Parada i protest
Kilkanaście dni przed planowanym terminie mającej odbyć się
w Warszawie paradzie w ramach tzw. EuroPrade,
Stowarzyszenie ks. Piotra Skargi zaczęło rozpowszechniać wzór protestu,
skierowanego do Prezydenta Warszawy Hanny Gronkiewicz-Walz. Ku mojemu
zaskoczeniu w środowisku znajomych (ludzi religijnych) zaczęły się dyskusje na
temat: warto podpisać czy nie. Rozmowy przebiegały mniej więcej tak: Co to da taki protest? Nic. Parada i tak się
odbędzie, te protesty rzucą do kosza. To nie ma sensu. Ale w końcu, nic nie
zaszkodzi podpisać. A może jednak warto podpisać. Itp.
Nasuwają się w związku z tym dwie refleksje:
Pierwsza - okazało się, że warto podpisać. Ze względu na dużą ilość protestów, zrobiło się głośno i wielu mogło się dowiedzieć, że nie wszystkim jest obojętnie czy przez Warszawę przejdzie pochód promujący zachowania sodomiczne, czy nie. Dowiedział się o tym i Ratusz, który poczuł się w obowiązku wysłać na prywatne skrzynki mailowe sygnatariuszy protestu list, wyjaśniający jego stanowisko w sprawie udzielenia pozwolenia na paradę. Tego listu jednak na razie komentować nie będę, choć na pewno warto w przyszłości poświęcić mu trochę uwagi.
Druga moja refleksja dotyczy tych wahań - podpisać czy nie podpisać protest. Wydawałoby się, że nikt nie będzie miał wątpliwości. Bowiem jeśli sami nie jesteśmy w stanie napisać taki protest, to gdy mamy gotowy wzór, opracowany przez kogoś, kto sprawdził na jakie podstawy prawne może się powołać, jeśli też wiemy, że ilość protestów, wpływających do poczty (lub do sieci komputerowej) Ratusza nie jest obojętna - to co tu się wahać. Ale ludzie się wahali, bo to nic nie da, parada i tak się odbędzie!
Czy tak bardzo już zobojętnieliśmy, czy tak bardzo sprano już nam mózgi, czy tak bardzo chcemy być politycznie poprawni? Gdzie leży przyczyna takiego zachowania?
Gdyby to nic nie da, parada i tak się odbędzie było wypowiadane tylko przez ludzi, zwanych zwykłymi zjadaczami chleba, sprawa wyglądałaby inaczej. Ale okazuje się, że jest to jakaś ogólna tendencja do niesprzeciwiania się promocji dewiacji. By nie być gołosłowną, powołam się tylko na dwa przykłady, ale za to jak bardzo wymowne.
Pierwszy (i chyba najważniejszy), to słowa Pasterza Warszawy, arcybiskupa Kazimierza Nycza. Jego wypowiedź zamieszczona jest w Gościu Warszawskim (dodatku do Gościa Niedzielnego z 18.07.2010). Nie sposób nie zgodzić się z pierwszą częścią wypowiedzi Jego Eminencji. Podkreśla on, że organizowanie takiej parady jest pierwszym krokiem ku uznaniu związków partnerskich, a potem adopcji dzieci przez związki homoseksualne. Wiele wątpliwości jednak nastręcza druga część wypowiedzi. Zacytujmy dokładnie:
Parada pewnie będzie w Warszawie, ale nikt nie może nam kazać ją popierać, promować, sponsorować, nikt nie może nam nakazać byśmy w niej uczestniczyli. Bądźmy tolerancyjni, ale bądźmy też rozumni. A przy okazji demonstrujmy swój pogląd na małżeństwo i rodzinę, tradycyjne, sprawdzone rozumienie małżeństwa i rodziny, jako związku mężczyzny i kobiety. To, co nam postmodernistyczny świat proponuje jako nowoczesne i jedynie słuszne rozwiązania, na szczęście nie jest miarą prawdziwego postępu ludzkości. (wytł. moje)
Wypowiedź ta jest tak ciekawa i zawiera tyle elementów, że można by na podstawie tego krótkiego tekstu napisać całkiem obszerną rozprawę! Rozprawę, w której można by odszukać filozoficzne podstawy poszczególnych tez. My się pokusimy tylko o krótką analizę:
I tak - parada będzie (w domyśle, nic nie zmieni już raz podjętej decyzji, protesty nic nie dadzą). Jednak nie musimy się obawiać, bo nikt nie może nam nakazać uczestnictwa lub popierania parady. Mamy być tolerancyjni, ale też rozumni - nasuwa się pytanie, czy tolerancja jest przeciwieństwem rozumu? Na to mogłoby wskazywać wyrażenie ale też. A może chodzi o to, że są takie przypadki, kiedy tolerancję można pogodzić z rozumem. Być może to ma na myśli ks. Arcybiskup, gdy proponuje nam skorzystać z okazji (parady?) i demonstrować swój pogląd na małżeństwo i rodzinę.
No tak... Często słyszymy w mediach, że demokracja polega na tym, że każdy może demonstrować swoje poglądy. Więc i my możemy. W końcu to tylko poglądy i nic więcej. Z jednej strony demonstrują homoseksualiści, transseksualiści i inni dewianci, a z drugiej - my. Tez mamy poglądy. I to tradycyjne i sprawdzone. Więc możemy, korzystać z okazji zademonstrować jakie mamy poglądy. Myślę, że zabrakło tu wskazania czy tylko "nasze" poglądy się nadają do demonstrowania, przecież jest jeszcze wiele poglądów na rodzinę, tradycyjnych i sprawdzonych przez całe wieki, poglądy, w których centralne miejsce zajmuje związek mężczyzny z kobietą. Na przykład model rodziny proponowany przez islam (wielożeństwo też), przez hinduizm czy przez mormonów. Ci ostatni bądź co bądź sprawdzają swój model już ponad 150 lat.
Na koniec swej wypowiedzi Jego eminencja zapewnia nas, że homoseksualna "rodzina" nie jest miarą prawdziwego postępu ludzkości. Wynikałoby z tego, że tradycyjna rodzina jest miarą tego postępu.
Postęp ludzkości! Dawno nie słyszałam tego określenia! Dawniej wiedziałam o co chodzi, gdy mowa była o postępie ludzkości. Miała to być świetlana przyszłość, budowa socjalizmu, realny socjalizm, rozwój, nowoczesność, braterstwo itd. Mojemu pokoleniu wyraz postęp ludzkości kojarzy się jednoznacznie. Ciekawie, że ks. Arcybiskup, który należy do tego samego pokolenia, nie ma tak jednoznacznych skojarzeń.
No i druga wypowiedź, którą chce tu przytoczyć. Chodzi o wywiad z Pawłem Wolińskim, prezesem Fundacji Mamy i Taty, umieszczony w Idziemy z 18.07.2010. Otóż Woliński na pytanie dlaczego Fundacja łączy sprzeciw wobec legalizacji związków homoseksualnych i adopcji dzieci przez pary homoseksualne z organizacja EuroPride odpowiada:
Parada jest tylko
narzędziem w ręku środowisk homoseksualnych. Nie protestujemy więc de facto
przeciw narzędziu, ale patrzymy dalej - do czego to narzędzie było używane w
innych krajach i do czego używane jest obecnie w Polsce.
I nie co dalej w tym samym wywiadzie:
Środowiska homoseksualistów realizują swoje cele niezależnie od narzędzi którymi się posługują. Dlatego nie walczymy z homoparadą. Nawet gdyby ktoś ja skutecznie zablokował, nikt nie powie: "Polska to kraj, w którym nasz scenariusz jest nie do zrealizowania, odpuśćmy sobie". Tak nie będzie.
I znowu nasuwają się te same (smutne) refleksje: Owszem - parada jest przygotowaniem do wprowadzenia ustaw pozwalających na oficjalne związki homoseksualistów, ale dlaczego nie walczymy z paradą?
Dlaczego nie protestujemy przeciw narzędziu? To trochę tak, jakbyśmy powiedzieli - nie protestujemy przeciw bombie, ona jest tylko narzędziem. Patrzymy dalej, jesteśmy przeciw zabijaniu, ale bomba nam nie przeszkadza. I o ile można by doszukiwać się jakieś logiki w takim rozumowaniu, bo ostatecznie bomba czy kałasznikow to tylko przedmioty, homoparada przedmiotem nie jest.
Rozumowanie, że nawet jeśli ktoś skutecznie zablokuje homoparadę to i tak nic da, jest nie tylko nielogiczne, jest (przepraszam za mocne słowo) antyludzkie. Bowiem przejście ulicami miasta i pokazywanie w TV, Internecie, we wszelakich mediach paradę rozwiązłości jest szkodliwe dla duszy ludzkiej! Nie da się nikogo uchronić przed agresywnym pokazem tej parady. Dzieci można trzymać w domu, można próbować ochronić ich od tego widowiska, lecz tylko do pewnego wieku. Starsze dzieci, te które chodzą do szkoły są narażeni na odbiór tego typu wiadomości i nie da się schować głowy w piasek. Tym bardziej dotyczy to młodzieży. Zresztą każdy z nas, niezależnie od wieku, jest narażony na różne niebezpieczeństwa z powodu takiej parady. Chociażby dlatego, że obojętniejemy, że jesteśmy w stanie powiedzieć - a niech tam sobie idą, byleby nie poniszczyli Warszawy, tak jak poniszczyli inne miasta. Chociażby dlatego, że idąc w kontrmanifestacjach jesteśmy wzburzeni i przerażeni swoją bezsilnością. Chociażby dlatego, że musimy oglądać bezeceństwa i być bombardowanymi przez agresywną politykę prohomoseksualną.
Upadek moralny zaszedł już bardzo daleko. Jeśli bowiem matka idzie z dziećmi obejrzeć paradę, by (tak jak sama podkreśla w wywiadzie telewizyjnym) pokazać im, że są ludzie, którzy żyją inaczej i uczyć ich tolerancji, to możemy mówić tylko o totalnym zniszczeniu pojęć moralnych w duszy tej kobiety. Oczywiście taki wywiad jest pokazywany, publikowany w Internecie (gdzie dostęp mają wszystkie grupy wiekowe), taka postawa jest promowana. Być może nawet opłacona. Nie zmienia to jednak faktu, że demoralizacja zaszła za daleko.
Znam rodziny katolickie, które całe życie wychowywały swoje dzieci w zgodzie z Nauką Kościoła. Jednak teraz, gdy te dzieci dorosły, nie zgadzają się ani z rodzicami, ani tym bardziej z Kościołem. Głoszą bowiem, że czasy teraz się zmieniły i homoseksualizm już nie jest grzechem, a orientacją seksualna. Oni są święcie przekonani w to, że Kościół zmienił swoją naukę, bo jeden czy drugi medialny duchowny mówi o tolerancji, o zrozumieniu, o szacunku itd., stwarzając wrażenie, że Kościół aprobuje homoseksualizm. Nic bardziej błędnego, wystarczy czytać dokumenty Magisterium, chociaż by Katechizm Kościoła Katolickiego (KKK 2357 - 2359), by się przekonać, że nic się nie zmieniło.
I co mamy do powiedzenia w obliczu szerzącej się demoralizacji? Co robią i mówią osoby publiczne?
Otóż na przykład pani Prezydent Warszawy, zaskoczona wielka ilością protestów, które dotarły do Ratusza, stwierdza: Blokowanie marszów niczemu dobremu nie służy. Gdyby nie zakaz wydany przez Lecha Kaczyńskiego, to dziś prawdopodobnie mielibyśmy w Warszawie zwykły Marsz Równości, a nie dużą europejską paradę.
Ciekawe, prawda! - znalazła winnego, gdyby nie zakaz św. p. (tego skrótu w wypowiedzi pani Prezydent zabrakło) Lecha Kaczyńskiego, nie musiałaby podpisać się pod EuroPrade, miała by wtedy na swoim katolickim sumieniu tylko małą lokalną paradę. Sumienie zresztą ma ona bardzo ciekawie uformowane. Jest katoliczką, ale i nie jest, bo jest Prezydentem Warszawy. Więc jako Prezydent chyba nie jest, bo jak twierdzi:
W demokracji,
szczególnie, gdy się sprawuje funkcję publiczną, trzeba pamiętać, że nie jest
się reprezentantem wyłącznie swojego środowiska. Wójtowie, burmistrzowie,
prezydent, premier otrzymali swoją funkcję z mandatu demokratycznego
i pełnią ją dla wszystkich obywateli - wierzących i nie.
Z drugiej strony nie można nagle zrezygnować ze swojej tożsamości,
z tego, w co się wierzy.
Chyba należy właściwie zrozumieć - pani Prezydent rezygnuje po woli ze swej tożsamości katolickiej, przechodząc na tożsamość politycznie poprawną. Na razie jeszcze jest na etapie przysłowiowej świeczki dla Pana Boga i ogarka dla diabła. Niby nie dała funduszy na organizowanie parady, o co maja do niej pretensje homoseksualiści, ale Stowarzyszeniu Lambda (tzw. gejów i lesbijek) dotowała wydanie Przewodnika historyczno - kulturalnego po miejscach gejowskich Warszawy. (tak, tak, dokładnie tak - to nie mój wymysł, nie jestem na tyle dowcipna, by wymyślić coś takiego. Choć to dowcipne nie jest, a raczej przerażające). Dodając do tego jeszcze dotacje na poradnik Homo Warszawa i bliżej nie sprecyzowane mini poradniki na potrzeby EuroPride, to chyba całkiem pokaźna suma poszła na samą organizację, nie mówiąc o konieczności opłacenia policji i innych służb porządkowych.
Wydaje się, że pani Prezydent wraz z Ratuszem nadaje nowe brzmienie dawnego przysłowia, a mianowicie: diabłu świeczkę, a Panu Bogu ogarek!
Prezes Fundacji Mamy i Taty ma też swoje sposoby na demonstrowanie pogładów. Zbiera podpisy pod apelem Cała Polska chroni dzieci. Ma nadzieje, że do jesieni zbierze ok. 60 tys. podpisów (imponująca ilość na 38 milionowy naród). Podpisy zasadniczo zbiera po to, by postawić problem (uprawnienia związków homoseksualnych do adopcji) na forum publicznym. Cel, wydawałoby się, zaszczytny. Tylko że sposób argumentacji daleko odbiega od norm katolickich. Oto cytat z Apelu:
Akceptujemy prawo dorosłego człowieka do
wyboru swojej życiowej drogi. Uważamy jednak, że nie składa się na nie niczym
nie ograniczone prawo do posiadania i wychowywania dzieci. Granicą jest w tym
wypadku dobro dziecka i prawo do wychowania w rodzinie naturalnej czy
adopcyjnej, ale zawsze tworzonej przez mamę i tatę.
Osobisty przykład życia matki i ojca jest fundamentem kształtującym w dzieciach świat wartości, wrażliwość społeczną oraz obraz kobiety i mężczyzny. Przyznanie parom homoseksualnym przywileju wychowywania dzieci uzasadnionego wyłącznie chęcią jego posiadania odbywa się zawsze kosztem prawa dzieci do wychowania w rodzinie i uprzedmiotawia je. Nie chcemy takich zmian.
Przeczytajmy dokładnie:
- Akceptujemy wybór drogi życiowej - w domyśle - akceptujemy to, że homoseksualiści wybierają drogę najokropniejszego grzechu i akceptujemy ich grzech. (Jak dobrze pójdzie za parę lat będziemy akceptować również inne dewiacje, może zoofilię - parady z udziałem różnych zwierząt byłyby bardziej urozmaicone niż homoparady. Choć jest możliwe, że obrońcy zwierząt nie pozwolą na to, dziś przecież bardziej dba się o zwierzęta niż o ludzi).
- Przywilej posiadania dzieci, uzasadniony wyłącznie chęcią posiadania jest nie do akceptacji. A jeśli jest inna argumentacja? Na przykład taka, jaką spotykam na stronach "gejowskich" w Internecie: Dla homoseksualisty posiadanie dziecka to dar, największy jaki może sobie wyobrazić, to nie kolej rzeczy po ślubie i kupnie mieszkania, tylko misja podarowania szczęścia i przekazania mądrości kolejnemu pokoleniu. Co na to wtedy Fundacja Mamy i Taty? Co zrobi w obliczu misji?
Nasza retoryka jest bardzo uboga. Nie mówimy tego, co powinniśmy powiedzieć, bo to już nie wypada. Nie podpisujemy protestu przeciw organizowaniu parady, bo to nic nie da. Krótko rzecz biorąc nie robimy nic lub prawie nic.
A wystarczyłoby tylko głosić prawdę. Mówić nie o swoich poglądach na rodzinę, a głosić prawdę o rodzinie, tak jak naucza Kościół. Nie jest istotne kto jakie ma poglądy. Istotne jest co naucza Kościół, bo Kościół ma całą prawdę!
Wystarczyłoby przypominać z ambon, że istnieją grzechy sodomskie. I że są to grzechy wołające o pomstę do nieba! Wystarczyłoby przypomnieć jakie kary należą się tym, którzy te grzechy popierają, aprobują lub zostają wobec nich obojętni. No i dokładnie wyjaśnić co to są grzechy sodomskie. Albowiem, jeśli zrobimy sobie mały eksperyment i wpiszemy do wyszukiwarki internetowej hasło "grzechy sodomskie", okaże się, że pokaźna ilość internautów zadanie pytanie czym był grzech sodomski. Zwracam uwagę na czas przeszły - był! Więc chyba przyszedł czas wyjaśnić, że nie tylko był, ale i jest i czym jest. Czas dodać do rachunków sumienia wpis: czy popierasz grzech sodomski, czy jesteś obojętny wobec tego grzechu itp. Czas by hierarchia zobowiązała spowiedników o badanie sumienia penitentów w tym kierunku. Czas nazwać rzeczy po imieniu i zatroszczyć się o dusze ludzkie, dusze wszystkich ludzi. Tych nieświadomych, tych obojętnych i tych, co żyją w grzechu sodomskim, mają oni jeszcze na nawrócenie, jeśli ktoś będzie im głosił zdrową Naukę Kościoła.
Ale na razie nic nie wskazuje na to, by coś w tym temacie zaczęło się zmieniać. Pasterz Warszawy jest tolerancyjny i zadawala się propagowaniem chrześcijańskich "poglądów" na rodzinę. Działacze katoliccy uznają homoseksualistom prawo do grzechu sodomskiego i zbierają podpisy przeciw adopcji dzieci przez pary homoseksualne (i mają spokojne sumienie), a zwykły człowiek już wie z doświadczenia, że nie warto podpisywać protesty, bo i tak nic to nie da! I boi się nazwać grzech grzechem, bo obowiązuje tolerancja wobec wyborów dorosłego człowieka.
Więc przypomnijmy na koniec kilka prawd katechizmowych:
Grzechem
jest (tzw. grzechy cudze)
- zezwalać na grzech drugiego
- milczeć na grzech cudzy.
- nie karać grzechu.
- pomagać do grzechu.
- uniewinniać grzech cudzy
Zdaje się, że brak sprzeciwu wobec homoparady wyczerpuje wszystkie te kategorie. Milczenie, brak protestu, brak wszelkiej karalności (chodzi mi o sankcje kościelne dla tych, co grzeszą i dla tych co na ten grzech przyzwalają,), mówienie o wyborach ludzi dorosłych, o tolerancji, to wszystko zawarte jest w podanym powyżej katechizmowym spisie grzechów. Grzechów ciężkich, zapomnianych, niechcianych, grzechów, których się nie mówi.
Tym bardziej należy się podziękowanie Stowarzyszeniu im. Ks. Piotra Skargi za zainicjowanie akcji protestacyjnej, która nie mogła być zlekceważona przez Ratusz. I za to, że wielu mieszkańców Warszawy, którzy znaleźli w swoich skrzynkach tekst protestu miało szanse się zastanowić nad procesem demoralizacji. Szkoda tylko, że Stowarzyszenie było w tej akcji prawie osamotnione.
Maria K. Kominek OPs
24 lipca 2010.