Strona główna
Internetowej
Gazety Katolików

Komunizm ma się dobrze…

Weszło w aktywne życie nowe pokolenie, urodzone i wychowane w czasach „realnego socjalizmu”. Pokolenie, które uważa siebie za ludzi wolnych, rozumnych i roztropnych, a na dodatek – uważa starsze pokolenie nie tylko za nieużyteczne, ale i za zagubione, nieodwracalnie naznaczone „traumą pokomunistyczną”. Jest to pierwsze pokolenie w sposób całkowity wychowane w komunizmie.1

Mówiąc o tym pokoleniu mam na myśli dzisiejszych trzydziestolatków i trochę młodszych. Ich rodzice (czyli moje pokolenie) byli wychowywani jeszcze przez ludzi pamiętających czasy przedwojenne. A mówiąc o czasach przedwojennych, używam tu to określenie jako wskazujące czasy, kiedy pewne wartości były nie do zakwestionowania, kiedy wychowanie było nastawione na podniesienie poprzeczki moralnej, kulturowej i edukacyjnej, kiedy rodzice byli autorytetami, dobro ukazywanie jako dobro, a zło – jako zło. Chcąc wyjść naprzeciw wszelkim zarzutom typu: nie można idealizować, wtedy byli ludzie nieuczciwi, przestępcy itd. – od razu zaznaczam – podaję w skrócie podstawowe cechy wychowania czasów przedwojennych lub – może lepszym określeniem było by – przedkomunistycznych.

Proces demoralizacji społeczeństwa przebiegał po woli, jednak z każdym rokiem nabierał rozpędu. Chodzi tu o demoralizację w szerszym tego słowa znaczeniu. Poczynając od niszczenia autorytetów przez rozprężenie stosunku do obowiązków (pracy, służby itd.), aż do zanegowania wartości etycznych. Przebieg tego procesu nie jest tematem, na którym chce się zatrzymać. Jest to oczywiście rzecz godna uwagi i doczekała się już kilka opracowań, na pewno przydałyby się kolejne. Jednak w krótkim artykule nie ma na to miejsca, przejdźmy więc do rozważań nad stanem nowego pokolenia.

Obecne pokolenie trzydziestolatków urodziło się już w czasie „realnego socjalizmu”, w czasie gdy rodzice już byli przyzwyczajeni do tego, że matka pracuje, dziecko jest w żłobku lub przedszkolu, czasu za wiele na dziecko nie ma, a na dodatek – i to jest wyjątkowo istotne – jeszcze nie były zanegowane wszystkie autorytety. W związku z tym szkoła była autorytetem nie kwestionowanym, treści przekazywane w szkole rzadko kiedy były weryfikowane przez rodziców, młodzi więc rośli pod wpływem mistrzowsko prowadzonej socjotechniki. Przypomnijmy tylko, że od samego początku komunizmu w szkołach prowadzono systematycznie negatywną selekcję nauczycieli, ostatnia taka odbyła się w czasie stanu wojennego. W szkołach więc mało kto przekazywał tradycyjne wartości, a Kościół – jako ostoja prawdy stawał się coraz bardziej „sprawą prywatną”.

Pokolenie dzisiejszych trzydziestolatków weszło w okres dojrzewania i wczesną młodość w czasach, gdy realny socjalizm zanikał, a na jego miejscu zaczynała wkraczać wszechwładna socjotechnika. Ewolucja, rzec można, przebiegała do realizmu socjalistycznego (socrealizm) przez realny socjalizm do socjalistycznej socjotechniki, z którą mamy do czynienia i dzisiaj. Skutkiem tego mamy pokolenie, które jest przekonane, że nie ma nic wspólnego z komunizmem, jest jednak jego wytworem, nieświadomym roli, która mu jest przeznaczona.

To pokolenie przeszło przez kursy, szkoły, uczelnie i zwyczajne medialne i pozamedialne pranie mózgu, ostatecznie nasiąkło przekonaniem, że jest dojrzałe, rozumie życie i historię i jest w swoim myśleniu daleko bardziej obiektywne od swoich rodziców i dziadków, którzy są skażeni rozmaitymi „traumami”. „Trauma” to takie słowo z nowomowy, które ma objaśniać wszystko, co trzydziestolatkowie nie potrafią przyjąć lub zrozumieć w stosunku starszych do historii, życia i wartości.

Wszystkie te rozważania snuję po przeprowadzeniu pewnej rozmowy z jednym z przedstawicieli tego pokolenia. Uderzyło mnie w tej rozmowie to, że styl mówienia i myślenia jest typowy dla obowiązującej nowej teorii dziejów i obowiązującej nowomowy. „Nowej” nowomowy, jeśli można się tak wyrazić.

Ale najpierw kilka słów o tej nowomowie. Zasadniczo różni się ona od dawnej, socrealistycznej, ta nowa jest bardziej wyszukana, posługuje się większą ilością obcych słów. Nie ma w niej toporności dawnych haseł typu: „walki o pokój”, „niech żyje pokój”, „miarą patriotyzmu jest rzetelna praca” lub „perspektywiczny program partii – pomostem w XXI wiek!”. Nie ma wychowawczych haseł typu: „Ideowością, wiedzą, działaniem – pomnażamy dorobek socjalistycznej Ojczyzny” czy „wiernością dla partii podniesiemy stopę życiową.” Tego typu nowomowa zanikła i współczesne młodsze pokolenia mogą tylko się z tego śmiać, no i śmieją się, używając nową obowiązująca nowomowę, języka jeszcze bardziej bełkotliwego, ale za to pozwalającego temu, kto go używa, uznawać siebie za erudytę.

Współczesna nowomowa jest przetkana słowami typu” mitologizacja” (życia, przeszłości, historii), „dyskurs” (naukowy, historyczny, edukacyjny, tożsamościowy itd.), „tożsamość” (społeczna, narodowa, płciowa, europejska, historyczna itd.), no i oczywiście „trauma” (kulturowa, narodowa, tożsamościowa itd.; odpowiednikiem słowa „trauma” w kościelnej nowomowie jest „zranienie”). Język ten przewija się przez opracowania naukowe, służy do wyrażania opinii, jest tak uniwersalny, jak dawniej uniwersalne były pojęcia: rewizjonizm, odwet proletariatu, pasożytnictwo, kułactwo, awangarda, kontrrewolucja itp. I tak jak kiedyś wszystko tłumaczono jedyną słuszną drogą awangardy pod przewodnictwem…, przeciw rewizjonizmowi…, przeciw wypaczeniom..., to teraz używa się innego słownictwa. Słownictwa, które ma przekonać do z góry postawionej tezy. Tezy, że nie warto aż tak bardzo rozpamiętywać „stare dzieje”, że świat idzie do przodu i dość już wspomnień, obchodów i pomników, starczy rocznic narodowych, starczy rozpamiętywania bohaterstwa. Przyszedł czas, by rocznice stały się okazjami do happeningów. (Pisałam na ten temat w sierpniu ubiegłego roku – artykuł Upominam się…)

Powróćmy do wypowiedzi mojego rozmówcy, z powodu których zdecydowałam się na napisanie tego artykułu. Otóż stwierdza on:

Co do terroru komunistycznego, mogę wiele mówić, przytaczać przykłady, i chociaż nie jestem komunistą, uważam, że niestety, w chwili obecnej zrobiła się tendencja do nadmiernego wyolbrzymiania pewnych faktów. Tworząc z nich mitologiczne wydarzenia. Zaskoczona takim postawieniem sprawy i w ogóle faktem, że ktoś może tak myśleć, że ktoś może uważać, że zbrodnie komunizmu są wyolbrzymiane i mitologizowane, napisałam poważną odpowiedź, w której wspomniałam o losach mojej rodziny i przypomniałam tylko kilka ze zbrodni, dokonanych przez zbrodniczy system komunistyczny. List, powtarzam poważny, wskazujący na ogrom cierpień spowodowanych przez zbrodniczy system, przypominający miejsca martyrologii i pomniki. List, po którym jedyną reakcją powinni być tylko i wyłącznie przeprosiny.

Gdyby tak było, a byłoby to nie tylko w dobrym tonie, ale – powtarzam – normalną reakcją człowieka myślącego, który się zapędził w swojej wypowiedzi, więc gdyby tak było – nie drążyłabym dalej tematu. Lecz zamiast przeprosin otrzymałam długie pouczenia o tym, że komunizm nie był aż taki zły (dowodem tego ma być między innymi to, że w roku 1968 żołnierze dostali przepustkę na Pasterkę!) i zapewnienia o współczuciu „traumie” mojego pokolenia. Tragiczne w myśleniu wspomnianego interlokutora (i niestety typowe dla pokolenia) jest widzenie komunizmu na zasadzie: najgorsze lata to lata stalinowskie, ale potem było znośnie i coraz lepiej, więc nie należy z tym wszystkim przesadzać. Świadczy to o braku świadomości czy lepiej – wiadomości na temat całej epoki komunistycznej, świadczy o przyjęciu tezy: Stalin był zły, on jest winien tej całej masakry, po Stalinie jednak po woli wszystko się zmieniło, komunizm jako taki zanikł. Świadczy również o tym, że zło systemu widziane jest tylko w kategoriach terroru fizycznego i gdy on złagodniał (bo nie ustał) nie „było aż tak źle”. Więc wmówiono najpierw „stalinizm”, nie tylko jako określenie epoki dziejów, ale jako przyczynowość tych dziejów, konsekwentnie nauczono, że socjalizm może mieć „ludzką twarz” i nikt nie zauważa, ze oprócz cierpień fizycznych, można zadawać inne, że można niszczyć świadomość, ostatecznie duszę ludzką, co jest gorsze od zabicia ciała.

Oczywiście nie warto byłoby się rozpisywać nad konkretną dyskusją. Lecz słowa, które poniżej cytuje są typowe dla myślenia właśnie obecnych trzydziestolatków, takie słowa spotykamy w każdej gazecie, również w katolickich mediach, na niezliczonych blogach, gdzie teraz każdy domaga się „normalności”, wreszcie w opracowaniach zwanych naukowymi. Jest to wypowiedź symptomatyczna, dobrze charakteryzująca sposób myślenia nowego pokolenia. Cytuję:

Każdy czas ma swoje pomniki. Nie umniejszam niczyjego cierpienia, nie umniejszam niczyjego prawa do pamięci i obowiązku jej trwania. Ale domagam się normalności w życiu, bez mitologizacji i demonizacji faktów. Jeszcze raz współczuje traumy i rozumiem, przynajmniej staram się, zrozumieć co Pani przeżyła.

Te słowa współbrzmią dobrze z cytatem z pewnego opracowania historyka (niestety nie podpisanego), znalezionego na stronach Uniwersytetu Łódzkiego:

Nieprzystosowanie do obecnych warunków jest zrozumiałe. Dostrzeżenie braku umiejętności podążania z tempem, zakresem i agresywnością zmian, powodującą w skutkach dezorganizację i dezorientację można określić mianem dyskursu traumy. (chodzi oczywiście o nieprzystosowaność starszego pokolenia.

Albo cytat z blogu, podpisanego niestety pseudonimem: Nasi rodzice przebywają w regresywnych utopiach, mówiących o ich historycznej wielkości,. którzy z uporem odbudowują swój potrzaskany dyskurs historyczny.

Jeśli ktoś chce wiedzieć skąd młodzi ludzie maja taka postawę i przekonać się, że nie zajmuje się tematem przez pojedynczy przypadek, to może się zapoznać z programem nauczania na Uniwersytecie Warszawskim. Czytamy:

Prace seminarium (prowadzone przez prof. dr hab. Elżbietę Hałas) dotyczyć będą problemów pamięci społecznej i tożsamości z zastosowaniem koncepcji traumy kulturowej. Transformacja pokomunistyczna, integracja europejska i procesy globalizacji uruchomiły procesy odzyskiwania pamięci przeszłości, rekonstrukcji przeszłości i rozliczeń z przeszłością, prowadząc do wzmożenia konfliktów symbolicznych o pamięć przeszłości. Koncepcja traumy jako zjawiska kulturowego wskazuje na społeczny proces konstruowania traumy, symboliczne i instytucjonalne konteksty zbiorowych i moralnych identyfikacji. Powstają wspólnoty traumy, których tożsamość tworzy się w odniesieniu do traumatycznych wydarzeń… Pamięć traumy będzie analizowana w kontekście polityki pamięci.

Nie przytaczam całego tekstu. Ta nowomowa jest za bardzo męcząca i za bardzo wyprana z sensu, by cytować dalej. Jednak dobrze pokazuje, że właśnie na uczelniach realizuje się założenia komunizmu, który jak widać ma się całkiem dobrze. Ma teraz swoich obrońców w sprytnie zmanipulowanych adeptów uniwersytetów.

Do nich właśnie, do tych młodych, którzy padli ofiarą wszelakiej manipulacji, uczelnianej, szkolnej, medialnej, się zwracam w tym artykule.
Otwórzcie oczy i zobaczcie, ze jesteście podwładnymi dawnego komunizmu, służycie jemu broniąc go i zamykając się na fakty.
My starzy, którzy domagamy się obchodów narodowych bez happeningów, a z szacunkiem do przelanej krwi, nie mitologizujemy. Dobrze wiemy co to jest komunizm i realny socjalizm.

Spójrzcie na taką oficjalną statystykę z lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku:
Ilość śmiertelnych ofiar terroru komunistycznego:
ZSSR – ok. 20 mln (w tym zależnie od źródeł od 3 do 6 mln ofiar głodu na Ukrainie)
Europa Wschodnia (tzw. demoludy) ok. 1,5 mln osób.
Korea – 2 mln
Chiny – ok. 65 mln
Wietnam – ok. 1 mln
Kambodża – ok. 2 mln
Afganistan – ok. 1,5 mln
Kuba – brak danych
Mongolia – brak danych

To taka sucha statystyka. Te miliony nie potrafią wzruszyć, to liczby, nie widać cierpień, nie widać zmagań, nie widać bólu. Ale to jest 100 mln bólu, 100 mln męki, 100 mln męki śmiertelnej. A ile jest mln łez i męki tych, co nie umarli, a stracili swoich bliskich, tych, co wyszli z łagrów ze złamanymi szczątkami, złamanym życiem, a nieraz i złamanym sumieniem. Policzcie to sobie sami.
Sucha statystyka to nie mitologizacja i demonizacja faktów. To po prostu fakty. Tu nie ma miejsca na litowanie się nad „traumą”. Trauma, to oznacza w języku polskim nic więcej jak tylko uraz. A tu nie ma miejsca na mówienie o urazach. To jest historia, przed którą należy zgiąć kolana.
Należy zgiąć kolana przed tymi, co nie przeżyli i przed tymi co przeżyli i wyszli z łagrów i więzień, przed tymi, którzy nie dali się złamać i zostali zawsze nieugięci.
Należy zgiąć kolana przed tymi, co w ciszy domu uczyli swoje dzieci miłości do Ojczyzny i opowiadali o Katyniu.
Należy zgiąć kolana przed robotnikami z Wybrzeża i Poznania, z Ursusa i Radomia.
Mówienie o traumach i litowanie się nad nami jest uwłaczające.
Uwłaczające jest dla pamięci tych, co rozstrzelano w Katyniu, tych, co wywieziono na nieludzka ziemie, uwłacza pamięci wywożonych w kibitkach z warszawskiej Rakowieckiej na Służew, by ich tam rozstrzelać i zakopać, uwłacza pamięci ks. Popiełuszki i ks. Niedzielaka , pamięci wszystkich, zabitych przez „nieznanych sprawców”, pamięci górników z kopalni Wujek, stoczniowców z Gdańska. Uwłacza nam wszystkim, którzy żyliśmy w tych czasach, którzy staraliśmy się zachować i wychować, tym co niewinnie cierpieli i tym, co gniecieni i gnębieni nie dali się, a prowadzili życie zgodnie z sumieniem w latach 50tych, 60tych, 70tych, 80tych, a nawet do dziś.

Idźcie pod pomniki, gdzie upamiętnione są czasy i ofiary komunizmu. Idźcie złożyć kwiaty i zapalić znicze. I pamiętajcie – pomniki nie są po to, by były oglądane, a po to – by świadczyć o martyrologii. Więc idźcie raz i drugi ukłonić się czasom i sprawom, których nie rozumiecie, których macie święty obowiązek uszanować i zachować.

Maria K. Kominek OPs
13. 01. 2009

1Chce zaznaczyć na samym początku artykułu, że wszystkie dalsze rozważania dotyczą (zgodnie z moimi obserwacjami) większość pokolenia, jednak do tego pokolenia należą również ludzie, którzy w sposób zdecydowany różnią się od większości i co do których można mieć nadzieję że utworzą w przyszłości prawdziwą elitę.