepkich emerytów z lagami. Proszę porównać sobie te wypowiedzi z przypisywanymi ojcu Rydzykowi taśmami. Komentarz chyba jest zbyteczny. I nikt jakoś nie sądzi Ziemkiewicza, nie oddaje do prokuratury, nie pisze oburzonych artykułów. Ziemkiewiczowi obrażanie kapłana uchodzi na sucho!
Nie da się opisać całej panoramy ataku medialnego. Było tego w ostatnim czasie tak dużo, że nawet przy najlepszej chęci nie da się wyśledzić wszystkiego. Pozostaje nam jeszcze tylko wspomnieć o ostatnim "uprzejmym donosie", tym razem skierowanym do Władz Kościelnych i podpisany przez grupę katolickich publicystów i intelektualistów (lista nazwisk jest warta przeczytania). Dodajmy tylko, że wszystko rozgrywało się w atmosferze niepohamowanie złości po Pielgrzymce Radia Maryja na Jasna Górę. Pielgrzymka ta była wręcz imponująca i choć media podawały nieśmiało, że uczestniczyło tam ponad 150 000 ludzi, faktem jest, że rozdano około 500 000 komunii św. Jeśli więc przyjąć, że podano liczbę 150 000, co odpowiada liczbie uczestników w sobotniej mszy wieczornej, (a zapomniano potem dodać, że następnego dnia dojechało o wiele więcej ludzi,) to z prostego wyliczenia wyniknie, ze było tam około 400 000 osób w trakcie dwu dni. Taką liczbę podawała na początku Agencja KAI, lecz potem wycofała się i została przy 150 000. Fakt zebrania się tak wielu ludzi u stóp Królowej Polski został odebrany wyłącznie jako demonstracja na rzecz Radia Maryja. Zupełnie zapomniano o tym, że ludzie ci to wierni Kościoła, którzy nie tylko poszli spotkać się z innymi członkami Rodzin Radia, ale przede wszystkim modlić się wspólnie w Narodowym Sanktuarium. I ta modlitwa wielotysięcznego tłumu rozwścieczyła wrogów Kościoła. Jednak nie mogą oni przyznać publicznie, że nie znoszą modlitwy do Matki Najświętszej. Muszą więc znaleźć inne sposoby - najprostszy z nich to pomówienie o wszelkie grzechy. Czekamy teraz na następne ruchy. Może przy okazji pielgrzymki młodzieżowej we wrześniu. Przecież oficjalna teoria głosi, że publiczność Radia i TV Trwam to ludzie starzy, nieprzystosowani do życia, sfrustrowani, szukający w Radiu zastępczego rozwiązania problemów swojej ksenofobii. Nie mówi się o tym, że istnieją młodzieżowe koła Radia i podwórkowe kółka różańcowe. Te wiadomości mają nie docierać do przeciętnych ludzi nie zainteresowanych Radiem i czytających głównie nieskomplikowane pisma kolorowe. Oni to właśnie pozostają w przekonaniu, że słuchacze Radia to "moherowe berety" i "krzepcy emeryci z lagami". W tym miejscu należy podkreślić, że ukazywanie starszego wieku jako gorszego jest nie tylko znakiem złego wychowania, nie tylko przejawem arogancji, ale i na dodatek antybiblijne. Ci młodzi publicyści, którzy z racji wieku nie są w stanie zrozumieć wielu rzeczy - dopiero doświadczenie życiowe pozwala spojrzeć z dystansu na pewne sprawy - ci młodzi powinni zamiast udawać autorytety kościelne - najpierw przeczytać Pismo Święte i nauczyć się jaki szacunek należy się siwym włosom. Lecz oni tego nie chcą, wygodnie im jest kreować kłamliwą panoramę, w której jest miejsce na sfrustrowanych staruszków, a nie ma miejsca na szanowanych rodziców i dziadków. Panoramę w której nie widać niewygodnych faktów - młodzieży i modlitwy dziecięcej.
Czas już wrócić do postawionego wyżej pytania - jeżeli cala ta kampania medialna nie jest nastawiona na pozyskanie słuchaczy Radia Maryja, to do kogo ona jest skierowana. Na czyj posłuch liczą ci, którzy tak zajadle atakują Kościół? W pierwszym rzędzie na katolików wierzących, praktykujących, ale panicznie bojących się, by nikt ich nie posądził o ksenofobię. Znaleźć ich można wśród czytelników "Wprost", "Newsweeka", "Gazety Polskiej", "Rzeczpospolitej", czasami też "Gazety Wyborczej" i "Dziennika". Jest wśród nich wielu uczciwych ludzi, którzy jednak nie bardzo rozeznają się w sprawach Kościoła, choć regularnie uczestniczą we mszy świętej niedzielnej. Są to ludzie, którzy nie wezmą do ręki takich pism jak "Rodzina Radia Maryja" czy "Któż jak Bóg", ale sięgną po "Tygodnik Powszechny", uważają go bowiem za prestiżowy. Oni chętnie słuchają hasła typu "my jesteśmy Kościołem", chętnie dają się przekonać, że przed Soborem Watykańskim II nikt się nie liczył ze świeckimi i dopiero teraz świeccy zostali wypromowani na równorzędnych partnerów Hierarchii. Sami nie czytają dokumentów Kościoła. Dla nich autorytetami stają się różni Terlikowscy i Sakiewiczowie. Wierzą w ich nieomylność i co gorzej w dobrą wolę i chętnie dają im posłuch. Ci są w pierwszym rzędzie adresatami medialnej kampanii przeciwko Kościołowi. Oni są przeznaczeni na "pożytecznych idiotów" (według określenia Lenina), oni mają składać swoje podpisy pod różne listy, które inicjatorzy będą mnożyć. Podpisy te będą w towarzystwie podpisów inteligencji i katolickich publicystów, nieraz nawet duchownych, więc to doda im odwagi. Ich właśnie chciałoby się ustrzec - nie działajcie przeciw Kościołowi! Kto walczy z Kościołem, walczy z Chrystusem. Zadbajcie o własne nieśmiertelne dusze!
Druga grupa, to ludzie, którzy są nastawieni sceptycznie do Kościoła, bo Kościół im nie odpowiada. Stawia przed nimi za duże wymagania, co nie jest im w smak. Czasami sami mają nieuporządkowane sprawy i zamiast porządkować własne życie - mają żal do Kościoła. Ci chętnie wezmą udział w każdej akcji typu "my jesteśmy Kościołem", jeśli tylko będą mogli znaleźć w niej miejsce dla siebie. Nie jest ono przewidziane w pierwszej kolejności, ale już pokazuje im się otwarta furtkę. Kontestowanie nakazów moralnych, próby wymuszenia na Kościele likwidacji celibatu księży, kapłaństwa kobiet, komunii dla rozwiedzionych i żyjących w konkubinatach - to wszystko już było w listach , kierowanych do różnych episkopatów przez grupy typu "Wir sind Kirche". I nic z tego, że episkopaty zawsze odmawiały, świeccy dalej próbują. Ci właśnie dadzą swoje poparcie milczące lub aktywne wszelkim "ruchom oddolnym".
Więc scenariusz jest taki - najpierw judzić, mącić i starać się ze wszystkich sil zniszczyć Radio Maryja. I jednocześnie przygotowywać grunt pod kolejne wystąpienie świeckich, jako obrońców "swego" Kościoła. I wmawianie ludziom, że to właśnie oni są Kościołem, zapominając dodać, że Kościół nie jest ich, a Chrystusowy, że my jesteśmy tylko członkami Ciała Chrystusowego i że członki te nie są równorzędne. Jeśli bowiem Sz. Hołownia głosi, że ksiądz powinien się bardzo głęboko zastanowić nad tym, jak sprawuje to powołanie, do którego go wyznaczył Kościół, to znaczy my wszyscy, oznacza to, że mamy do czynienia z niezwykle niebezpiecznym zjawiskiem - wmawiania ludziom, że oni mają coś wspólnego z powołaniem osoby duchownej. Oznacza to zanegowanie nauki Kościoła, Kościoła jako instytucji Bosko-ludzkiej i jest groźne dla dusz. Więcej - jest to zanegowanie prawa Boga samego do powołania tego, kogo On wybiera. Jest to odrzucenie Boga! Bądźmy więc czujni i nie dajmy się zwieść różnym fałszywym naukom. Pamiętajmy - od naszego trwania, od naszej odporności, od naszej modlitwy zależy wiele. Trwajmy więc dalej wraz z Ojcem Dyrektorem i cała Rodziną Radia Maryja na modlitwie u stóp Królowej Jasnogórskiej.
9.08.2007