Strona główna
Internetowej
Gazety Katolików

Migawki, czyli moje smutki



Smutków nazbierało mi się wiele, bardzo wiele! Powodów do nich też wiele. Gdybym każdy z nich wzięła z osobna, wyszłoby parę dobrych artykułów. Ale mogłoby to być trochę nudne i deprymujące – więc zdecydowałam się ująć swoje refleksje w postaci krótkich migawek

1. Duduk
Jestem na mszy św. u dominikanów. Dzień powszedni – msza spokojna, konsekracja i nagle – jakiś dziki dźwięk – jakby pies zawył na pustyni. Pierwsza moja myśl – do kościoła musiał wejść jakiś biedny chory na psychice człowiek i tak wyje lub krzyczy. Takie rzeczy zdarzają się w kościołach. Ale wycie się powtarza, tym razem jakby na inna nutę, nawet jest coś jak melodia. Dźwięk niewątpliwie idzie od strony organisty. Ustał. Komunia święta. I znowu wycie! To na pewno organista. Widać jak gra na jakimś dętym instrumencie.
Po skończonej mszy idę do organisty i się pytam co to za instrument, co wydaje takie dziwne dźwięki. Organista odpowiada jednosłownie: duduk! Udaję więc głupią i pokornie pytam czy ten instrument jest dopuszczony do używania w kościele w czasie liturgii. Organista odpowiada: Nie mam czasu na rozmowy! I przepychając mnie odchodzi. Pytam więc kogoś z ojców – czy wolno grać na tym duduku w czasie mszy świętej. Odpowiedź zagmatwana – no może i nie bardzo, ale organista to lubi i tak bardzo chwali Boga tą grą, że niech sobie gra.
Wracam do domu i czytam w Internecie: Duduk – instrument dęty drewniany, pochodzący z Armenii. Brzmienie zbliżone do wiolonczeli i saksofonu. Bardzo popularny na terenie Bliskiego Wschodu… Jest także ważnym elementem kultury tureckiej, gruzińskiej i azerskiej. No tak – odpowiedni instrument na liturgie katolicką!

2. Wójt
W mojej parafii uroczysta msza święta z okazji Święta Niepodległości. Wchodzi ks. Proboszcz z asystą, rozpoczyna znakiem krzyża świętego, po czym na ambonę wychodzi pan Wójt i zaczyna witać gości, opowiadać o swoich zasługach i zapraszać na „patriotyczny piknik” (określenie oficjalne) po mszy św. No jakoś po 10 minutach skończył. Ale widać było mu za mało, bo po kazaniu znowu wyszedł i tłumaczył jak bardzo on – jako wójt się stara i jak dzięki niemu… A na koniec mszy wyszedł po raz trzeci i zaprosił na koncert pieśni patriotycznych w kościele, ale większość ludzi już poszła na „patriotyczny piknik” i grochówkę żołnierską. Tym razem nie pytałam proboszcza czy ma zezwolenie na koncert w kościele. W końcu to koncert patriotyczny, a w kościele i tak nie ma tabernakulum (jest w bocznej, zupełnie osobnej kaplicy, do której wchodzi osobnym wejściem). Więc nie ma się co pytać, jeśli kościół bez problemowo może pełnić rolę świetlicy parafialnej.

3. Iluminacje
Nie chodzi ani o iluminacje woluminów średniowiecznych, ani o oświetlenie brył kościołów, ani tym bardziej o iluminacje pochodzące od Ducha Świętego. Choć te, które mam na myśli są związane lub co najmniej inspirowane pewną duchowością. Iluminacje takie coraz częściej widzi się w różnych kościołach w czasie uroczystych liturgii. Wnętrze kościoła oświetlone jest różnymi kolorowymi światłami, niczym dyskoteka. Czasami parafia posiada takie urządzenie, które umożliwia zmianę świateł z jednego koloru na inny, więc inny jest w czasie czytań, inny w czasie śpiewów, jeszcze inny w czasie konsekracji. Jak tylko mogę, pytam kolejnych proboszczów lub wikarych z jakiego powodu tak oświetlają kościół. Odpowiedzi są różne: tak jest bardzo ładnie, uatrakcyjnia to mszę świętą (nie wiedziałam, że msza św. potrzebuje uatrakcyjnienia!), ludziom się podoba. Ale jak pytam czy wiedzą, że te światła to wynalazek scjentologa Skriabina i że scjentolodzy właśnie lansują oświetlenie różnokolorowymi lampami stroboskopowymi uruchomianymi w takt muzyki, to raczej przerywają rozmowę. Jeśli się upieram udowadniać, że te światła są jakby otwarciem furtki na wejście do kościoła treści sekciarskich, to po prostu kończą rozmowę.

4. Bębny
Bębny słychać co raz częściej w różnych kościołach. Grupy młodzieżowe uczą się gry na bębnach. Odwołują się oczywiście do Pisma Świętego (zacznijcie śpiew i w bębny uderzcie – Ps. 81).
Kilka cytatów: Zapraszamy na warsztaty bębniarskie w stopniu podstawowym dla wszystkich grających lub chcących grać w scholach, zespołach i wspólnotach modlitewnych, poświęcone poznaniu świata muzyki bębnów, a także wzbogaceniu umiejętności gry na bębnach djembe, o nowe akompaniamenty będące częścią popularnych i tanecznych rytmów Afryki Zachodniej i Południowej. Zaprasza Centrum Kultury DOBRE MIEJSCE, Warszawa (podobno jest to Centrum Kultury Chrześcijańskiej, choć tego przymiotnika nie ma w nazwie).
Kolędy przy bębnach to nieczęsto spotykane wydarzenie, dlatego tym bardziej cieszymy się, że będziemy mogli wspólnie w nim uczestniczyć. Gdzie? Oczywiście w tym samym Centrum Kultury.
Bęben to kontrowersyjny instrument, bo ma w sobie wielką siłę. Gdy przed nastu laty przyjechałem do nowicjatu z moją jembą i zacząłem grać, ówczesny przeor zagroził, że przebije mi ją nożem. Okazało się, że życie bębniarza nie jest łatwe również w zakonie. Przyznam, że trochę się tego spodziewałem. Na szczęście z biegiem lat bracia przyzwyczaili się do moich bębniarskich klimatów, a mnie od czasu do czasu trafia się jakieś granie. Bębny niezmiennie pozostają moją miłością. (Z blogu pewnego dominikanina.)
Nie będę się zastanawiać nad tym, jak wpływa muzyka bębnowa na ciszę zakonną.
Nie ma sensu cytować ile razy pojawiają się bębny w różnych konkursach i festiwalach piosenki chrześcijańskiej. Nie starczyło by na pewno bajtów na stronie! Zaznaczmy tylko, że zawsze chodzi o bębny afrykańskie a zasadniczo szamańskie, zwane nieraz dla niepoznaki „etniczne”. Nie brakuje u nas możliwości kupna wszelkich bębnów szamańskich, nie brak również „warsztatów szamańskich” i nauki gry na bębnach szamańskich. Może wreszcie ktoś zauważy, że ani w Instrukcji o Muzyce w Liturgii (Musicam Sacram), ani w Dyrektywach, wydanych przez Episkopat Polski w związku z ta Instrukcją nie ma mowy o pozwoleniu używania bębnów do liturgii. Może ktoś wreszcie wyjaśni tym „chrześcijańskim bębniarzom”, że grając na instrumentach szamańskich nie przysługują się zbawieniu dusz, wręcz przeciwnie - stają się dla jednych powodem do zgorszenia, dla innych nauczycielami prymitywnej kultury, a dla niektórych nawet powodem do zainteresowania się szamaństwem i odejścia od Kościoła.

5. Fajerwerki Na uczczenie sześćdziesięciolecia erygowania Parafii Dominikańskiej na Służewie urządzono pokaz fajerwerków. A że było to 1 stycznia 2012, na osiedlu jeszcze gdzie nie gdzie świętowano Nowy Rok i fajerwerków urządzano w kilku miejscach. Nie wiem, który pokaz był bogatszy. Wiem, że wszystkie były tak samo świeckie. Bo i nie da się zrobić inny pokaz fajerwerków niż najzwyczajniej w świecie - świecki. Tylko czy świeckie metody są odpowiednie do uczczenia rocznicy Parafii? Nie wspominam już o kosztach fajerwerków. Każdy może sobie znaleźć w Internecie ile kosztuje skrzynka fajerwerków, która w ciągu 50 s. wystrzeliwuje kilkadziesiąt zwykłych rakiet i kilka wielokolorowych. No i to sobie pomnożyć przez odpowiednia liczbę. Nie wiem czy te pieniądze starczyłyby na zrobienie stołu ołtarzowego z jakiegoś trwałego materiału. Obecnie bowiem ołtarz jest z dykty (z twardej płyty pilśniowej). Może by nie starczyło, ale tak grosz do grosza i na kolejna rocznicę Parafii Pan Jezus miałby ołtarz, zgodnie z wymaganiami Kościoła i byłby doznał chwały.
Nie wspominam o szkodliwości odpadów z fajerwerków dla zdrowia ludzi – każdy znajdzie sobie bez problemu w Internecie ile utleniaczy, związków baru i innych substancji się wydziela lub tworzy po takim pokazie. I jak to wpływa na drogi oddechowe, układ krążeniowy, wątrobę i kości.
Chyba jednak lepiej było uczcić Pana Jezusa, zamiast robić pokazy fajerwerków.

6. Pisemka
a) Echo z Afryki i innych kontynentów – wydaja ss. klawerianki
Eucharystia jest nie tylko spotkaniem na Uczcie, ale pamiątką odkupieńczej ofiary Chrystusa. Czy jest potrzebny komentarz? Chyba nie. To po prostu nowa teologia…
b) Promyczek Dobra – red. nacz. ks. A. Mulka, wydawnictwo Promyczek
Po raz pierwszy mam do czynienia z tym w grudniu 2011. Numer grudniowy ma w środku „słodką niespodziankę” – dwa lizaki! Pod lizakami podpis: Gdy sprawisz komuś choć troszkę radości, to już jest MIŁOŚĆ. A na styczeń 2012 zapowiedziana jest płyta z grami i zabawami komputerowymi.
Lizaki wyrazem miłości? Wynika z tego, że rodzice, którzy słusznie odmówią dziecku kupno lizaka i inne podobne i nie sprawią im radości – nie okazują miłości dzieciom!
Miłość? A płyty komputerowe dla dzieci? Przyzwyczajanie dzieci do siedzenia przed komputerami, do gier komputerowych, o szkodliwości których chyba nie ma co nikogo przekonywać.
A na ostatniej stronie pisemka jest kolejna demoralizacja: namawia się dzieci do wysłania sms-a celem wygrania wycieczki czy filmu. No cóż – widać autorzy „katolickiego” pisemka w pełni akceptują posiadanie przez dzieci komórek i posługiwanie się nimi w celu wygrania czegoś. Nie jest to wychowanie do pracy, ani do myślenia! Przysparza to oczywiście trochę pieniędzy operatorom komórkowym, kto wie, może kiedyś „zasponsorują” coś Promyczkowi.
Jak tu wychowywać, jeśli pisemko przykościelne działa na szkodę dzieciom. Nie na darmo o. Jacek Woroniecki OP mówił, że nawet najlepszy wychowawca skazany jest na niepowodzenie w niesprzyjających warunkach.

7. Korony
Msza święta w Uroczystość Objawienia Pańskiego, czyli w Uroczystość Trzech Króli.
Msza św. dla ogółu wiernych (na tej dla dzieci podobno było tak samo). Pod koniec, jeszcze przed błogosławieństwem pojawia się ks. wikary i pod czujnym okiem proboszcza urządza rozrywkę dla obecnych dzieci. Woła by podeszły pod ołtarz, pyta co to dziś za święto i co zrobili Królowie. Złożyli dary – świetnie! A mu co możemy zrobić dla Pana Jezusa – też mu złożyć dary. Jakie dary – naszą miłość (jakieś dziecko cos tam nieśmiało wspomina o modlitwie, ale ks. wikary nie może się bardzo rozpraszać, bo ma dzieci świetna nowinę – okazuje się, że Betlejem, dokąd poszli Królowie jest bardzo daleko, ale nocą jak przelatywali (a może przechodzili) w pobliżu naszej miejscowości Trzej Królowie, choć bardzo się śpieszyli, zostawili prezenty i dla naszych dzieci. I teraz niech podejdą ministranci i rozdadzą wszystkim dzieciom korony, bo dziś wszystkie dzieci są królami.
Każde dziecko dostaje koronę i odchodzi zadowolone, krzycząc coś do rodziców, którzy z rozrzewnieniem patrzą na swoje maleństwa. Potem została tylko niewielka formalność do dokonania – błogosławieństwo i rozesłanie do domów.
A ja sobie planuję, że pójdę do proboszcza i mu zaproponuje, że w przyszłym roku po błogosławieństwie i zakończeniu mszy świętej, poprosi dzieci do żłobka, uklęknie z nimi, pomodli się do Dzieciątka Jezus, Jego Matki i Jego Opiekuna, a potem wyjaśni, że owszem, podaruje im korony, ale mają te korony postawić sobie na widocznym miejscu w domu i jak popatrzą mają sobie przypominać, że powinni tak jak Królowie dawać dary Panu Jezusowi i te ich dary niech będą dobre uczynki – pomoc w domu, dobre zachowanie, pomoc rodzeństwu. I jeszcze ks. proboszcz przygotowałby te korony tak, by na ich brzegach były napisane dobre uczynki z katechizmu. A potem jeszcze zaśpiewa kolędę z dziećmi i na koniec znowu uklęknie wraz z nimi i pożegna Najświętszy Sakrament. Prawda, że byłoby to wychowawcze!
Ale czy ks. proboszcz zechce wysłuchać?

8. Upodobania
Rozmowa z proboszczami wygląda mnie więcej tak:
Jak się Pani nie podoba, to niech Pani nie chodzi na tę mszę. To jest msza dla dzieci i ma być miło i przyjemnie!
Jak się nie podoba, to niech Pani wybierze sobie inna mszę! To jest msza dla młodzieży i muszą być gitary i bębny!
Jak się nie podoba, to wybrać sobie inna mszę – to jest msza ogółu wiernych i należy by wierni uczestniczyli w niej, dlatego czytać będą panie ze wspólnot, a komunię rozdają szafarze!
Jak się nie podoba, to można iść na 7-mą rano, to jest msza dla staruszków i szybko się kończy.
Mszy w rycie nadzwyczajnym nie będzie – nie jesteśmy sekciarzami!
A w ogóle to trzeba słuchać Kościoła i uczestniczyć tak jak teraz jest. I nie powoływać się ciągle na dokumenty – teraz jest czas nowej ewangelizacji i trzeba szukać nowych metod na uatrakcyjnienie mszy i zachęcenie wiernych.

Refleksja
Nie tylko, że mi się nie podoba, ale mnie boli z powodu ciągłego niszczenia Kościoła, a co za tym idzie i dusz ludzkich. Nie mam złudzeń, co do możliwości zatrzymania fali deprawacji Kościoła w pogoni za atrakcyjnością i nowościami. Jedynie mam nadzieję, że ktoś, kto przeczyta moje „migawki” będzie wiedział, że nie jest sam, że nie zwariował i że nie tylko on jest przeciwny bębnom, dudukom i koronom.

I na końcu - jakie znaczenie ma to czy mnie się podoba czy nie? I czy tu chodzi o upodobania? A może ktoś się zastanowi czy podoba się Panu Jezusowi i czy służy chwale Bożej czy może raczej własnemu dobremu samopoczuciu.

Maria K. Kominek OPs
8.01.2012